Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Brat był najważniejszą (i przez długi czas jedyną) osobą jaką Jonathan posiadał w swoim życiu, a mimo to odsunął go od siebie. Chociaż nie było w tym krzty złośliwości, czy niedocenienia, wręcz przeciwnie... Na swój sposób tęsknił za braterskim wsparciem, które niby nie było namacalne wprost, ale objawiało się w długich rozmowach o niedawno przeczytanych książkach, wymianą krótkich, ale jakże ważnych wiadomości, gdy działo się coś istotnego, czy zwykłej kolacji podczas której mówili o sprawach błahych. Walter zawsze był gdzieś obok, nawet gdy na co dzień każdego z nich pochłaniała szara rzeczywistość. Tylko w ostatnich, zimowych miesiącach Jonathan jakby mocniej odsunął się od starszego Wainwrighta. Tłumaczył to sobie tym, że brat zaabsorbowany jest własnymi sprawami; rozwodem, podziałem majątku, karierą... Nie chciał mu dokładać zmartwień związanych ze swoją osobą, chociaż tak naprawdę zwyczajnie się bał.
Uznanie w oczach brata było dla Jony niezwykle istotne i chyba nie było na świecie człowieka z którego zdaniem liczyłby się bardziej. Oczywiście wynikało to z braterskich więzi i uczuć, które ich łączyły, ale niezaprzeczalnie starszy Wainwright był osoba, której opinia dla Jony była nad wyraz ważna. Dlatego bał się nadchodzącego spotkania.
Marcowe wieczory nadal były niezwykle upalne, ale niedawno zerwał się przyjemny wiatr, który wpadał do loftu przez wielkie okna i delikatnie poruszał długimi, jasnymi zasłonami. Jona przygotował jedną z ulubionych potraw brata, a na stole czekało już wino. Niby wszystko wyglądało tak jak zwykle, ale Jonathan czuł nieopisany stres. Kiedyś częściej widywali się na tego typu kolacjach, ale wszystko się zmieniło odkąd w życiu młodszego Wainwrighta pojawiła się nowa kobieta. I oczywiście jest to przykrym scenariuszem, ale zapewne więź braci nadal pozostawała by równie silna, gdyby nie to, że ów kobietą była krewniaczka byłej żony Waltera. Ten rodzinny mezalians wprawiał Jonę w zakłopotanie, które niestety zdominowało relację, jaka łączyła go z bratem. Na rękę było mu więc, ograniczanie się do kilku telefonów, odpuszczenie co miesięcznych, sobotnich obiadów i życie tak, jakby nie dzieliło ich zaledwie kilka przecznic, a przynajmniej ocean.
Oczywiście Jona sam wiedzieć nie mógł z jakimi problemami boryka się jego brat, ale rad był gdy ten zgodził się przyjść. Młodszy Wainwright, chociaż na swój sposób skrępowany swoimi decyzjami, potrzebował ponownie pojednać się z bratem. Odnowić więź, która przez długie lata była niezachwiana i pewna, chociaż nigdy nie budowali wokół niej wielkich słów. Byli dla siebie i tak powinno pozostać, tym bardziej teraz, gdy nikogo poza sobą już nie mieli.
- Dwie butelki? Planujesz zostać u mnie do rana? - Odebrał od brata przyniesione trunki i pozwolił sobie na ten kiepskiej jakości żart, ale w zasadzie liczył na to, że tego wieczoru przyjdzie im wypić nieco więcej niż zwykle.... Czuł, że będzie tego potrzebował. - Wejdź, pieczeń potrzebuje jeszcze pięciu minut, ale w tym czasie możemy się napić i zapalić, jeśli masz ochotę. - Zszedł z dwóch niskich stopni dzielących wejście do loftu, od reszty otwartej przestrzeni. Z części kuchennej zabrał paczkę papierosów i odpalając jednego z nich przeszedł przez jadalnię do okna otwartego po drugiej stronie loftu, zaraz obok worka treningowego i innych sportowych przyrządów. Gdy dzielił to mieszkanie z byłą żoną stały tam liczne sztalugi i kwiaty, ale obecnie loft Jonathana był minimalistycznym i surowym odzwierciedleniem jego nudnej osobowości. - Ciężki dzień? - Spytał jeszcze nim odpalił papierosa po czym odetchnął powoli. Zlustrował brata wzrokiem jakby szukając odpowiedzi w jego wyglądzie, chociaż nie łudził się nawet, że mógłby cokolwiek dostrzec. Po prostu starał się zachowywać naturalnie i nie myśleć o tym co mogłoby przynieść dzisiejsze spotkanie, ale raz po raz łapał się na myśli, że to jego jakiś drobny szczegół zdradzi wcześniej, że obecność Marysi widoczna jest na każdym kroku. I chociaż jej osoba była istotnym punktem planowanej rozmowy to przecież nie tylko o nią w tym wszystkim chodziło.


Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
To nie tak, że wyłącznie Jonathan odpowiadał za znikomy kontakt, jaki łączył Wainwrightów w ostatnim czasie; Walter nigdy nie zaliczał się do osób szczególnie wylewnych, gorliwie podchodzących do pielęgnowania posiadanych relacji. Nawet w przypadku swojego brata, który wraz z Dottie stał tuż pod podium jego priorytetów (rozwój zawodowy wciąż pozostawał dla niego najważniejszy), nie odczuwał tej potrzeby. Naturalnie zauważył jego absencję, ale czy się nią przejmował? Czy wnikał w jej przyczynę? Czy obawiał się, że mógł mieć na nią bezpośredni wpływ, bo któreś z jego działań odtrąciło jedną z dwóch najbliższych mu w życiu osób? Skądże. Zaakceptował taki stan rzeczy, cierpliwie czekając, aż młodszy Wainwright odczuje potrzebę ponownego zaciśnięcia z nim więzi, na co sam przystałby z ochotą. Po prostu sam nie zamierzał nic w tym kierunku robić — taki po prostu już był. Nie podejrzewał przy tym zupełnie, że za ciszę ze strony brata odpowiadała Marienne.
Przyjmując zaproszenie na obiad, spodziewał się, że w powietrzu zawiśnie jeden z tych poważniejszych, skomplikowanych i niekomfortowych tematów, które w ich przypadku były prawie niespotykane. Nie lubił się nad takowymi sprawami rozckliwiać, ale z jakiegoś powodu czuł, że dla Jonathana przeprowadzenie tej rozmowy jest niezmiernie ważne. Że coś zalega mu na sumieniu i że dzisiaj postanowi to w końcu z siebie wyrzucić. Dlatego właśnie kupił dwie butelki wina. Nieznacznie uniósł kąciki ust, kiedy brat otworzył mu drzwi i odebrał wspomniane trunki. Wchodząc na korytarz, przygładził zwinnym ruchem swą czuprynę, którą wcześniej rozwichrzył marcowy wiatr; ten sam, który teraz wprawiał w ruch cienkie zasłony okienne. — Nie potrzebuję — odparł na propozycję brata, kiedy znaleźli się już w centrum mieszkania. Przez jego głowę niespodziewanie przemknęła myśl, że kilka ścian dalej znajduje się dobrze znany im adwokat, z którym Waltera łączyła teraz przedziwna relacja. Prędko pozwolił jednak tej świadomości ulecieć, jako że rozpamiętywanie takowych spraw nie leżało w jego naturze. — Jak każdy inny — przyznał obojętnie, wzrok skupiając na bracie stojącym przy oknie. Sam tkwił dwa metry dalej, przy stole znajdującym się w umownej części jadalni (jako że pomieszczenia te nie były odizolowane ścianą), a na krześle stojącym obok oparł swe ręce. — Chyba nieco namąciłem w tym rozwodzie. I to nieświadomie — powiedział nagle, decydując się na niespotykaną szczerość. Uznał, że Jonathanowi łatwiej będzie przejść do sedna sprawy, która tak wyraźnie go trapiła (nie znał go przecież od wczoraj), kiedy Walter również da coś od siebie. — Nie powiedziałem ci też w końcu, że Dorothea wróciła do miasta. Mieszka u mnie. Chwilowo — powiadomił go po chwili, bo to także była istotna informacja, o której nie wspomniał mu, kiedy ostatnim razem się widzieli ani kiedy rozmawiali przez telefon. Odszedł też w końcu od stołu i pozwolił sobie nalać do stojącego na zastawionym stole kieliszka wina, które wcześniej otworzył, korek zaciskając w dłoni. Ostatnio starał się ograniczać alkohol, ale podenerwowanie brata chyba zaczęło mu się udzielać i potrzebował zniwelować je gorzkim smakiem trunku.

jonathan wainwright
sad ghost club
skamieniały dinozaur
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Zdecydowany był porozmawiać dziś z bratem o Marienne. Kwestia ta nurtowała go już od dawna, ale sposobności by ją poruszyć nie szukał. Zresztą nigdy nie był człowiekiem wylewnym, prawdopodobnie obydwoje z Walterem pod tym względem byli do siebie podobni. Jona nie tyle co nie potrafił dzielić się z innymi trapiącymi go problemami, co też nie chciał nimi obarczać bliskich mu osób. Niestety w przeszłości właśnie ta "samowystarczalność" doprowadziła go na skraj załamania, ale Wainwright wyciągnął z tej lekcji marne wnioski. Nie mniej jednak wobec brata zawsze kierował się lojalnością i zaufaniem. Dlatego czuł się zobowiązany by powiedzieć mu o Chambers, która jakby nie patrzeć była powiązana z Walterem w pewien specyficzny sposób. I chociaż Wainwrightowie raczej kierowali się racjonalnym podejściem do wielu spraw to pewne sytuacje i tak wydawały się przynajmniej Jonie, niezwykle delikatne i dziwnie krępujące.
- Potrzebujesz urlopu od życia... - Odpowiedział spoglądając na brata z nieskrywanym zainteresowaniem. Miał wrażenie, że od czasu rozwodu Walter wyglądał na niezwykle zmęczonego i przygnębionego, chociaż nigdy też przesadnie radosnym człowiekiem nie bywał, ale może to tylko Jony wyobrażenie. Każdy miał przecież prawo miewać gorsze dni.
Zaskoczyła go nagła wylewność brata to też nic nie odpowiedział. Jakby oczekiwał rozwinięcia myśli, którą starszy Wainwright poruszył. Cóż.. Może obserwacje Jony były trafne, a Walter nadal nie przepracował tego co spotkało jego małżeństwo? Ta myśl zaintrygowała go jeszcze bardziej, gdy brat wspomniał o Dottie. Czy to przypadek, że dawna przyjaciółka przyleciała do Lorne Bay zaraz po tym jak starszy Wainwright podpisał papiery rozwodowe? Jona raczej daleki był od snucie tego typu domysłów, jednak dziwnie podejrzanym wydało mu się połączenie tych dwóch informacji...
- Dawno temu przyleciała? - Zapytał, po czym zgasił papierosa w popielniczce i ruszył w stronę stołu, aby i sobie nalać kieliszek wina. - Co tam u niej? Wróciła na dobre, czy to tylko chwilowe? - Dopytał, chociaż właściwie mało go to interesowało w kontekście samej Dorothei. Bardziej liczy na to, że Walter wyjawi jakieś szczegóły pomocne Jonie by dobrze zintepretować jej nagłe ponowne pojawienie się w mieście. - Co do rozwodu... Wiesz teraz tak myślisz, ale z czasem wszystko się rozmyje, a ty sam zrozumiesz, że tak naprawdę nic nie namąciłeś... - odpowiedział. Sam pamiętał jak po rozwodzie trudno było mu się odnaleźć w rzeczywistości, w której nie miał już u boku Effie. - Chociaż z tą nieświadomością... - Pierwsza próba, bo w zasadzie czemu nie mógł jakoś podciągnąć tematu Marysi pod to o czym już mówili. Wziął głębszy wdech, po którym upił nieco wina. - Może dziwnie to zabrzmi, ale w pewien sposób twój rozwód nieco zagmatwał moje życie, ale sam sobie jestem winien, bo... - Przerwał słysząc dźwięk piekarnika i jakby uratowany z opresji ruszył zaraz w stronę kuchennego aneksu, po drodze wypijając wino do dna i pusty kieliszek odstawiając na kuchenną wyspę. - Muszę ją od razu wyciągnąć... - Rzucił pod nosem jakby chciał się usprawiedliwić przed nieznanym sobie przewinieniem. - Mam nadzieję, że ci zasmakuje... Ten przepis na cielęcinę wzorowałem na recepturze Wilhelmy (nie wiem jak miała na imię ich gosposia jak byli dzieciakami więc improwizuję xD) - dodał zaraz byleby coś powiedzieć, może zatrzeć ślad po poprzednim temacie i wrócić do niego nieco później, gdy upłynie więcej czasu i także zdecydowanie więcej wina.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
shame shame shame

Mimo wyróżniającej go na tle pospólstwa błyskotliwości, nie był w stanie przeniknąć umysłu Jonathana tak, by odnaleźć w jego centrum powód tychże perypetii; nie podejrzewał nawet, że apogeum tym sterowała Marienne. — Dożywotniego — zgodził się ochoczo z bratem, stwierdzenie to zwieńczając niewielkim uśmiechem. Nie było mu jednak śpieszno na tamten świat, nawet mimo dręczącej duszę apatii. Przygnębienie to nie nabrało mocy przez rozwód, a po prostu za jego sprawą stało się bardziej dostrzegalne — nie uważał, by tak prozaiczne błahostki mogły wyrządzić w umyśle jego nieuleczalne rany sporych rozmiarów. Los taki był nieunikniony; nigdy nie wróżył sobie i Raelynn długiego stażu, a już na pewno nie takiego po kres ich życia. — Nie, stosunkowo niedawno. Po sfinalizowaniu rozwodu planujemy stąd wyjechać, nie wiem na jak długo — oznajmił uczciwie, nie widząc sensu w ukrywaniu swoich zamiarów. Spodziewał się, że informacji tej nadany zostanie tytuł ucieczki i cóż, nią poniekąd była. Ucieczką od konsekwencji rozwodu, od niezręcznego wpadania na Raelynn na mieście, od rozważań czy kontakt z Marienne powinien zostać unicestwiony, jako że nikt już ich nie łączył, a także… choć właściwie od tego należało zacząć, miała to być ucieczka od Benjamina. Od tego, w co przerodzić mogła się ich znajomość. Ale o tym nie zamierzał młodszemu Wainwrightowi nic wspominać. — Jeśli podejmę odpowiednie działania, to owszem, rozmyje się. Co się jednak tyczy mojego udziału w zakłóceniu rytmu tego precedensu… Cóż, tutaj niestety nie masz racji; nie wiesz nawet, jak bardzo — niespodziewany śmiech zmącił ciszę i powagę sytuacji, ale na szczęście tylko na kilka sekund. Pokręcił głową, jakby nie wierząc samemu sobie w tę reakcję i narastające w sercu roztkliwienie, przez nikogo tam niespraszane, ale prędko objaw ten umknął pod fasadą surowego wyrazu twarzy, przywołanego z niemałą trudnością. Całe szczęście zaistniała sposobność na porzucenie analizowanego tematu, której Walter pochwycić zamierzał się jak tonący upragnionego koła ratunkowego. — To zaskakujące, prawda? Że ma wpływ na tak wiele osób, mimo że dotyczy zaledwie dwóch. A więc jak ci utrudniłem życie, bracie? — zapytał z lekkim rozbawieniem, zastanawiając się, o co takiego mogło chodzić. Niepocieszony był jednak, jako że poznanie odpowiedzi zburzył przeszywający dzwonek piekarnika, do jakiego Jonathan podejrzanie prędko pognał. — Biedne cielę — skwitował tylko, wciąż stojąc w tej samej pozycji, w tym samym miejscu — tuż przy jednym z krzeseł. — Wydane na świat tylko po to, żeby skończyć na czyimś talerzu. Faktycznie dobrze by było, żeby tragedia ta nie poszła na marne i mi zasmakowała — uniesienie kącika ust w złośliwym uśmiechu dowodzić miało jednego — że Walter tylko się droczył. Nawet jeśli sam nie jadał mięsa i wolałby, żeby inni podążyli jego śladem, tak nigdy nie wytoczył podobnego żądania względem brata. A skoro cielę to zostało już zamordowane, należało nie zmarnować tej śmierci. Gdy więc wylądowało już na stole, starszy Wainwright zdecydował się w końcu przy nim zasiąść, upijając kolejny łyk wina i żałując nieco, że nie mieli teraz nic mocniejszego. — Zawsze mnie zdumiewało, że po całym dniu spędzonym w szpitalu, masz jeszcze chęć na przyrządzanie takich potraw — zaczął temat, który nieraz już poruszali, ale chwila wydawała mu się odpowiednia do przewałkowania go ponownie.

jonathan wainwright
sad ghost club
skamieniały dinozaur
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Delikatnie mówiąc Jonę zszokowała odpowiedź brata, ale także mocno zasmuciła. Z jednej strony zaczął snuć coraz większe podejrzenia wobec relacji łączącej Waltera z Dottie, którą do tej pory wyobrażał sobie jako najczystrzą przyjaźń. Podobną do tej, która była między nim, a Wandą. Z drugiej zaś strony przez moment poczuł dziwną pustkę. Poza Walterem nie pozostał mu już nikt naprawdę bliski. Owszem byli Westbrookowie, Marienne, Wanda... Nie był sam, ale z bratem łączyła go więź, która w ostatnim czasie może i osłabła, ale zawsze była dla Jonathana najistotniejsza. Tylko ona w jego świadomości określana była jako ta jedyna, rodzinna, może i niezachwiana, mimo okresów ciszy i wielu niedopowiedzeń.
- Rozumiem... Każdy potrzebuje czasem czegoś nowego, jakiejś odskoczni, wiesz co mam na myśli.. - Skomentował informację o wyjeździe brata starając się zabrzmieć obiektywnie. - Ale zamierzasz wrócić? - Dopytał jednak nim pomyślał, że nie jest to odpowiednie. Po prostu nad pewnymi emocjami ciężko przychodziło mu zapanować, a coś w wypowiedzi brata go niepokoiło. Jakby ten wyjazd znaczył coś więcej, przez co Jona, jakkolwiek głupio to nie zabrzmi, poczuł jakby miał stracić Waltera, chociaż przecież ten nie znikał teoretycznie z jego życia.
Temat rozwodu Waltera nie był łatwym dla Jonathana. Nie tylko ze względu na łączącą go z byłą żoną brata przyjaźń, ale teraz przede wszystkim ze względu na Marienne. To co wydarzyło się w ostatnich miesiącach było niespodziewane i kompletnie irracjonalne, ale jednak miało miejsce. Dlatego też młodszy Wainwright musiał wreszcie podzielić się z bratem rewelacjami ze swojego życia, ale wcale nie było to takie proste. Dlatego wdzięczny był biednemu cielęciu za przerwanie rozmowy. Aczkolwiek zapamiętał uprzednią wypowiedź brata i wrócić miał do niej niebawem.
- Empatia względem zwierząt przychodzi ci chyba, o wiele łatwiej niż względem ludzi, prawda bracie? - Uniósł lekko kącik ust zerkając przy tym na Waltera. Absolutnie nie obeszły go słowa o losie jaki spotkał cielaka. Chociaż Jona miał nadzieję, że swoje krótkie życie spędził szczęśliwie skubiąc trawkę na zielonych pastwiskach. W końcu mięso jakie kupował Jona nie pochodziło z byle sieciówek. (Swoją drogą sorka, ale nie wiedziałam, że Walter nie jada mięsa. Gdzieś mi to umknęło to jakby co uznajmy, że też Jona w ciul dobych warzyw zrobił dla naszego jarosza <3 ) - Relaksuje mnie to - przyznał bez zastanowienia, bo była to absolutna prawda.
Jonathan odnajdywał ukojenie dla nerwów i myśli w dwóch rzeczach: sporcie i kuchni. Chociaż to drugie nie zdawało egzaminu tak koncertowo jak wielogodzinny i wyczerpujący trening, gdy emocje i stres nie pozwalały Jonie normalnie funkcjonować. Owszem, zapewne jak lepiej sprawdziłby się jakiś terapeuta, ale młodszy Wainwright wierzył w to, że ciemny okres swojej egzystencji ma już za sobą, a chwilowe załamania zdarzają się każdemu. Zresztą odkąd był z Marienne znacznie lepiej sobie z nimi radził.
-Gdy mówiłeś o swoim rozwodzie... -Powrócił do tego tematu, bo nie tylko był ciekaw powodu dla którego na twarzy brata dostrzegł ten intrygujący uśmiech, ale też chciał ponownie nakierować rozmowę tak, by móc wspomnieć o Mari. - Powiedziałeś, że nie wiem jak bardzo się mylę. Miałeś coś konkretnego na myśli? - Zapytał wprost. Sam nie należał do gadatliwych osób, które potrafiły się komukolwiek zwierzyć, więc wiedział, że jak Walter nie będzie chciał nic mu nie powie, ale próbował dopytać na tyle na ile mógł. - A co do mnie... Zabawne, że nazwałeś to utrudnieniem życia, bo z początku właściwie tak to odbierałem... Wiesz, bo chodzi o Marienne, a ona potrafi być irytująca, natrętna, papla co jej ślina na język przyniesie i przynosi kłopoty, ale... - W tamtym momencie Jona sam zdał sobie sprawę z tego, że mówi nieskładnie i bezmyślnie, ale kompletnie nie radził sobie z przekazywaniem takich informacji. Gubił się i bał jak jakiś młokos, a nie dojrzały człowiek. - Spotykamy się.... A raczej jesteśmy ze sobą od jakiegoś czasu - wyrzucił to wreszcie z siebie i dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że zamiast patrzeć na brata, spoglądał wciąż na leżacy przed nim na talerzu kawałek mięsa. Dał więc sobie jeszcze kilka sekund na wzięcie głębokiego oddechu i uniósł spojrzenie na Waltera. W zasadzie z jednej strony nie zrobił nic złego, a z drugiej cóż... Jego związek z Marienne dla niego samego był zaskakujący, więc nie miał kompletnie pojęcia jak zareagować mogą na niego inni, a w szczególności Walter.

Walter Wainwright
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Z pewnością byłoby łatwiej, gdyby z Dottie łączyło go coś poza przyjaźnią. Wówczas jednak nie odczuwałby tak silnie potrzeby ucieczki przed dwójką osób, do których w swoim zbyt długim życiu, zdołał zapałać głębszymi uczuciami. Wizja zostawienia tu Jonathana także niczego nie ułatwiała, bo ten jako jedyny stanowił realny powód do pozostania w Queensland na dłużej, ale nie chciał o tym wszystkim myśleć teraz, podczas obiadu mającego przecież na bok odstawić wszelkie troski. Uśmiechnął się jednak na jego pytanie, którego nie sensu, a samego brzmienia się nie spodziewał. — Oczywiście. Nie będę mógł przecież w nieskończoność omijać tych naszych wspólnych obiadów — oznajmił ciepło, nie wyobrażając sobie nawet sytuacji, w której ich kontakt na zawsze pozostać miałby przerwany.
Owszem, ostatnio szczególnie — zgodził się z powagą, tylko na moment zachwianą przez błysk rozbawienia przemykający przez oczy. A co do bycia wegetarianinem, to chyba nie miałam okazji nigdzie o tym wspomnieć, więc nie ma problemu, a i tak trwa to pewnie od niedawna. Dla samego Waltera też nie było to tematem na tyle ważnym, by poświęcić mu więcej czasu, choć pewnie zaniepokoiłoby go nieco to podejście Jony; patrzenie na zwierzęta przez pryzmat tego, czy są zdrowym do skonsumowania mięsem, ale znów, co niby miał w tej kwestii do gadania, jeśli to nie jego życia dotyczyło?
Bez wchodzenia w słowo pozwolił Jonathanowi powrócić do wcześniej porzuconego tematu, czekając spokojnie, aż przejdzie do sedna, po czym znowu uniósł kącik ust w niewielkim uśmiechu. — Być może, ale za wcześnie jeszcze jest na tę rozmowę. Kiedy już się wyklaruje, to powiadomię cię jako pierwszego — wprawdzie wątpił, by kiedykolwiek do owej rozmowy miało dojść, ale to sprawiło tylko, że łatwiej było mu to wszystko obiecać. A potem znów zamilkł, wsłuchując się w każde wypowiedziane przez brata słowo. Zmarszczył bezwiednie czoło, gdy ten dotarł do tematu Marienne, wyliczając jej wady, a zakończenie tej opowieści zdziwiło go jeszcze bardziej. Bo nie na to się przecież zapowiadało. Sądził raczej, że brat poprosi go o pomoc w ucieczce przed rudowłosą, przeklinając go przy tym za wszystkie utrapienia, które zesłał na niego jej obecnością, bo tak też kiedyś przedstawiła mu ich relację sama Mari — jako utrapienie. Nie ruszył więc spoczywającego na talerzu jedzenia, cały czas wpatrując się nieruchomo w brata, poddając go badawczemu spojrzeniu. — Przepraszam za tę ciszę, trochę mnie zaskoczyłeś — przyznał, wciąż ze zmarszczkami przecinającymi czoło. Chciał tym wprowadzeniem kupić sobie jeszcze trochę czasu, który teraz był mu potrzebny do przeprocesowania tego wszystkiego. — Z naszej ostatniej rozmowy, to jest mojej i Marienne, myślałem raczej, że za sobą szczerze nie przepadacie — powiadomił go jeszcze, na głos dzieląc się skrawkiem myśli atakującym teraz jego głowę. — Nie powiem, że mnie to cieszy, bo miałbym wówczas specyficzne… To nieistotne, przepraszam, jak już wspomniałem, zaskoczyłeś mnie i nie wiem, jakiej reakcji ode mnie oczekujesz, ale jeśli jesteście szczęśliwi, to najważniejsze — oczywiście, że szczęście młodszego brata było dla niego ważne, tak samo zresztą jak szczęście Marienne, więc jeśli osiągnęli je u swego boku, to no… dobrze. Nie był człowiekiem, który mógłby skakać z radości z powodu czyjegoś związku i to miał w zamiarze przekazać pierwszym zdaniem, ale dotarło do niego teraz, na jak wiele sposobów można było odebrać jego wypowiedź. — Poczekaj, daj mi zacząć od początku. Jestem wdzięczny, że mnie powiadomiłeś i naprawdę życzę wam szczęścia — uśmiechnął się nawet, bo widział, jak brata wciąż ten temat dręczy, choć przecież niepotrzebnie. Nie zakładał od razu ślubu tej dwójki, bo nie wiedział na ile poważna jest ich relacja, dlatego nie zadręczał się teraz żadnymi rozważaniami dotyczącymi jego i Ariadne, z którą być może związany miał zostać teraz za sprawą swojego brata i Mari, więc na chwilę obecną nie dostrzegał w tym wszystkim żadnych minusów. Potem pewnie zabrali się za jedzenie, po drodze jeszcze kilka razy nawiązując do wyjawionej nowiny, na którą Walter reagował już tylko entuzjastycznie, jak to typowy, wspierający, starszy brat chcący dla Jony jak najlepiej, a potem się pożegnali, obiecując sobie kolejny wspólny obiad i poprawiając nieco swoje stosunki, które w ostatnim czasie niespostrzeżenie zaniedbali.

koniec <3

jonathan wainwright
sad ghost club
skamieniały dinozaur
ODPOWIEDZ