Deweloper — Wszędzie i nigdzie
39 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
39 i pół puka do mych dróg, prowadzących do niby szczęścia jak Cię żona tak wkręca, że wychowujesz od początku nie swojego bachora. Głowa na karku, w budowania fachu i dachu, przy sprzedawaniu strachu.
Każdy by mógł się dochodzić, że to co było dawno nie liczy się wcale i tak dalej, ale co z tego? Każdy miał też prawo do swoich przekonań a on miał je takie, że czegoś takiego nie tolerował. Nie po to wychował się w takiej dość religijnej rodzinie i z wyznawaniem przykazań, aby teraz coś tam porzucił w nie pamięć. Rozumiał jakby to było przed nimi i tak dalej, albo chociaż gdyby nie mieli potem tego dziecka, a tu taki wyszedł klops, w dodatku mała nie była jego i to już w ogóle ugodziło jego serce i dumę całkowicie. Co jakby była, ale dostał to potwierdzenie, że nie było co się łudzić. Okej, darzył ją uczuciem jak swoje ale w tym momencie miał ochotę rzucić to w pizdu wszystko, jak znudzone klockami Lego dziecko, autentycznie. Kiepski żart to był, to jego życie zbudowane od początku na kłamstwie i takiem przekonaniu, że są idealną wręcz rodzinką. Nie byli jak widać, a Mick nie planował udawać że wszystko gra dalej i nic takiego się nie stało, bo to nie była byle jaka bzdura - zafarbowana koszula, czy niedoprane majtki. To było coś znacznie poważniejszego, coś co wymagało ponownego zastanowienia się nad sensem istnienia ich jako całości. Oczywiście mogła mieć swoje zdanie i trochę się podkurwić gdy przy okazji się wybielił a z niej zrobił czarną owcę, ale hej! Sama była sobie winna, nie powinna się dziwić że w końcu Mick wybuchnął i jechał po niej w złosci i tym stanie, w jaki popadł - był na świeżo, to jak inaczej miał się czuć i reagować. Naturalną obroną w tym wyjściu był atak, atak właśnie na nią, bo jakby nie spojrzeć to ona zjebała po całości.
- Huh? Nagle taka oburzona? - zaszydził, biorąc kolejny łyk alkoholu, po którym to łatwiej rozwiązywał mu się język, a obraza czy głupie hasła szybciej przychodziły do głowy. Nie będzie się pewnie ograniczał, bo w sumie dosyć ważne jest aby wyrzucić z siebie to wszystko, wyrzucić to gówno..
- Dziwisz mi się? Na prawdę? Wyobraź sobie jak się czuuje. Na chuj mi jakieś kuchnie, podróże małe i duże, na chuj mi wspomnienia. Skoro to wszystko jest kłamstwem. Jest zbudowane na kłamstwie. Do kurwy nędzy Leo!! To nie jest mała sprzeczka o głupi mebel czy coś, zastanów się co zrobiłaś i jak poważne to jest i jakie niesie konsekwencje. - czy był podkurwiony no jasne, że tak - dawał teraz temu upust, tłumacząc cos co było okropnie proste. Nawet jeśli był aktualnie pierdolonym samolubem, bo mówił o sobie to jakiś sens to miał chyba, jakby nie spojrzeć. Po co się męczyć, po co próbować udawać, że jest okej skoro nie było? Nie pasowało mu to i chociażby nie wiadomo jak się starał, te pierwsze dni a może nawet miesiące po takim info - to za mało wciąż aby trawić to i znieść przede wszystkim jej widok na co dzień, pod jednym dachem.
- Zrozum, nie mogę spojrzeć nawet na Ciebie, obrzydziłaś mi ten dom. Siebie. Nas razem! - uniesiony głos, a potem ruch ręką jaki wykonał, zrzucając z blatu Bogu ducha winną szklankę, chyba dobitnie podkreślił to co czuje aktualnie Winston. Aktualnie kontynuowanie tej rozmowy i tej kłótni a raczej mocnej wymiany ciosów, chyba nie miało sensu. Skończyłoby się na dalszym rzucaniu bluzgami czy rzeczami, a tego chyba wolał Mick uniknąć. Pociągnął jeszcze parę łyków, po czym odstawił butelkę z hukiem na blat. - Do Ciebie należy decyzja, kto opuści dom. Wolisz zostać czy ja mam się spakować? Zresztą, po co będę pytał.. - mruknął i chyba miał zamiar ruszyć w kierunku sypialni po jakieś swoje rzeczy, parę tych najpotrzebniejszych, no bo logicznym że lepiej jemu wyruszyć stąd. Co jak co ale chłopu zawsze wystarczy kilka rzeczy, jedna para skarpet, jedna para gaci i coś na tyłek.

leonie turner
sumienny żółwik
Mick Winston
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Nie była oburzona, ani nikogo nie okłamywała. Nie podkurwiało jej też to, że Michael się na niej wyżywał. Zdawała sobie sprawę, że mąż miał do wszystkiego z tego, co robił prawo, bo zwyczajnie się nią rozczarował. Stracił całe zaufanie, którym ją obdarzał. Nie dziwiła mu się. A jednocześnie nie rozumiała czemu aż tak bardzo się wściekał, bo przecież przez te wszystkie lata nie dała mu żadnego, nawet najmniejszego powodu do tego, żeby w nią zwątpił. Zostawiła swoją karierę modelki, by tworzyć z nim rodzinę. Wrócili dość blisko ich Lorne Bay, żeby mogli zbudować własny dom z pomocą najbliższych. Nie fantazjowała o żadnych powrotach. Poświęciła się całkowicie i nie chciała za to żadnego medalu. Te wszystkie decyzje nie stanowiły też żadnej formy rekompensaty. To wszystko wybrała z miłości do niego. Ze zwykłego pragnienia, by być razem, tworzyć wspólną przyszłość. I udało im się to całkiem nieźle. To nie jest żadne kłamstwo, a ich rzeczywistość. Dlaczego chciał z niej rezygnować? To złościło Leonie. Że tak łatwo to wszystko przekreślał. I chciał zostawić Tessie, która przecież nie była winna niczemu. Rozumieć też będzie z tego najmniej. A jednak dotknie ją największe cierpienie... To złościło blondynkę. Cholernie.
-Wiem, co zrobiłam! - wrzasnęła. -Zdradziłam cię! Przespałam się z innym mężczyzną! Ale Michael na litość boską... To było pięć lat temu! Nie spotkałam się z nim nigdy więcej, nie kontaktowałam! Nie miałam pojęcia, że Tessie jest owocem tamtej jednej nocy... Nie jestem wyrachowaną manipulatorką! Znasz mnie! - podeszła do niego, wcale niezrażona tym, że on postanowił sobie cisnąć szklanką. Tak naprawdę, jednak w środku cała się trzęsła ze strachu co będzie dalej z nimi. Z ich rodziną. Jakie będą konsekwencje tego błędu, o którym już sama zdawała się nie pamiętać... Aż do dziś. -Więc nie patrz na mnie! Nie rozmawiaj ze mną! Nie śpij w jednym łóżku, ale Michael... Nie karz, Tessie. Ona nic nie zrobiła. Ona nic nie wie. Niczego nie zrozumie. Ty jesteś jej ukochanym tatusiem. Zabierasz ją na rower, czytasz bajki, wycierasz noc, kiedy jest chora i pleciesz warkocze do przedszkola. Michael, to jest twoja córka... Twoja... Nie krzywdź jej, bo ja skrzywdziłam ciebie - zagryzła wargę, bo kompletnie nie miała pojęcia czy może w ogóle tak mówić. Jakie miała do tego prawo skoro to de facto przez nią Teresha nie jest córką Michaela? To ona popełniła ten błąd, oddała się innemu i żyli w tej nieświadomości przez tyle lat... To głupie, ale teraz jedyne czego żałowała Leo, to tego, że prawda wyszła na jaw. Mogli przecież kolejne lata spędzić tak samo nieświadomi... I byliby po prostu szczęśliwi. Tak jak do tej pory.
-Michael, proszę cię - jęknęła żałośnie, łapiąc go za dłoń, kiedy postanowił iść po swoje rzeczy. Nie mógł ich zostawić. Nie mógł zostawić Tessie... Bo co do samej Turner... Blondyna zdawała sobie sprawę, że zasłużyła na każdą obelgę, złe spojrzenie i uszczypliwy komentarz. Nie postąpiła fair. Ale Tessie nic nie zrobiła... Nic. Nie mógł jej karać za błędy matki, prawda?

Mick Winston
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Deweloper — Wszędzie i nigdzie
39 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
39 i pół puka do mych dróg, prowadzących do niby szczęścia jak Cię żona tak wkręca, że wychowujesz od początku nie swojego bachora. Głowa na karku, w budowania fachu i dachu, przy sprzedawaniu strachu.
Każde z nich miało prawo odczuwać złość, frustracje i rozczarowanie drugą połówką. Ale to też miało swoje wyjaśnienia, w słowach i czynach. Może lepiej by to zniósł gdyby od początku znal prawdę, gdyby mu powiedziała, że ma takie przeczucie, że muszą zrobić badanie DNA jak najszybciej, aby to rozwiązać. Cokolwiek. Ale nie zrobiła tego, wolała ukryć swoje przewinie, życ przekonaniem że mała jest Michaela - nikogo innego. I to właśnie chyba było najgorsze, że ta jej pewność siebie ją tak zeżarła w jednej chwili, że po prostu nie powiedziała nic, tylko szła w zaparte, a dopiero taka sytuacja i takie niby pozorne nic - objaśniło co miało miejsce przed ich ślubem. Cierpiał i był wkurwiony jednocześnie, stąd takiego jego podejście do sprawy, może za twarde i brutalne ale ona też nie myślała o nim gdy pieprzyła się z innym. Co mu po zapewnieniach o miłości, skoro miała ten moment świadomości. A co gdyby jednak wybrała tamtego? Co on wtedy by usłyszał, a czego nie? Co powiedziała tamtemu czy obiecała, albo czego nie zrobiła ale myślała - no wszystkie scenariusze powodowały u niego kolejny przypływ złości, stąd takie a inne wyjście - musiał odetchnąć i odpocząć od niej, od tego życia opartego na brutalnym kłamstwie.
- Skoro wiesz, to po co to tłumaczenie głupie! Nie wiem, co sobie myślisz - że Ci przytaknę? Przytule i pogłaszcze po ramieniu? Że powiem, nic się nie stało, że nie ważne? Co sobie myślisz, że było i minęło? Chyba śnisz, jeśli w jeden dzień i w jedną noc mam zapomnieć i odpuścić. - chyba nie dowierzał w to co słyszy. Chciało mu się krzyczeć i śmiać jednocześnie, z tego bezczelnego podejścia swojej żony. Może to jeszcze jego wina, że to teraz wyszło i rujnowało tak poukładane życie pani Turner. No sorry, ale chyba to było na tyle z tej dzisiejszej konfrontacji - im dalej w las tym bardziej Mick chciał stąd wyjść bo nie mógł tu wysiedzieć ani minuty dłużej. - Zobaczymy, na razie nie mam do tego głowy. Chcesz to niech zostanie z Tobą, w końcu jestem dla niej obcym człowiekiem jakby nie patrzeć. A to wszystko - na tą chwilę muszę odpocząć od was oby dwu. To za dużo nawet dla mnie. - złagodniał po tym rozbiciu szklanki nieco, puściły emocje, ale też puściło co inne - poczucie przynależności do tego miejsca na ziemi, które jakby nie spojrzeć budowali wspólnie. Stąd też musiał zrobić ruch, nie chciał wyganiać jej z małą stąd - więc sam zabrał się do roboty i chciał się iść spakować - najdrobniejsze rzeczy, nic szykownego i wielkiego - z jedna para majtek i skarpetek, jeden garniak czy koszula, jakiś drew - byle tylko mieć co założyć na dupę w hotelu czy jakimś mieszkaniu, które w międzyczasie sobie załatwiał - w zależności co szybciej mu przypadło. - Daj mi spokój w tym momencie. Po prostu zostaw mnie! - odsunął się od niej jak oparzony, jakby miała z niego wyssać resztę energii i życia, co chyba już dobitnie podkreśliło, że żona aktualnie go odrzucała pod każdym względem, a toksyczna atmosfera była okropna. Spojrzał na nią jeszcze przelotnie, niby z jakimś błyskiem w oku ale ostatecznie wylądował w ich sypialni, zbierał co potrzebne rzeczy z pokoju, potem z łazienki a na końcu garderoby. Wszystko po to aby ostatecznie jeszcze wpadli na siebie w salonie, gdzie to przez telefon załatwił sobie podwózkę w postaci taksówki.

leonie turner
sumienny żółwik
Mick Winston
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
-Nie wiem czego chcę, Michael - jęknęła słabo, bo taka była prawda. To wszystko, cała ta sytuacja, choć powinna wiedzieć lepiej, to wcale nie wiedziała, w efekcie finalnym przytłaczało ją to tak samo mocno, jak jego... A może i bardziej. Ciężko to ocenić, ale na pewno żadne z nich nie czuło się tego wieczoru dobrze i jeszcze przez długi czas nie odczują żadnej ulgi. -Chyba... Nie chcę... Nie chce, żebyś z nas rezygnował... Zostań, proszę - wymamrotała pełna przekonania, ale niezbyt odważnie, bo gdzieś poczuła się jak ta mała dziewczynka, którą była przed trzydziestoma laty, gdy ojciec nieustannie ją odrzucał. Poczuła, że poodobny los zgotowała własnej córce, choć to Winston ma teraz o wiele większe i solidniejsze podstawy do tego, by się odciąć od Tereshy. Od Leonie. Od ich rodziny. Cholera jasna, spieprzyła wszystko. Koncertowo. Nie był potrzebny żaden bis, bo i nie było co poprawiać...
Zagryzła wargę, drżąc przeraźliwie na całym ciele, kiedy usłyszała to przerażające stwierdzenie, że jest tylko obcym człowiekiem. Nie, nie godziła się na to stwierdzenie. Nieważne co mówiło jakieś przeklęte DNA. -Nigdy nie będziesz dla niej obcy, Michael - powiedziała więc już pewniej, pełnym głosem i dość stanowczo. Nie było tak, nie będzie. Mógł sobie mówić co tam sobie życzył, co tam sobie tylko czuł w tej zrozumiałej złości, ale na zawsze pozostanie ojcem Tessie. To on ją uczył chodzić, mówić, przewijał w nocy pieluchy, zabierał na spacery, ocierał łzy, pokazywał świat. Jak miałby stać się kiedykolwiek dla tej kruszyny obcym człowiekiem? To przecież... Niemożliwe. Po prostu niemożliwe. Jak i to, że nie jest biologicznym ojcem...
Leonie czuła się jak w jakimś przerażającym śnie, z którego nie może się obudzić, kiedy obserwowała miotającego się męża po ich wspólnym azylu, który absolutnie nic takiego dziś nie przypominał. Pakował się szybko. Nie wchodził w żadne dyskusje. A serce oraz żołądek w bolesny sposób zaciskały się u blondynki, która nie miała już sił, ani argumentów, by z nim walczyć w tej chwili. Ale czy się poddawała? Nie, jeszcze nie teraz. Choć dziś ostatnie tygodnie oraz oschłość Winstona wreszcie stały się dla niej zrozumiałe... Dziś po raz pierwszy go za nie przestała winić. Znała winowajcę. To ona sama nim była.
-Michael, proszę... Zostań... Nie rezygnuj z nas... Nie zostawiaj.. - powiedziała jeszcze, stając za nim w drzwiach, ale jedyne na co mogła liczyć to ostatnie spojrzenie ze strony męża pełne złości, rozczarowania oraz najgorszego... Rezygnacji. Zmęczenia. Czy było dla nich już za... Późno? Oby nie. A dziś... Dziś Leonie pozostał jedynie płacz, bo od jutra będzie musiała być najtwardszą wersją siebie dla Tessie. Nieważne jak to zrobi, ani skąd weźmie siły, wiedziała, że musiała. I choć nadzieje były nikłe, to jednak chciała mocno wierzyć w to, że jeszcze... Jeszcze jakoś się wszystko ułoży. Jakoś dobrze...

/ ztx2

Mick Winston
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
ODPOWIEDZ