lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
020.
Gaia uwielbiała swoją pracę w domu spokojnej starości. Serce łamało jej się na myśl, że być może będzie musiała wkrótce z niej zrezygnować. Nie widziała po prostu świata, w którym byłaby w stanie poświęcić tyle samo uwagi pracy w domu starców, co swojej nowej pracy. Już teraz widziała, że brakowało jej czasu na życie prywatne i imprezowanie, bo w każdej wolnej chwili skupiała się na tworzeniu idei nowej firmy, biznesplanu, a także na spotkaniach z prawnikami. Na razie unikała spotkań z Luną, bo była na nią nieco obrażona za to, że ta postanowiła tak nagle sobie zniknąć. Była tak obrażona, że nie chciała z nią na razie rozmawiać, ale nadal była gotowa na budowanie z nią firmy i wspólnej przyszłości.
Kiedy jednak była w swojej obecnej pracy starała się nie myśleć o przyszłej pracy. Trochę czułaby się jakby zdradzała obecną pracę, chociaż przecież nie było niczego złego w poszerzeniu horyzontów i myśleniu o czymś nowym. Pierwszy raz jednak zdarzyło się, żeby odebrała telefon z jakiejś zewnętrznej firmy, która wymagała jej pomocy. Zwłaszcza, że nie było to jakoś specjalnie związane z jej zawodem. Owszem, była w stanie organizować różnego rodzaju gry i zabawy dla osób, które były mieszkańcami domu spokojnej starości. Czasami nawet organizowała jakieś jednodniowe wycieczki. Nigdy jednak nie była zaangażowana w sytuacje, które wymagałyby zorganizowania dłuższego wyjazdu dla osób starszych. W dodatku takiego, który dla nich miał być prawdopodobnie ostatnią podróżą jak to nazywali. Było to nieco romantyczne, biorąc pod uwagę, że byli ze sobą przez całe życie i chcieli w tą ostatnią podróż udać się wspólnie. Mimo panujących tragicznych upałów i tego, że jej pomoc była potrzebna w domu spokojnej starości, postanowiła, że pojedzie do biura podróży i wspomoże biednego Mike’a. Na miejscu pojawiła się stosunkowo szybko, przedstawiła się Mike’owi oraz starszej parze, Stanley’owi oraz Barbarze. Odkąd przyszła, zorganizowanie wyjazdu dla tej dwójki wydawało się iść bardzo sprawnie. Gaia była w stanie zaobserwować zmianę nawet w Mike’u, który stał się bardziej zrelaksowany.
Wahlując się jedną z ulotek, Gaia ukradkiem spojrzała na Mike’a i posłała mu ukradkowy uśmiech. Wiedziała, że oboje czują ulgę w związku z tym, że udało im się dojść do rozwiązania, które prawdopodobnie zadowoli wszystkich. Mike zajął się generowaniem oferty w komputerze, a Gaia właściwie uznała, że już nic więcej nie zdziała, więc miała wracać do pracy. Tam przynajmniej działała klimatyzacja i nie musiała walczyć o życie. W momencie, w którym stała z krzesła zauważyła, że Stanley się osuwa z krzesła. Od razu do niego podeszła, kucnęła i zaczęła sprawdzać tętno. Naturalnie jej pierwsza myślą było to, że Stanley po prostu umarł.
- Okej, jest puls. - Poinformowała Barbarę, która zaczęła oczywiście panikować, że właśnie została wdową. Gaia sięgnęła po telefon, żeby zadzwonić po pogotowie, ale miała problemy z zasięgiem. - Mike, możesz proszę spróbować zadzwonić po pogotowie? - Tutaj zwróciła się w stronę mężczyzny, a sama obróciła się do Barbary. - Proszę przy nim zostać, pójdę po zimne okłady. - Wiedziała, ze nie miała co liczyć na nie wiadomo jak specjalistyczny sprzęt medyczny, ale poszła do łazienki, gdzie namoczyła papierowe ręczniki zimną wodą i zaraz wróciła do Stanleya, żeby go nimi obłożyć.

Link do zadania dla przypomnienia :)
pośrednik turystyczny — Helloworld Travel
30 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
DŻENTELMEN. Miłośnik podróży z plecakiem, który sprzedaje ludziom wycieczki i marzy o tym, że kiedyś Stasia zostanie matką jego dzieci
Mike również lubił swoją pracę, niekoniecznie zaangażowaną tylko w pomoc starszym ludziom. W końcu pomagał ludziom organizować zagraniczne wycieczki, więc jego klientela nie oscylowała wokół konkretnej grupy wiekowej. Dzisiaj akurat odwiedziła go para staruszków, którzy chcieli wybrać się w podróż marzeń i chociaż Mike szczycił się tym, że zwiedził całą Europę i jak nikt zna wszystkie tamtejsze zakamarki oraz atrakcje, tak teraz wychodziło na to, że miał problem. Ciężko mu było dogodzić małżeństwu, a starał się najbardziej jak mógł, by zagraniczna wycieczka marzeń faktycznie okazała się marzeniem. Dwoił się i troił, w pewnym momencie zaczął nawet prezentować swoim klientom atrakcje nastawione na młodzież i dzieci, jednak i to nie odniosło żadnego sukcesu, a Mike zdał sobie sprawę, że właściwie nie wie, czego państwo od niego oczekują. Zapytanie prosto z mostu też nie pomogło, bo nadal stali w miejscu. W końcu zdecydował się na ostateczny, desperacki krok. Zadzwonił do swojej przełożonej po pomoc. Tak wiem, no trochę siara, jak sam nie potrafisz sobie poradzić z prostym zadaniem, ale naprawdę nie chciał stracić tych klientów. Wcale nie dlatego, że był nowym pracownikiem i chciał się pokazać od jak najlepszej strony. Chodziło też o to, że naprawdę nie chciał zawieść starszego małżeństwa, skoro to miała być prawdopodobnie jedyna taka wycieczka w ich życiu. Na szczęście jego szefowa nie miała do niego pretensji, a wręcz sama go przepraszała, że nie dała mu żadnego kontaktu do zewnętrznych firm, które mogły go w podobnym przypadku wspomóc. Podziękował jej ładnie, zadzwonił do domu spokojnej starości i umówił się na drugi dzień z małżeństwem oraz osobą, która miała go wspomóc, a której nie znał. Jeszcze.
Był niesamowity upał, więc Mike przyjechał trochę wcześniej, by puścić klimatyzację i chociaż trochę schłodzić pomieszczenie, zanim znajdą się w nim we czwórkę i znowu zrobi się jak w piekle. Przywitał się ze starszą parą, przedstawił Gai a potem to, co dla niego wydawało się niewykonalne, nagle stało się bardzo proste. Sam Mike odkrył, że kiedy był bardziej zrelaksowany i nie stawał na rzęsach, rozmowa ze Stanley’em i Barbarą była dużo bardziej sympatyczna. Nawet Stanley, który w pierwszych słowach mego listu wydawał mu się trochę straszny, teraz nabrał sympatii. Odwzajemnił uśmiech Gai, kiedy cały plan wycieczki był gotowy i zanotował sobie w myślach, żeby do niej później zagadać i postawić jej piwo albo cokolwiek na co miałaby ochotę, bo naprawdę ogromnie mu pomogła.
Niestety, najwyraźniej los uznał, że wszystko idzie za dobrze, bo w pewnym momencie przestała działać klimatyzacja. Nie stało się to nagle, zauważyli to wszyscy, bo Mike nawet wszedł na krzesło, żeby poszturchać nieusłuchane urządzenie, co oczywiście niczego nie dało. Na szczęście nie dzieliło ich dużo czasu od zakończenia sprawy, więc wszyscy zgodnie uznali, że wytrzymają te kilka minut. Niestety po raz kolejny - los miał zupełnie inne plany. A Mike stał jak ten słup soli, bo go ta sytuacja zaskoczyła i dziękował Bogu, że jest z nim Gaia, która zaraz przejęła inicjatywę.
- A tak, jasne - pokiwał głową, kiedy Gaia wydała mu polecenie i puścił ramiona Barbary, które trzymał w geście dodania kobiecie otuchy, a przynajmniej tak sobie myślał, że to wygląda. Sięgnął po służbowy telefon, bo przecież nie będzie ze swojego dzwonić na pogotowie, ale też nie miał szczęścia. Zadzwonił więc ze swojej komórki ale jak można było przypuszczać, było to samo. Pokręcił głową.
- Linie są przeciążone. Niech pani usiądzie, dam pani wody, o proszę - zwrócił się do Barbary. Podał jej papierowy kubek z wodą z dystrybutora, który stał w pomieszczeniu. Nie wiedział czemu zaproponował akurat to, skoro napicie się wody nie ukoi skołatanych nerwów kobiety.
- O! Przypomniało mi się, że był tu kiedyś taki wiatrak, pójdę poszukać - zaoferował się, a potem zniknął za drzwiami kantorka. Pogrzebał, pogrzebał i w końcu wrócił z triumfalnym uśmiechem. Podłączył wiatrak do gniazdka i włączył go na największe obroty.
Wiatrak nie był duży. Taki zwykły, żeby można było postawić go na biurku. Zawsze to jednak coś, żeby im zaraz babinka w ślad za mężem nie osunęła się na ziemię.
- Jak ci pomóc? - Zapytał Gai, bo on to zielony był w pierwszej pomocy i zawsze trochę w takich sytuacjach panikował.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Gaia starała się ukryć zmartwienie, które malowało się na jej twarzy kiedy Mike naprawiał klimatyzację. Może nie była znawcą techniki (i jednocześnie nie oceniała Mike’a, bo próbowałaby robic dokładnie to samo), ale wiedziała, że niestety szturchanie klimatyzacji nie sprawi, że ta automatycznie zadziała. Chociaż naturalnie mogła być w błędzie, bo przecież czasami jak uderzysz telewizor to jakość obrazu na ekranie się pojawia. Chociaż to też działało raczej tylko i wyłącznie ze starymi telewizorami. Z tymi nowymi, płaskimi, raczej by to nie przeszło. Głównie dlatego, że człowiek nie miał gdzie za bardzo uderzyć.
Niedziałająca klimatyzacja wszystkim dawała się we znaki, ale najbardziej odczuł to Stanley, którego organizm w końcu nie wytrzymał. Gaia ponownie nie dawała tego po sobie poznać, ale była szczerze przerażona. Zawsze jak miała w pracy podobne sytuacje, to wiedziała, że zaraz przyjdzie jakaś pielęgniarka, albo lekarz, albo opiekunka. Ktokolwiek kto miał większe pojęcie o ratowaniu życia niż ona. Teraz musiała robić dobrą minę do złej gry. Nie mogła pokazać nikomu jaka jest zestresowana. Tworzenie paniki nie pomogłoby nikomu. Nie mogła pozwolić na to, żeby do Stanleya dołączyła Barbara.
Widząc, że Mike zaopiekował się kobietą i że oboje mieli oko na Stanley’a, Gaia wstała i pobiegła do toalety. Zaczęła z dystrybutora wyciągać niezdrową ilość ręczników papierowych, odkręciła kran i czekała chwilę aż woda będzie przerażająco zimna. Namoczyła ręczniki i wróciła do Stanley’a przy którym kucnęła. Zaczęła go okładać mokrymi ręcznikami w okolicach szyi i klatki piersiowej. Jeden ułożyła również na czole mężczyzny.
- Dzięki. – Pomysł z wiatrakiem był świetny. Niedziałająca klima co prawda zdążyła zrobić swoje i w pomieszczeniu znowu było gorąco, ale Gaia miała nadzieję, że wiatrak chociaż da lekki powiew. Raczej będzie mielił powietrze, które już jest w środku, no ale zawsze coś. – Proszę usiąść bliżej wiatraka. – Poinstruowała kobietę, bo rzeczywiście ostatnią rzeczą, której potrzebowali była dodatkowa osoba leżąca na ziemi.
Spojrzała na Mike’a i pierwszy raz pozwoliła sobie na okazanie paniki. Nie było to jednak zbyt długie zwątpienie w siebie. Nie mogła ryzykować, że Barbara zobaczy, że jej mężem i nią zajmuje się dwójka młodych ludzi, którzy nie wiedzą co robić. – Jesteś w stanie przynieść jakiś pojemnik z zimną wodą? Muszę mu zmieniać regularnie te okłady. – Czuła, że ten na czole już się robił ciepły. A zdążyła też zauważyć, że oddech Stanley’a staje się bardziej regularny. Był to dobry znak, ale mężczyzna i tak powinien pojechać do szpitala.
pośrednik turystyczny — Helloworld Travel
30 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
DŻENTELMEN. Miłośnik podróży z plecakiem, który sprzedaje ludziom wycieczki i marzy o tym, że kiedyś Stasia zostanie matką jego dzieci
Mike nie był głupi, ok. Był… Jaki był i się z tego cieszył. Nie no, żart. Nie potrafiłby naprawić czegoś, co wymagało rozłożenia urządzenia i pogrzebania w kablach czy innych jego wnętrznościach, ale nie znaczyło to, że była z niego dupa wołowa. Sam zarządzał w swoim domu, a ponieważ był to dom po dziadkach, to niektóre rzeczy wymagały naprawy. I naprawiał je sam, oczywiście na miarę swoich możliwości. Do innych rzeczy dzwonił po fachowców. Do tej nieszczęsnej klimatyzacji też by do kogoś zatelefonował, ale niestety nie dało się dodzwonić, więc musiał spróbować z tym szturchaniem.
Bardzo się cieszył, że nie był tutaj teraz sam. Należał do odpowiedzialnych młodych ludzi, ale nie mógł nic poradzić na to, że go w takich chwilach paraliżowało. Jak on daje sobie radę na tych swoich wycieczkach z plecakiem, to ja naprawdę nie wiem. Ale też chyba łatwiej pomóc komuś kto w czasie takiej wędrówki się skaleczy, niż komuś kto traci przytomność. Plus, kiedy oprowadzał wycieczki to zawsze był tam ktoś od pierwszej pomocy, więc nie musiał się tym za bardzo martwić. No i w sumie pomyślał sobie, że skoro Gaia pracuje w domu spokojnej starości, to naturalnie po prostu opiekuje się mieszkającymi tam ludźmi, więc i teraz poradzi sobie super. No bo skąd miał wiedzieć, że ona nie jest tam na etacie opiekunki tylko animatorki?
Nie potrafił do końca skupić się na jednym zadaniu, bo z jednej strony próbował uspokoić Barbarę, a z drugiej zerkał na poczynania Gai, gotów w każdej chwili pomóc jej w… Czymkolwiek właściwie, do czego będzie go potrzebowała. Mógł nawet w ten upał wybiec po prostu z budynku i prosić postronnych ludzi o pomoc, zadzwonienie po karetkę, albo mógł pobiec prosto do szpitala. Zawsze myślał o sobie, że w każdej sytuacji potrafił zachować zimną krew. Cóż, zawsze znajdzie się ten pierwszy raz, prawda?
Pomógł starszej kobiecie przesiąść się bliżej biurka, na którym stał wiatrak, a potem złapał spojrzenie Gai. I zaczął się jeszcze bardziej pocić kiedy zrozumiał, że dziewczyna tak samo jak nie do końca ma pojęcia co robić i jednak trochę panikuje. Twarz Mike’a zbladła, a on sam nerwowo zaczął kręcić głową i bezgłośnie błagać Gaię, by nie dała się ogarnąć panice. Już wystarczyło, że on to robił.
- Tak, już. Mam tylko wiadro od mopa - poinformował koleżankę, przy okazji zapisując sobie w pamięci, żeby poszerzyć magazynowy asortyment, a potem podbiegł szybko na zaplecze, w panice powyjmował mopa i wkłady do niego, nalał do wiadra najzimniejszej wody jaka tylko była w kranie i wrócił do towarzystwa, przy okazji rozlewając trochę wody na podłogę.
- Spróbuję zadzwonić jeszcze raz - sięgnął po telefon w kolejnej, desperackiej próbie dodzwonienia się do szpitala. Niestety, znowu przegrał. A potem… A potem spojrzał na parking i doznał olśnienia. Wrócił do środka, zamknął drzwi i bardzo wolno podszedł do Gai.
- Słuchaj… Bo ja przyjechałem autem… - wyznał w końcu, kiedy już przestał przez własną głupotę przestępować z nogi na nogę.
- Czy my możemy go jakoś teraz przenieść czy to niebezpieczne? - No jakoś tak chyba było na kursach pierwszej pomocy, że jak ktoś straci przytomność, to go lepiej nie ruszać, nie? Ale wolał zapytać.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Gaia nigdy nie musiała się martwić o takie rzeczy. Jak coś się psuło, to najprawdopodobniej kupowała coś nowego. Nie bawiła się w żadne naprawianie, bo raz, że nie potrafiła, a dwa, nie miała czasu na to, żeby umawiać się z fachowcami do naprawy na jakieś terminy. Była bardzo zajętą osobą. Dodatkowo, ze względu na to, że miała bogatych rodziców, którzy pozwalali jej żyć za ich pieniądze, wiedziała, że może sobie pozwolić na to, żeby te nowe sprzęty kupować. Pewnie gdyby musiała oszczędzać i żyć skromniej, to stawiałaby na naprawy i nie wydawanie hajsu na każdą możliwą zachciankę. Państwo Zimmerman bardzo rozpuścili swoją córeczkę, nie ma co udawać.
Plusem tego wszystkiego było to, że chodziła na kursy pierwszej pomocy i regularnie chodziła na kursy dopełniające. Pracowała jako animatorka, ale w razie co musiała wiedzieć jak udzielić komuś pomocy. Pielęgniarki nie zawsze były w pobliżu, a ona do czasu ich przybycia musiała utrzymać kogoś przy życiu. Zdarzyło się to parę razy, ale też nie na tyle często, żeby Gaia czuła się w tym w stu procentach pewnie. Wiedziała jednak co robić. W skupieniu się pomagało jej to, że widziała panikę Mike’a. Nie mogli być dwójką panikujących ludzi. Któreś z nich musiało ogarniać i okej, padło na Gaię, była gotowa sprostać zadaniu.
Zrozumiała doskonale jego spojrzenie. Wzięła się w garść, ale nie było łatwo. Była już przy tym jak ludzie umierali. W domu spokojnej starości nie było to coś niesamowitego. Tym razem jednak nie chciała być osobą, która stwierdza zgon. Nie miała nawet do tego uprawnień. Nie mogła sama sobie stwierdzić u kogoś zgonu. Zawsze kochała lato i jak słońce grzało, teraz jednak szczerze nienawidziła tych upałów i tego, że nie mogli się dodzwonić do szpitala.
- Może być wiadro od mopa. – Wiedziała, że nie było to do końca higieniczne, ale przecież to nie tak, że będzie oczyszczać tą wodą jakieś otwarte rany. Chodziło po prostu o zwilżanie prowizorycznych okładów, którymi miała zamiar obkładać Stanleya. Sama najchętniej by się takim okładem obłożyła, ale musiała się skupić na mężczyźnie i jego żonie. Ona i Mike sobie poradzą. Byli jeszcze młodzi, ich organizmy były gotowe do walki. Trzymając rękę Stanleya czekała, aż Mike wróci. – Uważaj! – Wskazała na wodę, którą powylewał. Nie chciała, żeby się poślizgnął i żeby coś mu się stało. Wtedy to już w ogóle by się załamała i pewnie zaczęła krzyczeć. Podziękowała mu za wiadro i zaczęła robić nowe okłady, którymi obłożyła Stanleya. Pozwoliła sobie nawet na to, żeby nieco rozpiąć mężczyźnie koszulę i poukładać mu te okłady na klatce piersiowej.
Obserwowała próby Mike’a i nie wierzyła, że to się naprawdę dzieje. Nie potrzebowała takiej akcji. Co jakiś czas zerkała też na Barbarę, która nieco odżyła siedząc przy wiatraku. Nabrała zdrowszych kolorów i była w stanie wachlować się ręką.
Podniosła wzrok słysząc słowa Harrisona. – Nie mam pojęcia. – Spojrzała na Stanleya. Poprawny oddech już się utrzymywał. – Spróbujmy. – Nie mieli nic do stracenia, a jednak wszystko to, żeby Stanley jak najszybciej dostał lekarską pomoc. – Idź do auta. Włącz klimę, ale nie za mocno i podjedź jak najbliżej się da. Ja ich przygotuję. – Mówiła o Stanley i Barbarze tak jakby ich tu w ogóle nie było, ale na tym etapie nie mieli już zbyt wiele do gadania. Musieli być posłuszni temu co zadecydują Mike i Gaia. Odzyskała nieco pewności siebie, bo plan zaproponowany przez Mike’a mógł zadziałać. Gaia zwróciła się do Stanley’a i klepiąc go lekko po policzku próbowała go wybudzić i nawiązać z nim kontakt.
pośrednik turystyczny — Helloworld Travel
30 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
DŻENTELMEN. Miłośnik podróży z plecakiem, który sprzedaje ludziom wycieczki i marzy o tym, że kiedyś Stasia zostanie matką jego dzieci
Ano i tu był pies pogrzebany, bo Mike’a niestety nie było stać na zakup nowego sprzętu. Znaczy, jeśli czegoś nie można było naprawić, to oczywiście musiał kupić, z tym nie było żadnej dyskusji. Wolał jednak na miarę swoich własnych możliwości po prostu coś naprawić, niż inwestować w nowe. Był niezależny od rodziców od kiedy w wieku dwudziestu lat wyjechał do Europy. Wcześniej pracował tam tylko w wakacje, ale ponieważ zaczął wcześnie, jak jeszcze mieszkał z rodzicami, więc udało mu się zaoszczędzić pieniądze, by samemu poradzić sobie na obcym kontynencie. Pewnie gdyby poprosił rodziców o pomoc to by mu jej nie odmówili. Wolał jednak radzić sobie sam, zwłaszcza odkąd dostał dom po dziadkach i nie musiał płacić nikomu dodatkowych pieniędzy za żaden wynajem.
Właśnie obiecywał sobie w myślach, że po dzisiejszej sytuacji zrobi kurs pierwszej pomocy. Pięć kursów! Co by był na dwa tysiące procent przygotowany, a nie znowu będzie stał jak debil ostatni i nie będzie wiedział jak pomóc. Dobra, na pewno bardzo poważnie rozważy podejście do takiego kursu, bo on to sam wolał uczyć się o życiu, więc do takich rzeczy miał raczej słomiany zapał. Prawdopodobnie dojdzie do wniosku, że kurs pierwszej pomocy to jednak dobry pomysł, bo jakby się miał sam nauczyć to się nauczy źle albo w ogóle, także chyba czas zacząć odkładać pieniążki. Bo kokosów to on w tym biurze podróży nie zarabiał. Dobrze, że potrafił tak zorganizować dla siebie wycieczkę za granicę, by nie ponieść dużych kosztów. Jednak prawie dziesięcioletnie doświadczenie się przydawało, bo w przeciwnym razie byłoby mu ciężko gdziekolwiek wyjechać. A on przecież uwielbiał podróżować!
Śmierć była normalnym zjawiskiem i nie było w niej nic dziwnego. Zwłaszcza u takich ludzi jak Stanley, którzy mieli już swoje lata i pewnie pokaźną historię chorób. Mimo wszystko gdyby umarł im teraz tutaj na podłodze, Mike’a prawdopodobnie dopadłyby wyrzuty sumienia i przytłaczające uczucie winy, chociaż nie był ratownikiem medycznym, lekarzem a przeciążone linie telefoniczne to nie była jego wina. Dlatego tak panikował. Bo w przeciwieństwie do innych śmiertelnych wypadków, śmierci nie dało się odwrócić. Należało działać szybko i sprawnie, a co tu dużo mówić, Harrison poruszał się jak słoń w składzie porcelany. Cudem tylko nie wywalił się na kałużach wody, które udało mu się porozlewać kiedy biegł z mopem.
Kiwnął głową, kiedy Gaia przystała na jego plan, wygrzebał klucze od auta, co poszło mu nadzwyczaj sprawnie kiedy złapał się tej jednej, konkretnej myśli o samochodzie. Jak mógł o tym wcześniej nie pomyśleć? Oczywiście istniała jeszcze obawa, że przez te upały korki na drodze będą kosmiczne, ale lepiej żeby Stanley i jego żona spędzili ten czas w klimatyzowanym samochodzie, niż małym, dusznym pomieszczeniu.
Pobiegł do samochodu, usiadł za kierownicą i odpalił silnik. Wbrew zaleceniom Gai włączył klimatyzację na maksa, żeby najpierw samemu ochłonąć. Za chwilę ją przykręcił i podjechał prawie pod same drzwi. Wysiadł, zostawiając włączony silnik, by klimatyzacja cały czas działała, otworzył tylne drzwi na oścież, żeby łatwiej było przetransportować Stanley’a i wrócił do środka.
- I jak? - zapytał w drzwiach, mając cały czas samochód na oku. Jedna chwila nieuwagi mogła sprawić, że bez sensu pozbędą się jedynego dobrego planu, jaki w tej chwili mieli.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Gaia była święcie przekonana, że każdy powinien przejść w życiu przez kurs pierwszej pomocy. Nie było to jakoś niesamowicie skomplikowane, jednak, dosłownie, mogłoby ratować ludzkie życia. Jak raz człowiek zrobi i później co jakiś czas te nauki odświeży, to nic by się nikomu nie stało. W sumie to nawet jak tak o tym myślała, to pewnie w szkołach się przechodziło przez takie kursy. Ona to w pracy miała, bo jednak jej praca jest trochę powiązana z tym, żeby być gotowym na takie wydarzenie. Nie była jednak pewna co do innych zawodów. Będzie musiała ten pomysł jakimś cudem wpleść w zadania fundacji, którą miała niedługo otworzyć ze swoją przyjaciółką. Właściwie to już nad tym pracowały i może nawet wkrótce załatwią wszystkie, najgorsze formalności.
Gaia miała podobny tok myślenia co Mike. Była pewna tego, że akurat Stanleyowi i jego małżonce bliżej było do śmierci niż do długiego życia, ale jednocześnie nie chciała, żeby którekolwiek umarło teraz. Barbara na szczęście jakoś się już trzymała, może miała mniej chorób niż jej małżonek, albo była po prostu młodsza. Gaia obawiałaby się tego, że jeżeli Stanley by tu umarł, to jakimś cudem byłaby oskarżona o jego śmierć. A nawet jeżeli nie zostałaby oskarżona to z pewnością żyłaby z wyrzutami sumienia i prawdopodobnie już nigdy nie byłaby tą samą, pozytywną osoba, która była dotychczas. – Nie umieraj mi tu, Stanley, okej? - Wyszeptała do mężczyzny jak ten na chwilę odzyskał przytomność. Biedny Stanley nawet nie wiedział, że jego śmierć zmieniłaby na zawsze życia Mike’a i Gai. Żadne z nich długo nie mogłoby się pozbyć wyrzutów sumienia, chociaż żadne tak naprawdę nie było winne. Pewnie najbardziej to się oberwie ludziom z urzędu miasta, którzy dopuścili do tego, żeby nie działał zasięg telefoniczny i że nie można było się dodzwonić po żadną karetkę. Właściciel biura podróży też mógł beknąć za to, że nie działała klimatyzacja. Gaia miała tylko nadzieję, że Mike nie był właścicielem. Nie życzyłaby mu tego.
Popatrzyła jak Mike wybiega z biura i przeniosła wzrok na Barbarę. Zaczęła do niej mówić i tłumaczyć jej co się teraz wydarzy. Priorytetem będzie przeniesienie Stanley’a do samochodu. Raczej nie dojdzie o własnych siłach, więc będą musieli ogarnąć go we trójkę. Stanley niestety był starszym, sporym mężczyzną z lekką nadwagą, więc żadne z nich nie poradziłoby sobie z tym w pojedynkę. Gaia zostawiła Stana samego i podeszła do kobiety, żeby się upewnić, że ta będzie w stanie im pomóc, albo ewentualnie chociaż o własnych siłach dojść do auta. Na szczęście Barbara zapewniła ją, że już się czuje lepiej i że będzie w stanie pomóc im ze swoim mężem oraz z dotarciem do auta. W tym samym momencie do biura wrócił Mike.
- Musimy podnieść Stanleya i wsadzić go do auta. – Zwróciła się do Mike’a, kiwnęła na niego głową i podeszli wspólnie do Stanleya. Gaia głośno wytłumaczyła mu co teraz zrobią. Powoli podniosą go do pozycji siedzącej, a następnie ustawią go do pionu i z oparciem wszystkich, będzie musiał dojść do auta. Mogliby go pociągnąć po podłodze, ale Gaia uznała, że byłoby to nieco uwłaczające. Tym bardziej, że jednak Stanley był już przytomny. Co prawda nie wyglądał najlepiej, ale przynajmniej reagował na słowa. – Dobra, na trzy. – Spojrzała na Barbarę i na Mike’a. Uzgodniła, że Mike złapie Stana za jedno ramię, a Gaia za drugie. Jego żona miała asystować przy plecach. Zaczęła odliczać i rzeczywiście na trzy wszyscy zgodnie, z niewielkim trudem unieśli Stanleya. Potrzebował chwili, żeby złapać równowagę, ale w końcu dał im znać, że jest gotowy do tego, żeby małymi kroczkami dojść do auta. No i rzeczywiście się udało.
- idź zamknij biuro. Pojedziemy do szpitala razem. – Nie miała zamiaru zostawiać Mike’a z tym wszystkim samego. Podejrzewała, że byłby zbyt zestresowany, żeby z sensem opowiedzieć w szpitalu co się stało i co zostało zrobione. Gaia w tym czasie usadowiła Stanleya wygodnie i sama okrążyła auto, żeby zająć miejsce pasażera obok kierowcy.
pośrednik turystyczny — Helloworld Travel
30 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
DŻENTELMEN. Miłośnik podróży z plecakiem, który sprzedaje ludziom wycieczki i marzy o tym, że kiedyś Stasia zostanie matką jego dzieci
Od dnia dzisiejszego Mike też będzie tak uważał. On teoretycznie musiał co roku przechodzić szkolenia z pierwszej pomocy, kiedy pracował jako opiekun wycieczek zagranicznych, tylko zawsze na takie wycieczki zabierał ze sobą osobę, która była odpowiedzialna za apteczkę i właśnie za udzielenie pierwszej pomocy, więc trochę ten ciężar z siebie ściągał. Fakt faktem, że oprócz zwykłych omdleń z gorąca do niczego więcej nie doszło, ale nigdy nic nie wiadomo, prawda? Gdyby po takich akcjach zdecydował się na cięcie budżetowe, no bo przecież nic wielkiego się nie stanie, a potem wyjdzie jednak inaczej, no to wielki klops.
Istniała też jeszcze możliwość, że pozwolił sobie na panikę, bo była z nim Gaia, na którą podświadomie zrzucił całą odpowiedzialność. Nie było to ładne ze strony Mike’a i gdyby jego mama to widziała, na pewno zrobiłaby mu pogadankę na temat nie tak cię wychowałam, ale w życiu wszystkiego się nie przewidzi, prawda? No właśnie. A że Harrison lubił sobie dużo myśleć i wysnuwać wnioski, to teraz właśnie wysnuł taki, że nigdy nie mógłby być lekarzem albo innym ratownikiem medycznym. Chyba by nie wytrzymał tej presji ratowania życia innym ludziom i ewentualnej porażki. Nie mówiąc już o tym, jak bardzo podziwiał ich za to, że w razie porażki nie poddawali się poczuciu winy. On zdecydowanie by tak nie potrafił.
Barbara trzymała się może dlatego, że to nie ona dosłownie straciła przed chwilą przytomność, plus mogła być po prostu zdrowsza. Ale tak, Mike miał dosłownie te same obawy co Gaia. A przecież to nie była ich wina, że akurat nie dało się zadzwonić na pogotowie z powodu przeciążonych linii. Przecież gdyby nie były przeciążone to byłaby pierwsza do zrobienia rzecz. Zresztą, Mike przecież zadzwonił zaraz jak Stanley zemdlał. Wszystko było w historii połączeń, więc nikt nie mógł oskarżyć ich o to, że nie próbowali dzwonić. Barbara widziała, że starali się pomóc jej mężowi, więc też nie miała podstaw do oskarżeń. Jakby nie było, ani Mike ani Gaia nie byli lekarzami czy ratownikami medycznymi, więc nikt nie mógł powiedzieć, że źle wykonali swoją pracę. Dobrze, że Mike w taki upał zdecydował się na samochód a nie rower, bo nawet nie mieliby w tym momencie środka transportu.
Dużo osób było bardziej odpowiedzialnych za tę sytuację niż oni, a jednak nie stanowiło to żadnego pocieszenia, gdyby doszło do najgorszego. Bo to nie te osoby były na miejscu, tylko oni. Najgorsze byłyby myśli, że może gdyby to ci urzędnicy albo właścicielka biura podróży byli na miejscu, to może poradziliby sobie lepiej. Bo tak, na szczęście Mike nie był właścicielem biura, chociaż bardzo by chciał. Na pewno zadbałby o coroczny przegląd instalacji i wszystkich sprzętów elektronicznych.
Prawdę mówiąc powiew samochodowej klimatyzacji podziałał na Mike’a trzeźwiąco, bo przynajmniej wziął się w garść. Widok ledwo, ale przytomnego Stanley’a sprawił, że otrzeźwiał jeszcze bardziej i odetchnął z ulgą. Zagrożenie nadal istniało i mężczyzna mógł im odpłynąć w każdej chwili, ale jeśli teraz odzyskał przytomność, to przynajmniej było wiadomo, że żyje.
Całą swoją uwagę skupił na Gai i na jej poleceniach. Złapał Stana za przeznaczone mu ramię i na trzy, delikatnie, ustawili mężczyznę do pionu. Pomimo tempa, usadowienie starszego pana w samochodzie poszło im sprawnie i już po chwili Mike zamykał biuro i wskoczył za kierownicę samochodu. W życiu by się do tego nie przyznał, ale jasnym dla niego było, że Gaia pojedzie z nim. Nawet nie przyszło mu do głowy, że dziewczyna mogłaby pomyśleć o jakiejś alternatywie.
- Dobra, jedziemy - powiedział, zerkając w lusterko na tylne siedzenie, na którym siedzieli Stan i jego żona.
Nie przejmował się żadnymi ograniczeniami w ruchu, aczkolwiek starał się jechać tak, by nie spowodować wypadku. Policja i tak ewidentnie nie pilnowała ruchu, co wyraźnie można było poznać, bo kilometrowych korkach. Podejrzewał, że pewnie mieli lepsze rzeczy do roboty, ale przez to on się denerwował, że tak słabo jadą.

gaia zimmerman
ODPOWIEDZ