tester wierności — i nauczyciel sex-ed
40 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
i'm afraid of you now more than i was at first, and i know you just left, but can i take you everywhere we've ever been?
i wanna see it all, no surprises.
I could do anything
and somehow i end up here

— Z ręką na sercu! — wykrzykuje Russel, szybkim ruchem uderzając otwartą dłonią prosto w pierś. — Też jest mi z tego powodu bardzo przykro, ale ślub się nie odbędzie. — Mina zbitego szczeniaka weszła mu już w nawyk, dlatego teraz wpatruje się w bogu ducha winną brunetkę swoimi ogromnymi, smutnymi oczami i wzrokiem sugeruje, że powinna już iść. Kobieta jeszcze przez krótką chwilę się ociąga, taksując Franklina uważnym spojrzeniem, aż w końcu kiwa głową.
— Bardzo mi przykro — powtarza za nim i przez krótką chwilę Russ czuje drobne wyrzuty sumienia. Kłamanie jeszcze nigdy nie przychodziło mu tak łatwo, jak przez ostatnie dwa tygodnie. — Nie sądziłam, że sprawa pańskiego ślubu się tak potoczy. Kiedy rozmawiałam z Emmą jeszcze tydzień temu, wydawała się najszczęśliwszą panną młodą na świecie. Czy mogę zapytać... jak do tego doszło?
Russel wzrusza ramionami i wzdycha teatralnie, opierając się biodrem o pobliski stolik. Zerka przy tym na rozłożone na stoliku plany: pełen przepychu wystrój potencjalnej sali weselnej, orkiestra na żywo, miliony dań, których goście nie zdołają przejeść w jeden wieczór. Wiedział już, że panna Whitely miała co do tego wesela ogromne oczekiwania. I wiedział też, że z przyjemnością trochę jej przeszkodzi.
— Wie pani, jak to jest... czasem jest się przekonanym, że wie się o kimś wszystko. A później z dnia na dzień dowiadujesz się, że osoba, z którą miałeś spędzić resztę życia, spotyka się z kilkoma innymi facetami w tym samym czasie. Nie bardzo pozostawiła mi wybór, prawda? — Pociera policzek, dając do zrozumienia, jak bardzo niekomfortowe jest dla niego poruszanie tych tematów. Kręci głową, gdy kobieta wyciąga z torebki paczuszkę kolorowych chusteczek. Nie będzie przecież płakał.
— To okropne — szepcze brunetka i podnosi dłoń, by oprzeć ją na spiętym ramieniu Franklina. Dotyk ani trochę mu nie przeszkadza — w jego osobistym rankingu ta nieszczęsna organizatorka ślubów, jakkolwiek brzmiało jej imię, plasuje się całkiem wysoko — przynajmniej pod względem urody. Możliwe, że gdyby akurat nie był w pracy i nie zależało mu na czasie, zaoferowałby jej swoje towarzystwo.
— Prawda? — odpowiada Russel, dla efektu pociągając nosem. — Nie wiem, czy kiedykolwiek się po tym pozbieram — wyznaje szczerze, chwytając dłoń rozmówczyni. Ostrożnie muska ją palcami i po chwili puszcza, zgarniając ze stolika wszystkie kartki. — Niemniej jednak, jak mówiłem, jest pani wolna. Proszę zatrzymać zaliczkę, w końcu to całkowicie nie pani wina.
Pomaga jej włożyć płaszcz i chwilę później zostaje sam na sam z napoczętym kubkiem białej kawy. Zasiada przy stoliku, kładzie nań własną teczkę i wyciąga kilka niechlujnie złożonych w album papierzysk. I czeka, mając nadzieję, że wszystkie informacje, które do tej pory zebrał o Emmie, okażą się wystarczające.

Emma Whitely
powitalny kokos
rura na miasto / tear
lorne bay — lorne bay
25 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
You can pretend you don't miss me
You can pretend you don't care
All you wanna do is kiss me
Oh, what a shame I'm not there
Kiedy wyjeżdżała z Hope Valley miała przed sobą jedną misję – znaleźć idealnego kandydata na męża. Nie oszukujmy się, już dawno przestała liczyć na to, że jakikolwiek mężczyzna z tej zapomnianej przez bogów dziury na mapie Stanów Zjednoczonych będzie miał jej coś interesującego do zaoferowania. Poza tym należało mierzyć wyżej. Znalezienie kandydata nie przyszło jej z wielką trudnością. Kilka tygodni w Miami w odpowiednim towarzystwie zaowocowało oświadczynami z 53-letnim potentatem kukurydzy z Teksasu. Wspomniany Christopher rozstał się jakiś czas temu z żoną i nie widział przeszkód w złożeniu małżeńskiej propozycji o niemal 30 lat młodszej od siebie Emmie.
I mniej więcej od tego czasu najmłodsza z sióstr Whitely przestała sypiać. Głównie z ekscytacji. Po fantastycznym, chociaż krótkim okresie narzeczeństwa wróciła do rodzinnego miasteczka, żeby zaplanować wesele. WIELKIE I Z ROZMACHEM.
-Tak mało czasu, a tyle spraw do załatwienia! - wrzasnęła w kierunku ojca, kiedy wybiegała z domu jak nastolatka na spotkanie z koleżankami. Ubierała się chyba jeszcze w drodze do samochodu. Wrzuciła torebkę pełną ślubnych inspiracji, katalogów i nagromadzonych przez lata ślubnych bibelotów na siedzenie pasażera i odjechała z piskiem opon i piskiem wydobywającym się z jej gardła na spotkanie, o którym myślała już od kilku dni. Nie wiedziała, czy więcej dziwnej ekscytacji wywołuje w niej rychła rozmowa z organizatorką ślubów, którą ściągnęła z innego miasta czy może to, że w ramach diety przestała się w zasadzie odżywiać, zamieniając pokarm na jakieś tabletki z guarany, które można było rozpuszczać w wodzie. Wyczytała na jednej z grup, że nie dość, że będzie miała więcej energii, to jeszcze pomoże jej to w osiągnięciu wymarzonej figury przed ślubem.
Zdolności do prowadzenia samochodów nie miała żadna z sióstr Whitely, więc kiedy Emma parkowała przed lokalem, połowa przechodniów mogła złapać się w panice za głowę. Na całe szczęście, zarówno samochód Jeffa Whitely’a jak i wszystkie zaparkowane obok wyszły z tego bez szwanku.
Wysiadła szybko z samochodu i schyliła się jeszcze przed zderzakiem, żeby skontrolować, czy naprawdę nie powstało żadne uszkodzenie. Idealnie! Wytargała z auta torbę, z której wszystko się rozsypywało i otworzyła z impetem drzwi do kawiarni. Ściągnęła okulary przeciwsłoneczne z nosa (if you wanna be a star ACT LIKE ONE) i rozejrzała się po wnętrzu… Z rozczarowaniem.
— Gdzie, jest, ta pizda… — wycedziła pod nosem, w panice uświadamiając sobie, że w lokalu jest tylko jakaś starsza para, trzy nastolatki pokazujące sobie coś głupiego na telefonach i jakiś zarośnięty mężczyzna. Zerknęła nerwowo na zegarek. Jest na czas. To znaczy, że się kurwa nie spóźniła, a tej baby tu nie ma. Zakręciło się jej lekko w głowie. Może dwie tabletki z guarany to była jednak przesada? Zerknęła przelotem na witrynę z ciastami w kawiarni. No cóż, ale przynajmniej jej życie od ślubu będzie już pełne słodyczy! Niekoniecznie takiej w postaci pustych kalorii.
Miała już dzwonić do tej bezczelnej organizatorki ślubów, kiedy na stoliku faceta z brodą mignęło jej złote logo firmy, w której pracowała baba, z którą się tu umówiła. Zagotowała się w środku. Ruszyła w jego kierunku jak gotowy do ataku kociak, rzuciła torbę z rzeczami na krzesło stojące obok, przez co zapewne część szpargałów zdążyła z niej wypaść. Nie zwróciło to jednak jej najmniejszej uwagi.
— Kim ty do cholery jesteś i gdzie jest EMILY? — padło z jej ust szybkie i intensywne pytanie. Zmrużyła oczy i wyciągnęła rękę w kierunku jego niedbałej teczki. Logo się zgadzało. Przeniosła spojrzenie na mężczyznę. Ale konsultantka ślubna już jakby kurwa niezbyt.
— Błagam, powiedz mi, że jesteś jakimś podstarzałym stażystą, który w pewnym momencie życia uznał, że finanse go jednak nie kręcą i zdecydował, że najwięcej funduszy przynosi branża ślubna. I bardzo dobrze, bo ja zamierzam w to wesele zainwestować naprawdę dużo pieniędzy, suknia, dekoracje, oprawa muzyczna, orkiestra, parkiet, białe kurwa gołębie, naprawdę będzie co robić. I potrzebuję do tego partnera, bo to jest naprawdę dużo, dużo rzeczy... — jeśli nawet chciałby wejść jej w słowo, to powiedzmy sobie szczerze, że chwilowo był bez szans. Nie dość, że i tak gadała jak najęta to dodatkowo napędzał ją stres, frustracja i suplementy diety podejrzanego pochodzenia.
— I że czekamy na Emily. Więc pozwól, że powtórzę moje pytanie. Gdzie. ONA. JEST??!!

Russel Franklin
powitalny kokos
warren#4947
tester wierności — i nauczyciel sex-ed
40 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
i'm afraid of you now more than i was at first, and i know you just left, but can i take you everywhere we've ever been?
i wanna see it all, no surprises.
Wow. To w zasadzie jedyne, co przechodzi Russelowi przez myśl, kiedy wsłuchuje się w monolog stojącej nad nim blondynki. Nie zdążył nawet się przywitać, podać jej ręki ani zaproponować czegoś do picia, nim został przygnieciony lawiną słów, z których zarejestrować potrafił tylko co drugie. Patrzy więc na Emmę z niekrytym zaciekawieniem, trochę bojąc się wytrącać ją z równowagi jeszcze bardziej. Jego klient, czyli osoba, która zamówiła usługę, z góry ostrzegł, że sprawa może być ciut trudniejsza, niż Franklin się spodziewa. Do tej pory nie wiedział, co to oznacza. Teraz, będąc obrażanym przez niezbyt imponującej postury blondynkę, trochę się chłopak skołował.
Wstaje, dopiero gdy Emma wykrzykuje ostatnie słowa. Zadane przez nią pytanie dobija się echem w głowie Russela i przez krótką chwilę ma ochotę odpowiedzieć "Już, dobra, mała, spoko, nie krzycz. Zawołamy Emily i wszystko będzie git, nie?", tylko po to, by nie musieć męczyć się z kolejną panienką rodem z Alabamy.
— Powiem szczerze, że nie wiem, od czego zacząć, bo trochę zbiłaś mnie z tropu. — Posyła jej uśmiech numer osiemnaście, "czarujący nieznajomy", po czym wyciąga w jej stronę rozprostowaną dłoń. — Harrison Wilde — przedstawia się bez zająknięcia, ściskając szczupłe palce rozmówczyni. — Z tego, co przekazała mi Emily, to obiecała ci najbardziej profesjonalną obsługę z możliwych. A skoro ja jestem tutaj, w Hope Valley, w dodatku punktualnie, to wszystko wydaje się w porządku. — Szybkim gestem wskazuje na trzecie, wolne pudełko, sugerując, że czym prędzej powinna zająć miejsce. Jednocześnie opada na własne siedzenie i schyla się pod stół w poszukiwaniu wszystkich tych dziwnych i błyszczących pierdół, które wypadły z torebki Emmy.
Podnosi złote piórko zwierzątka, które zasługiwało na trochę dłuższe życie. Oblepioną kurzem kopertę, do której teoretycznie zmieściłoby się ślubne zaproszenie, ale ogromna, różowa kokarda na samym środku zasłaniała wszystkie dane odbiorcy. Znalazł też coś, co przypominało broszkę w kształcie bliżej nieokreślonym, ale o to w ogóle bał się zapytać. Wszystkie te znaleziska położył na stole, odsuwając je w jak najdalszy róg. Wiedział przecież doskonale, że żaden z tych bibelotów nie zapewni Emmie takich wspomnień z wesela, jak niespodzianki, które zaprojektował i pięknie opisał w swojej teczce.
— Emily nie przyjdzie — powtarza jeszcze na wszelki wypadek, gdyby akurat miało się okazać, że wszystkie te okrutne żarty o blondynkach mają w sobie trochę prawdy. — Tak więc możesz się już zrelaksować i całkowicie oddać w moje, hm, profesjonalne ręce. — Nie może się powstrzymać i posyła Whitely perskie oczko, mając cichą nadzieję, że nie będzie tego żałował. Choć całe to udawanie organizatora weselnego jest całkiem przyjemną przykrywką, to doskonale pamięta, jaki jest jego nadrzędny cel: musi uwieść tę damulkę za wszelką cenę albo pogodzić się z myślą, że jako jedna z niewielu jest na tyle zakochana albo na tyle odporna na jego urok, by pozornie szczęśliwie wyjść za mąż.
— Rozumiem, że to — wskazuje na zebrane w jednym miejscu przedmioty — ma stanowić dla mnie jakąś inspirację? — Zdecydował, że zanim zajmie się prezentowaniem swoich pomysłów, wyciągnie nieco więcej informacji od przyszłej wannabe panny młodej.

Emma Whitely
powitalny kokos
rura na miasto / tear
lorne bay — lorne bay
25 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
You can pretend you don't miss me
You can pretend you don't care
All you wanna do is kiss me
Oh, what a shame I'm not there
Emma usiadła i przyglądała się siedzącemu na przeciwko niej mężczyźnie. Jest starszy niż ona, to na pewno. Poznaje to po delikatnych zmarszczkach mimicznych i tych na czole. Krem nawilżający to podstawa, powinien pamiętać o tym także każdy mężczyzna. Lustruje wzrokiem jego twarz kawałek po kawałku, jak gdyby to stamtąd chciała wybadać, czy jest godny zaufania. Najchętniej naciągnęłaby mu tę skórę na czole, by sprawdzić jak wyglądał jako dwudziestolatek. Podejrzewa, że nienajgorzej, skoro teraz jest całkiem w porządku. Po chwili jednak dociera do niej ważna myśl. Och, przecież to gej. Organizuje śluby, musi być gejem. Przygląda mu się więc jeszcze przez chwilę i kompletnie traci zainteresowanie jego twarzą. Wlepia wzrok w to, co Russel trzyma w rękach. Chłopak może do niej mówić co tylko ma ochotę, bo panna Whitely kompletnie go nie słucha. Kalkuluje, czy robienie dalszej afery jej się opłaca.
Dopiero uścisk jego ręki przywrócił ją na ziemię.
-Harrison Wilde... - powtarza po nim, ale trudno wyczuć, czemu właściwie to robi. Emma stara się zapamiętać jego nazwisko, żeby sprawdzić referencje w sieci, to oczywiste.
-Dobrze Panie Wilde -- zamyka jego materiały - Może pan sobie zamknąć ten segregatorek -- zbiera wszystkie swoje rozsypane szpargały i zgarnia je z powrotem do torebki, która zdaje się nie mieć dna. Znów uderzyła w nią lekka fala gorąca, więc rozpięła nieco sweterek, w którym przyszła. To znów zbija ją nieco z pantałyku, kiedy zastanawia się przez moment, czy te tabletki z chińskiej strony to nie była jednak mocna przesada. Po chwili jednak wraca do siebie, a całe szczęście Franklina polega tu na tym, że Emma odrobinę się uspokoiła. Ponieważ, o dziwo, to nie on najwyraźniej jest dzisiaj jej największym problemem.
-Dobra Harold - wraca do niego i myślami i wzrokiem - Umówmy się, że rzeczywiście jesteś tu w zamian Emily. Ale zacznijmy od szczegółów. MOWY NIE MA, że w takim wypadku zapłacę tyle, ile zapłaciłabym za usługi Emily. Dla mnie, moja wedding planerka ma być bratnią duszą - aaaand she is back - Rozumiesz? Nie wyobrażam sobie na tym miejscu kogoś, dla którego mój najważniejszy dzień w życiu nie będzie priorytetem. Jeden cel i jeden zespół, przez najbliższe trzy tygodnie, na sto procent z pełnym oddaniem. Zabookowałam Em na wyłączność, to też bardzo ważne. Albo w to wchodzisz, albo nie traćmy swojego czasu - oznajmiła ze spokojem, który naprawdę dużo ją kosztował - Aha, więc jeśli jesteś w tym ze mną to wprowadzam od razu kolejną zasadę. Żadnych obleśnych żarcików o oddawaniu się w jakiekolwiek ręce, to obrzydliwe - dodała po chwili. Zaczepiła też kelnerkę, żeby zamówić wodę. Z lodem. Nie wiedziała już, czy to te proszki czy emocje, ale naprawdę było jej bardzo gorąco.
-Poza tym was, gejów, podejrzewałabym o odrobinę więcej finezji -- oznajmiła kładąc dłoń na jego ręce, która spoczywała w tym czasie na jego dokumentach. Właśnie zostali przyjaciółkami, a Emma posłała mu delikatny, pokrzepiający uśmiech. Absolutnie akceptowała wszystkie orientacje seksualne. Love is love. Teraz już przy każdej konfiguracji można było odpalić sobie niezłe wesele.
-Jaki jest twój znak zodiaku? - okazuje się, że rękę położyła na jego dłoni tylko po to, żeby wyciągnąć spod niej plik dokumentów, które zamierzała właśnie przeglądać, bo zadając ostatnie pytanie już nawet nie obdarzyła go spojrzeniem.
Chaos, to chyba dobre określenie.

Russel Franklin
powitalny kokos
warren#4947
tester wierności — i nauczyciel sex-ed
40 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
i'm afraid of you now more than i was at first, and i know you just left, but can i take you everywhere we've ever been?
i wanna see it all, no surprises.
Russel, czy raczej Harrison, krzyżuje ręce na piersi i odchyla się na drewnianym krześle. Czuje potrzebę zdystansowania się wobec tej szalonej kobiety, a nie może tak po prostu wstać i odejść. Jest w pracy. I choć czasem trafiają mu się większe zlecenia — takie, które trwają zaledwie tydzień, a kosztują jak za trzy — to obecnie jest w takim punkcie swojego smutnego, trzydziestoletniego życia, gdy pieniędzy zwyczajnie mu brakuje. Właśnie dlatego nie może sobie pozwolić, by niechęć wobec dzianych, alabamskich trzpiotek wzięła nad nim górę.
— Panno Whitely — zwraca się do niej tym samym, pretensjonalnym tonem, którym ona wymawia jego fałszywe dane. — Gdyby twój ślub nie był dla mnie priorytetem, nie spędziłbym ostatnich dwóch tygodni na badaniu twojego gustu. Przejrzałem każde zdjęcie na twoim Instagramie, zaczynając na tym ukrytym koncie z czasów podstawówki, a kończąc na fotkach z zeszłego tygodnia. Wiem, jakie sukienki ubierasz w wakacje i czym różni się dla ciebie wyjście ze znajomymi na lody a wyjście do klubu z potencjalnie dobrze sytuowanym facetem. Wiem o każdej falbance, którą chciałabyś mieć na sukience i znam dokładny odcień paznokci, na które zdecydujesz się przed weselem. Wiem wszystko, co potrzebuję wiedzieć, żeby ta impreza była balem z bajki Disneya, rozumiesz? — Tym razem to on nie pozwala jej dojść do słowa. Odsłania kilka własnych kart, przyznając, że przez ostatnie dni regularnie ją sprawdzał. Teraz wszystko potrafi zatuszować rolą ślubnego zapaleńca, podczas gdy w jego mieszkaniu zdjęcia Emmy podpisane są krótkimi sentencjami "Wariatka", "Nałogowa zakupoholiczka", "Księżniczka".
— I możesz uznać, że to wariactwo, jasne. Ale ja też uważam, że powinienem zostać twoją bratnią duszą, bo siedzimy w tym razem. To twoje wesele, ale mój najwspanialszy projekt. Więc wybacz, że nie pozostawiam ci wyboru, ale musisz ze mną nad tym współpracować. Żebyśmy mogli podpisać się wspólnie pod każdym perfekcyjnie białym gołębiem, każdym na czas wysłanym zaproszeniem i każdym wyprasowanym obrusem na sali, którą dla ciebie przygotuję — kończy, wyprostowując się na krześle. Nie pamięta, kiedy ostatnio wyrzucił z siebie tyle słów jednocześnie.
— I jeśli już stawiamy sobie warunki, to — wyprostował w powietrzu palec wskazujący — a) mam na imię Harrison — wyprostował również środkowy — oraz b) nie jestem gejem. Co najwyżej spełnieniem marzeń o przystojnym mężu z dobrze płatną pracą.
Kiwa głową w kierunku przechodzącej kelnerki i prosi o dwie owocowe herbaty bez kofeiny.
— Więc? — Zerka wyczekująco w stronę blondynki. — Jak będzie?

Emma Whitely
powitalny kokos
rura na miasto / tear
lorne bay — lorne bay
25 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
You can pretend you don't miss me
You can pretend you don't care
All you wanna do is kiss me
Oh, what a shame I'm not there
Zdenerwował się. Zmienił ton głosu i starał się dostosować do niej, przesadziła? Już dawno odkryła, że fasada typowej dziewczyny z typowej Alamaby przynosiła jej wiele korzyści. Może większość ludzi nie mogła jej znieść, ale ta sama większość szybko odpuszczała, żeby tylko przestała gadać. Cel uświęca środki, czy jakoś tak. Uśmiechnęła się lekko, ale wciąż ze wzrokiem utkwionym w dokumentach.
Boże, jakie bzdury. I niby nie jest gejem? Czyli jednak stażysta-desperat, który próbuje odmienić swoje życie. Czeka ich ciężka przeprawa. Albo raczej Harolda. To znaczy Harrisona. Albo Harolda? Zdążyła zapomnieć.
Pokiwała z entuzjazmem głową, kiedy opowiadał o bajce Disneja. WŁAŚNIE TAK. Wielki zamek ze sztucznymi ogniami. Trudne do osiągnięcia w zapyziałym Hope Valley, ale będzie musiał się postarać. Na własne życzenie, gdyby miał jakieś wątpliwości. Zaśmiała się w środku na słowa dotyczące wychodzenia do klubu ze znajomymi. Całe szczęście, nie widział tych, które nie nadawały się do publikacji. A tak, Emma Savannah Whitely potrafiła się zabawić.
Poczekała, aż skończy cały ten swój wywód, łącznie ze stawianiem warunków. Była tak uprzejma, ponieważ kelnerka przyniosła jej wodę, którą zdążyła wypić do dna, w trakcie tego wykładu. Nie wytrzymała i roześmiała się jednak serdecznie, kiedy wypowiedział się o sobie, jako spełnieniu marzeń.
- Koteczku, przechodzone jeansy, zbyt opięty t-shirt i marynarka z odrywającym się guzikiem - przechyliła się przez stół, żeby złapać go za rękaw i dać mu do zrozumienia, o czym mówi. - To nie przepis na wybitny sukces. A już w ogóle cieżko mówić tu o spełnianiu jakichkolwiek marzeń - prychnęła, pokazując mu niechcący odrobinie inną stronę swojej pokrętnej osobowości. Tę bardziej skrywaną. Tę zdolną do sarkazmu łamanego z lekką drwiną. Bo bezczelności nigdy nie można jej było odmówić. Natychmiast jednak wyprostowała się i posłała mu uroczy, pełen pokrzepienia uśmiech.
Więc jak będzie?
- Henry, jaki jest twój znak zodiaku? Zadałam Ci pytanie. Wydawało mi się, że dość proste. To dla mnie bardzo ważne - zadała pytania, w końcu przestając bawić się okładką jego niechlujnego prospektu. Przyłożyła dłoń obwieszoną pierścionkami do klatki piersiowej, żeby podkreślić JAK BARDZO. Jeśli tak kolekcjonował informacje o niej, jak przygotował swoje papierzyska, to jednak śmiała wątpić w powodzenie tego przedsięwzięcia. Ona była rozlazła i roztrzepana, a ktoś musiał zbierać to wszystko do kupy.
Jednak już siadając przy tym stoliku, dała mu trochę swojego zaufania na kredyt. Bez Emmy była w dupie. Jej jedyną opcją był tylko rzeczony Harrison Ford. To znaczy Walker. Harold Walker. Uśmiechnęła się dumna, że w końcu udało jej się zapamiętać. BOŻE TO WSZYSTKO PRZEZ TEN STRES.
Mężczyzna odpowiedział, a ona zawyła ze szczęścia TAK GŁOŚNO, że kelnerka niosąca ich herbatę przestraszyła się, a filiżanki spadły z jej tacy. Nie potrafiła też najwyraźniej zapanować nad wyrazem twarzy, bo Emma obdarzyła ją przelotnym spojrzeniem i wyszeptała teatralnie krótkie -Przepraszam! ON TEŻ JEST SKORPIONEM, TO ZNAK!
Złapała go za nadgarstki, przekręciła jego dłonie tak, że leżały wierzchem na stoliku. Wsunęła w nie swoje ręce i tak wpatrywała się w niego przez chwilę. Tym razem już bez jakiegokolwiek dźwięku.
Montażysta, wybierając podkład do tej sceny, z pewnością zasugerowałby Creep by Radiohead, bez dwóch zdań.

Russel Franklin
powitalny kokos
warren#4947
ODPOWIEDZ