może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Dzień dobry, ja chciałbym się wypisać.
Powtarzał sobie te słowa w głowie z manią dziecka uczącego się w ostatniej chwili na szkolne wystąpienie. Jakby za moment, w chwili nieuwagi i rozproszenia, te sześć krótkich wyrazów miało zostać nieodwracalnie wymazanych z jego umysłu. Jakby ten był jakąś pieprzoną tablicą, a wszystkie jego myśli zapisywane były na niej tanią kredą, mogącą zetrzeć się za sprawą nawet najmniejszego podmuchu wiatru. Warto więc zaznaczyć, że w głowie Geordana Balmonta szalało tornado.
- Dzień dobry, ja chciałbym się wypisać - powiedział, wypuszczając powietrze ustępujące poczuciu ulgi. Tak był skupiony na tym, by nie przeinaczyć powtarzanego non stop zdania, że nawet nie zwrócił uwagi na osobę, która siedziała w recepcji. Właściwie, nawet nie wiedział, czy ktokolwiek tam siedział. Ale siedział. Uśmiechnął się więc jeszcze, dość koślawo, czując się, jakby pod bluzką skrywał sześciopak skradzionego piwa, które ekspedientka widziałaby za sprawą nabytego w oczach rentgenu. Strach ten było okropnie durny, jako że ustalił już szczegóły z doktor Pelletier, a więc absolutnie nie powinien czuć się teraz jak zbieg - wszystko przebiegało zgodnie z prawem. Teraz musiał tylko wypełnić jakieś papiery i mógł opuścić ten przeklęty szpital już na zawsze. Coś mu się jednak nie spodobało w spojrzeniu kobiety przyjmującej jego wypis. Coś... Coś było nie tak. Potwierdziły to jej słowa: proszę, usiądź, zaraz ktoś do ciebie podejdzie.
Nie, nikt nie miał do niego podejść. Miał dostać papiery. Już, teraz. W scenariuszu napisanym specjalnie dla niego przez Hope, ta sytuacja właśnie tak miała się potoczyć - natychmiastowym wręczeniem odpowiednich dokumentów.
Wiedząc jednak, że jego umysł nie działa jeszcze prawidłowo (i pewnie nigdy działać nie będzie), nie ośmielił się zbuntować. Uznawszy, że wyniuchany spisek wyłącznie sobie wmówił (ostatnio twierdził przecież, że tutejszy cieć jest wysłanym z Afganistanu agentem zobowiązanym do dobicia go), usiadł na krześle tak, jak mu to poleciła. I czekał. Przyglądał się jej. Widział, jak uniosła do ucha komórkę, rzuciła na niego przelotne spojrzenie, a potem prędko odeszła kilka metrów dalej. A później, jak powtórzyła tę czynność dwukrotnie. Jak rozkazała coś innym recepcjonistkom, jak się zdenerwowała. Jak go obserwowała, nie patrząc się przy tym jakby wcale na niego. Czuł już, że jego podejrzliwość była słuszna w tym przypadku. Podniósł się ostrożnie, wspierając na powierzchni krzesła dłonie, a potem równie ostrożnie podszedł do blatu recepcji. Prawie jak polujący drapieżnik, mający za chwilę rzucić się na swoją ofiarę. I cóż... Tak też się stało. Może nie rzucił się na nią dosłownie, ale ton jego głosu zdecydowanie rozszarpał kobietę na strzępy. Nie potrafiąc nad sobą zapanować, od kontuaru musieli odciągnąć go siłą ochroniarze. Umazał się krwią kapiącą z nosa jednego z nich, który za sprawą nieposkromionych ruchów Geordana leżał teraz na podłodze, łapiąc się za nos, a sam poczuł, jak rozerwała mu się koszula w okolicy podbrzusza. I gdyby nie spostrzegł nagle przyglądającego się mu przyjaciela, z pewnością kontynuowałby ten taniec opętania i nie pozwoliłby docisnąć się do zimnych jak śnieg kafelek.
A przecież on chciał się tylko wypisać.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Pod zasłoną nikotynowego dymu, stanowiącego niemalże nieodzowną dekorację ciemnego korytarza na posterunku, przedzierał się pomiędzy licznym tłumem. To policjanci, to cywile, to pijacy, których zawsze było tu pełno — oni wszyscy musieli zniknąć, odejść, cholera, bo nie miał czasu, by do każdego ucha rzucać głośne przekleństwa. Ignorując słane za nim krzyki, poprzez które przedzierało się pytanie co ze świadkiem, którego miał przesłuchać, wyszedł z budynku i odetchnął głęboko. Teoretycznie nie stało się nic złego. Nastąpiła komplikacja, zwykłe utrudnienie, które on — nikt inny — musiał rozwiązać. Samodzielnie. Przemaszerował przez parking, zostawiając za sobą pracę i obowiązki, po czym wsiadł do swojego samochodu ot tak, bez informowania kogokolwiek o tym, gdzie się wybiera.
Kiedy zadzwoniono do niego ze szpitala, nie potrafił zrozumieć o co chodzi. Umówmy się, relacje z Geordanem były ciężkie, odkąd ten wrócił, ale Jude brał na siebie odpowiedzialność za to wszystko; wciąż obwiniał się za to, co się stało. Nie mógłby więc narzekać na to, że gdy tylko ze szpitala ktoś zadzwoni, musi się tam udać — wściekałby się raczej wtedy, gdy nikt by go o niczym nie informował. Tak więc szpital. Drogę pokonał dość szybko, nawet jeśli poinformowano go, że przy okazji mógłby przyjechać. Bo coś się dzieje. A to już wystarczyło, by Jude porzucił wszystko i wszystkich, nawet jeśli w finale okazać by się mało, że w istocie chodzi o niewiele znaczącą sprawę.
Ale nie chodziło. Dostrzegając już z daleka szamotaninę wiedział, że chodzi o niego. Wiedział, że coś jest nie tak, że ta recepcjonistka kłamała każdym wymawianym przez telefon słowem. Kroczył przed siebie niespokojnie, przyglądając się całemu zajściu w ciszy, gniewnie marszcząc czoło. Komedia. Cyrk. Marne przedstawienie. — Hej! — podniósł w końcu głos, gdy ochroniarze osiągnąwszy swój cel, unieruchomili Danny’ego. — Co jest z wami, kurwa, nie tak? Tak okazujecie wdzięczność weteranom? — i na niego mogliby prawdopodobnie zaraz się rzucić, gdyby nie ta odznaka ostentacyjnie zawieszona na szyi. Tuż obok nieśmiertelnika. Tak więc to Jude krzyczał, wyzywając ich i umniejszając im ich osiągnięć. Krzyczał tak długo, aż ochroniarze pomogli Danny’emu wstać, tłumacząc się bez przerwy, tak idiotycznie, że to ich praca. I gdyby nie to, że Westbrook nie chciał szkodzić całej swojej rodzinie, która za pewne w niedługim czasie zostałaby tu wezwana (a w szczególności ojciec), uspokoił się nieco i wrogo już tylko na wszystkich spoglądał. Coś wspominając o tym, że dyrektor o wszystkim się dowie (wstrzymał się jeszcze z informacją, że jest jego synem), odciągnął Geordana na bok, umykając przed ciekawskimi spojrzeniami pacjentów i pielęgniarek. — Co to miało być, Danny? — spytał niemalże od razu, przyglądając się mu uważnie. To było głupie, że się tak o niego martwił, prawda? Że gotów byłby własnego ojca pozwać za to, że zatrudnił niekompetentnych ochroniarzy? — Nie rozumiem, chciałeś się wypisać? — dodał już spokojniej, po upewnieniu się, że nic poważniejszego się mu nie stało. Pieprzony szpital.

Geordan Balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
W tutejszym szpitalu doświadczał wyłącznie upokorzeń. Każdy gest pomocy był nabojem wymierzonym mu prosto w serce, które przez dzisiejszą szamotaninę pozostało całkowicie już podziurawione. Ratunkiem na te rany okazać miał się niespodziewany widok Westbrooka, który w ułamku sekundy zasklepił je przedziwną konsystencją; z pozoru upragnioną, a jednak rozrywającą ciało swym żarem. - Zostaw mnie - wypalił, odskakując od niego na kilka kroków jak poparzony, gdy ten odgonił krzykiem ochroniarzy i znalazł się tuż obok, badawczo mu się przyglądając. - Przepraszam, ja... - nie mógł znieść tej jego dobroci, nie mógł znieść tej troski. Nie dokończył jednak, nie potrafiąc wyznać mu tego, co nawiedzało jego udręczony umysł odkąd się poznali. A co na sile przybrało szczególnie w ostatnim czasie. - Ci kretyni podarli mi... - znów uciął, bo podczas wypowiadania tych słów, wzrok jego powędrował w kierunku założonej koszuli; tej, która się podarła, a teraz wydawała się być w jednym kawałku. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to, co brał za rozdzierany materiał, w rzeczywistości było rozdzieraną skórą, czy raczej szwami. Z przerażeniem dostrzegając kropki krwi trawiące błękitną koszulę coraz zażarciej, odwrócił się naprędce i zasłonił to miejsce dłonią. Judah absolutnie nie mógł się o tym dowiedzieć. - Nieważne, cholera. To jest jak jakieś jebane getto, kurwa - mruknął, niepewnie spoglądając na niego. Oddech nie zdążył się jeszcze uspokoić, tak samo jak związana z tą sytuacją irytacja, co zwieńczył grymasem niezadowolenia. W głowie okropnie mu huczało, co było następstwem podjętej w przypływie emocji decyzji dzisiejszego ranka - gdy dostając tabletkę psychotropową, szmyrgnął ją w najdalszy kąt sali, przekonany, że to wyłącznie ona odpowiadała za jego dewiację. - Co ty masz na szyi, Jude - zdziwił się jeszcze, marszcząc czoło i spoglądając na tę jego odznakę, o której opowiadał mu przecież kilkakrotnie, a o czym Geordan zupełnie już nie pamiętał.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Przeciągający się pobyt Geordana w szpitalu i na niego działał nieodpowiednio; nie potrafiąc skupić się na służbie, popełniał błąd za błędem. Wszystko było mu jednak wybaczane w imię nadciągającego powolnie ślubu — za pewnik biorąc to, że Jude myśli wyłącznie o swojej narzeczonej i dziecku, nie dawano mu nawet szans na wyjaśnienia. Jego umysł trapiony był jednak głównie tymże szpitalem, a raczej jedynym jego pacjentem, którego los go obchodził. Powrót Balmonta do kraju łączył się ze sporym bólem, a najważniejsze było oczywiście to, że Jude zostawił go w tym przeklętym Afganistanie. Wyrzuty sumienia były paraliżujące, przy czym na nic zdawały się słowa jego rodziny, która usiłowała go jakkolwiek wybronić. Nic nie mógł zrobić, tak mówiono. Ale Jude wiedział, że mógł, że nie postarał się wystarczająco i że to wszystko, ten jego kiepski stan zdrowia, są jego winą. I Geordan musiał go za to obwiniać, skoro bez przerwy go od siebie odsuwał. Uniósł dłonie w górę w pojednawczym geście, posyłając mu dość niepewne spojrzenie. — Co się stało? — powtórzył spokojnie pytanie, dając mu też niezbędną przestrzeń, bo może faktycznie przesadzał. — Co podarli, gdzie? — spytał z troską, wzrok kierując na jego koszulę, która zdawała się być w jednym kawałku. Skoro jednak Geordan obrócił się, wskazując jasno, że nie zamierza niczego mu wyjaśniać, Jude westchnął cicho i skrzyżował z nim spojrzenie. — Chcesz zmienić salę? Lekarzy? Pogadam z ojcem, Danny — zaproponował z uśmiechem, mając nadzieję, że to pomoże. Że wystarczy. Jeśli nie, znajdzie mu inny szpital, lepszy. A jeśli i to nie spotka się z jego entuzjazmem, wymyślą coś innego. Nie podobało się mu to, w jakim jest stanie. Nie podobał się mu ten gniew i frustracja, za które to właśnie on przecież odpowiadał. Wykonał więc krok do przodu i dłoń swą umieścił na jego ramieniu, by dodać mu otuchy. Naturalnie bardziej niż siebie obwiniał niekompetentnych filistrów, których jak miał nadzieję, jego ojciec zwolni. — Wszystko będzie dobrze — obiecał mu, traktując te słowa niezwykle poważnie. Zadba o to, oczywiście, bo przecież całe życie kroczyli ramię w ramię. Kolejne pytanie nie zdziwiło go za to ani trochę, bo przyzwyczaił się już do umykających tamtemu informacji. Czy to czyniło z niego szaleńca? Nie. Jude nigdy nie określiłby go tym mianem, nie wierząc nikomu, kto twierdził, że z Geordanem jest coś nie tak. Potrzebował po prostu czasu, to wszystko. — Zdegradowali mnie, jestem teraz policjantem — poinformował go spokojnie, nie widząc sensu we wskazaniach, że te rozmowy już toczyli.

Geordan Balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Lawirujące dookoła informacje wyprzedzające się nieustannie w wyścigu o status najgorszej, nie pomagały w rekonwalescencji po doświadczeniach z obcej ziemi. Fakt, że jego najlepszy przyjaciel się żeni, wolał wypierać ze świadomości nie tylko dlatego, że ów przyjaciel od zawsze stanowił obiekt jego westchnień, ale też z powodu tego, że żenił się z siostrą Geordana. Czyli jedyną osobą, która zdawała się wiedzieć o jego uczuciach i tym samym jedyną osobą, której ufał. O którą od zawsze się troszczył, a więc przysługiwała mu tym samym jakaś wdzięczność z jej strony, prawda? Cóż za paskudne mrzonki.
- Co się stało? - powtórzył ściszając głos i wybałuszając z niedowierzaniem oczy. - Ty nic nie rozumiesz, prawda? - ton jego głosu nie sączył się wrogością i nie miał na celu urażenia mężczyzny, Danny po prostu musiał wiedzieć. - Nie, kurwa, nie chcę - mruknął w odpowiedzi na jego pytanie z wrastającą złością, ale też pewnego rodzaju rozczarowaniem i smutkiem. Wypuścił głośno powietrze i wciąż przyciskając dłoń do jarzącej się czerwienią koszuli, z której promieniowało niespotykane ciepło, ponownie skierował się w jego kierunku, wzrokiem podążając za dłonią Westbrooka, która akurat powędrowała na jego ramię. Przyglądał się jej przez moment, jakby nadając jej znaczenia nazbyt głębokiego, po czym swoje matowe, nieobecne oczy wcelował wprost w jego oblicze. - Ufasz mi, Jay? - zapytał z powagą, a także z pewną desperacją i nadzieją bijącą mu z głosu. Proste pytanie, na które Geordan powinien znać odpowiedź, prawda? A jednak pragnął usłyszeć potwierdzenie, które gdzieś tam, w odmętach Azji, zaginęło w otchłani jego umysłu wraz ze wszystkimi wspomnieniami. Dreszcz przeciął jego ciało wraz z kolejną kroplą krwi sączącą się ze świeżo otwartej rany na podbrzuszu, ale przy tym wszystkim począł wypełniać go pewnego rodzaju spokój - bo Westbrook był obok, tak jak dawniej, bo miał mu pomóc. Miał uwierzyć. - Nie będzie, nie, nie tutaj. Musisz mi pomóc stąd wyjść Jude, oni... - urwał na moment, by rozejrzeć się podejrzliwie dookoła, a gdy jego wzrok nie namierzył żadnego intruza, wrócił na nowo do mężczyzny. - Oni tu nie chcą... Oni próbują ze mnie zrobić wariata, Jude. Żebym nic nie mówił o tym, co tam widziałem. Już dawno powinni mnie stąd wypisać, ale zamiast tego... Musisz mnie stąd wyciągnąć - powiedział konspiracyjnym szeptem, a oczy jego nabrały iście szaleńczego wyrazu. Pochwycił zaraz potem w dłoń tę jego odznakę zwisającą mu z szyi i spuścił wzrok na podłogę, czując się tak, jakby zaraz miał zemdleć. - Z tym... Z tą odznaką... Chyba możesz, na pewno możesz mnie stąd wyciągnąć - zauważył z przekonaniem.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Marszcząc gniewnie czoło dał wyraz swemu oburzeniu, jako że Jude Westbrook doskonale rozumiał wszystko. A tak przynajmniej się mu zdawało, przy czym tej prawdy, której świadomość w pewien sposób miał, nie brał pod uwagę. To zawsze przecież brzmiało tylko jak niedorzeczny żart — te założenia obcych, także Issie, że tę dwójkę łączyło coś więcej, niż przyjaźń. Jude przywykł do tychże zaczepek, reagując na nie zawsze tylko śmiechem. Bo przecież wiedziałby od dawna, gdyby w tym wszystkim kryła się choćby odrobina prawdy. Przyjaźnili się, to wszystko. W czasie przeszłym, bo jak zrozumiał, wszystko zostało zaprzepaszczone. — Dobra, dobra — fuknął, wywracając oczyma. — Ja wszystko doskonale rozumiem — dodał cierpko, nie mając już sił na tę nierówną walkę. Łudził się, że uda się im powrócić do tej przyjaźni, że nie wszystko zostało stracone jeszcze, że znajdą jakieś porozumienie. Tymczasem Geordan jasno wskazywał, że nie chce od Juda już nic... a przynajmniej tak to w jego oczach wyglądało. — Nie chcesz mojej pomocy, to nie. Możesz się na mnie wściekać do końca życia — kierujące nim wzburzenie przybliżało go do infantylnych uniesień, czyniąc z niego znów na nowo dziecko. W czasach szkolnych potyczek zwykł obrażać się na niego w podobny sposób, raz czy dwa w celu podkreślenia swej frustracji, wymieniając go na innych znajomych. Teraz naturalnie nie uciekłby się do tak haniebnego czynu, ale kuszące zdawało się mu opuszczenie szpitala. Skoro Danny go nienawidził, ucieczka tego typu i tak niczego nie mogła przecież pogorszyć.
A potem, do czego powinien już przywyknąć, nastąpiła zmiana narracji. Naraz zniknęła ta cała złość, ustępując miejsca tym innym, ważniejszym emocjom. Choć zrobił to w sposób nieprzytomny, niejasny dla siebie, nieco mocniej zacisnął dłoń na jego ramieniu. Zamiast ją cofnąć, nie rezygnował z tego groteskowego gestu jakby w obawie, że Geordan gdzieś zaraz przepadnie, że zniknie, że znów go nie będzie. I że to nadal Jude będzie za to odpowiedzialny. — Ufam — odparł krótko, wpatrując się w te rozwichrzone błękitne oczy. W jego głosie pobrzmiewał cień irytacji, bo minione wzburzenie gdzieś nadal tliło się w jego sercu, ale cholera, przecież to oczywiste, że ufał. Bez względu na wszystko. I był tu przecież nadal, niewzruszony, oczekując bóg wie czego. W skupieniu wsłuchując się w jego słowa, prośby opiewające o szaleństwo, usiłował podjąć jakąś słuszną decyzję. I chociaż rozsądek nakazywał mu odesłać przyjaciela do odpowiedniej sali, świadomość, że będąc na jego miejscu zachowałby się podobnie, nie pozwoliła mu na słowa sprzeciwu. Skinął więc najpierw tylko głową, przypatrując się mu bez przerwy — nawet wtedy, gdy dłoń jego sięgnęła ku policyjnej odznace, która zdawała się teraz zupełnie nieważna. — Wyciągnę cię — obiecał głosem jakimś obcym, nienależącym jakby do niego, bo zabrakło w nim stanowczości i opanowania. Bo wiedział, że niewiele dobrego z tego wyniknie, ale musiał przecież, Danny zawsze wiedział lepiej. Ale czy na pewno? Wzrok jego napotkał nagle ten fragment koszuli, który jak najpilniejsza tajemnica skrywany był przed światem. — Co ci się stało? — spytał, dopuszczając do głosu panikę. I przyciągnął go do siebie bliżej, bo był ranny przecież, a Jude musiał coś zrobić, cokolwiek, nawet jeśli lata temu odrzucił od siebie wszelką medyczną wiedzę.

Geordan Balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Może i jego umysł dryfował gdzieś daleko poza tą chwilą; poza szpitalem i sobą samym, ale dla tych krótkich słów oburzenia gotów był wrócić na moment na ziemię. - Wściekać się - znów posłużył się tępo cytatem jakby w formie odpowiedzi, ale wypowiadając te słowa na głos pomagał sobie w pojęciu ich znaczenia. - A niech mnie, Jude, chyba się nie obraziłeś, co? Bo ja już twojej mamie obiecałem, że przyjdę do was na obiad w sobotę i wyprałem już na tę okazję bieliznę - odparł z przerażeniem i z tego też bulwersującego odkrycia złapał się za serce - co teraz? Kącik ust drgnął mu jednak w charakterystyczny dla jego dawnej wersji, figlarny sposób, więc na próżno było szukać w tychże słowach prawdy. Nie wściekał się przecież na Westbrooka, nie potrafiłby.
Wraz z dłonią zaciskającą się wyraźniej na jego ramieniu, na twarzy jego mignął niewielki uśmiech wdzięczności. Ta jednak prędko ustąpiła miejsca udręczeniu, bo choć Geordan pragnął cieszyć się z potwierdzenia, że owszem, Jude był tu dla niego, pozostając niezmiennie jego przyjacielem, czyli kimś aż nadto, tak jednocześnie był tylko przyjacielem i to studziło cały entuzjazm. Miało to w ogóle jakiś sens? - To chodźmy, chodźmy, póki jeszcze nie zgasili światła - zarządził przedziwnie, usatysfakcjonowany zapewnieniem Jude'a na tyle, by nie rozkładać go na czynniki pierwsze poprzez skupienie się choćby na tonie, w jakim zostało ono wypowiedziane. Tylko... Cholera. - A to? To... to tam już wiesz, to mam od urodzenia - próbował wyjść z tego problemu żartem, ale wiedział już, że przegrał tę walkę. Że te wszystkie perswazje, te zapewnienia i prośby, poszły na marne. Kapitulując, odkrył ranę spod zadaszenia dłoni i westchnął głośno, bo nie potrafił już stwierdzić, czy ten mdlący szum w głowie napędzany jest przebitą skórą, czy faktem, że Westbrook po raz pierwszy od dawna znajdował się tak blisko niego. - To koniec, prawda? Teraz wrócę do sali, wmuszą we mnie te jebane leki i wszystko kurwa będzie takie samo - mruknął przygaszonym głosem, w którym jednak skrywała się cicha pretensja. Wzrokiem odbijając się od każdej ściany, starał się tylko nie spojrzeć wprost na niego.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Usta wykrzywiające się w drwiącym uśmiechu miały początkowo posłużyć jako jedyna odpowiedź na tę zaczepkę. Słodko—gorzkie było to wszystko, jako że złoszcząc się, nie złościł się prawdziwie. Na próżno było doszukiwać się w tym jakiegokolwiek sensu, bo Jude chyba po prostu (czego by nie przyznał otwarcie) nie rozumiał. Tego oburzenia i jawnej niechęci, które zaraz gdzieś niknęły. Jednak w tej sytuacji poczuł przedziwny spokój, skoro Danny był przez moment najprawdziwszym sobą. — Obawiam się, że nawet to nie pomoże w zdobyciu jej sympatii — podsumował tylko, wywracając przy tym oczyma. Naprawdę nie rozumiał. I prawdopodobnie przez Geordana nabawi się chronicznego bólu głowy, ale nie zamierzał z tego powodu lamentować.
— Jakieg... — nie, nie mógł dokończyć. Nie wiedział o jakie światło chodzi, tak jak i nie wiedział, czy dobrym pomysłem będzie wyprowadzenie stąd mężczyzny. Fakty pozostawały niezmienne: Danny’ego nie było aż rok. A w tak długim czasie każdy by zwariował, oszalał i zmienił się w sposób rażący. Nie chodziło więc o to, że Balmont mógłby stanowić zagrożenie dla społeczeństwa (choć istniało takie ryzyko), ale przede wszystkim dla samego siebie. Skoro jednak Jude zamierzał się nim zajmować, jak na przyjaciela przystało, wszystko było pod kontrolą. Nie mógł go przecież samego tutaj zostawić, po prostu nie. — Przestań się wygłupiać — rzucił dość oschle, bo niespokojnie. To miała być szybka akcja, której nie miałby czasu żałować — tymczasem krew zdobiąca jego koszulkę barwiła materiał coraz zuchwalej, nie prognozując niczego dobrego. Łatwiej byłoby, gdyby Geordan od razu wskazał, że coś się stało, cholera. Zamiast tracić czas na tę dyskusję, mogliby przecież zrobić cokolwiek. — To będzie koniec, jeśli się tak dalej będziesz nad sobą użalać — powiedział gniewnie, bo choć rozsądek podsuwał mu jedyne słuszne rozwiązania, Jude zdawał się na nie wszystkie ślepy. Nie miał to być jedyny raz kiedy przez Geordana popełnia jakąś głupotę. — Musimy znaleźć jakąś salę — wymamrotał, bardziej chyba do siebie, rozglądając się po szpitalu. Sprawcy minionego zdarzenia zdawali się już nimi niezainteresowani, rozmawiając o czymś żywo, więc Jude ruchem głowy wskazał kierunek ich wyprawy. Nie czekając na Balmonta skierował się do jakiegoś szczęśliwie otwartego magazynu, nie myśląc wcale o konsekwencjach, z którymi mierzyłby się jego ojciec, gdyby ktoś ich tutaj nakrył. — Dobra, pokaż. To szwy? — spytał, nie patrząc jednak w jego kierunku — poszukiwał w składziku czegokolwiek, co mogłoby teraz pomóc. Szczęśliwie całkiem pomyślnie przeszedł kursy w armii z pierwszej pomocy, bo przecież oni wszyscy tam musieli sobie jakoś radzić. Wystarczyło więc najpewniej znaleźć szarą taśmę, by uzyskać prowizoryczny opatrunek — potem mogli wyjść, wybrać się gdziekolwiek, a Jude wśród swych znajomych odnaleźć mógł kogoś, kto by się Geordanem zajął we właściwy sposób.

Geordan Balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Tak było zawsze; że śledząc wzrokiem fale rozwichrzone nad lazurowym morzem, serce jego poczynało wypełniać się błogim dla całego ciała spokojem. Morzem tym był naturalnie chabrowy odcień jego oczu, wściekłymi falami hebanowe przecięcia tęczówki. Czy więc naprawdę Westbrooka dziwiło to nagłe opanowanie? Czy spoglądając w tę jego przeklętą twarz, po której widać było, jak się martwi, jak mu na nim zależy, Geordan mógł postąpić inaczej? - To beznadziejnie, bo poza czystą bielizną nie mam sobą nic do zaoferowania - westchnął głosem przepełnionym smutkiem, choć w środku cieszył się jak głupi dzieciak. Bo Jude faktycznie pozostawał taki sam, wciąż był tu dla niego i świadomość ta napawała go prawdziwym szczęściem, nieskosztowanym od tak dawna. - Chryyyste, dobrze już, dobrze mamo, nie będę się już wygłupiać - prychnął z rozbawieniem, ręce unosząc w obronnym geście, byleby tylko Westbrook już tak się nie wściekał. Tyle że strategia ta nie łagodziła wcale jego natury, a bardziej ją podburzała, o czym przekonał się chwilę później. - Użalać? Hm, Jude - nachylił się ku niemu, jakby chcąc zdradzić mu wysokiej rangi sekret przeznaczony wyłącznie dla jego uszu. - Bo wiesz... Jak cię coś uwiera, to ja mogę pomóc wyjąć - zaoferował dobrodusznie, uśmiechając się po chwili zawadiacko, choć pouczenie wystosowane przez przyjaciela nieco go zabolało. Tego już jednak nie zamierzał dać po sobie poznać, tym bardziej, że następne rozporządzenie całkowicie skupiło na sobie jego myśli. - Sali? Poszukajmy lepiej składzika na miotły, będzie pikantniej - wysunął propozycję zwieńczoną zalotnym uniesieniem brwi, podążając przy tym jego śladem w kierunku tejże sali. Chyba nie trzeba tłumaczyć, co odpowiadało za tę nagłą zmianę narracji; za wyśmienity humor opierający się na niezliczonych dawkach prymitywnych żartów, które z taką swobodą płynęły mu z ust. Balmont naprawdę się bowiem nie spodziewał, że Jude tak chętnie mu ze wszystkim pomoże. - Pokażę jak ty pokażesz - z powagą postawił warunek, gdy obaj już znaleźli się w przedziwnym magazynie pośród pudeł i zakurzonego sprzętu. Nie czekając jednak dłużej, postanowił pozbyć się przemoczonej krwią koszuli, chcąc ułatwić opatrzenie rany i nie rozumiejąc jeszcze, jak fatalnym może okazać się to posunięciem - bo już przy rozpinaniu dziewiątego guzika spostrzegł amarantowe pnącza łypiące na niego wściekłe spod cienkiego materiału, jakiego nigdy już nie chciał się pozbywać. Bo to już prawda na niego napierała, to okrutne wspomnienia piętrzyły się nad jego głową, która pojąć nie mogła, jak to wszystko jest możliwe i jakim cudem dostrzegane pod brodą ciało należeć może właśnie do niego. Sposępniał więc nagle, a chęć do żartów uciekła nieodwracalnie; przez moment chciał nawet powiedzieć, że mają to sobie odpuścić, że miejsce jego faktycznie jest w tej kasandrycznej placówce wyzbytej z marzeń i nadziei, ale nie potrafił się zdobyć nawet na to. I wstydząc się niemiłosiernie kary wymierzonej mu przez okrutny los, pozbył się w końcu na moment tej koszuli, którą najchętniej przewiązałby sobie teraz wokół szyi, by zakończyć już serię tych upokorzeń.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Prawdopodobnie w tej jednej chwili trwać mógł już na zawsze, choć sam nie rozumiał jeszcze dlaczego. Odpowiedzi te napłynąć miały z czasem, a spotkanie to zasłonięte mglistą zasłoną wspomnień napawać go miało wstydem. Dlatego że nie zrozumiał w porę. Skrywająca się jednak w jego myślach obawa, że dla przyjaciela nie będzie już ratunku, że umysłem na zawsze przepadł na bezkresnej pustyni, niknęła pod naporem tego uśmiechu, który tak bardzo lubił. Może gdyby Jude niósł w sobie większą odwagę, zezwalającą mu na przełamanie własnych barier, to wszystko miałoby jeszcze szansę na szczęśliwe zakończenie. Póki co jednak była przyjaźń i pewność, że jego sympatia dla Geordana jest czysto platoniczna.
Wolałbym nie narzekać, ale naprawdę mógłbyś na tę jedną chwilę spoważnieć — rzuciwszy w odpowiedzi i on się uśmiechnął, wbrew sobie, dość mimowolnie. Ciężko było kierować się rozsądkiem kiedy wszystko zdawało się tak proste i nieomal dziecinne, przy czym ta cała jego nieobecność na moment jakby znikała. Jakby był tu od zawsze, jakby nic się nie zmieniło. — Nie, nie, składzik na miotły nie jest spełnieniem moich marzeń — odparł beztrosko, oglądając się na niego przez ramię. Raz jeszcze omiótł spojrzeniem szpitalne korytarze, upewniając się, że nikt nie pokrzyżuje im tej tajnej misji. Dla nikogo nie zdawali się jednak jakkolwiek interesujący, więc ta niebezpieczna wyprawa stała się nazbyt łatwa.
Ale nie tutaj — odparł z rozbawieniem na jego słowa, nazbyt zajęty poszukiwaniem niezbędnych narzędzi do prędkiej operacji, którą zamierzał wykonać. Ta nagła cisza przyjaciela jednak zadziwiła go na tyle, że przestał przeszukiwać jedno z kartonowych pudeł, uważnie się mu przyglądając. Tym zmianom wymalowanym na twarzy i kolejno rozpinanym guzikom. Początkowo zamajaczyła w nim myśl, by przerwać to wszystko. Wezwać pielęgniarzy, lekarza, kogokolwiek, kto zagwarantowałby mu lepszy los. Obiecał jednak, a obietnic się dotrzymuje, tym bardziej składanych w takich chwilach. W ciszy więc wydobył na ziemię wszelkie niezbędne mu przybory, po czym jeden z śnieżnobiałych wacików nasączył płynem do odkażania. I gdzieś tam w sobie starał się odnaleźć właściwe słowa, ale było to ciężkie. — To moja wina, przepraszam — powiedział wiec cicho jakoś, zawstydzony i skrępowany widokiem tego wszystkiego, co jasno wskazywało losy Geordana. I to faktycznie była jego wina, bo powinien wcześniej go odnaleźć, bo nie powinien był dopuszczać do tego wszystkiego. I powinien być na jego miejscu, co wielokrotnie sobie powtarzał od samego początku. Zbliżając się jednak znów tak blisko uśmiechnął się delikatnie, jakby tym jednym gestem mógł wszystko naprawić. — Ale wszystko się jakoś ułoży, Danny — obiecał, sunąc już gazą nasączoną brunatnym płynem po miejscach wymagających naprawy. Starał się nie myśleć o tym za wiele, by niczego nie pogarszać. — No i blizny są super, wiesz? — dodał z przekonaniem, dość niewinnie sunąc po jednej z nich palcem. Cofnął się jednak zaraz, by zabrać kilka rzeczy potrzebnych mu teraz do przygotowania opatrunku. — Może jednak zamieszkałbyś że mną i Issie, co? — zasugerował poważnym tonem, bo wolałby mieć go na oku. Wiadomo.

Geordan Balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Narastające w nim napięcie przeplatające się z udręczeniem przekonywały go, że on po prostu czekać dłużej nie może. Jeszcze dwa lata temu potrafił utrzymać swe emocje na wodzy, sukcesywnie je wyciszać, krok po kroku brnąć do upragnionego wyparcia - bo przecież w swoim najlepszym przyjacielu skrycie podkochiwał się od lat kilkunastu i staż ten pozytywnie wpływał na jego samokontrolę, opanowaną już prawie do perfekcji. Teraz jednak wszystkie te wypracowane techniki zdawały się jakby nie istnieć, bo oto zalegając przed nim, rozprawiając o rzeczach prozaicznych, wiedział już, że nie da rady być tylko jego przyjacielem. Naiwnie i jakże idiotycznie wierzył, że skoro Jude’a pamiętał jako jednego z nielicznych, musiało to po prostu coś oznaczać, dowodzić tej jego niegasnącej miłości, jakiej wyrzec się po prostu nie mógł. Tylko… Jeśli nie mógł się jej wyrzec ani tym bardziej urzeczywistnić, to co miał zrobić? Gdyby tylko wiedział, że istnieje dla nich szansa, poczekałby na niego nawet do końca życia. Ale pewny był, że tego jednego nigdy nie przyjdzie im doświadczyć.
- Szkoda życia na bycie poważnym - spuentował z przekonaniem, ciesząc się w duchu tak niewyobrażalnie mocno z jego uśmiechu, że ciężko było mu to nawet pojąć. Może infantylność Geordana nie współgrała z wieloma sytuacjami, może powinien podchodzić do życia nieco przytomniej, ale tak makabrycznie bał się momentu, w którym dopuścić miałby do siebie rozsądek, w którym miałby spojrzeć na przyszłość trzeźwo i realistycznie. Ostatnim razem zmuszony był zrobić to w azjatyckiej celi i wtedy też zapragnął umrzeć. - E tam, wydziwiasz. Pokażę ci kiedyś, że w takiej też może być fajnie - zapewnił, zastanawiając się przez moment, jak wiele z tych słów Jude brał na poważnie. Bo czy przejrzał go już? Teraz, a może kiedyś, może już dawno? Może wiedział od samego początku? Nie, na pewno nie - wtedy by o tym porozmawiali, prawda? Bardzo pragnął w to wierzyć.
Wolałby uniknąć tej chwili. Nie był gotowy myśleć o tamtych dniach i wieczorach, a tym bardziej o nich rozmawiać. I to właśnie z nim. - Wiele można ci zarzucić, Westbrook, ale na pewno nie to - zapewnił z grymasem, który (z niepowodzeniem) bardzo starał się być uśmiechem. Nie spoglądał jednak na mężczyznę ani podczas wypowiadania tych słów, ani nawet kiedy brunet ponownie zbliżył się do niego, nachylając się nad nieszczęsną raną. Zacisnął oczy w momencie, w którym nasączona preparatem gaza zetknęła się z krwawiącym przecięciem, a potem, gdy poczuł na skórze jego dotyk, przez całe ciało przeszedł mu dreszcz, nad jakim nie potrafił zapanować. - Ta, wszystkie panny moje - otwarłszy oczy, mruknął z brakiem przekonania, jako że nigdy nie wiedział, co mu właściwie było po pannach. Od zawsze chodziło przecież tylko o niego - teraz tylko pięć razy mocniej i osiemdziesiąt razy boleśniej. - Issie? - prychnął chłodno, wyraźnie urażony wspomnieniem tej osoby. Jude przecież wiedział, że George nie chciał jej widzieć. - Raczej podziękuję - uciął temat z pewnym naburmuszeniem, okropnie nieszczęśliwy z faktu, że ktoś taki jak Issie w ogóle istniał.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Prawda była taka, że on sam nie wiedział. Ilekroć myśli jego zahaczały o tę jedną sprawę, tak przedziwną i abstrakcyjną, czuł się dziwnie skrępowany i niepewny wszystkiego. Ale powtarzał sobie, że to nic takiego, te słowa o przedziwnym zabarwieniu i sytuacje, w których nagle ta ich przyjaźń nabierała innych kształtów. Wymyślał sobie, z całą pewnością, wymyślał i koloryzował, bo to wszystko nic, nic ponad tę wieloletnią, bezgraniczną sympatię. Bezpieczniej też było się tego wszystkiego trzymać, niż doszukiwać się w tym większego sensu — przyjaźń więc przyjaźnią, a mu się tylko zdawało, że czasem pojawia się coś więcej. Bo to przecież było niedorzeczne. Niewiele jednak było tych chwil zwątpienia, jako że Jude był mistrzem w ignorowaniu tego, co poniekąd niewygodne.
Bo to wszystko tak naprawdę było niezwykle proste. Słowa były słowami, żarty żartami, a w śmiechu nie skrywało się nic ponad to, czym ta ich zażyłość była. Tak więc dla Juda to były tylko zaczepki, puste w znaczeniu i nieważne, naprawdę, bo czy już od nastoletnich lat nie zgrywali się tak głupio w konsekwencji zwykłego dorastania? — Nie mogę się doczekać — odparł z przekonaniem, że to nic, a więc podkreślił to zawadiackim uśmiechem. To wszystko miało mu potem pozostać w głowie, powracając jako moment klęski i zmarnowania swojej szansy. Jednakże na próżno wybiegać w tę ich przyszłość, skoro teraz Jude nie rozumiał niczego, nawet własnych myśli. Tym bardziej, że zgromadzony w nich po chwili chaos trapił jego umysł niezwykle, a on nie miał pojęcia co mówić i robić, bo wszystko było niewłaściwe. A gdy Westrbook tracił tę całą swą pewność siebie, milczał po prostu, akceptując tym padający na niego gniew. Bo tym to nadal dla niego było. Pretensjami. Żalem. Przecież to jasne, że Danny ma do niego pretensje, że w końcu wykrzyczy je wszystkie, kiedyś, później, bo teraz w imię ich przyjaźni trzyma je tylko dla siebie. Nie wiedząc pewnie, czy nienawidzić go, czy jednak nie; tak, Jude był pewien, że o to właśnie w tym wszystkim chodzi. Uśmiechając się więc blado na jego kolejne słowa milczał nadal, zastanawiając się, czy doprowadzić chce do jawnej konfrontacji. Na pewno nie tutaj, nie teraz, ale będzie musiał, prawda? Bo te niedomówienia miały go zabić, dręcząc go niesamowicie. Na tyle mocno, że nie potrafił już powrócić do tych żartów wszelkich, a przecież na wzmiankę o pannach powinien mieć w zanadrzu niejedną ripostę. Zamiast tego skupiał się na opatrunku, który tymczasowo miał mężczyźnie jakoś pomóc — do wieczora może, kiedy uda się mu znaleźć kogoś, kto bez zadawania pytań zajmie się raną odpowiednio. — Gotowe — oznajmił w końcu, z lekkim uśmiechem odsuwając się od niego o kilka kroków. — No to ja będę pomieszkiwać u ciebie — dodał po chwili, stanowczo, na moment wbijając w niego spojrzenie. Począł też ściągać bluzę, którą następnie wyciągnął w kierunku przyjaciela. Jakoś musiał przecież wyjść, bez prowokowania zbędnych pytań — ta jego przesączona krwią koszula przyciągnęłaby zbyt wiele ciekawskich spojrzeń. On sam miał sobie poradzić ze zwykłą koszulką, mimo że dzień był dość chłodny. — I nie będę już dzisiaj o nic pytać, ale będziesz mi to musiał w końcu wyjaśnić — dorzucił równie stanowczo, krzyżując z nim spojrzenie. Bo nie rozumiał, a musiał sobie jakoś to wszystko w głowie poukładać.

Geordan Balmont
ODPOWIEDZ