lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
kierownik supermarketu w Cairns — Coles
25 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Wastin' our youth on each other that beautiful summer we lost one another, but we'll always have the soundtrack
of us fallin' into love. And I know that we can't go back but we'll always have the soundtrack.
#5

Bruno Zimmerman Jr, był człowiekiem sukcesu, a przynajmniej tak sobie wmawiał. Zatrudnili go na stanowisko kierownicze? Zatrudnili! A, że do supermarketu, to już inna sprawa. Nie narzekał jednak, bo bardzo lubił swoją pracę i ludzi, z którymi tam sobie przebywał. Tworzyli wspólnie całkiem fajną ekipę i doceniał, że nie ma tam żadnej toksycznej atmosfery, która pojawiała się w innych miejscach. A jak wiadomo, Bruno nie pracował tam dla pieniędzy, bo o te się nie musiał martwić. W razie gdyby mu brakowało miał swoją platynową kartę, z której mógł korzystać do woli przepuszczając hajs rodziców. Mało kiedy się jednak na to decydował, bo starał się jak mógł, by utrzymywać się z własnych pieniędzy. Nie potrzebował tych milionów, bo nie miał też jakiś wybitnie dużych wymagań. Na co miał te pieniądze wydawać? Na jedzenie!? Żeby być grubym!? Na to sobie nie mógł pozwolić.
Mimo tego, że Bruno pracował w sklepie to czasem się lubił odjebać, szczególnie w biżuterię. Miał mały problem z wisiorkami i pierścieniami, które zdobiły jego palce. Uważał, ze to oznaka jego książęcego pochodzenia, bo jego pra pra pra pra dziadek był księciem Bawarii. Gaia się nie chciała do tego przyznawać, bo bała się powiązania z Nazistami, natomiast Bruno wcale, by się nie obraził gdyby okazało się, że u dziadka w piwnicy jest bursztynowa komnata. W każdym razie chciał sobie kupić jakieś nowe dodatki i dlatego pojawił się u jubilera, ale aż się skrzywił gdy okazało się, że nie jest jedynym klientem, szczególnie, że nie przepadał za tą drugą klientką. - O... - mruknął - cześć Nina - zdecydowanie nie był zadowolony widokiem starej koleżanki, do której miał uraz z dzieciństwa. Postarał się jednak zachować ładnie i nawet się do niej uśmiechnął. - Urosłaś - dodał, bo dawno się nie widzieli więc chyba coś trzeba było powiedzieć.

Nina Peterson
przyjazna koala
catlady#7921
Luna- Joshua - Zoey - Ellasandra - Eric - Cece - Cat - Judith - Benedict - Owen
Studentka Farmacji — James Cook University
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#21

Nina powoli dostawała kota ze względu na tą bezczynność, brak pracy, siedzenie w domu i to jeszcze na garnuszku rodziców. Niby była przyzwyczajona do tego, że jej życie jest proste i przyjemne, że nie musi się przepracowywać lub rodzić cokolwiek. W końcu pochodziła z dobrej rodziny, miała fundusz powierniczy i nie musiała się martwić jakąś pracą, przynajmniej nie na siłę, nie w każdym momencie. Spokojnie mogła sobie pozwolić na to, by jakiś czas żyć na beztroskim bezrobociu. Jednak nie była do tego przyzwyczajona, prosto ze szkoły poszła na dość wymagające studia, po nich poszła bezpośrednio na staż do szpitala - tak więc non stop coś robiła, choć nie zawsze się przepracowywała.
Dlatego też blondynka czasem dość na siłę znajdowała sobie kolejne zadania, aby coś robić, wyjść z domu, czy zejść z oczu rodziców, którzy chuchali i dmuchali na nią jak szaleni po tym wypadku. Tylko, że ona już z niego właściwie wyszła i spokojnie mogłaby wrócić do siebie, do bycia samodzielną młodą kobietą. Jednak ona nie bardzo miała odwagę powiedzieć rodzicom, że chce wrócić do siebie - pewnie nie byłby to wielki problem dla nich, ale ona już taka była. Na szkodę własną, oczywiście.
Tego dnia na jej krótkiej liście było znalezienie prezentu na zbliżające się urodziny matki. Znała ją dogłębnie, były właściwie przyjaciółkami, które rozmawiają o wszystkim, również o sprawach osobistych, więc teoretycznie wybór tego podarku nie powinien być trudny. Jednak choć pomysł istniał, to konkretne wykonanie wcale nie było takie proste. Pierwszym miejscem, które Peterson chciała odwiedzić tego dnia, był jubiler. Oczywiście, jej matka miała jakieś brylanty czy inne diamenty w swojej kolekcji, ale nie była kimś, kto gardzi nieco tańszymi produktami, więc jakby wpadło coś w oczy Ninie, to kupiłaby to.
Przeglądała gablotki, kiedy usłyszała swoje imię. Wchodzą, widziała inne osoby, klientów ale nie interesowała się nimi. Była tutaj któryś raz, ale nie na tyle często, by właściciele czy obsługa znali jej imię, więc ciekawa uniosła wzrok, zauważając dawnego znajomego. -Bruno? Nie wiedziałam, że jesteś w mieście-powiedziała. Tak naprawdę, to nie miała pojęcia, kiedy ostatni raz widziała chłopaka... Mężczyznę. Na pewno jednak, gdy ostatni raz rozmawiali ze sobą, to ten był jeszcze chłopcem. I to takim, za którym nie przepadała w związku z tym, że w czasie szkolnych czasów nie byli żadnymi kumplami i raczej Zimmerman obracał się w towarzystwie, które nie rozumiało i nie lubiło panienki Perterson.-Cóż, nie chodzimy już do szkoły-lekko się uśmiechnęła, bo owszem, nie była już tą małą dziewczynką z dwoma francuskimi warkoczami, jak najczęściej chodziła do szkoły.

Bruno Zimmerman Jr
kierownik supermarketu w Cairns — Coles
25 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Wastin' our youth on each other that beautiful summer we lost one another, but we'll always have the soundtrack
of us fallin' into love. And I know that we can't go back but we'll always have the soundtrack.
Teraz to w sumie Bruno żałował, że był w mieście, bo nie ma się co oszukiwać, ale Nina nigdy nie była jego ulubioną koleżanką. Sam nie wiedział czemu, ale jakoś nie byli w stanie się nigdy dogadać, albo może bardziej to on nie był w stanie się dogadać z nią. Bruno był trochę dziwny i trzeba mu było to wybaczyć. To był człowiek o nie największym rozumku, a przynajmniej na takiego pozował przy innych ludziach. Starał się być takim lekkoduchem, który nie jest najmądrzejszy, bo chyba takim ludziom po prostu łatwiej się żyło, a to było dla niego dosć istotne. Nie chciał się spinać i później umrzeć na zawał w wieku 40 lat. Cenił sobie swoje zdrowie zarówno fizyczne jak i psychiczne. - Niedawno przyjechałam z Sydney... zresztą razem z Gaią. Skończyliśmy studia i wróciliśmy na trochę w rodzinne strony - wytłumaczył się i przy okazji też swoją siostrę bliźniaczkę. - Nie wiem na ile tu zostaniemy, ale na razie jest jak jest - on mieszkał na łódce, Gaia właśnie miała kupić sobie chatę więc chyba nieźle im się układało. Bruno nie narzekał, że nie miał normalnego mieszkania, głównie dlatego, że mieszkanie na łodzi było jego zachcianką. Szukał czegoś taniego, co będzie w stanie względnie utrzymać z pensji kierownika sklepu i cóż, udało mu sie znaleźć łódkę. Gdyby nie fakt, że tak bardzo uparł się na tą swoją samowystarczalność to mógłby mieć jakąś willę z basenem, ale nie... on wolał mieszkać na morzu. - Ty też widzę trzymasz się starych śmieci. Nie wyjechałaś stąd? - Nie wiedział co się z nią działo przez te wszystkie lata, nie byli znajomymi najbliższymi i się tym nie interesował. Bruno miał swoje problemy, które w jego mniemaniu były najważniejsze na świecie. Głównie były związane z jego nieszczęśliwymi miłostkami, których miał od groma.

Nina Peterson
przyjazna koala
catlady#7921
Luna- Joshua - Zoey - Ellasandra - Eric - Cece - Cat - Judith - Benedict - Owen
Studentka Farmacji — James Cook University
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Bruno może był dziwny, ale Nina również miała swoje za uszami. Zdawała sobie sprawę z tego wtedy, jak i dziś. Choć teraz była bardziej świadoma tego, że była inna i wiele osób miało prawdziwe powody, by jej nie trawić. Może teraz to bardziej rozumiała, było to dla niej jaśniejsze... Choć nigdy nie powie, że cała wina leżała po jej stronie. Może i była inna niż wszelkie inne dzieci, ale to nie był powód, aby jej nie lubić, czy wyśmiewać!
Choć blondynka starała się raczej nie żywić urazy obecnie za to, co ktoś robił kilka, czy wręcz kilkanaście lat temu. U niej Zimmerman miał czystą kartę i to, że się kiedyś nie rozumieli, nie musiało powodować, że teraz powinni się dla pewności omijać szerokim łukiem! Oczywiście, istniała spora szansa na to, że dalej się nie będą lubili, ale nie znaczyło to, że nie mogą powiedzieć sobie cześć i porozmawiać o pogodzie! Przecież nikt nie spodziewał się, że zostaną teraz przyjaciółmi, albo prosto z marszu będą rozmawiać o tym, co leży im na wątrobie!
-O! dobrze wiedzieć....-powiedziała, bo jakoś z Gaią zawsze się lepiej dogadywała, choć ich relacje też nie były idealne. Wiedziała, że mnóstwo osób z ich liceum wyjeżdżało do innych miast, a nawet krajów, aby studiować. Czasem wracali częściej, czasem niemal wcale, to chyba było normalne dla mieszkających w mniejszym miasteczku, chcących się usamodzielnić i być prawdziwymi dorosłymi, mieszkańców. -Czasem fajnie odwiedzić stare śmieci? Udało się wam ominąć burze i wichury, więc spokojnie możecie korzystać z turystycznych walorów okolicy-zaśmiała się. Cóż, na pewno nie powinna była pracować w informacji turystycznej Golden Coast, na szczęście nawet nie planowała. Myślała nad zmianą kariery, ale na pewno nie na taką. Chciała znaleźć coś, w czym byłaby lepsza, a nie gorsza! -Nie, studiowałam farmacje w Cairns, teraz mam tam staż w szpitalu. To znaczy miałam.... To znaczy, mam teraz przerwę-zaczęła się trochę mieszać, bo w sumie nie wiedziała co dokładnie powiedzieć o swojej sytuacji. Wciąż była na zwolnieniu lekarskim po wypadku, choć pozbyła się już gipsu, czy innych atrybutów i nie musiała się z tego tłumaczyć.-Mam mieszkanie tutaj w Lorne-dodała, choć było to zbędne. Bruno wiedział z jakiej rodziny pochodzi i nie musiał się nawet dwa razy zastanowić, czy to państwo Peterson zapłacili za to mieszkanie, czy nie. Wiadomo było, że tak!

Bruno Zimmerman Jr
komisarz, dowódca oddziału — australian federal police
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

Komisarz Crane owszem, miewał wiele swoich dosyć niestereotypowych metod pracy, ale rzadko która zmuszała go do aktywności zawodowej poza minimum, które w każdym jednym miesiącu określał jego grafik. Lata spędzone już w policji zdążyły wpoić mu przekonanie o tym, że nie doczeka się choćby złamanego dolara za czas wolny, który musiał poświęcić na pracę, więc wnioski były proste. Nie poświęcał. Zdarzały się jednak takie działania, które chciał od tej swojej roboty zostawić możliwie jak najdalej i wtedy prędko zmieniał podejście - w imię zasady, że tylko krowa nie zmienia swojego zdania - i potrafił się gdzieś, czasem pofatygować. Szczególnie chętnie, jeśli przychodziło mu zbierać żniwa tego, co wcześniej sam w jeden czy drugi interes włożył. Dzisiejszego dnia postanowił więc wykorzystać właśnie jedno takie źródełko, wyeksploatowane co prawda już całkiem solidnie, ale nadal działające dynamicznie.
Dużo wody nie upłynęło do momentu, kiedy wchodził do budynku miejscowego jubilera. W klasycznym stylu Vinniego Crane, czyli jak do siebie, bez żadnego dzień dobry czy innego pocałuj mnie w dupę. Wystarczyło jedynie kilka kroków, aby znaleźć się w samym środku całego tego zamieszania. Świecidełka otaczały go z każdej strony, na sprawiających wrażenie wystawkach, tak nęcące, tak kuszące, że zwabiły do siebie nawet pana policjanta. W normalnych okolicznościach udawałby, że wcale to to nie interesuje, ale dziś wybrał sobie taki moment, że kiedy wszedł do sklepu był w jego części sprzedażowej sam. Przesuwał nogami krok za krokiem, mijając kolejne witryny i kiedy wydawało mu się że obejrzał już wszystko, zdał sobie sprawę z tego że nadal nie udało mu się zainteresować jakiegokolwiek pracownika tego miejsca, więc ponownie wrócił na sam środek sklepu, ściągnął nogi ze słyszalnym tupnięciem, w wojskowym stylu i wcisnął dłonie w kieszenie swoich spodni. Miejsce nie wyglądało na żadną spelunę czy inny lokal o mocno podejrzanej reputacji, jednak wolał niczego nadmiernie nie dotykać.
Postanowił w końcu zwrócić na siebie uwagę, głośno nawołując:
- Monroe! - aż samo cisnęło się na usta by w gówniarskim stylu dodać ty chuju, ale to chyba ta wyjątkowo stylowa bomberka od Prady powodowała, że zamierzał być dzisiaj człowiekiem wysokiej kultury. Rozejrzał się jeszcze raz, mocniej wychylając się w stronę jakiś pomieszczeń socjalnych, z których rzeczony gość - lub jakiś inny pracownik tego miejsca - powinien się w tej chwili wychylić. Kurwa, wynieśliby typowi pół sklepu a on by sobie na zapleczu nadal walił w najlepsze konia, nieniepokojony posiadaniem jakiegokolwiek sklepu. Biznesmen, kurwa mać. Z Koziej Wólki.
- Czy ty, kurwa, właśnie udajesz że cię nie ma?! - wydarł się w jedynym kierunku, w jakim mógł znajdować się jego rozmówca. - Ja nie mam czasu na takie podchody, nie każ mi się wyciągać z tej nory - na koniec omal żałośnie nie stęknął, bo może i faktycznie to on był nadal tą stroną, która przychodziła tutaj w interesach, ale to Saul miał się nadal przed nim pokornie korzyć w uznaniu dla łaski, jaką nadal go obdarzał, trzymając pewne papiery schowane w mocno bezpiecznym miejscu. Czy to był szantaż? Może i owszem, ale dopóki przynosił Vinniemu wymierne owoce, nie zamierzał zabijać kury znoszącej złote jaja
Choć nie, żeby z ewentualnym mordem miał mieć jakikolwiek problem.
the love butcher
maruda
właściciel sklepu i inne przyjemności — Obsidian Heart
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
stylówka

Saul rzeczywiście był teraz w sklepie sam - jego pracownik się spóźnił, a on miał na głowie sporo roboty: musiał ogarnąć wszystkie papiery i inne rzeczy. Starał się mieć oko na sklep; i miał je, dlatego od razu zauważył z zaplecza, kto tu wlazł. Ten raczej go nie okradnie (zresztą wszystko było ubezpieczone, a wszędzie były alarmy kamery: włam do jubilera to jednak nie jest łatwa rzecz), a Saul nie miał większej ochoty z typem rozmawiać, więc miał nadzieję, że Vinnie poogląda świecidełka i weźmie dupę w troki. Jeśli chciał coś kupić (wątpliwe), to Monroe nie był jedynym jubilerem na świecie, niech więc koleś idzie sobie gdzieś indziej.
- Kurwa - stwierdził pod nosem, kiedy ten zaczął nawoływać go po nazwisku. Rzucił wreszcie papiery do szuflady, zamknął ją na klucz i wyszedł do policjanta, patrząc na niego z góry, niezbyt przychylnym wzrokiem.
- Czego? - zapytał grzecznie - Nie właź mi za ladę, tu nie wolno, cofnij się - zażądał, podchodząc na tyle blisko gliniarza żeby ten jednak raczył się wycofać - Czym mogę szanownemu panu służyć? Jakiś pierścioneczek dla narzeczonej, obrączka dla narzeczonego...?
Poruszył brwiami, wykrzywiając usta w parodii uśmiechu. Nie znosił tego typa: szantażował go już od kilku lat, wciąż twierdząc, że coś na niego ma. I miał, faktycznie, dlatego trzymał Saula za mordę i wyciągał od niego informacje - dostał ich już zdecydowanie więcej, niż to było warte, ale Monroe nie chciał iść za kraty; zwłaszcza teraz, gdy próbował zacząć normalne życie i stać się porządnym obywatelem.
Dlaczego, do diabła, całe gówno spływało do niego akurat teraz, niemal jednocześnie? Najpierw Dick, który po latach nagle się objawił, zażądał koki i stwierdził, że Saul nigdy nie będzie porządny, bo ma szlam we krwi (nie tymi słowami, ale sens ten sam), a teraz jeszcze ta gnida z odznaką... Na pewno nie przyszedł czegoś kupić, skurwiel. Jego widok zawsze podnosił Saulowi ciśnienie - teraz też.

Vinnie Crane
komisarz, dowódca oddziału — australian federal police
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

Vinnie Crane był jednostką, która cholernie mocno nie lubiła się powtarzać. Kolejną rzeczą z listy tych, za którymi nie przepadał, było dyktowanie komukolwiek zasad (w myśl tego, że sami powinni być ich odpowiednio domyślnie). I nagle poczuł, fizycznie zdawało się wręcz, taką irytację, że najchętniej w bardziej dobitny sposób przypomniałby temu niesłownemu gnojowi, kto w tym układzie grał pierwsze skrzypce. Był tu jednak prywatnie, na dodatek spranie plam krwi z tej jego całej fancy stylówki też pewnie generowałoby zdecydowanie zbyt dużo niewygodnych pytań, postanowił wręcz odkopać wszystkie znane mu techniki relaksacyjne i po nocnym wywróceniu oczami mruknął tylko:
- Grzeczniej, kurwa, grzeczniej - i mimo zapewnień gospodarza o tym, jak to rzekomo nie wolno wchodzić za ladę, stał tam nieprzerwanie. Wcisnął dłonie w kieszenie spodni i obrzucił go jedynie nienawistnym spojrzeniem. - Bo kolegami to my raczej nie jesteśmy - dodał jeszcze jako wytłumaczenie dla swojego uporu w temacie zmiany miejsca, i nawet złośliwie zrobił jeszcze dwa czy trzy kroki w jego stronę. Zatrzymał się dopiero w momencie, w którym mógł oprzeć się o jakiś wolny fragment ściany - może był ostatnią gnidą, ale tej skomplikowanej wystawki świecidełek nie zamierzał mu psuć - i po tym jak głośno westchnął (w myślach znowu odliczając najpewniej do miliarda, we wszystkich znanych mu na dodatek językach) dodał jeszcze: - A te zaczepki rodem z piaskownicy to nie do mnie piękny królewiczu, nie do mnie - nawet zacmokał z pewnego rodzaju zdegustowaniem. Nie, żeby Vinnie Crane nie był człowiekiem towarzyskim czy postępowym, jego tolerancja miała się dobrze (zwykle poza pracą), jego akceptacja dla wszelkich zachowań również, był jednak tak mocno zacietrzewiony w tym swoim towarzystwie pełnym gnojków z takiej samej fabryki co i on, że jednak ewentualne sugestie dotyczące tego, że z całego świata mógł preferować chłopców, wkładał raczej do pojemnego wora z napisem obelgi. Saula mocno tego dnia musiały swędzieć zęby.
- W ten piątek w Brisbane pojawi się dostawa chrzczonego towaru z zachodniego wybrzeża. Kto ściąga to gówno i jak wiele razy zdążyłeś mu już obciągnąć? To pierwsze oytam dla kolegi - zaśmiał się w głos, najwyraźniej jednak i jemu udzielił się ten perfidny styl obrzucania drugiej strony zaczepkami rodem z późnej podstawówki. Miał trochę wrażenie, że Saul od tamtej chwili niespecjalnie zdążył dorosnąć i zatrzymał się mentalnie na poziomie nastolatka, z drugiej strony musiał jednak przyznać, że wcale a wcale faceta nie zna i tak właściwie to nawet nie ma prawa z niego drwić. - Uprzedzając pytania, nie przychodzę tutaj żebyś strzelał z ucha, choć muszę przyznać, że z tą konfidentką to akurat ci mocno do twarzy. Pytam o powiązania z tym pajacem, co lubi babrać się w takim gównie, bo chciałbym, żeby po mieście rozeszła się informacja o tym, że towar jest brudny jak prostytutka po Mardi Grad - mówił gdzieś w eter, jakby zupełnie pomijając obecność Saula w tym samym pomieszczeniu, po czym jednak postanowił chociaż udać zainteresowanego tym, w jakim sklepie się znajduje i przechylił się odrobinę, przyglądając obrączkom. - Pierdolony kaganiec - mruknął w komentarzu i mówił dalej: - Czy wystarczająco jasne stało się, że tą wieść puścisz w miasto ty czy jeszcze bardziej bezpośrednio mam to powiedzieć? - z tymi informatorami przecież to nigdy nie było wiadomo na czym się do końca stoi.
the love butcher
maruda
właściciel sklepu i inne przyjemności — Obsidian Heart
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Zacisnął zęby, patrząc na niego wrogo. Tak, ten dupek miał nad nim pewną władzę, mógł z nim zrobić wiele rzeczy biorąc pod uwagę, jak wielkiego miał haka na Saula i że go szantażował, chociaż (jak zwykle w przypadku szantaży) Monroe już dawno z nawiązką zapłacił za jego milczenie. To jednak nie zmieniało faktu, że Saul nie życzył sobie łażenia mu za ladą, gdzie miał prywatne rzeczy i pieniądze. Może i nie podejrzewał akurat tego konkretnego gliny o okradanie go, ale wszystko jedno: to był jego sklep, jego teren, a ten skurwysyn z rozmysłem po nim deptał, pokazując swoją wyższość. Monroe miał ochotę go uderzyć. Nie cofnął się jednak, gdy mężczyzna się do niego przybliżył o tych kilka kroków; jedynie jego oczy pociemniały, a spojrzenie stało się bardziej drapieżne.
- Wypierdalaj mi zza lady - warknął, zaciskając pięści i jedną z nich opierając o blat, żeby przypadkiem rzeczywiście się na niego nie rzucić - panie nie-kolego.
Miał wielką ochotę wziąć go za fraki i przeprowadzić na drugą stronę kontuaru; powstrzymał się tylko dlatego, że to był pieprzony gliniarz, który miał nad nim większą władzę, niż Saul by sobie życzył. Wkurzało go to niezmiernie, zwłaszcza teraz, kiedy próbował wyjść na prostą i zapomnieć o swoim poprzednim życiu. Już dawno nic nie ukradł, dawno nie sprzedał nic poza koką (a i to po znajomości) i chciał, żeby tak pozostało: teraz starał się być porządnym obywatelem, przykładnym biznesmenem, odpowiednim partnerem i wzorowym bratem. A ta gnida mu tylko psuła krew swoimi cudownymi objawieniami znienacka, w zupełnie przypadkowych miejscach i momentach saulowego życia - i zawsze czegoś chciała.
Poruszył brwiami słysząc pytanie o obciąganie.
- Tylko o pierwsze pytasz dla kolegi? To, ile razy temu komuś obciągnąłem jest już w twoim osobistym kręgu zainteresowań? Ciekawe...
Skrzywił się słysząc, że "z konfidentką mu do twarzy". Nie cierpiał donosić i nie zrobiłby tego, gdyby nie musiał, żeby chronić samego siebie - choć i tak zwykle próbował lawirować tak, żeby powiedzieć czy zrobić jak najmniej (przy okazji również chroniąc własny tyłek, bo przecież nikt nie lubił donosicieli).
- Nic nie wiem o żadnym towarze, chrzczonym czy nie - prychnął, nie do końca zgodnie z prawdą, bo mimo, że faktycznie chciał się wycofać z interesu, to interes nie wycofywał się z niego i czasem docierały do niego informacje - i nie mam żadnych kontaktów. Skończyłem z tym, jak widzisz i teraz prowadzę sklep jak przykładny obywatel. Jestem czysty.
To też nie była prawda, bo faktem było, że ćpał coraz rzadziej, ale jednak czasem mu się to zdarzało i zawsze doskonale wiedział, skąd wziąć towar.
Nie skomentował uwagi o kagańcu, choć coś go zabolało w sercu, gdy to usłyszał - w żadnym wypadku ten komentarz nie dotyczył jego osobiście, o czym doskonale wiedział, ale reakcja jego organizmu była mimowolna i poza jego kontrolą. Sukinsyn trafił akurat na ten moment w życiu Saula, kiedy działo się bardzo dużo w najbliższych kręgach rodzinnych. Najstarszy brat planował wreszcie ślub, on sam był coraz bardziej zakochany; zresztą zawsze marzył o jakiejś szczęśliwej miłości i zdrowym związku, pozbawionym przemocy jak małżeństwo jego rodziców. Chciał być w końcu przez kogoś kochany i wiele wskazywało na to, że to się spełniło. On nie postrzegał małżeństwa w kategoriach uwięzi i ucieszyłby się, mogąc wziąć ślub z kimś, kogo by kochał.
- Nie puszczę nic w miasto - oświadczył - jeśli bym to zrobił, miałbym przejebane. Nie będę nikomu psuł interesów, sam sobie rozpuść wieść, to przecież nietrudne.
Zdecydowanie nie miał ochoty ryzykować własną głową, że ktoś się dowie, że to on i po nitce dojdzie do kłębka, kto robił dealerom koło pióra; tym bardziej, że podejrzewał, że może tu chodzić o Kolumbijczyków. Monroe bał się braci Delgado.

Vinnie Crane
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.
stylóweczka

Od dnia, w którym ksiądz i Saul się poznali, minął już jakiś czas. Przez te kilka tygodni widywali się dość regularnie i często; czasem u Saula, czasem u Leonardo, a czasem sklepie jubilerskim należącym do Monroe'a. Mimo że Leo wiedział, że nie jest w stanie zdziałać cudów, to jednak miał wrażenie, że z czasem Saulowi się poprawia - częściej się uśmiechał, zdawał się nie widzieć już swojego życia w czarnych barwach i wydawało się, że powoli wychodzi z tego mroku, w którym wcześniej z lubością się zatapiał. Williams mu się nie dziwił, w pełni rozumiał jego ból i rozżalenie, więc słuchał go zawsze, gdy Saul miał potrzebę się wygadać, wspierał go, służył radą i był naprawdę zaangażowany w to, żeby mu jakoś pomóc. Zależało mu na nim, nawet jeśli poznali się stosunkowo niedawno; coraz częściej łapał się na tym, że nie może sobie wybić z głowy jubilera i jego pięknych, błękitnych oczu. Zapewniał też Saula wielokrotnie, że cokolwiek by się nie działo ten może do niego przyjść albo zadzwonić, nawet w środku nocy. Miał nadzieję, że ten wierzy w jego szczerze chęci, przynajmniej w jakiejś części.

Tego dnia przyszedł do sklepu Saula, wchodząc już jak do siebie i niemal od razu kierując swoje kroki w stronę znajdującego się akurat w koszyczku maleństwa.

- Cześć, księżniczko - uśmiechnął się do niej wesoło i gdy tylko wyciągnęła do niego pulchne rączki, śmiejąc się radośnie, wziął ją na ręce. Dopiero z dzieckiem na rękach podszedł do Saula, którego przez krótką chwilę nie miał w zasięgu wzroku; być może akurat poszedł na chwilę na zaplecze, kto wie. - No hej - uśmiechnął się do niego ciepło, leciutko "hopsiając" małą przy okazji. Dziewczynka wyglądała na zadowoloną, bo wciąż cieszyła swój słodki pyszczek; pokochał ją praktycznie z miejsca, gdy tylko pierwszy raz ją zobaczył i bawił się z nią kiedy tylko mógł. Ale nie, to nie było tak, że przychodził tylko do niej, skądże: przede wszystkim odwiedzał Saula, a maleńka była słodkim dodatkiem do tych spotkań.

- O której dzisiaj kończysz? - oparł się biodrem o ladę sklepową, gładząc małą po plecach.

Saul Monroe

/ rozumiem, że gra już nieaktualna, więc przejmuję <3

właściciel sklepu i inne przyjemności — Obsidian Heart
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
stylówka

Rzeczywiście przy Leo Saul czuł się coraz lepiej. Starał się nie myśleć o tym, co się ostatnio wydarzyło w jego życiu, próbował przejść nad tym do porządku dziennego i żyć teraźniejszością, nie przeszłością. Próbował się skupiać na tym, co miał do zrobienia, na pracy, Isli i planach na przyszłość - przede wszystkim o tym, jak zwrócić księdzu pieniądze za sklep. Leonardo uparł się, że da mu pieniądze na zwrot Klausowi, co Saul niechętnie, ale wreszcie przyjął (no, powiedzmy sobie szczerze: nie bardzo miał wybór, bo ksiądz był w tym temacie bardzo stanowczy), tym bardziej, że faktycznie wolał mieć dług u kogoś, kto był mu życzliwy, niż u kogoś, kto zmieszał go z błotem i niemal doprowadził do samobójstwa. Natychmiast więc przelał te pieniądze na konto, z którego dostał je od Wernera i musiał przyznać, że mocno mu to ulżyło. Podobnie zresztą, jak przeniesienie dzisiaj pozostałych rzeczy Klausa pod dom jego wujostwa - fakt, że patrzenie na nie było dla niego istną katorgą, bo natykał się na nie wszędzie w swoim domu, a każdy widok jego koszuli, paska czy błyskotki sprawiał, że jego serce znów krwawiło. Nieraz siedział albo leżał, tuląc do siebie jego sweter i płacząc; nie mógł się uspokoić i uwolnić od myśli, że to wszystko przecież mogło się potoczyć zupełnie inaczej, że mogli się nie rozstawać, gdyby tylko Saul więcej widział, gdyby zwracał większą uwagę na potrzeby swojego ukochanego. Gdyby tylko więcej z nim rozmawiał... Gdyby nie wziął Isli.
Nie, nie mógłby jej nie wziąć do siebie. Nieraz zastanawiał się nad sobą, nad tym, czy w ogóle istniałaby taka możliwość, ale nie, nie istniała - znienawidziłby samego siebie, gdyby się nią nie zaopiekował i porzucił ją na rzecz chłopaka, który - jak się później okazało - zdradzał go i okłamywał pod wieloma względami.
Dzięki Leo jednak powoli stawał na nogi i był mu za to naprawdę niesamowicie wdzięczny. Miał w głowie wątpliwości, czy powinien aż tyle od niego brać, czy powinien mu się w ogóle żalić i czy powinien płakać mu w rękaw (co zdarzyło mu się ze dwa czy trzy razy): ostatecznie ksiądz nie musiał tego wszystkiego wysłuchiwać, a Klaus... Może Klaus miał trochę racji? Że Saul nie widzi nic poza sobą samym i swoimi potrzebami? Że skupia się wyłącznie na tym, co u niego jest dobrze lub źle, ale nie interesuje się tym, co przeżywa ktoś inny? Jemu samemu wydawało się, że tak nie jest, ale może...? Może po prostu nie był tego świadom, dlatego też kilka razy już pytał Leo, czy wszystko w porządku, czy ma prawo w ogóle mówić o sobie, czy Leo nie chce mu o czymś opowiedzieć, czy nie potrzebuje w czymś wsparcia - o wsparcie pytał chyba nieco zbyt często. Nieraz też dopytywał, czy ksiądz na pewno chce się zajmować małą i podkreślał wielokrotnie, że on nie musi tego robić, jeśli nie chce. Monroe nie ufał sobie i nie ufał w to, że zapewnienia Leo co do tego, że wszystko gra, są prawdą.
W momencie, gdy ksiądz przyszedł do sklepu, Saul akurat był na moment na zapleczu - w drzwiach był zamontowany dzwonek, więc i tak wiedział, kiedy ktoś wchodził, a poza tym na zapleczu były ekrany monitoringu, więc właściciel wszystko widział. Nie było możliwości, żeby przez parę sekund coś złego się stało jego córce.
- Hej - uśmiechnął się na widok mężczyzny, mając ochotę się do niego przytulić na powitanie. Powstrzymał się jednak - nie byli na takim etapie znajomości - Nie wiem, jestem tu od rana, bo jeden z pracowników mi się rozchorował, ale nie wiem, czy niedługo nie zamknąć. Nie mam kogo tu zostawić, więc jeśli nie zamknę wcześniej, to do dwudziestej pierwszej, ale... hm. W każdym razie jeszcze chwilę tu posiedzę, póki nie umarłem. Dłubię sobie coś w srebrze, więc nie jest źle. Uznałem, że skoro dziś jestem sam, to nie będę się zajmować księgowością w stopniu większym, niż absolutne minimum, a zamówienia zrobię jutro. A dlaczego?
Niby spotykali się od jakiegoś czasu (na stopie koleżeńskiej, jak Saul zapewniał sam siebie, wybijając sobie z głowy wszelkie wyobrażenia), ale wciąż Monroe nie był przyzwyczajony, że Leo chce spędzać z nim czas.

Leonardo Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.

Jeśli tylko Saul wyrażał na głos swoje wątpliwości co do zakończenia relacji z Klausem (że mogło potoczyć się inaczej, że bardziej mógł dopytywać, że mógł nie brać Isli itp.) to Leo obrzucał go stanowczym spojrzeniem i jak mantra powtarzał wszystko to, co powiedział mu podczas poprzedniej rozmowy, zapewne dorzucając jeszcze jakieś inne fragmenty o tym, że Klaus przecież nie był pięciolatkiem, którego trzeba non stop pytać o to, czy aby na pewno czuje się w porządku z tym, że w domu jest drugie dziecko - bądźmy szczerzy, nawet spora część dzieci nie potrzebowałaby takiego dopytywania się, bo potrafiły rzeczowo odpowiedzieć na zadawane pytania, a nie mącić, zwodzić i udawać, że wszystko jest fajnie i pięknie. To jak Klaus potraktował Saula było dla Leonardo poniżej wszelkiej krytyki i być może nawet zdarzyło mu się parę razy użyć wulgarnych słów, gdy po raz setny musiał odwodzić Monroe'a od myślenia o sobie jako o jedynym winnym, zawsze jednak te wulgaryzmy skierowane były w stronę otoczenia, Klausa i innych osób dramatu, ale nie wobec samego Saula. Naprawdę nie myślał o nim źle i to wcale nie tak, że uważał go za niewiniątko, które nikomu nie wyrządziło nigdy żadnej krzywdy, bo nie był zaślepiony (aż tak) jego anielskimi oczkami - po prostu, zupełnie serio, uważał, że w całym tym pożal się Boże konflikcie akurat Saul zrobił najmniej krzywdy innym osobom.

Za każdym też razem, ilekroć był o to pytany, zapewniał, że chce zajmować się małą, że nie przeszkadza mu jej towarzystwo i że lubi się z nią bawić, bo to również była prawda. Nie miał powodów kłamać w tej materii. A czy Saul był trochę zapatrzony w siebie, swoje problemy i widział tylko czubek własnego nosa? Aż tak daleko by się nie posunął w tym twierdzeniu, chociaż fakt, że dużo o swoich problemach i wątpliwościach mówił, ale może to i lepiej, bo im więcej tego z siebie wyrzucał, tym większa szansa, że szybciej mu się polepszy. Starał się też nie dawać po sobie poznać, że mógłby mieć ewentualnie dość słuchania o Klausie, bo w sumie jakie miał prawo, żeby pokazywać swoją irytację? Jeśli się więc złościł na zbyt dużo Klausa w ich rozmowach, to wyładowywał to inaczej, w zaciszu czterech ścian, nigdy przy Saulu. Ostatecznie był księdzem, więc nie miał prawa odmawiać mu tego, że potrzebował się wyżalić i wypłakać. Pocieszał zawsze najlepiej jak umiał, słuchał uważnie, nie przerywał i po prostu był, służąc piwem, chusteczkami i ramieniem do wypłakania.

Wzruszył lekko ramionami, zerkając na Saula i wciąż zabawiając małą, która aktualnie zaciskała pulchną rączkę na jego palcu, śmiejąc się i gaworząc coś po swojemu.

- Pomyślałem, że moglibyśmy gdzieś wyskoczyć, chociażby posiedzieć na plaży w jakimś cieniu. Ty byś odpoczął od sklepu, ja od kościoła, a mała by trochę pozwiedzała przy okazji.- uśmiechnął się do niego ciepło. - Jeśli więc możesz zamknąć wcześniej i jeśli masz ochotę na odrobinę mojego towarzystwa, szumu fal i trzepotu ptasich skrzydeł, to chętnie was gdzieś zabiorę.

Saul Monroe

ODPOWIEDZ