doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
01.

Patrzył na wyłaniającą się przed nim panoramę miasteczka. Lato rządziło się swoimi prawami, a on wraz z grupą znajomych siedział na wzgórzu, skąd dokładnie widać było nieznośnych turystów, którzy przechadzali się po Lorne Bay. Zawsze głośni, zawsze inni, wiecznie zabiegani. Archer nie rozumiał, dlaczego, wyjeżdżając na urlop, nie potrafili zwyczajnie odpocząć. Zamiast skoncentrować się na odetchnięciu i prostej przyjemności wynikającej z oferowanych przez miasteczko rozrywek, oni wszędzie pędzili, chcąc więcej, mocniej, bo wiecznie było im mało.
Przyjezdnych można było poznać od strzału - wszędzie, naprawdę wszędzie, taszczyli ze sobą te śmieszne, kolorowe torby i dmuchane flamingi. I robili zdjęcia dosłownie wszystkiemu, co napotkali na swej drodze. Szczególnie Japończycy, którym nieodłącznie towarzyszyły aparaty fotograficzne zawieszone na szyi.
- To co robimy? - wiało nudą, a Archie miał jeszcze prawie dwie miesiące, zanim jesienią wyjedzie na kolejny semestr studiów. Nic dziwnego, że chciał wykorzystać ten wolny czas do maksimum i czerpać z niego jak najwięcej. - Może poskaczemy do piachu z tamtego urwiska? - wskazał pozostałym oddaloną nieco skarpę. Nachylenie nie wydawało się niebezpieczne, a piasku było na tyle dużo, że salta wychodziłby po mistrzowsku.
Wyjął spomiędzy nóg puszkę z piwem i podniósł się z wysokiej, zielonej trawy; ponad jego głową rozprzestrzeniało się niebieskie niebo, a linie ze słupa wysokiego napięcia wyglądały niczym struny ukulele. Zwłaszcza, kiedy naszła na niego podłużna, kłębiasta chmura.
- Halo, dzieciarnia - zwrócił się do młodszego towarzystwa, bo i tacy byli wśród z nich. - Jakieś fajne pomysły? Młodsi jesteście, więcej werwy macie. A i umysły świeższe. No dalej, śmiało. Czekam na najbardziej zaskakujące propozycje - no tak, dwadzieścia lat to już nie przelewki. W krzyżu zaczynało łupać, pamięć już nie taka, głowa coraz słabsza. Strach pomyśleć co będzie, jak Archie skończy trzydziestkę, wtedy to dopiero stanie się starym, zrzędliwym zgredem.
Jeszcze raz spojrzał przed siebie. Tę część Lorne lubił najbardziej. Teren uniesiony ponad miastem, nieco oddalony od najczęściej uczęszczanych ścieżek, ale było widać z niego i ocean, i wyjście z rynku, i apartamentowiec będący w fazie rozbudowy. Archer już nie mógł się doczekać, jak budynek będzie wyglądał za kilka lat. Czy wtedy turyści będą przyjeżdżać jeszcze większymi grupami, a kolejka do budki z najlepszymi lodami będzie ciągnąć się przez całą główną ulicę?

Jo King
mistyczny poszukiwacz
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
011.


Wakacje.
Pojęcie to nabierało kompletnie nowego znaczenia, kiedy można było faktycznie cieszyć się pogodą, dookoła czuć wolność, a wysokie mury bidula nie ograniczały widoczności na otaczający świat. Dla Jolene King były to już drugie wakacje poza ”domem”, na dodatek w towarzystwie faktycznych znajomych i musiała przyznać - było wspaniale.
Razem z Tessą podczas jednej z nieplanowanych imprez, na którą wbiły się totalnie niezaproszone udało im się nie tylko wypić za darmoszkę litry alkoholu i kolorowych drinków, ale również złapać świetny kontakt z grupką chłopaków, którzy palili wielkiego skręta z tyłu ogrodu. Jedno spotkanie poprowadziło do kolejnego i tak nim się obejrzały, stały się prawowitymi członkami ekipy.
Dziwne uczucie jak na kogoś, kto nigdy nie miał prawdziwych znajomych, jedynie tymczasowe przyjaźnie z bidula - móc powiedzieć, że razem z ekipą wychodzimy na miasto. Tak zwykłe i na pozór głupie zdanie było dla Jo czymś mocno wyjątkowym, chociaż oczywiście nigdy nie dała tego po sobie poznać. W końcu w towarzystwie trzeba było być cool.
I była cool. Do tego stopnia, że chłopaki zabierali ją na piwo, uczyli jeździć na desce i nawet dodali do tajnej grupy na whatsappie, na której byli sami faceci (a to już przecież poważny wyczyn). Lubiła to. Lubiła być częścią czegoś większego. Lubiła, kiedy niektórzy zaczepiali ją zalotnie, a jeszcze inni brali pod uwagę przy szalonych pomysłach. A najbardziej to lubiła takiego jednego starszego o ładnym uśmiechu. Archer Brooks - tak się nazywał. I to wcale nie tak, że była w nim zadurzona po same uszy, nie. Po prostu nadawali na podobnych falach, śmiali się z wzajemnych żartów i dogryzali przy każdej możliwej okazji. Piękna znajomość. Taka, jakie Jo lubiła najbardziej.
Skakać z urwiska? — podłapała słowa chłopaka, zadzierając lekko głowę i mrużąc oczy na jasne promienie słoneczne, które od razu zaatakowały jej ślepia — Mało kreatywny jesteś, Books. Nie stać cię na nic lepszego? — przewróciła oczami, siadając po turecku na trawie, na której jeszcze chwile temu leżała cała rozwalona. Z szarego worka wyciągnęła prawie już pustą paczkę papierosów i wsadziła jednego prosto do ust, cały ten czas nie spuszczając wzroku z bruneta. Niewielkim ruchem dłoni, wyciągnęła pudełko w stronę chłopaka, proponując ostatniego, ostałego papierosa.
A poza tym — zaczęła cicho, kiedy ten schylał się po szluga, będąc wystarczająco blisko, by ją usłyszeć — Robić coś tylko po to, żeby zrobić? Nuda — odłożyła pustą paczkę na trawę tuż obok puszki z piwem i nachyliła się jeszcze bliżej chłopaka, grzecznie czekając, aż umieści peta w ustach, po czym jedynym ruchem odpaliła zapalniczkę — Zakład. To już lepiej brzmi, nie? Jedno drugiemu wymyśli zadanie do zrobienia i zobaczymy kto spienia pierwszy — syczenie odpalonego papierosa otuliło jej uszy, kiedy Jolene w pełni nieświadoma przyszłych wydarzeń, rzuciła Archerowi rękawice, spoglądając wyzywająco w oczy i niwelując jeszcze kilka dodatkowych centymetrów odległości, jaka jeszcze ich dzieliła — No chyba, że już wymiękasz, Brooks — wzruszyła ramionami, czekając na reakcję zwrotną.
Archer Brooks
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Zaraz, zaraz! Że niby on był mało kreatywny? No to był już cios poniżej pasa. Zmierzył Jo zmrużonymi ślepiami, a potem uśmiechnął się zawadiacko. Mieli fajną relację, bez żadnych seksualnych podtekstów. Właściwie Archie traktował ją jak młodszą siostrę, której nigdy nie miał, bo los obdarował go samymi braćmi, w dodatku starszymi. Dlatego Brooks zawsze stawał w jej obronie i czuł wobec King jakąś taką zwyczajną troskę. Czasem traktował ją jak małolatę i patrzył na nią z góry, chociaż był od niej starszy tylko o rok. A rok, to naprawdę niewiele. Właściwie to żadna różnica wieku. A nawet, jeśli dzieliłoby ich pięć lat, to z czasem ta przepaść niweluje się i nikt później o niej nie pamięta.
- Tak? - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, a kiedy Jo wyciągnęła z paczki papierosa, Archer poszedł jej śladem i umieścił sobie jedną fajkę w ustach. - Masz jakiś lepszy pomysł, mądralo? - zapytał, jeszcze zanim użył zapalniczki.
Zakład. Na te słowa w oczach zatańczyły mu charakterystyczne iskierki. Tak, zakład brzmiał lepiej. Ba, Archer musiał przyznać, że brzmiał nawet bardzo dobrze. Mimo przybrał obojętną minę i wzruszył niedbale ramionami, jakby wcale go to nie obeszło.
- Nie za smarkata jesteś, żeby rzucać takie wyzwania? - zapytał i zaciągnął się nikotynowym dymem, który w mgnieniu oka otulił mu jego płuca. Ale że z Brooksa to był jednak palacz jak z koziej dupy trąba, atak kaszlu zgiął go wpół, a wszyscy pozostali zarechotali przy tym jak banda debili. W dodatku ktoś nazwał Archera cykorem, ktoś inny postawił dychę na to, że na pewno nie podejmie zakładu z propozycji Jo. Ale kilkoro z nich nie wiedziało, że Archerson był typem, który przyjmował wszystkie zakłady. Nawet te irracjonalne i najbardziej głupie. A wiadomo, im durniejsze wyzwanie się podejmie, tym jest większa frajda i szacunek wśród ziomków.
- Oszalałaś chyba. Nie ma mowy, nie wymiękam - odparł twardo; już w tym momencie był gotowy zrobić dosłownie wszystko. WSZYSTKO. Nikt nie będzie nazywał go tchórzem, bo akurat z takowym miał niewiele wspólnego. Może to jego młodzieńcza, porywcza natura, a może po prostu lubił się popisywać i imponować. Tylko komu? Dziewczynom? Kolegom? Samemu sobie? Ciągle zachowywał się tak, jakby musiał coś udowadniać, a w rzeczywistości nikt tego od niego nie oczekiwał. Ale co poradzić, że wychował się pośród braci, gdzie ciągle trzeba było rywalizować i o coś walczyć. Zwłaszcza, kiedy było się tym najmłodszym i miało się gówno do gadania.
- No dobra - przestąpił z nogi na nogę. - Widzisz tamto drzewo? - kiwnął podbródkiem w kierunku australijskiego eukaliptusa. - Tony powiedział, że na środkowych gałęziach pszczoły uwiły sobie gniazdo. Będziesz musiała tam wejść i je strącić. No i uważać, żeby nic się nie upierdoliło - pomysł idiotyczny, ale chyba Jo nie była żadnym boi dudkiem, co nie? No właśnie. - Twoja kolej - patrzył na nią wyzywająco, czekając na swoje wyzwanie, które chciał wykonać od ręki. Niech mają to już za sobą. Ach, no i przegrany stawiał czteropak piwa, co było standardową i uczciwą karą, a jednocześnie nagrodą dla zwycięzcy. Z kolei remis owocował wspólnym spożywaniem alkoholu do bladego świtu. A jak towarzystwo było przednie, to warto było czasem ustawić się na celową przegraną. Tylko, że Brooks nienawidził przegrywać. NIENAWIDZIŁ.
Jeszcze jedno zerknięcie na dziewczynę. No dalej, King, zaskocz mnie.

Jo King
mistyczny poszukiwacz
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Dobrze wiedziała, że Archer nie odpuści. Może nie byli przyjaciółmi od pieluchy, dorastając ze sobą, mimowolnie poznając wszystkie wzajemne wady i zalety, bawiąc się w policjantów i złodziei, zapijając gorące dni pomarańczową oranżadą w proszku. Może ich przyjaźń dopiero zaczynała się rozwijać i owocować w coś wyjątkowo silnego i stabilnego, jednak zdążyła poznać go już na tyle, by doskonale wiedzieć, że obok zakładów Brooks nie przechodził obojętnie. Doprawiając wszystko cwaniackim uśmiechem, zaciągnęła się papierosem oczekując reakcji chłopaka, słysząc w tle głośne westchnięcie Tessy. Doskonale wiedziała co to znaczy. Nie podobało jej się to. Tessa była osobą wyjątkowo zachowawczą i pomimo przypływów spontaniczności oraz umiejętności dobrej zabawy, karciła każdy pomysł, który w jakikolwiek sposób mógł prowadzić do kłopotów, kiedy Jo była jej totalnym przeciwieństwem. Uwielbiała adrenalinę i wyzwania. Pewnie właśnie dlatego tak dobrze dogadywała się z Archerem.
No dobrze. W takim razie czyń honory — machnęła ręką, zapraszając go tym samym do wybrania zadania — Zamieniam się w słuch — rzuciła, przytrzymując papierosa w ustach i pozbierała się z podłogi. Otrzepała ujebany tyłek, po czym zrzuciła z ramion czarną kurtkę, układając ją tuż przy worku z rzeczami i przysłuchując się wyzwaniu, jakie wymyślił dla niej kumpel. Wejść na drzewo? Jebaniutka łatwizna. Skakanie po gałęziach było jedną z nielicznych atrakcji w bidulowym ogródku i czymś, co King miała opanowane do perfekcji. Nie do końca to samo tyczyło się strącania gniazd pszczół z gałęzi, jednak nie miała zamiaru wymiękać. Podeszła bliżej Archera, pociągając nosem, jakby właśnie wyczuła kupę gówna na pastwisku.
Czujesz to? — spytała, ściągając brwi do centrum twarzy — Już zajeżdża twoją przegraną — machnęła dłonią kilka razy przy nosie, rzucając mu rozbawione spojrzenie, słysząc po bokach gwizdy i nawoływania chłopaków. No to co? To no fru.
Ruszyła w stronę wielkiego, zarośniętego drzewa pewnym krokiem i dopiero kiedy jej oczom ukazało się OBRZYDLIWE gniazdo uformowane przez kolosalną ilość pszczół, Jo poczuła, jak wielka gula zbiera się w jej przełyku. W życiu nie widziała czegoś podobnego. Owady łaziły wszędzie: po gałęziach, liściach i nawet nie chciała wiedzieć ile z nich znajdowało się w środku tego okropnego kokonu. Przełkneła ślinę, nawet na moment nie odwracając się w stronę chłopaków. Przecież nie mogła pokazać, ze się cyka. A cykała się. Troszeczkę. Tak pokito pokito.
Uważnie przyjrzała się wszystkiemu z dołu, dochodząc do wniosku, że gałąź, na której uformowało się gniazdo było grubości długopisu. Może jakby je po prosty złamać przy samej korze, nie będzie musiała się za bardzo zbliżać i wszystko stanie się z bezpiecznej odległości: gniazdo jebnie na ziemię, a ona jakimś cudem szybko spierdoli, o włos ocierając się o śmierć. No i super. Brzmiało jak plan idealny. Tak więc zrobiła.
Wskoczyła na drzewo i zwinnie przemieściła się na odpowiednią wysokość. Trochę zajęło jej złamanie gałęzi, przez potrzebę pogibania tym lekko na strony i przenie przygryzienia kawałka zębami, ale czego nie robi się dla jebanego zakładu? No dużo się robi jak widać na załączonym obrazku.
Jakimś cudem udało jej się strącić gniazdo, sprawiając, że pszczoły zaczęły latać jak pojebane. Obsrana, lecz przepełniona adrenaliną Jo zeskoczyła szybciutko na ziemie i dała w długą tak szybko, że aż się za nią paliło. I ogólnie miszym akompliszed, jednak finał nie dokońca kolorowy, bo jednak jednej z nich udało się upierdolić King w ramię.
Kurwa, jebna mnie chyba ujebała — syknęła całą zdyszana, podpierając dłonie na kolanach i oddychając ciężko — Piecze jak jasna cholera — nim zdązyła się w pełni wyprostować Tessa już przy niej była, próbując wyciągnąć żądło, w tym samym czasie opierdalając ją od góry do dołu, jaka to Jo nie była bezmyślna i durna, jednak ta jedyne, o czym myślała to jak odegrać się na Archerze. Wybrał kurewsko trudne zadanie, jak widać ze skutkami ubocznymi, wiec nie mogła przecież pozostać mu dłużna.
Masz przejebane, Brooks — złapała spojrzenie kumpla i ponownie syknęła z bólu, kiedy przyjaciółka ostrymi paznokciami grzebała jej w łapie — Jak przegrasz to wisisz mi osiem browarów, a nie cztery. Jakieś zadośćuczynienie mi się należy — pokręciła głową, opadając na trawę, wciąż lekko krzywiąc się od nieprzyjemnego pieczenia. Przejechała wzrokiem po otoczeniu, usilnie próbując znaleźć wyzwanie dla kumpla i kiedy już miała wybrać skakanie ze skarpy z zamkniętymi oczami, jej oczy zatrzymały się na olbrzymim słupie wysokiego napięcia. Kąciki ust uniosły się do góry, a wzrok przeniósł na niebieskie oczy chłopaka.
Tam — wolną ręką wskazała sam szczyt słupa — Masz tam wyjść i wyrecytować test do Y.M.C.A — wzruszyła ramionami, prychając pod nosem. Samo wchodzenie na słup było głównym wyzwaniem, a ta recytacja miała służyć jako zabawny przerywnik i coś, co będą mogli nagrać, żeby potem napierdalać się z chłopaka przy każdej możliwe okazji.
Zawsze możesz zrezygnować — dodała po chwili, przyglądając się jak Brooks zadziera głowę w górę — Chętnie przyjmę te browary — zacmokała w powietrzu, czekając na reakcję zwrotną i przewracając oczami na widok Tessy, która już znalazła się przy Archu, klepiąc go w środek głowy i usiłując przemówić do rozumu. CO ZA NUDNA.

Archer Brooks
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Oczywistą oczywistością było, że Archie nie odpuści. W ciągu całego swojego życia (a dwadzieścia lat to już nie przelewki) nie zrezygnował z żadnego zakładu. Nawet z tych najgłupszych. I wcale nie chodziło tutaj o jakieś nagrody za zwycięstwo, ale o satysfakcję, bo wychowując się pośród szóstki braci, od dziecka masz zaszczepiony zew rywalizacji. To tak, jakby Brooks wyssał konkurowanie dosłownie we wszystkim wraz z mlekiem matki. Nie było na to innego wytłumaczenia. Albo takie było prawo dżungli, kiedy wychowujesz się w dużej rodzinie, gdzie musisz ciągle walczyć o swoje, więc hasło JAK ZROBISZ (MI LODA, TO KUPIĘ CI DŻINSY) SALTO W PRZÓD Z DACHU GARAŻU TO DOSTANIESZ PIĘĆ DOLCÓW działało na niego niczym świecidełka na srokę.
- Jedyne co tutaj cuchnie, to twoja udawana odwaga - odparł zaczepnie i poruszył wyzywająco brwiami. Wcale nie uważał, że Jo będzie cykać i finalnie zesra się w gacie, po prostu trochę ją podpuszczał. Ale czym byłby prawdziwy zakład bez docinków? Akurat jego zawsze takie teksty nakręcały i jeszcze bardziej chciał wtedy pokazać, że jest w stanie zrobić wszystko, choć tak naprawdę nie musiał niczego udowadniać. Ani sobie, ani nikomu innemu. - Jazda, King, pokaż na co cię stać! - zawołał za nią, kiedy już dreptała do pobliskiego drzewa, a gdy zbyt długo zbierała się do strącenia z gałęzi pszczelego gniazda, zagwizdał na palcach i wskazał na nadgarstek, dając dziewczynie do zrozumienia, że nie mają całego dnia.
Wszyscy pozostali bacznie obserwowali poczynania blondynki, która gałąź po gałęzi wspinała się coraz wyżej, próbując sięgnąć zespołu plastrów ułamanym badylem. I udało jej się, co wiązało się z wiwatami i serdecznymi gratulacjami. Nawet Archer przyklasnął kilka razy w dłonie, pokiwał z entuzjazmem głową i poklepał Jo po ramieniu (pewnie po tym, w które pszczoła wbiła swoje żądło).
- Na użądlenie najlepsze będzie liść eukaliptusa - w końcu w Australii mieszkali, nie? Po tych słowach Brooks potuptał do niedużego drzewka, które przypominało krzak, bo był to eukaliptus nicholii zwany Angus (niedługo stanę się, kurwa, znawcą australijskiej flory), zerwał kilka listków i wręczył je dziewczynie. - Tylko musisz rozgnieść, żeby puściły sok. Dziadek Lind zawsze tak robił, jak nas coś udziabało - Archie całe swoje dzieciństwo spędził na obrzeżach Brisbane, gdzie jego dziadek zajmował się plantacją drzew cytrusowych, więc wszystkie zadrapania, skaleczenia i siniaki Brooksowie leczyli naturalnymi sposobami.
- Osiem browarów?! - obruszył się na poważnie. No nie, nie taką mieli umowę. - Pojebało? Nie moja wina, że dałaś się upierdolić - prychnął pod nosem, po czym spojrzał w kierunku wsporczej konstrukcji. - Bułka z jebanym masłem - na ten moment nic nie wydało mu się prostsze, a układ Village People mógłby wykonać z palcem w nosie na czubku opery w Sydney. - Spoko, Tessa, nic mi nie będzie - odparł i machnął ręką, jakby odganiał natrętną muchę. - Myślałem, że wymyślisz coś trudniejszego - dodał przekornie, spoglądając na Jo, która próbowała doprowadzić do porządku swoje ramię, które puchło w zadziwiająco szybkim tempie. - Na pewno nie jesteś uczulona na pszczeli jad? Jak tak dalej pójdzie, to trzeba będzie ci amputować rękę - niefajnie to wyglądało, a Acher nie chciał mieć na sumieniu młodszej koleżanki, gdyby tak nagle zaczęła się dusić, dostała wstrząsu anafilaktycznego i finalnie wąchałaby kwiatki od spodu. I zanim zacznie się wspominać po słupie, wolał się upewnić czy aby na pewno nie trzeba wzywać abmulansu.

Jo King
mistyczny poszukiwacz
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Bolało.
Bolało jak jasna cholera.
Był to pierwszy raz, kiedy Jolene King cokolwiek użądliło. Z początku wydawało się jedynie lekko swędzieć, następnie szczypać, a zaraz potem już kurwa napierdalać. Czy była na coś uczulona? A skąd miała do cholery wiedzieć takie rzeczy? W końcu to nie tak, że codziennie żądli cię pszczoła, a już na pewno, że kiedykolwiek ktoś wziął ją na odpowiednie badania.
Nie miała bladego pojęcia, czy to właśnie nie były jej ostatnie chwile na tym fatalnym świecie. Ah jak żałosna by to była śmierć. Historia nawet niewarta taniej, niskobudżetowej książki - laska spędza w bidulu całe życie i z momentem, gdy w końcu wychodzi na wolność, żądli ją pszczoła i umiera. No kurwa hit. To chyba już 365 dni ma bardziej wartościową fabułę.
To normalne, że to tak puchnie? — spytała głupio, panicznie rozglądając się po twarzach przyjaciół, desperacko wyczekując tej jednej chociażby odpowiedzi o treści no pewnie, że tak. Zaraz przejdzie. Problem w tym, że nikt nie powiedział niczego nawet zbliżonego do tego stwierdzenia — Kurwa, no nie mam bladego pojęcia czy jestem uczulona. Skąd mam wiedzieć?! — rzuciła już lekko zdenerwowana. Co tu robić? Nie było nawet nikogo, kto w razie potrzeby mógłby zawieźć ją do szpitala. Nie miała przecież matki, która zaopiekowałaby się z nią jak wypadało. Nie było innego wyjścia, trzeba było zagryźć zęby. Całe szczęście na pomoc przyleciał Arch z kawałkiem liścia, który rzekomo powinien coś dobrego zdziałać.
Jak mam to zrobić? Pomożesz mi? — złapała spojrzenie kumpla, uśmiechając się blado, kiedy ten bez większych oporów odpowiednio zajął się tym jakże naturalnym okładem — Nie mogę dać sobie amputować ręki. Z kim wtedy będziesz się siłować? — prychnęła głupio, próbując skupić energię na rozmowie i chociaż na moment zapomnieć o spuchniętej łapie — Jestem przecież jedyną osobą, która jest w stanie cię pokonać — wystawiła jęzor, wspominając ten jeden raz, kiedy siłowali się na łapy a gołąb obsrał Archerowi twarz, wywołując w nim chwilę nieuwagi, co Jo wykorzystała wręcz książkowo, ogrywając go jak prawdziwa profesjonalistka. Taka fajna koleżanka. Do teraz wszyscy mieli z tego niesamowitą bekę. Koślawymi ruchami usadziła tyłek na trawie, opierając ciężar na zdrowej dłoni, przyglądając się scenie tuż przed własnymi nogami.
Tessa daj spokój, duży z niego chłopak, nie musisz go niańczyć — skwitowała, przewracając oczami. Kochała przyjaciółkę, ale nienawidziła momentów, w których racjonalizm odpalał się w jej głowie i sprawiał, że wszystkim dookoła niszczyła dobrą zabawę — Przecież nie każę mu skakać z tego gówna. Ma tam tylko wejść — co za problem? Serio. Jo nie widziała w tym żadnego zwiększonego ryzyka. Przecież to tylko głupia zabawa, a let’s be honest przez te kilka ostatnich miesięcy robili już o wiele gorsze rzeczy. O wiele bardziej niebezpieczne i totalnie bezmyślne. Jednak ona wciąż nie dawała za wygraną.
Dobra, wiecie co? Jebać to — machnęła ręką, wciąż jeszcze walcząc z silnym bólem, co tylko irytowało ją jeszcze bardziej — Nie rób tego. Odwołuje zakład. Przestańmy się dobrze bawić, lepiej po prostu siądźmy w kółeczku i zagrajmy w kosi kosi łapki — ponownie zebrała się z podłogi. No cóż, długo tam nie posiedziała, ale przecież w takiej atmosferze to nawet się nie dało. Nie wspominając już o tej cholernej ręce — I kurwa mać jak to boli — syknęła, malując na twarzy nieprzyjemny grymas i sprawdzając jeszcze wcześniej czy ma w kieszeni paczkę fajek oddaliła się od towarzystwa.
A w dupie ich wszystkich miała. Nie dość, że była poszkodowana i naprawdę ranna, to jeszcze obrywało jej się za czystą chęć zabawy i głupi zakład z kumplem. Do chuja z tym wszystkim. Przycupnęła przy wysokiej wierzbie, oddalonej kilkanaście dobrych metrów od reszty ekipy. Z kieszeni spodni wyciągnęła paczkę fajek i umieszczając jednego w ustach, zauważyła męską postać zbliżająca się w jej stronę.
To zamknięta impreza. Wstęp wzbroniony — krzyknęła, zanim jeszcze odpaliła peta — Mówię serio. Będę kopać po jajach — zaciągnęła się mocno, wbijając wzrok w twarz Archera. Może i chciała być poważna, jednak przy nim jakoś nigdy nie potrafiła się wkurwiać, a uśmiech sam malował się w kącikach ust.

Archer Brooks
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Nie był lekarzem, nie był nawet pielęgniarzem i kompletnie nie znał się na skutkach użądleń. Ale dobrze pamiętał, że kiedy mieszkał w Brisbane, to obok matka z córką prowadziły nieduży sklep i pewnego razu ta córka została użądlona przez pszczołę, zaczęła się dusić i umarła jeszcze przed przyjazdem karetki. Tak właściwie to historia oparta na faktach, ale biorąc pod uwagę, jak życie Archera nasiąknięte jest tragizmem, mógł być świadkiem podobnego zdarzenia.
- Daj mi to, dziewczyno - zabrał jej wcześniej wręczony liść eukaliptusa, rozgniótł i przycisnął do spuchniętego miejsca. - Może to tylko lekka alergia, odczyn nie jest jakiś duży. Poczekamy jeszcze chwilę, a jak będziesz miała jakieś zawroty głowy i nie będziesz mogła oddychać, to wezwiemy karetkę - w mniemaniu Archera to brzmiało rozsądnie. Po co na zapas siać panikę i wyolbrzymiać, kiedy na razie nie działo się nic strasznego? Wujek Deacon powtarzał, że nadmierna ostrożność wcale nie była lepsza od niefrasobliwości i brawury, a Archie zawsze brał sobie jego słowa do serca.
- Wyluzuj, niczego ci nie amputują - zapewnił, choć gwarancji żadnej nie miał. - Jeszcze nie raz pozwolę ci się siłować ze mną na rękę - mrugnął porozumiewawczo do Jo i uśmiechnął się pocieszająco. Dobrze pamiętał, jak King zwyciężyła w tym nierównym pojedynku, kiedy został oślepiony przez gołębie odchody (z tymi gołębiami to same kłopoty), a ona zamiast zagrać fair i poczekać aż Brooks się ogarnie, bezpardonowo wykorzystała zaistniałą sytuację do własnych celów. No niczego lepszego, to on się po niej nie spodziewał.
Doceniał troskę Tessy, ale nie uważał, żeby po wejściu na słup wysokiego napięcia mogłoby coś się stać. Nie miał zamiaru przecież łapać drutów i huśtać się na nich jak małpiszon, bo dobrze wiedział czym to groziło, a życie było mu jeszcze miłe. Nie obawiał się również, że coś mogłoby pójść nie tak, a on spadłby z wysokości kilkunastu metrów, to nawet nie wchodziło w grę. Z jego koordynacją ruchową i sprytem? Nie było na to szans!
Wprawdzie gra w kosi kosi łapki brzmiała zachęcająco i Archer był skłonny rozważyć propozycję Jo, jednak parsknął pod nosem śmiechem, odprowadzając dziewczynę wzrokiem. Nie kazała mu na siebie długo czekać, bo jak tylko ukryła się pod wierzbą, szybko do niej doskoczył z tym swoim łobuzerskim uśmiechem.
- Masz za krótkie nóżki na takie ekscesy - podsumował jej chęć kopania po jajach, po czym pochylił się, zabrał jej papierosa, zaciągnął się nim dokładnie trzy razy i z powrotem wcisnął własność King między jej palce. - Już tak nie biadol. Nie można odwoływać zakładu, to tak nie działa. Lepiej patrz i ucz się od mistrza - po tych słowach Brooks ruszył w stronę wcześniej wspomnianego słupa wysokiego napięcia.
Zadarł głowę i spojrzał w górę. Wysoko. Ale nie na tyle wysoko, żeby sobie nie poradził i wyszedł na jakiegoś frajera. Nie zastanawiając się długo, bo im dłużej zwlekał tym bardziej się wahał, zaczął wspinać się po konstrukcji, ostrożnie stawiając stopy na metalowych podporach.
- No i co?! - zerknął przez ramię, kiedy był już ze trzynaście metrów nad ziemią. - To prostsze niż jazda na rowerze! Tylko pizda nie dałaby... - w pewnym momencie stracił równowagę i czując, że trochę go znosi, wyciągnął rękę, żeby złapać się metalowej części, ale zabrakło mu dosłownie centymetrów.
Nie dałaby rady.
Tak, tylko pizda nie dałaby sobie rady, pomyślał Archer i lot w dół wydał mu się cholernie długi, choć dla tych, którzy na to patrzyli musiał trwać zaledwie kilka sekund.
Powiew chłodnego powietrza rozwiał mu jasne włosy, a na bladej twarzy wymalowało zdziwienie. Spadał. A później nie czuł już nic. Pamiętał tylko, że nazwał się w myślach pizdą, która nie potrafiła nawet wspiąć się na słup. Czy to oznaczało, że właśnie przegrał zakład? Kurwa, teraz będzie musiał kupić Jo te browary.
Przebłyski światła i wrzask załamanych głosów. Zrobiło mu się strasznie niedobrze, ale nie mógł z tym nic zrobić. A potem zrobiło się strasznie ciemno. I zimno. Chyba powinien wracać do domu, mama na zacznie zamartwiać się na śmierć, jeśli nie pojawi się na kolacji.

Jo King
mistyczny poszukiwacz
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Siedziała pod tą cholerną wierzbą, przytupując nogą jedynie sobie znany rytm. Chociaż gdyby się nad tym trochę dłużej zastanowić i skupić, przypominało to jedną z piosenek The Kooks. Nerwowo zaciągnęła się papierosem, próbując uspokoić jak zwykle naruszone nerwy. Wkurwiona była. Zjeby. Nie potrafili się dobrze bawić. Przecież to miał być tylko głupi, niewinny zakładzik, na chuj od razu strzelać najgorszymi scenariuszami? Przecież Archer był najsprawniejszym członkiem ekipy, cóż to dla niego wspięcie się na głupi słup wysokiego napięcia? Bułka z jebaniutkim, świeżutkim masełkiem. On też o tym wiedział, dlatego już po chwili znalazł się przed jej twarzą, z idealnie równym uśmiechem, potrafiącym rozpromienić chyba najbardziej skurwiałego człowieka na świecie, skradając spomiędzy jej palców dopiero co odpalonego papierosa.
Krótkie nogi wcale nie oznaczają, że nie będę w stanie skopać ci jaj — puściła radosne oczko w stronę przyjaciela, czując jak odpowiedni humor wraca na swoje miejsce — Uwierz mi, nie chcesz testować moich zdolności — nachyliła się lekko, wbijając spojrzenie w zieleń jasnych oczu. Lubiła sposób, w jaki rozmawiali. Lubiła, jak ciągle popychali w sobie nowe limity, podpuszczając do głupich pomysłów i czerpiąc z tego wyjątkowo dużo radości. Lubiła kiedy był obok. Lubiła ten niewyjaśniony sposób, w jaki zalepiał dziurę samotności w jej sercu swoją obecnością. Był jej takim ciepłym promykiem słońca na gorszy dzień i w tamtym momencie, obdarzając go słodkim uśmiechem, nie miała pojęcia, że to ostatni już raz, kiedy dzielili tę przyjacielską bliskość.
A potem pobiegł w stronę słupa, ani razu nie odwracając się za siebie. Nie zwątpił nawet na moment, co Jo odebrała z wielkim podziwem. Był o wiele odważniejszy od niej. Doskonale to wiedziała, po prostu nie pokazywała. Podziwiała Booksa na wielu płaszczyznach i po cichutko to właśnie od niego czerpała wiele inspiracji życiowych. Takich, który żaden wcześniej mężczyzna nie miał okazji jej przekazać.
Jedziesz, Brooks!! — krzyknęła zadowolona zaraz po głośnych gwizdach ze strony pozostałych kumpli — Nie zapomnij o tańcu na szczycie!!!! — podniosła się z ziemi i dla lepszej widoczności podbiegła do reszty ekipy.
Nie dobiegła.
Nie zdążyła.
Ułamek sekundy. Tyle wystarczyło, by bezwładne ciało spadło na nisko ostrzyżoną trawę, zatrzymując Jo w pół kroku.
Sekunda. Tyle zajęło jej uświadomienie sobie, ze ciało leżące na ziemi nie należy do dzikiego ptaka, który nagle stracił panowanie nad własnymi skrzydłami, a to jej przyjaciela.
Dwie sekundy. Tyle minęło nim głośny krzyk i lawina paniki dotarła do jej uszu.
Cztery sekundy. Tyle potrzebowała, by na ciele pojawiła się gęsia skórka, żołądek podskoczył do samego gardła, a serce zapomniało jak pompować życie.
Dziesięć sekund. Tyle nim dotarło do niej, że to wszystko było jej winą. Tylko i wyłącznie jej. Doprowadziła do największej tragedii. Podkusiła los do tego stopnia, że kopnął ją ze zdwojoną siłą prosto w twarz. Nie mogła w to uwierzyć. Nie nie nie nie.
Trzydzieści sekund. Upadła na kolana, tracąc siły do funkcjonowania.
Minuta. Słone łzy wylały się jak z kranu, kiedy on wciąż się nie ruszał, a głośny ryk dookoła zdawał się niknąć w tle.
Trzy minuty. Znajdując się tuż przy nim przeklinała samą siebie, pragnąć, by znaleźć się na jego miejscu. Najzwyczajniej w świecie zamienić miejscami. Nie zasłużył na to. Kurwa mać. Nie zasłużył.
Dziesięć minut. Tyle minęło, nim donośny dźwięk syren rozsadził bębenki, a już po chwili dwójka sanitariuszy wciągała zwiotczałe ciało na długie nosze.
Wieczność. Takiego czasu potrzebowała, by srogie poczucie winy w końcu opuściło, a do serca zagościł spokój. Wiedziała doskonale, że jeśli on się nie wybudzi, jeśli nie będzie okej, nigdy sobie tego nie wybaczy. Nigdy.

Archer Brooks
/ zt x2
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
ODPOWIEDZ