lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Na zajęcia dotarli lekko spóźnieni. Wszystko dlatego, że Aimee uparła się, że na siłę wciśnie się w przymały już stanik sportowy - i szarpała się z nim tak dlugo, aż wreszcie szwy ustąpiły, a strzępy materiału wylądowały na podłodze pod łóżkiem. Całe szczęście, Eric w porę zareagował, przyciągając do siebie swoją kobietę, obejmując ją w pasie i skutecznie rozpraszając komplementami, słodkimi pocałunkami oraz licznymi próbami przekupstwa (Nie martw się, mała, w drodze powrotnej wstąpimy do sklepu i kupimy nowy, ładniejszy? Nie? Kupimy dwa nowe!). Za co Hale była mu naprawdę wdzięczna, zwłaszcza teraz, kiedy kilogramów przybywało, ogromny brzuch przesłaniał jej własne stopy, a samoocena raz była lepsza, a raz gorsza - dodatkowo podbijana ciążowymi humorkami, kaprysami i hormonami.
Po przekroczeniu progu dużej, oszklonej sali natychmiast w ich stronę zwróciło się kilkanaście par oczu, w tym te, należące do prowadzącego, który przywitał się z nimi krótkim skinieniem głową, a następnie przykazał, aby zajęli miejsce gdzieś z tyłu. Co zrobili bez szemrania, bo żadne z nich przez kolejnych kilka minut nie chciało znajdować się w centrum uwagi. Ciężarna Hale miała w sobie tyle gracji ile małe słoniątko, Milton co prawda nadrabiał kamienną miną, ale był równie co ona przerażony. A jeśli dodać do tego wszystkiego ich nietypowe poczucie humoru, nieumiejętność utrzymania poważnego wyrazu twarzy przez dłużej niż pięć sekund, śmiech jako reakcję na stres... wystarczyło spojrzeć przed siebie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi zwiastowały nadchodzącą katastrofę. Przyszli rodzice nie tracili jednak pogody ducha oraz entuzjazmu. Nawet wtedy, kiedy nauczyciel wręczył im plastikową lalkę i poprosił, żeby zmienili jej pieluchę, a ta jak na złość, zamiast się trzymać puściła w rzepach i spadła prosto pod nogi szatyna.
"Mamy jeszcze dużo czasu, praktyka czyni mistrza" uśmiechnęła się przepraszająco, spoglądając to na plastikowego bobasa, to na niezadowolonego instruktora. "Mówiłeś mi, że będą tutaj zajęcia na piłkach i masaże. Nie spóźniliśmy się aż tak, żeby ominęło nas wszystko co najlepsze" szepnęła lubemu na ucho rozbawiona. I kiedy miała jeszcze coś dodać, jej wzrok zatrzymał się na wysokości stołu z poczęstunkiem. "Z figurą małego słoniątka nie uda mi się niepostrzeżenie czmychnąć. Ukradniesz dla mnie mandarynkę?" zapytała przymilnie, robiąc oczy jak kot że Shreka. A gdyby to nie zadziałało, w pogotowiu miała już kilka innych sztuczek! Dumnie wypiętą pierś, nawinięty na palec kosmyk włosów czy słodki, błagalny wręcz ton głosu.
Niestety, nim Eric zdążył pomyśleć chociażby o tym, żeby podnieść się z miejsca prowadzący ogłosił kolejne wyzwanie. Ćwiczenie polegające na budowaniu więzi, intymności, zaufania, czyli... nic innego jak siedzenie na przeciwko siebie na podłodze, trzymanie się za ręce i wpatrywanie sobie w oczy.
"Jeśli każe nam teraz robić skłony, nie ręczę za siebie" zachichotała, puszczając lubemu oczko. "Poza tym, czy mówiłam Ci już, jak świetnie wyglądasz w tych spodniach" nie mogła się powstrzymać przed strategicznym zerknięciem w wiadome miejsce, a że wolę miała słabą, zamiast uciec spojrzeniem gdzieś indziej, siedziała na podłodze i nie odrywala wzroku od materiału melanżowych dresów.

Eric Milton 🥰
mistyczny poszukiwacz
Hania
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Spóźnili się, to było do przewidzenia. Eric absolutnie nikogo nie winił, nie uważał tego za jakąś ujmę, ot, zdarzyło się. Ale żeby tego było mało, to nie była ich pierwsza wtopa, bowiem… pierwsze zajęcia odbyły się tydzień temu. Ups! Komuś najwyraźniej udzieliło się ciążowe rozkojarzenie i źle wpisał daty. No ale trudno, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Szczególnie, że Milton był tak przygotowany merytorycznie, że pod względem teorii nie miał sobie równych. Filmiki instruktażowe na YT, miliony przerobionych artykułów i przeczytanych najnowszych wytycznych w każdej dziedzinie - od ocenienia jakości smoka do butelki po lanolinowanie pieluch. Ba! Nawet znalazł w odmętach jakiejś strony poród online. Z jednej strony go to przerażało, czym dzielą się mamusie na takich forach (zdjęcie kupki, szczegółowy opis konsystencji, zapachu, SMAKU (!!!!)), ale nie umiał oderwać się od czytania tych wszystkich stron, bo im dalej się w to brnęło, tym więcej ciekawostek można było się dowiedzieć. Niekoniecznie mądrych, ale jakże życiowych! Tak czy siak wszystko miał w małym paluszku.
Oprócz praktyki. Pierwsze zmierzenie się z lalką i pieluchą. Nie wyszło. Eric nawet zaczął się stresować, bo przecież zrobił wszystko zgodnie z instrukcją, a efekt okazał się nijaki. Zmarszczył czoło, bo chętnie przeszedłby na te piłki, tam przynajmniej nie mógłby zepsuć noworodka! Całe szczęście, że przyszła kolej na jakieś inne ćwiczenia relaksujące, choć Aimee i wtedy potrafiła nawiązać do konkretnej rzeczy. Czy oni byli poważni? No niezbyt. Czy mu to przeszkadzało? A w życiu!
- Dobra, dobra, wiadomo, że nie chodzi ci o spodnie - pochylił się tak, żeby tylko Aimee to słyszała, ale w sali zapanowała nagle taka cisza, że szept ten był doskonale słyszalny nawet na drugim końcu pomieszczenia - ale to nie jest dobre miejsce do takich rozmów. Wrócimy do niej później - puścił jej zalotne oczko, a w tym samym czasie para obok nich zgromiła go wzrokiem przykładając palec do ust, bo przecież mieli się skupić na drugiej połówce W CISZY. A Ericowi akurat teraz zabrało się na śmieszki! - No co! - obruszył się szeptem do kobiety, która spojrzała na niego jak na zwyrodnialca. - Wszyscy tutaj zebrani przecież zaczęliśmy od tego samej czynności - wskazał na kobiece ciążowe brzuszki - nie rozumiem oburzenia - zachichotał, bo - o zgrozo! - zaczął sobie wyobrażać, że zamiast w szkole rodzenia są na jakiejś swingerskiej imprezie, a te wszystkie świętoszkowate pary - zamiast uczyć się oddechu skoordynowanego ze skurczami partymi - weszły w fazę dobrej zabawy. Konkretnej zabawy. Wcale-nie-takiej-niewinnej zabawy. Eric krztusząc się powstrzymywał wybuch śmiechu, bo wyobrażenie to nie było nijak pociągające, a zwyczajnie śmieszne. Wstał z dywanu i podszedł do stolika z przekąskami, gdzie napił się wody uspokajając się, po czym sięgnął po dwie mandarynki, o których wspominała Aimee, a w ostatniej chwili sięgnął jeszcze po banana. Usiadł znów na dywanie naprzeciwko Hale i położył owoce na podłodze między nimi w dość… jednoznacznym ułożeniu. - Mandarynki dla mnie - poruszał śmiesznie brwiami - banan dla ciebie - popchnął owoc w jej stronę i - odruchowo, przysięgam! - oblizał niezbyt przyzwoicie górną wargę samym czubkiem języka.
Znów dopadło go oburzone "no doprawdy!" od pary obok, na co Eric wzruszył tylko ramionami. - No co, przecież zgodnie z poleceniem nauczyciela budujemy więź, zaufanie i intymność! - odpowiedział z niewinnym uśmieszkiem i zatrzepotał równie anielsko-niewinnie rzęsami.

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Żadne książki, magazyny - nawet opowieści dzieciatych koleżanek - nic nie było w stanie przygotować Aimee na to, jakie ogromne zmiany pod wpływem ciążowych hormonów zajdą w jej organizmie. Pewnie, spodziewała się tego, że będzie nieco bardziej humorzasta niż zazwyczaj, że będzie jeszcze wrażliwa na dotyk i niektóre zapachy. Cała reszta była jednak dla niej jedną, wielką niespodzianką. Non stop chodziła głodna, a gdy nadchodził czas kolacji, na nic nie miała ochoty. Wzruszały ją najbardziej prozaiczne czynności, śmieszyły rzeczy, które dla innych pewnie były dość mocno dyskusyjne. No i była cholernie napalona. Najchętniej w ogóle nie schodziłaby Ericowi z kolan, a jedynym powodem, dla którego koniec końców to robiła był fakt, że nie chciała go zajeździć na śmierć, bo gdzie takiego drugiego by znalazła? Nigdzie!
"Wiadomo? Że to niby takie oczywiste?" wydęła dolną wargę. Lubiła myśleć, że wciąż jest dla lubego swego rodzaju wyzwaniem, zagadką. Najwyraźniej jednak ten czytał z niej jak z otwartej księgi i doskonale wiedział, na co miała ochotę.
"Zawsze możemy urwać się na chwilę i wrócić w sam raz na zajęcia na piłkach" puściła mu oczko, kompletnie nie przejmując się tymi wszystkimi, świętoszkowatymi, uciszającymi ich parami. Swoją drogą, kim oni byli, żeby tak bezczelnie wcinać się w prywatną rozmowę? I żeby rzucać im pełne wyższości i niezadowolenia, złośliwe spojrzenia? Nie zachowywali się specjalnie głośno. Hale zamiast w bokserkach ukochanego, rączki grzecznie trzymała na widoku. Nie było powodów do narzekań, a przynajmniej ona ich nie widziała.
Kiedy Milton postanowił bronić ich honoru, wytrzeszczyła oczy w wyrazie niedowierzania. Niby mężczyzna przyzwyczaił ją do tego, że z nikim przesadnie się nie patyczkuje, nie sądziła jednak, że na coś podobnego odważy się w szkole rodzenia - do której wbrew wszystkiemu wcale nie było tak łatwo się dostać. Swoje musieli zapłacić, no i też kilkanaście długich tygodni odczekać.
Powiodła za nim wzrokiem, kiedy ruszył w stronę stolika z przekąskami. Obserwowała jak nalewa sobie wody do szklaneczki i upija kilka łyków, jak zgarnia dwie mandarynki, moment, w którym zabrał ze sobą również banana jednak gdzieś jej umknął. Wielkie było więc jej zaskoczenie, kiedy blondyn znów usiadł między jej nogami i w dość sugestywny sposób położył przed nią na ziemi owoce.
"Nie powiem, smakowite połączenie" parsknęła, po raz kolejny ściągając na siebie oburzone spojrzenia sąsiadów. "Dziękuję, że o mnie pamiętałeś" uśmiechnęła się szerzej, sięgając po smakołyk, który nie byłaby sobą, zaczęła jeść powoli, bardzo powoli, patrząc przez cały czas ukochanemu w oczy. Co jej zdaniem nie wyglądało ani trochę seksownie, co najwyżej komicznie, miny oburzonych uczestników szkoły rodzenia mówiły jednak coś innego. Nic dziwnego więc, że instruktor zareagował. Donośnym głosem oznajmił, że to nie czas na objadanie się, przerwa na posilenie się i napięcie odbędzie się dopiero za 15 minut. Do tego czasu prosi natomiast o powagę i pełne zaangażowanie. Zwłaszcza, że przechodzą do technik masażu, które podczas porodu mogą przynieść ukojenie rodzącej - są więc niezwykle ważne i każdy przyszły rodzic powinien je znać.
"Panów proszę, aby usiedli za swoimi partnerkami" dodał, rozglądając się po sali. A kiedy wszyscy bez szemrana wypełnili polecenie, przeszedł do omawiania tego, jak mocno i gdzie należy uciskać, aby zapewnić ulgę spiętym, obolałym mięśniom. Co jakże by inaczej - nie przeszkodziło Aimee i Erykowi w wygłupianiu się. Instruktor postanowił więc wziąć ich sposobem - wywołać Hale na środek i na niej zacząć demonstrować rozmaite sposoby wykonywania masażu. Co nie było jakieś zdrożne i niemoralne, zdaniem ciemnowłosej jednak cholernie niewłaściwe i jakieś takie, nie na miejscu.

Eric Milton
mistyczny poszukiwacz
Hania
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Całkiem nieźle bawił się na zajęciach z tymi przekomarzankami z Aimee - oczywiście na swój pokrętny sposób - dopóki nie zostali przywołani do porządku jak jakieś uczniaki! No bez przesady! Niczego takiego nie robili, a to, że sobie chwilę pożartowali, nie znaczyło od razu, że powinni zostać utemperowani. A gdy jeszcze ich wziął za “przykład”, barki Erica spięły się niebezpiecznie. Przez lata swoich szemranych interesów rzadko kiedy posuwał się do agresji, ale kiedy widział łapy tego mężczyzny masujące ramiona i kark Aimee, wzbierała w nim fala gniewu. Rzucił nauczycielowi - Nathanielowi, jak głosiła przypinka przy kieszeni na klatce piersiowej - spojrzenie spod byka i odepchnął go niespecjalnie dbając o dobre wrażenie, które - w mniemaniu większości zebranych - i tak już zniszczył swoimi wcześniejszymi zachowaniami. Znów zajął miejsce za plecami Aimee zamiast Nathaniela. - Okej, zrozumiałem, wystarczy, teraz moja kolej. To ja będę towarzyszył mojej partnerce w trakcie porodu. Ty już to umiesz, daj mi się nauczyć - zbuntował się trochę jak naburmuszone dziecko, któremu odebrano ulubiony słodycz i jeszcze na jego oczach próbowało się go zjeść. Nie, Eric tak się nie bawił. Zacisnął jednak na razie zęby i patrzył na Nathaniela złym spojrzeniem, jednocześnie skupiając się na tym, aby nie odreagować na mocniejszych uciśnięciach jej delikatnego ciałka. Pochylił się do jej ucha i odgarniając włosy z szyi zaczął ją lekko masować. - Wszystko w porządku? - zapytał Aimee lekko zmartwionym głosem, bo widział, że i jej nie podobało się to całe zajście. Nie zdążył jednak uzyskać odpowiedzi od Hale, bo zaraz to on został wyrwany do tablicy, aby pokazać, jak kąpie się noworodka. Milton uśmiechnął się z satysfakcją, bo teorię miał opanowaną do perfekcji. Nie ma co się dziwić, że podszedł do tematu w pełni profesjonalnie i wykonując każdą czynność, opisywał krok po kroku co i jak powinno się robić. Niestety, Nathaniel wytykał mu - wyimaginowany oczywiście, na potrzeby utarcia nosa zarozumialcowi - błąd za błędem. A gdy w pewnym momencie zacmokał z dezaprobatą i wyrwał mu lalkę-noworodka z rąk, coś w Ericu pękło.
To on znalazł tę szkołę rodzenia, podobno najlepszą w całym Cairns i okolicy. Naczytał się opinii, że jest super tolerancyjna i naprawdę rzetelnie przekazują wiedzę niezbędną dla młodych niedoświadczonych rodziców. Ale takiego zachowania nie będzie tolerował!
- Pieprzyć to. Aimee, wychodzimy - złapał dziewczynę za rękę i pomógł jej wstać z dywanu. Wychodząc złapał w locie ich bluzy i nie obejrzał się nawet za siebie, kiedy trzaskał drzwiami opuszczając tę pożal się Boże szkołę rodzenia. - Nie martw się, A., ogarnę temat - będąc już na chodniku uniósł ich splecione razem dłonie do góry i pocałował wierzch tej należącej do niej. - Dziewczyny na forum dla mamuś - nie, absolutnie się nie wstydził, że czyta takie portale! - polecały fajną doulę. Choćbym miał wydać na nią całą pensję, to obiecuję, że niczego ci nie zabraknie i będziemy przygotowani do porodu i pierwszych tygodni życia malucha w stu procentach! A jak trzeba będzie, to zrobię przyspieszony kurs online, co to dla mnie! - zapewnił z całą pewnością, na jaką było go stać, bo nie zamierzał zostawiać tak ważnej rzeczy, jaką była opieka nad ich synem oraz wsparcia dla Aimee w ostatnich tygodniach przed porodem, byle komu. A żeby pozbyć się niesmaku po całej tej sytuacji, zaproponował uśmiechając się szeroko: - To co? Najpierw lody? A później zakupy? Nie odpuszczę ci tych ćwiczeń na piłce… - uśmiechnął się zadziornie przyciągając ją do siebie bliżej i - na samym środku chodnika, bo czemu nie? - skradł jej całuśnego całusa.

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Kiedy instruktor zaczął w wyjątkowo nieprofesjonalny sposób pouczać Erica, Aimes w kościach czuła nadchodzącą katastrofę. Pragnąć być w najwyższej gotowości do tego, aby w razie potrzeby pilnie zainterweniować - kontrolnie zerkała to na jednego, to na drugiego, w myślach prosząc, aby mimo wszystko, konflikt jednak nie eskalował. I to wcale nie dlatego, że zależało jej na tych zajęciach albo, że przejmowała się tym "co inni powiedzą", a z jednego, niezwykle prostego powodu. Jej brzuszek był już spory, okrągły, wystający - a ona nie była już taka giętka, szybka i zwinna. Wstawanie z podłogi stanowiło dla niej nie lada wyzwanie. A komu by pomogła, gdyby w sytuacji kryzysowej zaczęła się kiwać jak wańka wstańka?
Szczęśliwie, nie doszło do rozlewu krwi. Luby wykazał się większym rozsądkiem niż nawiedzony nauczyciel i zamiast bić pianę, po prostu się wycofał - a ona nie miała nic przeciwko takiemu obrotowi spraw. Nie była zła, zaniepokojona czy zasmucona. Ba, cieszyła się, że luby zachował się dojrzałe i wyciągnął ich z tej jakże niewygodnej, niekomfortowej sytuacji. Zwłaszcza, że zajęcia w szkole rodzenia to miała być nauka połączona z zabawą, możliwość jeszcze lepszego się poznania, zadbania o wzajemne zaufanie - nie stres, napięcie i niezadowolenie. Nawet gdyby oferowano jej pół miliona, nie chciała by tam zostać. Wolała razem z ukochanym wertować kolejne książki, oglądać poradniki na YouTube, przeglądać fora dla przyszłych mamusiek. Nie potrzebowali, żeby jakiś puszący się facet rozstawiał ich po kątach. Koniec końców, wszystko i tak zweryfikuje życie. Za pierwszym razem nie poradzą sobie z założeniem pieluszki? Zrobią to drugi raz, trzeci, aż w końcu się to uda i wejdzie w nawyk. Ciemnowłosa naprawdę była dobrej myśli - z entuzjazmem patrzyła w przyszłość i.... wprost nie mogła się doczekać!
Uśmiechnęła się lekko, kiedy uniósł do góry ich splecione dłonie i ucałował delikatnie wierzch tej, należącej do niej. Uwielbiała go. Jego bliskość, dotyk, to z jaką ogromną łatwością potrafił przywołać uśmiech na jej twarzy. Był absolutnie niesamowity i nie potrafiła wyobrazić sobie innej niż on osoby, z którą chciałaby się zestarzeć i spędzić wspólnie życie. Z każdym innym by się zanudziła na śmierć, z nim jednak nuda jej nie groziła. Potrafił ją rozśmieszyć, wciąż i wciąż ją czymś zaskakiwał. Był wszystkim czego chciała i potrzebowała. A nawet więcej.
"Mamy jeszcze czas, sporo czasu. Poza tym tym... myślę, że ze wszystkim sobie poradzimy. Sami. Nie potrzebujemy fantazyjnie brzmiących lekcji kąpania noworodków czy noszenia maluchów na rękach" zapewniła z mocą w głosie, a kąciki ust drgnęły jej ku górze. "Mojej koleżance niedawno urodziło się dziecko. Wspominała, że marzy o tym, żeby choć na chwilę wyrwać się z mężem z domu na romantyczną randkę. Może odciążymy ją na jeden wieczór i zajmiemy się jej małym? To byłaby naprawdę świetna okazja, żeby wiedzę z poradników wcielić w życie" zaśmiała się radośnie, na chwilę przed tym zanim Eric przyciągnął ją bliżej siebie i skradł jej słodkiego całusa. Którego bez skrępowania ochoczo odwzajemniła, wplątując palce w jego nieco przydługie włosy, zębami lekko hacząc o jego dolną wargę. "Lody? Zakupy? Skakanie na "piłkach""? Dla mnie brzmi świetnie! pisnęła radośnie, po czym złapała swojego mężczyznę za rękę i razem ruszyli wzdłuż ulicy. Zatrzymując się niespełna 10 minut później, kiedy wzrok brunetki zatrzymał się na jednej ze sklepowych wystaw. Nie mówiąc nic, wciągnęła za sobą lubego do środka i ruszyła niemalże biegiem w stronę jednej z półek.
"Czy Ty to widzisz? Czy Ty widzisz te cudeńka? Są dokładnie takie jak Twoje!" rzuciła wyraźnie podekscytowana widokiem miniaturowych, czerwonych conversów. Wiernej repliki tych, które nawet teraz Milton miał na swoich stopach. "Musimy je wziąć. Będziecie wyglądać tak uroczo" na samą myśl znacznie się rozpromieniła.
"Co sądzisz?" zapytała przymilnie, mini trampki podsuwając blondynowi pod nos, aby lepiej im się przyjrzał. Sama natomiast zaczęła rozglądać się dookoła, chłonąć widoki, wyłapywać wzrokiem rzeczy, które mogły się im przydać już teraz oraz te, które potrzebne będą dopiero za kilka miesięcy. Jakże rozsądnie nie chciała przecież wydawać teraz pieniędzy na to, co przyda się im dopiero, gdy Eliott skończy rok czy półtora. O swoim postanowieniu szybko jednak zapomniała. Szybko, czyli dokładnie w chwili, w której ujrzała wielki szyld "zaprojektuj swojego własnego pluszaka". "Kochanie... Może to szybko... I może moglibyśmy się z tym wstrzymać, ale myśl o pierwszej zabawce naszego syna... Nie, nie mogę. Musimy tam iść. Chodź, chodźmy" jęknęła przeciągle, łapiąc go za rękaw i pospieszająco szurając nogami.

Eric Milton 🥰
mistyczny poszukiwacz
Hania
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Eric nie był pewien, czy ze wszystkim poradzą sobie "sami". On nie miał znajomych, którzy mieli dzieci, w ogóle miał niewielu znajomych po powrocie do Lorne. Może gdyby miał większe doświadczenie z dziećmi, nie obawiałby się tak bardzo. Ale w nim nie obudzi się żaden "instynkt macierzyński". On nie miał żadnego instynktu. Dlatego potrzebował praktycznego podejścia. Ale nie w ten sposób, na pewno nie. Był na siebie zły, że dał się sprowokować, zamiast zacisnąć zęby, bo przez jego głupotę teraz mogło na tym ucierpieć jego własne dziecko! Zwykle nie miewał takiego spadku nastroju, ale przez tę sytuację z Nathanielem wybił się całkiem z pozytywnego myślenia.
- Niby tak, ale dzieci lubią rodzić się wcześniej. Wiesz, że tylko dwa procent rodzi się w terminie? Dwa procent, Aimee, pozostałe dziewięćdziesiąt osiem wcześniej lub później! Znam teorię, ale co z tego? A jak w trakcie kąpieli naleje mu się woda do ucha? Albo pępek nie będzie chciał się goić? Albo przeoczymy jakieś ukryte zapalenie? - Myślał, że im więcej będzie wiedział o ciąży i noworodkach, tym bardziej będzie się martwił. Gruuuby błąd! Im więcej wiedział, tym czuł się jeszcze bardziej niepewnie, bo wiedza otwierała więcej różnych ścieżek, którymi coś mogło pójść nie tak! Dlatego tak liczył na tę szkołę rodzenia. Już pal licho z masażem, piłkami i oddechem, skoro Aimee miała rodzić cesarką. Ale... ogólnie to, co będzie później. Propozycja zajęcia się dzieckiem koleżanki w pierwszej chwili wydała mu się świetnym pomysłem, ale zaraz dopadły go wątpliwości. - No nie wiem. Jednak to inaczej uszkodzić własne dziecko, a zrobić to samo z cudzym... - rzucił niezbyt przekonany. Już wiedział, że dziecka wcale tak łatwo nie idzie uszkodzić, ale ostatnio naoglądał się filmików z wybijaniem nóżek ze stawów przy zmianie pampersa, więc bał się nawet tej czynności. A jak Aimee wyskoczyła tak niespodziewanie z tymi butami, w ogóle odpadło go poczucie, że nic już nie wie, bo z tego wszystkiego nie pamiętał, czy noworodkowi w ogóle potrzebne są buty, skoro jeszcze nie chodzi. Zgłupiał i nawet entuzjazm Hale nie udzielał mu się tak bardzo jak zwykle. - Jasne, możemy je wziąć, będzie śmiesznie - próbował wykrzesać z siebie więcej energii i sięgnął po portfel, aby zapłacić. Kiedy Aimee rozglądała się za rzeczami dla malucha, on sam zastanawiał się, czy zadzwonić do położnej jeszcze dzisiaj, czy już jutro? Czy znów pokornie schować dumę do kieszeni i poprosić ojca o opłacenie prywatnej kliniki położniczej? Do tego wszystkiego dochodziły niepewne kwestie finansowe, które czasami spędzały mu sen z powiek, ale ani razu nie pomyślał o tym, aby odezwać się do starych znajomych.
Cholera, jeszcze nigdy nie był taki odpowiedzialny! Nigdy mu na niczym tak nie zależało. Zwykle się nie angażował tak bardzo, dziś nie poznawał sam siebie. Ale patrząc na Aimee, która z taką anielską miną wymalowaną na twarzy chwytała każdą rzecz dla dziecka w ręce, z tym radosnym nastawieniem i optymistycznym myśleniem, nie mógł się nie rozchmurzyć. Serce rozczulało mu się na ten widok do niemożliwości. Czasami nie wierzył, że ona tak mu ufała, aby być tak spokojną. Ale to dobrze. Z ich dwojga to ona powinna na siebie szczególnie uważać, on będzie martwił się za ich oboje. Ale nie teraz. Teraz uspokajał się i on widząc jej uśmiech, dlatego na propozycję stworzenia własnej maskotki dla Eliotta pokiwał z entuzjazmem głową. - Chodźmy! - dał się pociągnąć do stoiska.
A gdy zobaczył wybór dostępnych możliwości, aż oczy mu się zaświeciły z ekscytacji. Pamiętał swoje ulubione zabawki z dzieciństwa, które zapewne rodzice oddali już dla jakichś sierot w akcji charytatywnej i zamierzał odtworzyć miks tego, co miłe wspominał z tamtego okresu. - Ja wybieram część elementów, ty wybierasz część elementów i później razem łączymy w całość? - wiedział, że zmysł artystyczny Aimee nie pozwoli mu zrobić jakiejś szkarady, ale z drugiej strony on absolutnie nie zamierzał pozwolić jej stworzyć idealnej zabawki. Ona może była idealna, niewiarygodnie wyrozumiała, cudownie niesamowita, ale on… on był pełen skaz i nawet jeśli Hale stworzy najpiękniejszą wizualnie maskotkę, już Eric postara się aby nieco ją… urealnić. Dlatego sięgnął po pluszowy kapelusz stylizowany na zniszczony, trochę w stylu tiary przydziału z Harrego Pottera. Po namyśle złapał za nadpęknięty duży guzik z czterema dziurkami. Z szerokim uśmiechem natomiast sięgnął po czerwoną torebkę stylizowaną na Tinky Winky i parsknął śmiechem na ten zestaw. - No dalej, wybieraj swoje. Ja z tych elementów nie zrezygnuję, nie ma szans! - dodał ze śmiechem zerkając ciekawie kątem oka na to, co ona wybierała.
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Nie był krystalicznie czysty. Nie posiadał nieskazitelnego życiorysu. W przeszłości parał się niezbyt chlubnym zajęciem, kręcił szemrane interesy, popełniał błędy... zdaniem Aimee to wszystko jednak nie skreślało go jako człowieka. W żaden sposób nie definiowało jego wartości. Nie sprawiało, że w jej oczach był kimś, kto nie zasługiwał na drugą szansę, miłość, szczęście, przebaczenie. Wierzyła w niego, ufała mu, kibicowała. Tak cholernie doceniała to, że dla niej dokonał czegoś wyjątkowego. Rozprawił się ze swoimi demonami i skupił na budowaniu wspólnej przyszłości. Na rodzinie, którą już za moment mieli wspólnie stworzyć.
Jak więc mogła się bać tego, że sobie nie poradzą? Jak mogła martwić się o to, że nie będą w stanie zmienić małemu pieluchy bez zrobienia mu krzywdy, czy nie będą potrafili wykąpać go bez przypadkowego podtopienia? Mając u swego boku specjalistę od rzeczy niemożliwych, w dodatku takiego, którego kochała całym sercem - wiedziała, po prostu wiedziała, że wspólnie pokonają przeciwności losu - i nie skrzywdzą przy tym Eliotta. Teorię mieli już w paluszku, a praktykę... wszystko przyjdzie z czasem. Samo, naturalnie. Każdego dnia będą się uczyć czegoś nowego.
"Spójrz na mnie i posłuchaj uważnie. Będziesz najlepszym tatą na świecie, o wiele lepszym niż Twój sam. A wiesz dlaczego? Bo jesteś cierpliwy, zawzięty, nigdy się nie poddajesz. Masz w sobie mnóstwo troski i łagodności. Jesteś opiekuńczy. Przy Tobie czuję się bezpieczna, kochana i szczęśliwa. I Eliott będzie czuł się dokładnie tak samo. Nim się obejrzysz już będzie swoimi małymi rączkami oplatał twoją szyję i radośnie powtarzał "tata, tata". Nie zadręczaj się, skarbie" poprosiła, wspinając się na palce i skradając mu szybkiego całusa.
W Ericu dostrzegała o wiele więcej dobrego niż on sam i niesamowicie martwiło ją to, jak ukochany ma kiepskie mniemanie o sobie. Na wszystkie możliwe sposoby starała się więc z tym walczyć i umacniać go w przekonaniu o jego własnej wartości. Dla niej piękny zarówno na zewnątrz, jak i w środku.
Kiedy humor mu się poprawił, jeszcze szerszy uśmiech zagościł na jej twarzy. Cieszyła się, że cały ten nagromadzony w nim stres w końcu odszedł w zapomnienie, a Eric mógł się skupić na dobrej zabawie. Bo jak inaczej nazwać tworzenie własnej, jednakowo pokracznej co uroczej, zabawki? I to nie byle jakiej, bo przeznaczonej dla ich pierworodnego.
Swoją drogą, jasne. Aimes może pod pewnymi względami była perfekcjonistką. Tyle czasu spędzała przy maszynie do szycia, że już z daleka była w stanie stwierdzić, że szew jest krzywy, a zamek nierówno wszyty. Zwracała uwagę na te wszystkie drobnostki. Odstające guziki, lichej jakości podszewki. A że oprócz kostiumów zajmowała się również scenografią, co nieco wiedziała na temat obróbki drewna, malowania praktycznie każdej możliwej nawierzchni, zabezpieczania podłóg. Nic dziwnego, że wybierając meble patrzyła na to, z jakiego materiału są wykonane, sprawdzała, czy listwy aby na pewno nie odstają. Była bardzo dokładna, nie akceptowała niedoróbek. Wszystko musiało być jak od linijki. Kiedy jednak chodziło o pierwszą przytulankę Eliotta, sama nie chciała, aby przypominała ona każdego jednego pluszaka dostępnego w sklepie. Pragnęła zaś, żeby była totalnie wyjątkowa, żeby miała duszę i oddawała charakter. Ich charakter. Bo chociaż Hale lubiła rządzić była zwariowna, wiecznie roześmiana, miała milion pomysłów na minutę, a Eric jako jedyny potrafił dotrzymać jej kroku. Był zabawny, uwielbiał odkrywać nowe miejsca, poznawać nowe smaki. To właśnie dzięki niemu życie Aimee miało w sobie tyle koloru.
Uśmiechnęła się lekko na widok poniszczonego kapelusza, nadgryzionego zębem czasu guzika, a potem parsknęła na widok czerwonej torebki. Zaczął z przytupem, nie ma co. Na szczęście ona miała też parę asów w rękawie. Nie musiała nawet długo się zastanawiać, gdy tylko podeszła do stoiska wpadło jej w oko kilka rzeczy.
"Nie będziemy z niczego rezygnować. Podobnie jak nie chciałabym żeby w przyszłości Eliott z czegoś rezygnował. Tak bardzo pragnę, żeby próbował różnych rzeczy. Nie ograniczał się tylko do jednej, nie zamykał w swojej bańce. Kto przecież powiedział, że nie można być dobrym z matmy i jednocześnie rysować komiksy? Pracować jako strażak, a interesować się sportem, muzyką czy fotografia" na moment wyraźnie się ożywiła, co było nie tylko widać po jej radosnym błysku w oku, ale też słychać po drżącym, lekko podniesionym głosie.
"Wybieram kombinezon astronauty, królicze uszy oraz czerwoną nitkę. Chciałabym, żeby na wysokości serca naszego musiała wyhaftowane było imię naszego małego, a na jego łapkach nasze inicjały. Co sądzisz?" przeniosła na niego swoje rozpromienione spojrzenie, walcząc z pokusą, aby znów opleść dłońmi jego szyję i mocno go pocałować.

Eric Milton 🥰
mistyczny poszukiwacz
Hania
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Potrzebował tego. Potrzebował wszystkich słów zapewnienia, że sobie poradzi, bo od kiedy przeszedł “na dobrą stronę mocy”, wątpił w siebie na każdym kroku. Co w porównaniu do samego siebie sprzed lat dziesięciu - ba, sprzed dwóch lat! - było zmianą o sto osiemdziesiąt stopni. Zwykle pewny siebie, igrający poza granicą prawa, zasad i jakiejkolwiek większej wartości, w perspektywie bezbronności oraz najczystszej z niewinności stawał się po prostu niepewny. Wystraszony. Zagubiony. Ale to wszystko było dla niego taką nowością, że nie umiał sobie poradzić jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, chociaż zmiana była na lepsze! Przypomniał sobie, czym jest miłość, uczył się “normalnego” życia i to było cudowne móc odkrywać to przy Aimee. Tylko że... dla niej to było naturalne. On musiał się tego nauczyć. Przede wszystkim musiał nauczyć się ufać samemu sobie oraz tego, że nie jest już ze wszystkim sam. I że każdą wątpliwością może się podzielić z tą roztrzepaną kobietą, której - szczególnie w ciąży! - nie powierzyłby opieki nad lalką przez jej ciążowe nierozgarnięcie, a potrafił bez zawahania oddać całego siebie. I pewnie nie “nabrałby” się tylko na jej słowa, gdyby nie ta bijąca od nich pewność, że tak właśnie jest. W tej jednej chwili Eric spojrzał na siebie oczami Aimee i dostrzegł wszystko to, o czym mówiła. Nie mógł się nie uśmiechnąć pod nosem, bo - chociaż dziecko się jeszcze nie urodziło - potrafił wyobrazić sobie dźwięk jego głosu. Uroczy, dziecięcy, nieco sepleniący, słodki. Całus na dopełnienie całkowicie rozgonił złe myśli i Milton mógł już w pełni skupić się na przyjemności.
A nie lada frajdę sprawiało mu to całe tworzenie wspólnie pluszaka. Słuchając Aimee kiwał głową, bo zgadzał się z jej słowami w stu procentach. W międzyczasie przeglądał jeszcze inne elementy, które mógłby dołączyć, ale po tych dodatkowych trzech fragmentach zaproponowanych przez Hale stwierdził, że ten kolaż ma jakieś swoje limity! Miętosząc między palcami wybraną przez siebie czapkę zastanowił się w duchu nad tym, o czym mówiła. - Aimee, to wspaniały pomysł! - aż oczy mu rozbłysły, bo tylko ona mogła zaproponować coś tak uroczego i kochanego, co jemu nawet nie przeszłoby przez myśl! - Daj, złożę ją! - Rozemocjonował się tym pomysłem, sięgnął po podstawową wersję lalki, ubrał ją w kombinezon astronauty, na głowę założył czapkę, do której agrafkami przyczepił prowizorycznie królicze uszy. Guzik przez chwilę trzymał w dłoni i patrząc na niego zastanawiał się nad czymś w milczeniu. - Moja babcia była przesądna. Wiem, że to głupie, sam raczej twardo stąpam po ziemi - rzucił machając ręką od niechcenia, bo czuł potrzebę wytłumaczenia jej się “na zaś” z tego drobnego zabobonu - ale jako dziecko dostałem od babci kiedyś podobny guzik - jak mi wtedy powiedziała - na szczęście. Elizabeth dostała identyczny. Mając pięć lat uważałem go za skarb. Ba, wręcz panicznie się bałem, że jeśli go zgubię, to nigdy nie będę szczęśliwy. Wiesz, jakie myśli potrafi mieć małe dziecko, kiedy coś sobie ubzdurało - uśmiechnął się lekko. - Kilka tygodni później Elizabeth zgubiła swój guzik i bardzo płakała po jego stracie. Pomagałem jej szukać, ale nie mogliśmy go nigdzie znaleźć. Więc oddałem jej swój mówiąc, że znalazłem ten jej. Byłem wtedy święcie przekonany, że oddaję jej swoje szczęście i przez długi czas właśnie tak myślałem. I dziś już wiem na pewno, że nie potrzebuję guzika do szczęścia, Eliott też nie będzie go potrzebował, ale chciałbym... może inaczej... będę spokojniejszy, kiedy będzie miał jeden przy sobie. Głupie, prawda? - zapytał z lekkim uśmiechem, popatrzył jeszcze raz na guzik, po czym schował go do czerwonej torebki, którą przewiesił przez ramię pluszaka. Całość prezentowała się… bardzo osobliwie, ale i na swój pokraczny sposób uroczo. A gdy dojdą do tego inicjały oraz Eliott w rzucie serduszka… dalej będzie śmiesznie, ale jak wyjątkowo! - No ja jestem zachwycony! Eliott też na pewno będzie!
I wtedy coś dostrzegł. Zanim jego mózg to zrozumiał, usta wypowiedziały najdurniejsze pytanie z możliwych: - O matko, widziałaś? Kopnął! - niestety, w tym momencie myślenie Erica było mocno ograniczone i nie skumał faktu, że Aimee nie tylko widziała, ale zapewne też dokładnie to odczuła. Milton zrobił wielkie oczy, bo chociaż do porodu zostało jeszcze kilkanaście tygodni, to jeszcze nie miał okazji poczuć tego, jak mały porusza się w brzuchu. A teraz zobaczył którąś z kończyn syna odkształcającą się ponad poziom skóry Hale i aż go zatkało. - Aimee, on kopnął! - powtórzył z niedowierzaniem bojąc się dotknąć jej brzucha i przykładając ostrożnie do niego rękę, jakby był zbudowany z jeżowych kolców, a nie z miękkiej i gładkiej skóry.

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Kiedy zaczął opowiadać, posłała mu łagodne spojrzenie i mocniej ścisnęła mu rękę. Stał tuż obok, wyglądał dokładnie tak samo jak pięć minut temu. Ba, wyglądał dokładnie tak, jak w dniu, kiedy go poznała. Ilekroć jednak ich wzrok się krzyżował, przed oczami widziała nie dorosłego mężczyznę, a niezwykle dzielnego, małego chłopca. Tak szlachetnego i troskliwego, że był on w stanie zrezygnować z czegoś, na czym niezwykle mocno mu zależało i oddać to komuś, na kim zależało mu jeszcze mocniej. Co więcej! Młody Milton nie oczekiwał na pochwały, poklepywanie po plecach, powtarzanie przez bliskich, że dobrze pastąpił, że tak ładnie zadbał o siostrę. Nie, on zrobił to po cichu i za ten fakt Aimee jeszcze bardziej go kochała. Bo tą opowieścią tylko potwierdził to, o czym ona sama już od dawna wiedziała. Eric był wspaniałym człowiekiem. Czułym i bezinteresownym, zdolnym do poświęceń. Na pierwszym miejscu stawiającym potrzeby ludzi, których szczerze kochał. Gdyby tylko mogła, cofnęłaby się w czasie i uciskała mocno tego dziarskiego pięciolatka i zapewniła, że nie musi się obawiać. Szczęścia mu nie zabraknie. Któregoś pięknego dnia spotka kobietę, która kompletnie straci dla niego głowę i która zrobi absolutnie wszystko, aby czuł się kochany i spełniony. Na niczym przecież bardziej jej nie zależało. Tylko on się dla niej liczył. No i teraz był jeszcze Eliott, radośnie pluskający się w jej brzuchu.
"To wcale nie jest głupie" zaprotestowała od razu, wtulając się w jego ramię. Nie widziała żadnego, naprawdę żadnego powodu, żeby luby się autobiczował za dawne przekonania. Ludzie wierzyli w różne rzeczy. W Boga, w karmę, w Latającego Potwora Spaghetti. Dlaczego więc on nie mógł wiary i nadziei pokładać w podarowanym przez babcię guziku? "Hej, spójrz na mnie, kochanie. Dwie sprawy. Nie potrzebujesz żadnego magicznego amuletu do szczęścia. Jesteś kompletny" zaczęła, zadzierając do góry głowę. "Gdybyś jednak kiedykolwiek się obawiał, masz mnie. A nikomu innemu bardziej niż mi nie zależy na tym, żebyś miał długie, szczęśliwe życie. Chcę się z Tobą zestarzeć. Nigdzie się nie wybieram" dodała, uśmiechając się lekko. "A jeśli chodzi o Eliotta. To wspaniały pomysł. Cieszę się, że będzie mógł zawsze mieć przy sobie coś, co będzie stanowiło cząstkę Ciebie. I co będzie potrafiło dodać mu pewności siebie i odwagi w trudnych chwilach. Jak podrośnie, koniecznie będziesz musiał podzielić się z nim tą historią" rzuciła miękko, wspinając się na palce i cmokając ukochanego w czółko.
Przenosząc wzrok na dopiero co powstałego, jakże pokracznego stwora kąciki jej ust uniósły się jeszcze wyżej. Maskotka i owszem, była dziwaczna, ale powstała z miłości. No i doskonale oddawała pokręcone poczucia humoru rodziców. Oraz ich miłość do Harry'ego Pottera, Teletubisiów czy osobliwych dodatków. Hale ani przez chwilę nie miała wątpliwości co do tego, że Eliott pokocha ją całym sercem. Będzie się z nią bawił, zasypiał, zabierał na wakacje do dziadków. Niesforny pluszak będzie jego pierwszym, prawdziwym przyjacielem. Tym, którego się pamięta do końca życia.
"Widziałam" zaśmiała się dźwięcznie, bez skrępowania podciągając koszulkę, żeby Eric mógł jeszcze lepiej zobaczyć harce pierworodnego. "Nie bój się, dotknij. Przywitaj się z małym" jak mówiły wszystkie mądre książki, od któregoś tygodnia dziecko było w stanie rozpoznać głosy rodziców, wyczuć panujące nastroje, Aimes była więc świecie przekonana o tym, że mały doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co dzieje się wokół, a swoim radosnym wierzganiem tylko dawał im znać, jak bardzo podoba mu się pluszak i jak nie może się doczekać, aż będzie już w końcu z nimi. I ona też nie mogła się doczekać, aż po raz pierwszy dane będzie jej go trzymać w ramionach, tulić do swojej piersi i całować w tą maciupką główkę.
Wzruszona pogłaskała się po zaokrąglonym brzuszku, a potem co by zachęcić przyszłego tatuśka, sięgnęła po jego dłoń i ułożyła ją sobie na wysokości pępka.
"Czujesz? Kopie właśnie tutaj. To takie dziwne uczucie. Jakby był tak zniecierpliwiony, że już teraz chciałby wyskoczyć" podzieliła się z nim swoimi przemyśleniami. Zwlaszcza, że nie tylko dla niego, ale również dla niej była to całkowicie nowa sytuacja. W dodatku taka, którą przeżywała na dotychczas nieznane sobie sposoby.
"Już chyba się zmęczył. Jego ruchy są coraz słabiej wyczuwalne" dodała po kilku minutach, opuszczając zrolowany t-shirt. "Tak sobie myślę, skoro już tutaj jesteśmy, rozejrzyjmy się. Może mają gdzieś dział sportowy i sprzedają również piłki do ćwiczeń" zaproponowała przebierając nogami. Gdyby tylko wiedziała, że za sprawą jednego, niewinnego pytania kwadrans później na środku sklepu będzie siedzieć na wielkiej, dmuchanej piłce i skakać między regałami. A wszystko to w asyście Eryczka, który wesoło kicał tuż obok niej. "To nawet lepsze niż zajęcia w szkole rodzenia. Nie musimy za nie płacić" zaśmiała się, rzucając lubemu rozbawione spojrzenie.

Eric Milton 🦊❤️
mistyczny poszukiwacz
Hania
student prawa, praktykant — kancelaria ojca
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
został ojcem, wrócił na studia, zaczął pracować u ojca w kancelarii i próbuje nauczyć się życia na nowo u boku kobiety, na którą nigdy nie zasłuży
Ach, gdyby Eric mógł chociaż przez na chwilę zakraść się do głowy Aimee i odczytać te wszystkie myśli, które miała na jego temat! Na pewno by się zawstydził i większości z nich wyparł - on, Eric Milton, bezinteresowny? altruistyczny? dobre sobie! - ale na pewno przynajmniej przez chwilę poczułby się wyjątkowo. Zresztą, nawet tego nie potrzebował. Jakim cudem Hale zawsze wiedziała, co zrobić i powiedzieć, aby poprawić mu nastrój? Uśmiech sam kwitł na jego ustach w miarę wypowiadanych przez nią słów. Co do jednego musiał jednak przyznać jej rację. - To prawda, nie potrzebuję żadnych talizmanów. Mam tutaj swój własny, niewyczerpywalny, niezmiennie niezawodny amulet szczęścia - skłonił głowę, kiedy chciała pocałować go w czoło, po czym objął ją ciasno ramionami, bo nawet taki zgrywus jak Eric Milton - chociaż przez ostatnich kilka lat bardzo mocno to wypierał - też czasem potrzebował czułości ponad dotyk podszyty podtekstem seksualnym, który zwykle dominował w ich relacji. - Opowiem mu wszystko, nie martw się. A już na pewno nie zapomnę wspomnieć o tym, że to mama w tym związku nosiła spodnie i doprowadzała tatę do porządku, gdy panikował, że źle założył pampersa lalce… - uśmiechnął się kątem ust, który zafalował raz w górę, raz w dół. - Nazwiemy go my, czy poczekamy na inwencję twórczą Eliotta? - zapytał z rozbawieniem, po czym pocałował ją w czubek głowy i już naprawdę mieli się zabrać za składanie całej zabawki do kupy, gdy małemu zachciało się dołączyć do rozmowy.
W pierwszej chwili Eric spanikował, a jakże. Nie wiedzieć czemu zaczął myśleć, że to źle, że mały kopnął, a przecież w małym paluszku miał wiedzę dotyczącą rozwoju płodu i już wiedział, że na tym etapie ciąży to objaw świadczący o zdrowiu i dobrostanie. A jednak zmarszczył brwi zaniepokojony, że Aimee mogło to zaboleć. Jej dźwięczny śmiech nieco go uspokoił. Ale spojrzał podejrzliwie na jej odsłonięty brzuch, później na jej twarz, która śmiała się każdą komórką, dlatego się rozluźnił. Położył obie dłonie na brzuchu Hale i… - Och, znowu! - ponownie ogromny entuzjazm przebił się w jego głosie ponad wcześniejsze zmartwienie. - Hej, mały człowieku, jeszcze trochę! - powiedział Eric przykładając głowę do brzucha, a Eliott najwyraźniej to zrozumiał - to było w ogóle możliwe? - bo znowu kopnął w miejsce, w którym Milton trzymał dłoń. Zrobił to tak mocno, że aż jego ojciec cofnął rękę zaskoczony. Szybko się zreflektował i znów ze śmiechem położył obie dłonie na brzuchu. Trochę się rozczarował, że mały postanowił sobie odpuścić tę dziwną konwersacje z ojcem, ale nie narzekał długo! Skończyli lalkę, wsadzili ją do koszyka razem z butami i ruszyli na podbój piłek!
- Ale wiesz, że nie na tym polegają te ćwiczenia na piłce? - zagaił wesoło ledwo łapiąc oddech, kiedy kicał obok niej alejką cały zaczerwieniony na twarzy od tak radosnego wysiłku, który sprawiał mu nie lada frajdę! Tylko że w pewnym momencie na ich drodze stanął… niejako wpuszczony w podłogę basen z plastikowymi kulkami. Milton wiedział, że wyrobienie się i wyhamowanie przed nim było bez najmniejszych szans, więc z pełnym poświęceniem rzucił się najpierw, asekurując tym samym ciało - no dobra, nie ma co się oszukiwać, głównie asekurował brzuch! - Aimee przed nieprzyjemnym zdarzeniem z dmuchanym basenem pełnym kolorowych kulek! - A., nic ci nie jest? - zapytał starając się zachować powagę, choć niemal krztusił się ze śmiechu, kiedy coraz bardziej zapadali się pośród kulek. No i cicho pojękiwał z bólu, kiedy jej kościsty łokieć dotkliwie wbijał mu się w żebra.
Musieli wyglądać cholernie poważnie i cholernie romantycznie, kiedy oboje próbowali wydostać się z tego ogromnego basenu, który wcale nie był tak łatwy do pokonania, jak mogło się z pozoru wydawać!

Aimee Hale
przyjazna koala
A.
lorne bay — lorne bay
25 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Rodzina patchworkowa: ona, nie-mąż, syn i dwa psy. Chociaż dają jej do wiwatu, swoich chłopaków kocha najmocniej na świecie.
Spojrzała na niego jak na przybysza z obcej planety. Jak to nie na tym polegały zajęcia na piłkach? Co on w ogóle wygadywał? Choćby chciała, we wnętrzu własnej głowy nie potrafiła znaleźć dla nich zastosowania innego, niż radosne podskakiwanie. Zresztą, gdyby w tym stanie, parę ładnych kilo cięższą, bardziej zaokrągloną Hale Milton zacząłby namawiać do skłonów i krecenia biodrami, pewnie ciemnowłosa cisnęłaby w niego jakimiś kocykiem do zawijania dla niemowląt i wykrzyczała, że jest chyba nie pełna rozumu. Bo jak on to sobie w ogóle wyobraża? Jak to sobie wyobrażają Ci wszyscy faceci prowadzący szkoły rodzenia?! Nie była gumową lalą, nie potrafiła rozciągnąć się na zawołanie. Więcej! Z każdym dniem coraz trudniej było jej zasznurować własne buty czy schylić się, żeby dosypać psiakom karmy do misek.
Dobrze więc, że Eryk zamiast odwodzić Aimes od sklepowego slalomu, dzielnie dotrzymywał jej kroku i upewniał się, że w pewnym momencie nie straci panowania nawet wyjątkowo mało wdzięcznym pojazdem i... nie wpadnie do baseny z kulkami. A nie, czekaj. Zaraz, zaraz. Mówicie mi, że miał tylko jedno zadanie, a jakimś cudem w przeciągu dwóch minut obydwoje wylądowali we wpuszczonym w ziemię, kolorowym basenie?
Patrząc na ukochanego walczącego z piłeczkami Aimee nie tyle co subtelnie chichotała, ona wtecz wyła i dusiła się ze śmiechu. Słychać ją było na drugim końcu sklepu - a i istniała wielka szansa na to, również na parkingu i w parku nieopodal. Nic jednak nie mogła na to poradzić, bo cała sytuacja była po prostu komiczna. W dodatku Eric, kiedy się martwił był tak słodki i rozczulający. Do tego stopnia, że zamiast mu odpowiedzieć podpłynęła do niego, zarzuciła mu ręce na szyję i zaczęła całować tak, jakby nie miało być jutra. Co bez wątpienia spodobało się blondynowi - nje przypadło zaś do gustu ochroniarzowi, który postanowił wyrzucić ich ze sklepu. Nawet wtedy jednak dobry humor Hale nie odpuszczał. Bo jak by mógł, kiedy miała przy sobie swoją drugą, lepszą połówkę?

/ zt x 2

Eric Milton ❤️
mistyczny poszukiwacz
Hania
ODPOWIEDZ