lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Numer gdy potem, jak ogarnę <3

Z własnej woli do miasta nie przychodziła prawie nigdy, chyba, że było to ostatecznością lub ktoś ją o to poprosił. Osób, które w ogóle coś by od niej chciały było niewiele, więc nie zdarzało się to zbyt często, ale kiedy już miało miejsce, Divina nigdy nie odmawiała. Fakt, że nadal odczuwała skutki pobicia nie przeszkodził jej w pomocy proboszczowi, który w ramach kościelnej zbiórki dostał czek od zamożniejszej rodziny, ale sam - zgodnie z tym co mówił - nie miał kiedy go zrealizować, więc wysłał z nim Norwood, ufając jej na tyle, by wiedzieć, że pieniadze będą z nią bezpieczne. Czuła się przy tym niepewnie, jak nigdy, bo po pierwsze nie zwykła do nawet normalnych, a co dopiero większych sum pieniędzy, a po drugie teraz, gdy na jej poliku rozciągał się siniak i chodziła nieco pokracznie, ludzie gapili się nawet bardziej, niż zwykle, plotkowali nawet śmielej. Niektórzy szturchali się i wskazywali ją palcami, a na ich twarzach nie było wpółczucia, czy nawet obojętności, a zwykłe rozbawienie. Jakby fakt, że mogła zostać napadnięta był wybornym żartem, anegdotą na przyszłe spotkania towarzyskie.
W banku starała się jednocześnie zajmować kolejkę i stać na uboczu, więc kilka osób korzystając z tego, że nic nie powie, ignorowało ją wpychając się do przodu. Po prostu przyciskała do ciała fragment zmechaconego swetra, pod którym ukryła kopertę i stała jak ten posąg, udając, że nie widzi nic, a może raczej to inni nie widzą jej. Trwała w tym przekonaniu długi czas, aż nagle nie stało się coś, czego przewidzieć nie mogła, ale co na pewno nie będzie działało na korzyść jej niechlubnej sławy. Huki, hałas, jakby świat nagle przyspieszył. Wpadli jacyś zamaskowani ludzie, krzyczeli wymachując bronią, żeby padnąć i większość postąpiła za ich namową, wzniecając w powietrze panikę, jaka emanowała prawie z każdego tu zgromadzonego. Poza Diviną... bynajmniej nie dlatego, że była taka odważna. Po prostu nigdy nie czuła się częścią tłumów, zawsze żyła z boku, jako obserwator i teraz, kiedy ten jeden raz na przysłowiowy ruski rok zdecydowała się wyjść do ludzi, nie zrozumiała, że może wypadałoby robić to co oni. Stała tylko i patrzyła, nawet nie mrugała, a pierwszą myślą, jaka w końcu zakwitła w jej głowie, nie było to by szybko się kłaść, ale nadzieja, że może tym razem się uda, może tutaj wszystko się skończy... ale co jeśli jej klątwa znów odbije się na innych? Co jeśli przez jej pojawienie się w banku ktoś zginie? Serce przyspieszyło, źrenice rozszerzyły się i nim zrobiła cokolwiek, jeden z bandytów ją zauważył, krzyczał, warczał wręcz, ale nie rozumiała. Nie potrafiłaby go posłuchać i miała szybko za to oberwać po raz pierwszy. Cios w skroń wymierzony jakąś bronią, chociaż nie była pewna. W jednej chwili przed oczami zrobiło jej się ciemno, a po pierwszym ukłuciu bólu przyszło kolejne, gdy z impetem opadła na ziemię. Czuła jak ulatuje z niej życie i przez chwilę naprawdę sądziła, że to już koniec. Powieki miała zamknięte, mięśnie niezdolne do ruchu, ale zamiast przenikliwej ciszy, wciąż docierały do niej odgłosy napadu. Zamiast osunąć się w ciemność, rozchyliła powieki, chociaż trwała gdzieś między przytomnością, a zawieszeniem. Poczuła coś ciepłego płynącego po twarzy, ale nie potrafiła unieść dłoni, z resztą była pewna, że to krew... wydawało jej się, że widzi to wypisane w oczach mężczyzny, który leżał przy niej.

Rufus Winthrop
posterunkowy — lorne bay police station
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
od sześciu lat w Lorne i też od tylu zajmuje stanowisko zwykłego posterunkowego, próbując w sobie zdusić przynajmniej część ambicji na coś "więcej". należy do NA, żyje aktywnie, ma dwa psy i... syna, którego nigdy nie poznał
  • dziewięć
Rufus bank odwiedzał w ostatecznej ostateczności. Obecnie już prawie wszystko dawało się załatwić przez internet i zazwyczaj to z takich udogodnień czynił użytek. Z gotówki korzystał rzadko, wypłatę dostawał wprost na konto, kredytów żadnych nie brał... przynajmniej do tej pory. Bo to właśnie myśl o ewentualnej pożyczce dziś go do tego miejsca przywołała. Co prawda i w tym mogła go wyręczyć aplikacja, ale jednak sprawa była zbyt poważna, by wszystko powierzać sieci. No i też chodziło mu głównie o rekonesans - chciał póki co wiedzieć, jaką zdolność kredytową w ogóle ma, ile ewentualnie bank jest w stanie mu pożyczyć, na jakich warunkach i tak dalej. Od tego zależała jego przyszłość na jakiejś farmie...
Był już przy odpowiednim okienku i nawet zaczął przedstawiać miłej pani po drugiej stronie, z czym do niej przyszedł, gdy to się stało. Krzyki, żądania, machanie bronią. Z napadami na bank już miał styczność jako policjant, jeszcze w Perth, ale nie od strony przypadkowego świadka. Mimo wszystko zareagował od razu, padając na ziemię i ustawiając się tak, by mimo wszystko mieć dobry widok na całą salę i poruszających się po niej zbirów. Dopiero wtedy pojawił się strach. Chociaż była to jedna z ostatnich rzeczy, jakich spodziewał się doświadczyć w Lorne Bay, cała akcja nie wydawała się głupim żartem. Broń wyglądała legitnie, a zamaskowani złodzieje zdawali się wiedzieć, co robią. Cholera. A czy on wiedział? Najpierw musiał się zorientować, czego właściwie chcieli. Chodziło tylko o kasę z bankowego sejfu? Czy może o wzięcie zakładników? Potem...
Ciąg myśli przerwały mu kolejne krzyki jednego z bandziorów. Ktoś wciąż stał, jakaś kobieta - może była w ciąży albo była niesłysząca, pomyślał w pierwszej chwili. Nim ktokolwiek zdołał coś zrobić, pomóc jej, przekonać, by położyła się jak wszyscy na posadzce, cios już zdążył ją dosięgnąć. I to na tyle silny, że nawet Rufus wzdrygnął się mimowolnie. Niestety nawet wtedy nikt wokół niej nie pospieszył do pomocy. Winthrop nie potrafił jej tak zostawić. Jako policjant może nie powinien się wychylać, trzymać z boku, reagować tylko w odpowiednich momentach, dać znać jakoś znać kolegom z posterunku, którzy miejmy nadzieję byli już w drodze, jak wygląda sytuacja od środka i doprowadzić do tego, by nikomu nie stała się krzywda... Ale krzywda już się stała. I nie zamierzał odsuwać się od niej, jak zdawała się robić cała reszta skulonych na podłodze osób.
Powoli przeczołgał się w stronę zranionej kobiety i przyjrzał się jej ranie na skroni. Nie wyglądała najlepiej, ale dopóki nieznajoma miała pozostać na ziemi i nie narażać się na kolejne ciosy, żadne poważne konsekwencje jej raczej nie groziły. Może poza blizną. Nie umknął jego uwadze również zdecydowanie nienowy siniak na jednym z jej policzków, ale ten w tej chwili nie stanowił jakiegokolwiek zagrożenia, więc go zignorował. Przez moment zastanowiło go tylko możliwe powiązanie między nim, a reakcją (czy raczej jej brakiem) ze strony reszty ofiar napadu...
Gdy otworzyła oczy i złapała jego spojrzenie, Winthrop posłał jej blady, ledwo widoczny uśmiech, a potem przysunął palec wskazujący prawej ręki do ust. Będzie ok, tylko bądź cicho i się nie wychylaj, zdawał się mówić bez słów i miał nadzieję, że właśnie taką wiadomość kobieta odczyta z jego gestów. Zaraz po tym sięgnął - czy raczej spróbował sięgnąć - do kieszeni spodni, by wyciągnąć chociaż czystą chusteczkę, którą nieznajoma mogłaby docisnąć do otwartej rany, ale nagle znów otworzyły się wrzaski, groźby i wycelowana broń mężczyzny, który chwilę temu uderzył leżącą obok kobietę. Jak zwykle do pilnowania świadków musiał zostać oddelegowany najbardziej agresywny z typów... Cholera. Rufus ułożył się znów płasko na ziemi, twarz obracając w kierunku dziewczyny i unosząc nad głowę otwarte dłonie. I tyle z jego niewychylania się. Cholera. Cholera. Cholera. Czemu jeszcze nie było słychać policyjnych syren?!

Divina Norwood
Rufus Winthrop
ejmi
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Chyba tak będzie już zawsze... gdzie się nie pojawi, tam do głosu będą dochodziły strach, agresja, ból, a nawet śmierć. Widziała już na wstępie jak ludzie się od niej odsuwali, a potem rozpętać miało się piekło i chociaż jej myśli stanowiły aktualnie dość chaotyczną mieszaninę pojedynczych wątków, wiedziała na pewno jak to się skończy. Co by nie było, wiele z tych osób przypisze winy za całe zajście Divinie. Oskarży ją o ten wypadek, wzmocni tylko plotki o tym, jakoby organistka z parafii była przeklęta. Ona sama także miała się w tym tylko utwierdzić, wyczuwając pogardę, jaka emanowała z tu zebranych i dociskała ją do chłodnej posadzki na której teraz leżała. Było jej wszystko jedno, od dawna chciała, by cierpienie się skończyło, by nie musiała dźwigać tego całego poczucia winy, którego nawet nie zrozumiała. Teraz też liczyła tylko na to, że przymknie oczy i ciemność ją pochłonie, ale ta wisiała zaledwie gdzieś za rogiem, w pobliżu, choć nie na tyle blisko, by Norwood mogła się w niej zanurzyć. Gdyby miała więcej sił, być może sięgnęłaby do niej dłonią, złapała, otuliła i już nie puszczała, ale takie zagrania miały na zawsze pozostać poza jej zasięgiem. Nawet teraz nie mogła nawet stracić przytomności, miała pozostać świadoma, odczuwać dokładnie negatywne emocje wycelowane w jej osobę, swój własny strach, na który tylko pozornie zdawała się być obojętna, podobnie jak na ból, który promieniował z otwartej rany na skroni. Ciepła krew drażniła skórę twarzy, ale nawet nie próbowała temu zaradzić, równie dobrze można by uznać, że już nie żyje, bo trwała na kaflach, jak lalka rzucona o podłogę, ale w tym wszystkim dostrzegła jakiś ruch, który nie pasował do tego, co miało się dziać w jej otoczeniu. Spojrzenie mężczyzny jasno wycelowane w nią, a w jego oczach żadnego zniesmaczenia czy nienawiści. Może nawet coś kojącego? Coś, co miało ją uspokoić? Kompletnie tego nie rozumiała, ale była tym żywo zainteresowana, tylko, że zaraz, gdy nieznajomy próbował po coś sięgnąć, nad nimi znalazł się ten sam bandyta, który uderzył Divinę. To sprawiło, że Norwood szerzej otworzyła oczy, bo zaczęło do niej docierać, jak to może się skończyć. Jeden jedyny człowiek chciał udzielić jej pomocy i zaraz znajdzie się na celowniku. Złodziej nad nimi wrzasną w wybitnie niekulturalny sposób, że mają ani drgnąć, po chwili odszedł na kilka kroków. Wyprana z emocji twarz organistki uległa lekkiej zmianie, gdy pokiwała ostrożnie głową na boki, tym razem to ona chciała przekazać spojrzeniem wiadomość, niemalże błaganie proszę, nie przejmuj się mną. Nieco mocniejsze ściągnięcie brwi sprawiło, że skrzywiła się z bólu, a bardziej obfita strużka krwi zabarwiła jej policzek. Syren policyjnych nie było słychać, a złodzieje najwyraźniej przystąpili do ładowania toreb, które ze sobą przynieśli.

Rufus Winthrop
posterunkowy — lorne bay police station
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
od sześciu lat w Lorne i też od tylu zajmuje stanowisko zwykłego posterunkowego, próbując w sobie zdusić przynajmniej część ambicji na coś "więcej". należy do NA, żyje aktywnie, ma dwa psy i... syna, którego nigdy nie poznał
Jego praca w policji Lorne Bay jak dotąd była bardzo spokojna. Zdarzały się oczywiście akcje i wezwania, które dopiero w trakcie okazywały się poważniejsze i niebezpieczniejsze, ale bardzo szybko były przekazywane do detektywów i policjantów wyższych rangą niż on. Przez większość czasu patrolował ulice, ganiał drobnych złodziejaszków, wypisywał mandaty za złe parkowanie i przekraczanie dozwolonej prędkości, pomagał starszym osobom i dzieciakom z problemami, spisywał zeznania świadków... Nie był to szczyt jego marzeń i ambicji, szczególnie po tym, co osiągał w Perth, ale bał się większej odpowiedzialności. Nie tylko za poważniejsze sprawy, ale przede wszystkim za ludzi. Wiedział, jak to jest, kiedy ktoś niewinny ginie z powodu twoich błędów, niedociągnięć i zbytniej brawury. Nie chciał powtórki, a podczas terapii poznał się na tyle, by wiedzieć, że jego ego bardzo lubiło się takimi akcjami pożywiać. W głębi duszy lubił błyszczeć, być mózgiem operacji, która ratuje wszystkich, stać za kolejnymi udanymi akcjami, z dumą patrzeć na swoje powiększające się statystyki. W Lorne, jako posterunkowy, policjant o najniższej randze, mógł to swoje ego nieco przegłodować, choć wciąż musiał się powstrzymywać przed działaniami na własną rękę. Teraz co prawda ryzykował, biorąc pod swoją opiekę Diane, ale wciąż to uczucie odpowiedzialności nie umywało się do tego, co czuł podczas swoich działań w Perth.
Jednak teraz... Teraz to uczucie do niego powracało. Gdzieś w środku pragnął zostać niejakim bohaterem tego napadu. Doprowadzić do tego, by nikt więcej nie ucierpiał, wszyscy wyszli stąd żywi, a złodzieje zostali złapani i odpowiednio ukarani. W pojedynkę doprowadzić do pozytywnego zakończenia tej sceny. Musiał powstrzymywać się przed tym, by się nie odezwać. By samemu nie zacząć z nimi negocjować. Szczególnie teraz, kiedy znalazł się na celowniku. W końcu tak łatwo byłoby skłamać, że policja już jest na zewnątrz, że specjalnie kazał im wyłączyć syreny i nie rozstawiać się na widoku, że są otoczeni i że jest ich jedyną nadzieją na to, by nie wyjść stąd w kajdankach... prawda?
Ale dostrzegł ruch ze strony zranionej kobiety. Zaprzeczenie, błagalne spojrzenie. Nie mógł wiedzieć, że w swoich gestach miała na myśli coś zupełnie innego, ale odebrał je bardzo jasno. Nie rób nic głupiego, bo nie tylko ty na tym ucierpisz... Zacisnął usta, gdy przed jego oczami - niczym duch przeszłości - pojawiła się Philly. Jej jednocześnie młoda i zmęczona życiem twarz. Wciąż niepewne marzenia o jakiejkolwiek przyszłości. Puste, smutne oczy. I dziura po kuli między nimi. Jej buzia przez moment nałożyła się na twarz leżącej obok niego kobiety i... zamarł na dłuższy moment. Nie mógł angażować się w sposób, w jaki pragnęło ruszać do boju jego ego. Nie mógł pozwolić, by ktoś znów zginął przez jego zbyt pewne siebie działania...
Upewniając się, że pilnujący zakładników, uzbrojony złodziej od nich odszedł, skinął delikatnie głową, nie podnosząc jej z podłogi, a potem sięgnął - wciąż uniesionymi nieco do góry rękami - do rękawa kurtki, wyciągnął ją nieco na dłoń, a potem przytknął sobie na moment do czoła. Nie mówiąc nic, ruchem oczu i brwi niejako wskazał na jej ranę, by sama to zrobiła, powtórzyła jego ruchy. Czysta chusteczka byłaby lepszym prowizorycznym opatrunkiem, ale z braku laku również jej własny rękaw będzie dobrym sposobem na powstrzymanie krwawienia rany. W tle słyszał ostre ponaglenia skierowane do kasjerek, które miały napełniać pieniędzmi przyniesione przez złodziei torby. A w duchu modlił się za to, że któraś z nich zdążyła już włączyć cichy alarm, o ile bank w Lorne Bay był w ogóle w takowy wyposażony...

Divina Norwood
Rufus Winthrop
ejmi
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Kiedy nieznajomy leżący na przeciw niej snuł wizje o zostanie bohaterem, Divina po prostu wyobrażała sobie, co będzie, jeśli tutaj zginie. Ponure były to wizje, ale jak zawsze nie napawały jej one lękiem. Zwykle w takich chwilach spokojnie oceniała sytuacje, po prostu czekając na to, co będzie, nie walcząc, nie próbując... tym razem było podobnie, ale też coś się zmieniło, bo w tych swoich mrocznych scenariuszach nie była sama. Chociaż dziwiło ją to niezmiernie, gdzieś z tyłu głowy zamigotało nieśmiało pytanie, jak Hawthorne zareaguje na wieść, że zginęła. Będzie na nią wściekły? Może po prostu wzruszy ramionami, nie przejmując się wcale. Zabawne, bo zarówno pierwsza, jak i druga z tych opcji nieszczególnie jej się podobała. Dość osobliwie było w ogóle o nim pomyśleć w chwili takiej, jak ta. nie pierwszy raz znajdowała się w sytuacji zagrożenia życia, ale zwykle była w nich osamotniona, sama przeciw temu, co ma nadejść, nie myśląca o nikim, kto miały borykać się ze skutkami jej zniknięcia.
Ból był miarowy, pulsował i to chyba było w nim najgorsze, bo nie potrafiła się do niego przyzwyczaić, a w rezultacie zignorować go. Stale dawał o sobie znać, nie pozwalając na przymknięcie oczu, stracenie przytomności. Patrzyła więc na nieznajomego człowieka, który wzrokiem posyłał jej mniej lub bardziej zrozumiałe wiadomości i zastanawiała się, dlaczego w ogóle ryzykuje. Nie powinien nawet próbować łapać z nią żadnego kontaktu. Po prostu nie powinien tego robić. Kiedy więc pokazał jej, że powinna otrzeć krew ze skroni i zatamować jej ujście, niespodziewanie uniosła kącik ust do góry, w uśmiechu, który mógł jedynie przerażać. Następnie pokręciła jeszcze głową na boki, wyraźnie dając mu do zrozumienia, że nie zrobi tego, nie podejmie próby, że krew może płynąć, a ona może leżeć. Nie będzie walczyć, bo walczyła już zbyt długo i była tak bardzo zmęczona. Wystarczyłoby jej nieco ciszy, nieco ciemności, nieco spokoju i może wówczas mogłaby po prostu odejść. Rozmarzyła się, próbowała wyrzucić z głowy obraz okrutnika, który do jej życia wtargnął nieproszony i który teraz budził w niej tyle wątpliwości i na moment zamknęła oczy, tylko, że dokładnie sekundę po tym rozległy się syreny policyjne. W banku wybuchła wrzawa, złodzieje wyraźnie zaczęli panikować, krzyczeć, pospieszać obsługę i jednocześnie planować naprędce co robić dalej. Dwóch już zdążyło uciec, reszta miała pójść w ich ślady, ale Divina nie obserwowała ich wcale, po prostu chciała zasnąć i odciąć się od całego tego zajścia.

Rufus Winthrop
posterunkowy — lorne bay police station
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
od sześciu lat w Lorne i też od tylu zajmuje stanowisko zwykłego posterunkowego, próbując w sobie zdusić przynajmniej część ambicji na coś "więcej". należy do NA, żyje aktywnie, ma dwa psy i... syna, którego nigdy nie poznał
Zmarszczył brwi i posłał pytające spojrzenie nieznajomej, kiedy zignorowała jego milczącą prośbę i własną ranę na skroni. Szturchnął ją lekko, szybkim i ukradkowym ruchem ręki, gdy odwróciła wzrok, ale to na niewiele się zdało. Nie wiedział, czy bała się, że kolejny większy ruch doprowadzi do kolejnego ciosu, czy może przemawiało prze nią coś jeszcze innego. Frustrowało go to, że nie mógł zrobić dla niej nic więcej. Rozejrzał się szybko po sali, szukając jakichkolwiek luk w rozmieszczeniu złodziei. Czegoś, co może mógłby jakoś wykorzystać. Szczegółów, które mogłyby zdradzić, kim właściwie ci złodzieje byli.
Właśnie wtedy do jego uszu dobiegły zbliżające się syreny policyjne. A jednak ktoś włączył cichy alarm - pomyślał, mimowolnie uśmiechając się pod nosem, gdy wyraźnie zaskoczeni napastnicy zaczęli panikować, pospieszać pracowników, niektórzy nawet uciekać. Niestety podobna wrzawa - z tym, że bardziej pozytywna - zaczęła też się budzić wśród zakładników. Syreny obudziły nadzieję wśród klientów i pracowników banku, ale niestety nie wszyscy złodzieje chcieli opuścić to miejsce bez tego, po co tu przyszli. Za wcześnie było jeszcze na świętowanie. Cholera.
Jednym ze złodziei, którzy pozostali jeszcze w banku, był ten, który wcześniej wykazał się już skłonnością do agresji. Teraz wymachiwał bronią i krzyczał na każdego, kto pozwolił sobie spróbować wstać, odezwać się, czy jakkolwiek zwrócić na siebie uwagę będącej już na zewnątrz policji. Rufus, korzystając z chwilowego zamieszania, sięgnął szybko do kieszeni po chusteczkę, a potem bez słowa wcisnął ją zranionej nieznajomej w rękę i pokierował tak jej dłonią, by czysty materiał choć częściowo zatamował krwawienie. Od niej oczywiście zależało, czy zamierzała go tym razem posłuchać czy poddać się dalej przerażeniu, ale liczył na to, że i w jej sercu pojawiła się nadzieja na wyjście z tej sytuacji bez dalszych obrażeń. Przez chwilę rozważał powolne wycofanie się na tyły banku i być może ruszenie w pogoń za tymi złodziejami, którzy już zdążyli uciec, ale jednak pozostał na miejscu. Musiał zaufać, że będący na służbie policjanci sobie poradzą, a on... Najwyraźniej był jednak potrzebny tutaj. Odnalazł drugą, wolną dłoń nieznajomej i zacisnął na niej swoją. Jakby chciał powiedzieć, że hej, jeszcze trochę, przetrwamy to razem...

Divina Norwood
Rufus Winthrop
ejmi
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Czekała, aż ta przyjemna i kusząca ciemność ją otoczy, aż weźmie ją w swoje objęcia i da jej schronienie, na które Divina czekała już od dawna. Nie dbała teraz wcale o to, co działo się dookoła niej. O krzyki, o wrzawę, panikę... była tu sama, ona i krew sącząca się smętnie z rany na jej skroni. Rany, która mogła być kluczem do jej pragnień, gdyby tylko... nikt nie próbował przeszkodzić jej w stopniowym opadaniu. Zaskoczona zmarszczyła nos, w chwili, w której leżący naprzeciw mężczyzna nie tylko dał jej chusteczkę, ale nawet przyłożył ją do rozcięcia. Jakby tego było mało, poczuła jak obejmuje jej dłoń, co z kolei było chyba jeszcze bardziej niespodziewane. Do podobnych gestów nie miała okazji przywyknąć i chyba ten szok sprawił, że odcięła się całkowicie od napadu. Dookoła niej ludzie zrywali się i uciekali, bandyci także wzięli, co im się udało i rzucili się pędem do drzwi. Miało im się udać zbiec, policja nie zdoła ich wytropić, ale czy ktoś w tamtej chwili o tym myślał? Może tylko Rufus, będący przecież jednym z mundurowych, ale tego ani Norwood, ani nikt inny, kto znajdował się w banku, wiedzieć nie mogli.
- Dlaczego pan nie ucieka? - zapytała w którymś momencie, bo zdawało się, że tylko oni leżą już tak pokornie na tych chłodnych kafelkach. Po długiej ciszy głos jej brzmiał niezwykle obco, jakby sama go nie rozpoznawała, co było dość zabawnym spostrzeżeniem, bo to nie tak, że poza napadem należała do osób rozmownych. Zwykle stawiała na milczenie, ale co innego milczeć z wyboru, a co innego, gdy wymusza to na tobie sytuacja. Co gorsza jednak, zrozumiała już, że jej koniec, ta obiecująca ciemność, to wszystko na co liczyła - to już nie wróci. Wizja odzyskiwała barwy, chociaż ból nie zelżał na sile i na próżno szukać w niej było energii do podniesienia się z ziemi. Zerknęła tylko w dół, do swojej dłoni, która ginęła gdzieś w objęciach męskich palców, należących do człowieka, o którym nie wiedziała nic. - Ta chusteczka... to było niepotrzebne - wyszeptała już teraz nie bojąc się wcale, a zaraz po tym przełknęła ślinę. Za duże ryzyko, całkiem zbędne. Gdyby mu sie coś stało, byłby kolejną ofiarą, jaka obciążałaby jej i tak zbrukane już sumienie. Mogłaby próbować mu to wszystko tłumaczyć, ale nie widziała w tym sensu. Mimo to nie odjęła chusteczki od rany, chociaż ta przesiąkła już cała i z bielą niewiele miała wspólnego. Najważniejsze - przynajmniej dla Rufusa - że krwawienie nieco tamowała, chociaż Divina nie mogła mówić o radości wywołanej tym faktem. Nadal nie podnosiła spojrzenia, ale była pewna, że gdyby to zrobiła, napotkałaby jedynie nienawistne spojrzenia. Zaraz jednak drzwi otworzyły się z impetem, a do banku w końcu wbiegła policja. Spóźniona by triumfować, ale na czas, by uratować zakładników. Połowiczne szczęście lepsze jest niż żadne.

Rufus Winthrop
ODPOWIEDZ