lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  Kręgle nie były jego grą, to wiadomo. Ale zgodził się, bo przecież "nie zaplanował" tego wieczoru jakoś inaczej niż chadzanie po kręgielniach i spotykanie biednych kolegów Effie, którzy muszą dorabiać na kręgielni rozdając przepocone, używane buty, wcześniej je musząc samemu zdezynfekować. Nie zamierzał wybrzydać, bo przecież został w Los Angeles właśnie ze względu za swoje zainteresowanie postacią dziewczyny, więc... No.
  I to dla niej musiał zdzierżyć to, że każą mu popierdalać w jakichś biednych butach, które dodatkowo absolutnie mu nie pasowały. Jak to nie była miłość, to ja nie wiem co jest.
  — Przez większość czasu na pewno — odparował, bo teraz naprawdę będzie trzymał się tego, że był uroczy. Sama tak powiedziała! Jej słowa. Nie zmyślał. Co prawda nie nagrał tego, więc mogłaby się łatwo wyprzeć, zostałoby słowo przeciwko słowu. Niemniej uznał, że to u niego było na plus, jej się podobało, więc tego jej nie zapomni. Musi uważać na to, co przy nim mówi. Albo i nie.
  Uniósł brew słysząc jej wypowiedź. No to fajne zdanie o nim miała chyba, fajnie o nim myślała. A to się dziewczyna zdziwi, bo była mocno przekonana co do tego, a akurat tak nie było. Wystarczyło zapytać. A nie oceniać go po pozorach! Nie był aż taki skomplikowany. Chyba.
  — Ach, klasyczny błąd. Moje ego nie jest... uhh, gyeongjaenglyeog-issneun, jak wy to — pstryknął, gdy znalazł słowo, a raczej tłumaczenie dla tego kurwa tasiemca, co wypowiedział po koreańsku — z parciem na wygrywanie i rywalizację. — Wyjaśnił, wzruszając ramionami. Bo nie chodziło o to, że musiał zawsze wygrywać. On po prostu potrzebował uwagi, a tę można było dtsawać nie tylko w czasie wygrywania, ale i samej gry, co też mu przecież wystarczyło.
  Nie musiała też w to wierzyć, w zasadzie nie byłoby to takie zadziwiające, ale to był, tak jak ujął, klasyczny błąd. Lubił się popisywać, więc pewnie koniecznie chciał wygrywać. A nie! Wcale nie! Skoro lubił się popisywać to chętniej powinien odpierdalać jakieś tricki, a to dlatego, żeby wypaść super i skupić na sobie uwagę, czym mógłby przypłacić ewentualną wygraną.
  Wysłuchał jej propozycji i chyba go rozczarowała. Nie chodziło mu o "wybierz sobie" a potem "ale tego nie możesz". To już lepiej mogła mu sama wybrać to, co dostanie, jak wygra. I dlaczego ograniczyła się do samej wygranej? A gdzie jakieś "kamienie milowe"?
  — Nie tylko dlatego. — Odpowiedział, udając zaskoczonego, że w ogóle mogła o czymś takim pomyśleć. — Dlatego, że jestem uroczy — tego jak się złapie, to nie puści już teraz — w dodatku twoim kochaniem — to nie ona go tak nazywała, to jej pomysł — i dlatego, że uważam, że nie miałabyś czego żałować — i na pewno jej by się spodobało, taki pewny tego był — a poza tym przez to, że jesteśmy dorośli, ciekawi siebie, no i nikt by nas za to nie oceniał. — Poza dziewczyną Rhysa. I możliwie Traumas. Ale to tylko dlatego, gdyby się dowiedzieli. Tak czy siak wymienił jej co najmniej cztery powody, dla których mogłaby to zrobić, odpowiednio, po koreańsku, zliczając do tej czwórki na dłoni. — Mogę kontynuować, ale zaraz wyjdzie, że to ja próbuję zaciągnąć ciebie do łóżka, a przecież nie o to chodzi, to nie moja robota. — Nie będzie jej się wpychać w kompetencje, to ona była ta, co zaciąga do łóżka, a nie on. On mógł tylko odpowiednio zachęcić, a raczej popisać się tym, że był wyszczekany, potrafił ładnie mówić i udowodnić, że mniej-więcej dlatego to właśnie jego oddelegowują do wszelkich przemów improwizowanych, bo jednak miał gadane.
  Wypuścił głośno powietrze, kiedy usłyszał, że ona też by choś chciała za wygraną. No naprawdę. Byli na jej terytorium, grali w wybraną przez nią grę, a ona jeszcze oczekiwała, że dostanie coś od niego.
  — A nie było przypadkiem tak, że uznałaś, że i tak wygrasz? To teraz potrzebujesz motywacji? I myślisz, że ją ci dam w takim razie, kiedy mam swoją stawkę? — To czemu miałby ją motywować do wygranej, skoro to jemu zależało na tym, żeby coś dostać? Na jego nagrodę się zgodziła, nie ma odwoływania. — Mam ci dać coś za to, co uważasz, że i tak się stanie? — No jak to tak? Nie przesadzała przypadkiem? — Co byś chciała? Mam w ofercie coś naprawdę super: siebie. — Wskazał kciukiem na siebie samego, ten to przecież dopiero był nagrodą. Dla takiej nagrody to Traumas zostałyby mistrzyniami w kręglach. No ale ona nie była Traumas. Gdyby była to może jednak zainteresowałaby się faktem, że publicznie Rhys ma dziewczynę. Że stała za tym dłuższa historia to inna sprawa, ale no miał. Chociaż niektórym Traumas to nie przeszkadzało!
Kolejny wzdych.
  — Więc jak wygrasz to zadbam, żebyś była odpowiednio najedzona i napojona, a przy tym obsłużona przez kelnerkę, która nie będzie próbowała cię zabić sztućcami. — Oznajmił, zaraz potem dodając, gwoli sprostowania: — Tak, zabiorę cię na kolację. — Bo nawet jeśli pracowala w takiej knajpie to na pewno była głodna. I nie myślała w trakcie o tym, żeby jeść, prawda? Kto by tam jadł w trakcie trwania zapierdolu.
To brzmiało prawie romantycznie! Gdyby nie to, jakie już miała o nim zdanie wyrobione. Bo na pewno chciał ją zabrać na jedzenie tylko po to, żeby wmusić w nią jakieś afrodyzjaki i możliwie pigułkę gwałtu. A wcale nie! Bo na przykład u niego na jedzenie to się chodziło na prawidzwe randki. Ale to u niego w kulturze, kto by się tam tym interesował.
  — Haja. — Kiwnął głową na nią. — Zaczynaj. — Skoro była taka dobra to niech otwiera. On pewien swoich zdolności nie był, nie w tej grze, ale co z tego. Przynajmniej się pobawią.
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Nie przesadzajmy. - skomentowała krótko ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy, no bo niby powiedziała, że jest uroczy, fakt, teraz mógł jej to wypominać, ale nie mówiła jak często! A ten to już rozdmuchał, że na pewno przez większość czasu. No kłóciłaby się! Poza tym, no właśnie nie miał tego na piśmie, wszystkiego się wyprze jeśli będzie trzeba! Znaczy na dobrą sprawę nie zamierzała, bo faktycznie czasami mu się zdarzało być uroczym, no ale no.
Brewka to jej teraz drgnęła, kiedy powiedział, że jego ego nie jest nastawione głównie na wygraną. No to faktycznie się zdziwiła! Może oceniała go na tej podstawie co go poznała i zdążyła zauważyć, no ale… nie znała go z innej strony, dopiero poznawała! A była trochę ostrożna. Ale tylko trochę, bo lubiła też odpowiednie ryzyko… a on to był taką trochę zagadką. Dość fascynującą, bo niby przewidywalny i łatwy do odczytania, ale im dłużej się z nim rozmawiało, tym bardziej zaskakiwał. Trochę sprzeczności w sobie miał, ale no, nie miała czasu, aby je wszystkie dostrzec.
- Ohh, no widzisz, coraz więcej się o tobie dowiaduję. - odpowiedziała na jego słowa, że - Czyli nie obchodzi cię wygrana, a po prostu to, że o tobie mówią? Nie liczy się wygrana? - dopytała, bo naprawdę chciała wiedzieć, a zdążyła już zauważyć, że naprawdę lubił być w centrum uwagi! Znaczy, na razie widniał w jej oczach jako alvaro, ktoś, kto lubił ciągnąć korzyści z tego, że ludzie do niego lgną, lubił się wyróżniać i być na językach innych, a także, że miał gadane. No ale myślała, że lubił wygrywać! Na przykład kiedy taka Kitty do niego wróciła sama. To była jako taka wygrana, nie? Znaczy dla niej to dramat, no ale co kto lubił.
No musiała mu postawić jakieś „ale” bo miała dziwne przeczucie, że potem by to wykorzystał przeciwko niej! Znaczy, wiadomo, mógł sobie wybrać, byle coś normalnego, bo niby była pewna siebie, ale pamiętała, aby mimo wszystko doceniać przeciwnika, bo może ją zaskoczyć. Dlatego też wolała dmuchać na zimne, tak w razie czego. Nie mogła się jednak nie uśmiechnąć, kiedy zaczął jej wymieniać dlaczego jeszcze powinna faktycznie się z nim przespać. I to nie tylko dlatego, że by wygrał! Z pierwszym mogła się w sumie zgodzić, z drugim też, bo sama się w to wkopała i to w pełni świadomie oraz niczego nie żałując, z trzecim… no tam już jej brewka drgnęła, bo ta jego pewność siebie, że by się jej spodobało była ciekawa, zwłaszcza, że należała raczej do osób wymagających jeśli chodziło o życie łóżkowe, a z czwartym to w zasadzie też by się zgodziła. Tylko, że nie wiedziała, że jednak przy Rhysie się to nieco komplikowało, bo faktycznie okazywało się, że miał dziewczynę. A i nie znała za bardzo oblicza tych całych Traumas, jak już to pewnie myślała, że to bardziej normalny fandom, taki jak po zachodniej stronie świata. Tam każdy miał raczej wyjebane na to kto z kim się spotykał. No ale Lilith też tak kiedyś myślała.
- Dobre argumenty, przyznaję. - powiedziała w końcu, krzyżując ręce na piersi. Kącik ust jej drgnął wyżej w uśmiechu, kiedy dodał, że mógłby jeszcze trochę powymieniać, ale wtedy to by wyszło, że to on chciałby ją zaciągnąć do łóżka. Pokręciła głową w lekkim rozbawieniu. - Słusznie. - przyznała, no ale kto wie, może pewnego dnia wykorzysta te argumenty przeciwko niemu. Znaczy, wiadomo jak to „przeciwko” by w tym wypadku wyglądało, stawiałby się niesamowicie, no ale… Chociaż ona pewnie nie używałaby żadnych argumentów, po prostu przeszłaby do rzeczy. Czy to byłby gwałt? Tylko jeśli by się nie zgodził! - No dobrze, Rhys. Dodatkowo za każdego strike’a dostaniesz buziaczka - tu palcem wskazała na swój policzek. - A jeśli wygrasz ze mną rundę, dostaniesz wydłużony finał naszego pocky challenge. - bo to była akurat dobra rywalizacja z happy endem! To nie tak, że mogłaby ją powtórzyć, ale by mogła.
Oczywiście, że oczekiwała nagrody! Nie chciała być pokrzywdzona w razie czego! Czemu tylko on miał dostać coś za wygraną? Bo był podobnież gorszy i potrzebował odpowiedniej motywacji? Ona też potrzebowała motywacji, aby nie dać się mu pokonać, bo jeśli jego nagroda będzie zbyt atrakcyjna, to się zwyczajnie podłoży. Na różne sposoby, znaczy co. A tak, to chociaż się postara, aby nie miał z nią zbyt łatwo! Poza tym, kto nie kochał nagród. Dlatego też uśmiechnęła się wielce niewinnie na jego pytanie i wzruszyła powoli ramionami.
- Dokładnie tak. - przyznała, bo jej też zależało na tym, aby coś od niego dostać! Tylko coś nieco innego. Więc tak, uważała, że powinna coś dostać jak wygra! - Kto wie, może mnie zaskoczysz i okażesz się być mistrzem kręgli, przez co będę musiała się bardziej postarać. A to już wymaga odpowiedniej motywacji. - no bo sama chęć wygranej nie była taka fajna, ale jeśli zaproponował jej coś ciekawego, to z chęcią by zawalczyła o wygraną! Kiedy więc zaproponował siebie jako nagrodę, uśmiechnęła się pod nosem. No, pewnie jakby faktycznie była Traumas to by skakała z radości i wtedy to by tak się postarała wygrać, że nikt by jej nie powstrzymał. Chociaż wtedy to samo przebywanie w tym samym pomieszczeniu co on byłoby dla niej najlepszą z nagród. Wzdychałaby i wpatrywała się w niego jak w najlepszy cud na ziemi. No ale nie była fanką.
Kiedy jednak zaproponował jej kolację, brewka jej drgnęła w zaciekawieniu. No, trochę ją zaskoczył, ale pozytywnie. No ale to miała być też nagroda dla niej, nie dla niego, więc raczej nie przeszłoby „w nagrodę pójdę z tobą do łóżka”.
- Kolację? Okay. - zgodziła się, bo dla niej to była naprawdę dobra opcja. Lubiła jedzenie i dobre towarzystwo, więc nie pogardziłaby kolacją. Może dowiedziałaby się o nim czegoś więcej i odkryła nowe cechy tej przyjemniejszej części Rhysa! Albo siedziałaby zażenowana patrząc jak kolejna kelnerka z nim flirtuje.
Uśmiechnęła się i przeszła się w stronę toru, aby chwycić jedną z kul.
- Tak się przechwalałam, że teraz nie zdziwię się jak przejebię. - powiedziała, bo zwykle tak było, że jak ktoś był zbyt pewny swoich umiejętności, to wszechświat dawał mu popalić! No ale miała nadzieję, że nie będzie tak źle. Przymrużyła jedno oko, cofnęła się, wymierzyła, a potem wypuściła kulę, aby ta mogła dzielnie posunąć po wypolerowanym drewnie na sam koniec, zrzucając prawie wszystkie kręgle. Zostały dwa. Czaiła się na spare! Sięgnęła po drugą z kul, aby ją wycelować pod odpowiednim kątem i rzucić, strącając w końcu dwa ostatnie kręgle. Dopiero się rozgrzewała! Pewnie w kolejnej turze już zjebie.
Obejrzała się na Rhysa i teatralnym gestem ręki wskazała na tor.
- Twoja kolej. - zaprosiła go, będąc naprawdę ciekawą czy przypadkiem się nie wjebała z tymi dodatkowymi motywacjami dla niego. Nie żeby miała jakoś specjalnie cierpieć z tego powodu. W zasadzie w ogóle, no ale wiadomo… owoc zakazany kusi najbardziej.
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  Nie odpowiedział jej, a jedynie wzruszył ramionami z miną, która za niego wyrażała, że może być tak, jak mówiła. Ale skąd miał wiedzieć! Wiedział tylko, że nie miał parcia na wygraną, przynajmniej jeśli chodziło o coś, co nie było związane z branżą, w której robił. Nie mógł tak dobrze znać samego siebie! Nawet nie powiedziałby jej, że jest narcyzem, bo to akurat podlegało pod bardzo głębokie wyparcie z jego strony. Jak raz go kiedyś nakłoniono, żeby poszedł na spotkanie z psychologiem, to kiedy tamten zaczął ciągnąc rozmowę w kierunku jakoby Rhys miałby faktycznie mieć problem o nazwie narcyzm to go po prostu wyśmiał i wyszedł, bo to nie była prawda. On nie miał żadnych problemów ze sobą. Jego świadomość tego nie przyjmowała, za to jego bliskie otoczenie... No oni wiedzieli, że faktycznie miał problem. Coś, co mocno wpływało na budowanie bliższych relacji, co było widać na przykładzie Chunghy. Z drugiej strony podobno związek z narcyzem był możliwy, tylko bardzo trudny. Ciekawe jak ona długo wytrzyma!
  Jak długo wytrzyma ktokolwiek w takiej sytuacji.
  Ale miał to do siebie, że potrafił dobrze mówić. Bajerę miał obcykaną. Tak też teraz płynnie przeszedł do zachęcania, szybkiej autoreklamy. To nie tak, że bardzo mu zależało na tym, by jednak się przespali; nie tak, że miał wizję tunelową nakierowaną tylko na to. Aczkolwiek nie byłby rozczarowany, gdyby się jednak udało. Wręcz przeciwnie. Gdyby naprawdę miał ochotę tylko na to, by ją wyruchać to zaplanowałby gwałt i tyle. Przyjechałby i zapytał "ejj, Effie, czy ta chustka nie pachnie czasem chloroformem?" i dalej by posżło.
  Gdy usłyszał jednak dodatkową stawkę, uniósł brew, w pierwszej reakcji, kiedy wspomniała, że podobnież miałby dostać buziaczka za każdego strike'a. W policzek. Psh! Uniósł dłoń i pokazał na swoje usta, w niemej dyskusji, że jednak wolał tutaj. Mógł jeszcze pokazać tam niżej, bo przecież on to był właśnie tym, który odpalił dyskusję, że facet to lubi być całowany tylko "here&there". No bo żeby tak w policzek czy dłoń? Nie mieli pięciu lat. No on na pewno nie miał, a ona... W zasadzie nawet nie wiedział ile lat miała, bo skąd? Nie wypytywał ani jej, ani Kanga. Nie było kiedy.
  — Ach, powtórkę z tego, co wczoraj wygrałem. — Stwierdził. Bo przecież on wygrał. I to nie tak, że ją teraz podpuszczał, biorąc poprawkę na to, że od wczoraj nauczył się jednej rzeczy, a to było to, że ta to cały czas deklarowała, że wygrywa. I tak we wszystkim. Bezdyskusyjnie. To tylko kwestia droczenia się. Całkiem dobrze mu szło jak na kogoś, kto angielski ogarniał 4/10, maksymalnie 5/10. Ciekawe ile z jej wypowiedzi tak naprawdę nie zrozumiał, a tylko udawał (i to chyba bardzo dobrze), że wie o co chodzi.
  No przecież nie był tak biegły jak jego koledzy w tym języku. Nie miał mamy nauczycielki angielskiego, ani nie był Koreańczykiem pół na pół. Zwyczajnie urodził się w Busanie i tam wychowywał, wśród Koreańczyków. Styczność z angielskim miał w szkole, a potem po niej, bo jednak doszkalał się w tym języku, kiedy miał czas. A z reguły go nie miał. Niemniej to było istotne, by jednak mógł się wypowiadać, w miarę składać zdania, skoro miał reprezentować grupę. I to przed internationalami. Choćby i z tym połamanym akcentem.
  — Mam nadzieję, że czujesz się odpowiednio zmotywowana. — I że jest świadoma tego, że jeśli on ją weźmie na kolację, dość późną zresztą, jeśli mieliby to oprzeć na dzisiejszym dniu, to na pewno nie do jakiegoś McDonalda. Znaczy McDonald's było spoko, ale to tak od czasu do czasu. On standardy miał nieco wyższe. Dużo wyższe.
  — No, teraz już nie masz odwrotu. — Stwierdził, rozsiadając się na jednym z krzesełek, coby mieć dobry widok na to, co się działo. Rozparł się na siedzeniu wygodnie, zarzucając ramię na oparcie, lokując spojrzenie w dziewczynie, która szła rzucać. Jak jej się nie udało za jednym razem zbić wszystkiego, to przechylił głowę, patrząc na nią wymownie, gdy cofała się po drugą kulę. — Och, przepraszam. Rozpraszam cię czy...? Powinienem sobie pójść? — Oczywiście, że jej nie odpuścił. Taka mocna w gębie była, a tu nie pokazała się na początku z najlepszej strony, tylko no... Chyba, że próbowała uśpić jego czujność. Zaraz jednak zmiotła pozostałe dwa kręgle, na co on kiwnął głową z miną "not bad" a'la JB.
  Podniósł się z miejsca i podszedł do maszyny, która wypluwała kule z toru. Obejrzał sobie każdą z nich, by zaraz potem wziąć tę, co mu - hehe - dobrze w ręce leżała. Następnie odwrócił się w stronę toru. Jak się nie wypierdoli to będzie dobrze. To będzie jego osobisty sukces. Przynajmniej nie było Mingiego, który rzucałby w monitory, ani Isaaca, który rzucałby w sufit.
  Puścił kulę po ziemi, przed linią, w ten ikoniczny sposób odstawiając jedną nóżkę po wykroku. Kula to poleciała w stronę rynny, tyle że gdzieś na końcu trasy chyba przypomniała sobie, że jest fanką Rhysa, więc wykonała ten łuk, jakby była podkręcona (tak, totalnie to planował, mhm) by wpaść na środek i rozbić formację z kręgli. Całą dziesiątkę.
  No na przykład on to się zdziwił. Uniósł brwi, by zaraz potem odwrócić się powoli w stronę Effie i pokazać w stronę toru, z taką miną "co się właśnie odjebało". Zaraz jednak wyraz ten zastąpił lisi, chytry półuśmiech. Bo ładnie zaczynał. A pamiętał, że ma dostać nagrodę za to. Ciekawe czy szczęście dalej mu będzie dopisywać. Hehe. Szczęście początkującego.
  — Wiesz co robić. — Powiedział, z wyraźnym zadowoleniem, splatając dłonie za sobą. Nawet schylił się nieco, żeby miała lepszy dostęp do niego, bo jednak mała była, nie dało się tego ukryć. A on jej po prostu chciał pomóc. — A następnym razem postaraj się bardziej. — Tak, Rhys. Wbijaj sobie gwóźdź do trumny.
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
No był zagadką, ale dość fascynującą. W pewnym sensie też odpychającą, bo był typem za który wolała się nie brać tak z szacunku do samej siebie, ale to jego drugie oblicze faktycznie miało trochę uroku, który przyciągał, więc chciała z czystej ciekawości sprawdzić czy to tylko gierka, czy faktycznie za tym obliczem bogatego alvaro stoi ktoś więcej. Niby ryzykowne, ale ona bardzo lubiła ryzyko. Szkoda tylko, że Lia jej nie powiadomiła o tym, że jej nowy kolega to nie jest wcale singlem, bo to by naprawdę wiele w tym przypadku zmieniło. Sama Effie raczej też nie zamierzała szukać jego mordy w internecie, podobnie żadnych informacji. Nie była aż tak zafascynowana Rhysem, aby zaraz stać się fanką i sprawdzać wszystko co może znaleźć. Zdjęć też nie zapisywała i nie ustawiała na tapetę. Nie szukała fancamów, po prostu poznała typa i… no to niby miałoby być na tyle. Tylko, że wszechświat raz jeszcze skrzyżował ich drogi and there we are.
Dała mu tą dodatkową stawkę chyba mając szczerą nadzieję, że nie będzie ona wykorzystana. No może raz, góra dwa razy trafi mu się jakiś strike. Effie kochała wygrywać, okay? Miała w sobie wrodzoną rywalizację odziedziczoną po mamie, więc jak z Kangiem byli w jednej drużynie to reszta osób miała srogo przejebane. Nic dziwnego, że ludzie chcieli się potem wymieniać, no ale często dzięki ich chęci wygranej i zawzięciu to faktycznie im się udawało! Dlatego też teraz też chciała wygrać, to było naturalne. I ta jej pewność siebie pewnie kiedyś ją zgubi, no ale…
- Poprawka, ja wygrałam. Wyrwałam ci to pocky z gardła. - i to językiem! I jeśli będzie trzeba, to ona się będzie wykłócać! Ostatecznie obydwoje postawili na to, że był remis i się zwyczajnie napili, ale w jej przekonaniu i tak była zwycięzcą! W dodatku dostała fajną nagrodę, z chęcią to powtórzy. Kiedyś.
Ten jego akcent to był uroczy, pewnie dlatego się też tak uśmiechała jak do niej mówił. Nie dlatego, że była szczęśliwa, że się nią interesował, ale dlatego, że tak mówił! No ale to właśnie dodawało mu uroku, któremu ujmowała ta jego butna, zbyt pewna siebie, narcystyczna część. No i jak czegoś nie rozumiał, to zawsze mógł powiedzieć! Chociaż wątpliwe, aby się do tego przyznał… jednak ta część z samochodzikiem to faktycznie wyszła mu na plus.
Czuła się odpowiednio zmotywowana, musiała to przyznać. Oczywiście nie wiedziała gdzie ją zabierze w ramach ewentualnej wygranej, jej to by nawet maczek pasował czy zwykła pizza, albo tacosy! Kochała meksykańskie żarcie jak to typowa Meksykanka. Nie była wymagającą osobą, nie to co taka Kitty, która chciałaby restauracje z gwiazdkami Michelin, aby jeść dania najlepszych szefów kuchni. Wtedy pewnie wstawiłaby całą relację na instagrama, chwaląc się całemu światu gdzie i z kim jest. Effie… no ona raczej miała wyjebane. Kiedy nie miało się zbyt wiele i było się normalnym, to cieszyło się ze wszystkiego. Z Subwaya też!
Szkoda tylko, że jak wzięła się za pierwszy rzut to nie zrzuciła wszystkich możliwych kręgli. Co prawda osiem to nie było źle, no ale też nie najlepiej. Słysząc więc komentarz chłopaka, zerknęła na niego jakby chciała go za chwilę zamordować.
- Siedź cicho. - rzuciła, a potem sięgnęła po kolejną kulę, aby już dobić ostatnie stojące kręgle, które zniszczyły jej strike’a. No nie było najgorzej, bo jednak jakieś punkty tam dostała, ale nie było to to co chciała. Wiadomo, była ambitna jeśli chodziło o rywalizację! Nawet taką błahą. Teraz zostało jej tylko wierzyć, że Rhys faktycznie jest słaby w kręgle i nie zrzuci więcej niż kilka. Znaczy nie żeby źle mu życzyła, ale… oby przejebał.
Przeszła się do tyłu na siedzenia i oparła tyłkiem o okrągły stolik, krzyżując ręce na piersi. No naprawdę była ciekawa jak mu pójdzie. Na początku uśmiechnęła się do siebie widząc jak kula kieruje się do rynny, ale gdy ta nagle skręciła przez podkręcenie i zbiła wszystkie kręgle… no szczena to jej opadła na moment z takim „co do chuja”. Spojrzała na Rhysa, kiedy ten się na nią spojrzał, potem znowu na maszynę, która zbierała piony…
- No bez jaj. - wyrwało jej się. Teraz każda jedna Traumas by skakała z radości, że musi podejść i pocałować samego Rhysa! Mdlałyby z zachwytu, wstydziły i odwalały manianę. Tymczasem Effie miała zmęczon umęczon wyraz twarzy, który w dalszym ciągu nie wierzył w to co się właśnie stało. Zerknęła na niego, gdy kazał jej się postarać bardziej następnym razem. - Spierdalaj. - rzuciła, odpychając się od tego stolika, aby podejść do chłopaka, kręcąc w niedowierzaniu głową, ale mimo wszystko miała jakiś taki bezczelny uśmiech na twarzy. - Afortunado maldito chico. - mruknęła, a zaraz potem chwyciła jego podbródek w palce, a potem przekrzywić jego mordę tak, aby mogła złożyć krótki pocałunek na jego policzku. Bo jakkolwiek by się stawiał, to ona powiedziała, że dostanie buziaczka w policzek. I nie ma nie! Dopiero za wygraną rundę dostanie coś więcej! Dlatego też ucałowała jego skórę, a po chwili odepchnęła od siebie jego twarz ze złośliwym uśmiechem. - Nie ciesz się tak. Raz ci się udało. - i miała nadzieję, że więcej już mu się nie uda, bo wtedy to ona przejebie rundę! Traumas dałyby się zaszlachtować pewnie, aby być na jej miejscu, nawet jeśli wiedziałyby o jego dziewczynie…
Zaraz potem przeszła na tor, aby sięgnąć po swoją kulę. Stanęła przed linią, przekrzywiła lekko głowę, odeszła dwa kroki i raz jeszcze wycelowała, kolejno rzucając kulą, która poleciała przed siebie, ale gdzieś po środku trasy trochę skręciła przez co piony zostały zbite. Wszystkie pięknie poleciały, tylko jeden z nich się zachwiał, zakręcił… i ostatecznie zatrzymał. Ostatni stał.
- No poważnie? - wszechświat to jej chyba nienawidził. Westchnęła zmęczon umęczon i zaraz wycelowała palcem w chłopaka. - Cisza. - aby przypadkiem nie komentował jej kolejnego występu, że znowu nie zbiła wszystkich za jednym zamachem. Niby było lepiej niż poprzednio, no ale… to nie było to co chciała. Sięgnęła więc raz jeszcze po kulę, wycelowała, a potem rzuciła, zbijając ostatniego piona. I nie była z siebie zadowolona! - Rzucaj, oby ci się noga powinęła. - albo ręka.
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  Nie wyglądał na przekonanego, gdy ona uznała, że to „ona wygrała”. I kto tu miał parcie na wygraną. Rhys znał już takiego jednego, co jak wskakiwał w wersję competitive to był nie do zniesienia. Ciekawe czy ona też tak miała. Tym bardziej, że podobno też się razem wychowywali. Jeśli tak to będzie siedział i się zastanawiał, które od kogo podłapało.
  Musiała chociaż spróbować pogodzić się z tym, że on nie przyzna jej tego zwycięstwa. Już zakrzyknięcie, że był to remis było poniżej jego godności. Nie zależało mu aż tak na wygranej, żeby oficjalnie ją uznano, tym bardziej jeśli cała ta rywalizacja skończyła się w dość przyjemny sposób, ale skoro miało jej to w jakiś sposób utrzeć nosa to… cóż. Będzie mógł dalej się o to targować. To nie tak, że powziął sobie za cel aby utemperować ją trochę, ale no. Kanga wychował to z nią sobie nie poradzi? Co z tego, że z Kangiem miał możliwość „pracy” dłużej niż jeden czy dwa wieczory. Może chociażby mały procent z tego wyniesie.
  A tak naprawdę to chodziło o to, by zrobić jej na złość. Poza tym nie mogła być aż tak pewna siebie, bo to była jego domena.
  Ale jakże się zdziwił, serio się zdziwił, kiedy to wyszło, że zbił wszyściutkie kręgle i to za jednym rzutem, który od samego początku nie wyglądał zbyt obiecująco. Ale gdzieś za połową trasy faktycznie się nawrócił i oto był właśnie tego efekt. Efekt „co do chuja”, który dotyczył zarówno Effie jak i Rhysa. Miał prawo być zaskoczony! Naprawdę nie napieprzał w kręgle całe swoje życie. Chyba na palcach jednej ręki dałoby się zliczyć te wszystkie jego wystąpienia na kręgielni. Dobrze, że chociaż wiedział jak ma trzymać kulę.
  Gdy jednak miało przyjść co do czego, a Effie rzuciła mu hasłem „spierdalaj” to Rhys wciągnął z zaskoczeniem powietrze, jak gdyby powiedziała coś złego. Potem spojrzał na nią, wielce przejęty:
  — No pięknie. I tymi ustami będziesz mnie całować? — spytał. Te same usta, które wypowiadały takie brzydkie słowa? No nie! Znaczy szczerze to mu to wisiało, bo nigdy nie wychodził z założenia, że jak dziewczyna to jej to w ogóle nie przystoi przeklinać. — Umowa to umowa. — Nawet jeśli miały to być przeklinające usta. Teraz jej się i tak nie da wyplątać hasłem, że jak mu się nie podoba to może spierdalać na bambus.
  Nadstawił się jej by mogła w ogóle sięgnąć aby dać mu tego całuska, bez drabiny, a zaraz potem prostując się by spojrzeć na nią, z lekkim rozczarowaniem. Bo jednak policzek. Pf! Ale i tak szkoda, że jej super kolega tego nie widział. On na pewno też by chciał. Choć może lepiej, żeby Rhys wygrał wszystko, zebrał pójście w ślinę, ale oznajmił, że realizacja kuponu to tam w przejściu, u kolegi. Tak, niech patrzy.
  — Raz mi się udało, może uda się więcej. Kto wie, może wygram. — Powiedział, szturchając ją bokiem. Bo ten jeden raz to chyba mu wystarczył do tego, by jej dalej dokuczać. Taki napęd.
  Odsunął się na bok, coby oglądać jak ona sobie teraz poradzi. Za kulą powiódł spojrzeniem, przekrzywiając lekko głowę, a gdy ten samotny kręgiel się ostał, to momentalnie przeniósł spojrzenie na Effie, chyba chcąc coś powiedzieć, na mordzie mając jakiś podejrzanie ukontentownay wyraz, ale ta mu kazała być cicho.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kręcąc głową, a następnie oglądał jej drugi rzut, który posprzątała tor do końca.
  — Urocza jesteś. — Podsumował jej kolejne słowa, jak już przechodził koło niej, oczywiście nie omieszkał jej szturchnąć bo to takie przedszkolne zaczepki. Zupełnie jak nagrody w postaci buziaczków w policzek.
  Przejął swoją kulę, tę szczęśliwą, a potem raz kolejny wykonał rzut z tym telemarkiem. Kula znowu jakoś podejrzanie zatoczyła łuk – uwaga bo jeszcze Rhys zacznie myśleć, że świetnie podkręca – a następnie wpadła w formacje zrzucając praktycznie wszystko. Poza tym jednym, podobnie jak u Effie. Ale dzięki temu mieli remis! Bo zarówno u niej jak i u niego rzut był liczony podwójnie. Problem w tym, że u niego to oba miały być tak liczone.
  Sięgnął raz jeszcze po tę kulę, gdy wróciła, a potem śmignął nią w ten ostatni kręgiel. W sumie zamierzał, ale kula mocno leciała w stronę rynny, po prostu muskając pionek, a ten wywrócił się. Rhys uniósł lekko brew, a zaraz potem odwrócił się do Effie. Potem pokazał dwoma palcami na tablicę wyników.
  — Dajesz mi wygrywać, prawda? — Rzucił, jeszcze ze swoim łobuzerskim półuśmiechem. Bo wygrywał z nią. O całe dwa punkty. Ale to dalej była wygrana. Bo jej to się raczej nie spodziewał. — Powinienem zacząć już myśleć o tej nagrodzie? — Chyba jej teraz nie odpuści. Zaraz potem zerknął na panel, który mógł przywołać kelnerkę. — Pijesz coś? Bo o jedzenie nie pytam, tak w razie gdybyś jednak postanowiła wziąć się w garść.
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ona nawet nie zaprzeczała, że miała parcie na wygraną i że uwielbiała rywalizację. Z Kangiem akurat w tym temacie byli tacy sami na nieszczęście Lii i Ezry, którzy musieli to wytrzymywać przez lata. Dlatego też jeśli miała się z nim wykłócać odnośnie zwycięstwa, to tak zrobi! I Brdzie walczyć do końca ku jego uciesze, skoro tak bardzo chciał być złośliwy. Trafił na ciężką przeciwniczkę, ale chyba o to mu chodziło, aby się złościła i z nim kłóciła. Sprawiało mu to chyba jakąś przyjemność! Jeżeli więc chciał ją ustawiać, to będzie potrzebował zdecydowanie więcej czasu niż jeden, może dwa wieczory. Ezra już kiedyś też próbował, ale mu nie wyszło, a męczył się z nią już kilka ładnych lat. No ale Effie też zdawała sobie sprawę, że relacja z Rhysem jest tylko chwilowa, czysto zabawowa, zapewne do soboty, bo później wróci z Kangiem i jego narzeczonym z powrotem do Korei i tyle by z tego było. Nie była jak większość Traumas, nie planowała ślubu i dzieci po minutowym spotkaniu fanowskim. Raczej stąpała twardo po ziemi.
Dlatego też mogła sobie pozwolić na różne zagrania i zakłady. Oraz motywacje.
Nie spodziewała się tylko, że już przy pierwszym podejściu chłopak strąci wszystkie piony. No szanujmy się! Sam jednak wyglądał na porządnie zaskoczonego, więc chyba jednak nie był mistrzem kręgli, udając tylko laika, aby dostać buziaczka. A i tak ten buziaczek był bardzo okrojoną nagrodą, bo Effie to się nie uginała kiedy chodziło o to ustalenie. Skoro jest jak pięciolatka, niech będzie. Chciał czegoś więcej, to musiał się lepiej postarać, bo za samego strike nie pójdzie z nim w ślinę! No i jak sie okazuje dobrze, bo chłopak miał sporo szczęścia. Niech go szlag.
- Mogę nie, jak ci to przeszkadza. - odpowiedziała spokojnie z tym swoim bezczelnym smirkiem na twarzy, wzruszając przy tym ramionami. Nie będzie się z nim przecież w tym temacie kłócić! To miała być jego nagroda, nie jej. Jeśli przeszkadzało mu jej słownictwo, to co ona biedna poradzi. Daleko jej było do ułożonej, grzecznej Koreanki. W Korei by ją chcieli pewnie powiesić za ten niewyparzony język. No ale… chyba ten jego aktorski przestrach jak tak się można odzywać był krótkotrwały, bo jak już miała rezygnować to padło „umowa to umowa”. Uśmiechnęła się więc krótko i przystąpiła do działania. Niech ma na zachętę, bo może nie będzie już kolejnego razu! - Może. - odmruknęła jeszcze wielce tajemniczo, odszturchując go, aby potem samej móc iść wykonać rzut.
Szkoda, że nie strike, to chociaż by wyrównała jakoś punktację, no ale kij jej w oko najwyraźniej. Dobrze, że go zatrzymała, bo widziała jak komentarz mu się ciśnie na usta. I tak już sobie wbijał gwóźdź do trumny, raz za razem, więc lepiej aby teraz się nie odzywał dla własnego dobra! Wystarczy jej aktualnie złośliwość wszechświata. Dobrze, że chociaż ten ostatni kręgiel zbiła.
- Nie jestem urocza. - odpyskowała, znowu go odszturchując, bo wcale nie uważała, że taka jest! Może on się cieszył z takich określeń, ale.. No dobra, trochę to było miłe, ale ogółem była przekonana, że była badassem, małą szmatą i pyskatą jędzą. One nie były urocze! Przestała być urocza jak skończyła trzy lata.
Znowu oparła się tyłkiem o okrągły stolik, aby spojrzeć jak idzie mu kolejny rzut i jak ta cholerna kula znowu zatoczyła jakiś dziwny łuk, skręcając tak, że walnęła wszystkie piony i tylko jeden się ostał, to spojrzała się na tego ostatniego kręgla z takim „serio?”. I miała szczerą nadzieję, że go nie trafi, ale jak kula go musnęła przez co ten ostatecznie wylądował na ziemi, to zrobiła pięknego, soczystego facepalma. No naprawdę nie wierzyła w to co się działo. Zerknęła przez szparę między palcami na oczach na tablicę wyników, a potem na Rhysa.
- Nie muszę się podkładać, aby cię pocałować, carino. - powiedziała, ściągając dłoń z twarzy. Wciąż jednak miała lekki uśmiech, więc nawet jeśli przegrywała, to chyba całkiem dobrze się bawiła. Chociaż wiadomo, dupę to chciała mu skopać, chociażby za te bezczelne teksty. No ale tak, raczej nie musiała mu dawać wygrywać całego meczu, aby móc iść z nim w ślinę. Miała dziwne przeczucie, że i bez tego by się udało. - Masz po prostu szczęście nowicjusza. - rzuciła, wstając ze swojego miejsca, bo oto nadeszła jej kolej rzutu. Minęła go i sięgnęła po kulę. Przytuliła ją do piersi celując z lekko przymkniętym okiem. No teraz to musiała trafić wszystkie, nie było innej opcji. Znaczy była, ale nie wchodziła ona aktualnie w grę.
Zerknęła jeszcze na niego przez ramię gdy spytał się jej o picie.
- Napije się, to może wtedy odzyskam swoje szczęście. - powiedziała, wracając do celowania. Znowu cofnęła się pół kroku i z tego wykroku wyrzuciła kulę, która zataczała szeroki łuk, aby ostatecznie zbić wszystkie dziesięć kręgli. Strike. W końcu. Uśmiechnęła się zadowolona z samej siebie i odwróciła się na pięcie w kierunku chłopaka, pokazując na niego palcem. - Strike, carino! Jeszcze skopię ci tą twoją zgrabną dupę! - bo była zgrabna. Nawet nie kryła się z tym, że się na nią gapiła i ją oceniła. No i chciała kolację! Tyle, że ona to chyba myślała, że to będzie jakieś normalne żarcie typu chińszczyzna na wynos, ale, że on stawia. No co? To, że się woził na bogato wcale nie znaczyło, że ją musiał ewentualnie zabierać do super knajp! U niej randki wyglądały mniej więcej tak. Znaczy, wyjścia na jedzenie. - Dawaj, za rynnę masz więcej punktów. Nie kłamię. - rzuciła z niewinnym uśmiechem, wymijając go, kiedy kierował się na tor. No, to dawaj Rhys. W rynnę! Albo sufit.
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  Nie była urocza, co?
  — Oczywiście, że nie. — Odpowiedział kpiąco. No bo nie była. Znaczy była, w jakiś pokrętny sposób, to na pewno. Ale ogólnikogo na to patrząc to właśnie daleko jej było do bycia uroczą, zwłaszcza że mu jeszcze pyszczyła. Co nie zmieniało faktu, że mógł ją tak pieszczotliwie nazywać tylko po to, by zdenerwować ją! Bo przecież ona nie jest urocza! Absolutnie!
  Po wykonaniu tego swojego rzutu, a raczej dwóch rzutów, miał prawo wetrzeć jej w twarz, że wygrywał. I oczywiście z prawa tego skorzystał.
  — Nie? A ja myślałem, że po prostu się wstydzisz to zrobić, więc szukasz wymówki. — Odpowiedział jej, uśmiechając się w ten markowy sposób. Urodzony bajerant! A raczej bezczelnie ją zaczepiał i prowokował. Rhys, tak się nie robiło. Zwłaszcza jak się miało kochającą dziewczynę. Szkopuł w tym, że on chyba nie potrafił tego docenić. Albo raczej jego osobowość nie pozwalała mu się zachowywać jak należy.
  Ale przynajmniej się napią!
  Na tablecie, który połączony był z barem wybrał dwa drinki i to nie takie bezalkoholowe. Mógł pić, nawet jak prowadził. Poza tym w Ameryce była dopuszczalna skala promili do prowadzenia. No i nie mówiąc już o tym, że prowadził Teslę, która tak na dobrą sprawę sama wszystko ogarniała, włącznie z parkowaniem. Tak czy tak zamówił to na barze, więc zaraz ktoś to powinien przynieść, a pechem dla kolegi Chrisa było to, że coverował za swoją koleżankę z baru, więc pewnie mu przypadnie ta fucha.
  Jednocześnie zerkał w kierunku Effie, która miała teraz rzucać, sprawdzając jak jej idzie. No i poszło. Zbiła wszystkie kręgle, a Rhys tylko podniósł brew, a w ślad za nią i kącik ust, kiedy odwróciła się do niego, by ten swój mały sukces mu wetrzeć w twarz. Potem obejrzał się ostentacyjnie na swoją pupę, o której mówiła, by zaraz wrócić spojrzeniem do niej.
  — No nie wierzę. Gapisz mi się na dupę! — Powiedział, niby wielce oburzony, bo jakże ona mogła go tak uprzedmiotawiać? Wcale nie było tak, że on w każdym możliwym momencie taksował ją spojrzeniem. No i też bardzo się z tym nie ukrywał. — W ramach odwetu powiem, że ja gapiłem się na twoją. — A masz, Effie. Take this.
  Przeszedł do maszyny, która wypluwała kule z toru, by zaraz potem wybrać sobie tę jego wysłużoną, która do tej pory się całkiem dobrze sprawdzała. Postąpił kilka kroków w stronę toru, unosząc kulę w obu rękach, by zaraz w następnym momencie ją przełożyć do jednej, biorąc zamach, ale zatrzymał się, kiedy usłyszał jej słowa.
  Spojrzał na tor, na tę wspomnianą rynienkę.
  — Mówisz? — spytał, odwracając się by spojrzeć na nią. — To może ciebie powinienem tam wrzucić, ciekawe ile za to dostanę punktów. — Rzucił, opuszczając kulę, którą trzymał. Ciekawe czy to się będzie liczyło jako strike. Albo czy wywoła strajk ze strony koleżanki. I w sumie spojrzał na nią w taki sposób, jakby naprawdę się nad tym zastanawiał czy przypadkiem nie zapakować jej do tej rynienki.
  Ale ostatecznie odwrócił się, cofnął o te parę kroków, które zgubił na początku i złożył się do rzutu. Klasycznie z telemarkiem, bo przecież sprawdzonej metody się nie zmienia. Problem w tym, że kula to chyba miała jakiegoś focha na niego, bo ani ładnie nie wykręciła, ani nic, wpadła w narożnik formacji, przewracając raptem trzy sztuki.
  Nic nie mówiąc, a jedynie posyłając jej wymowne spojrzenie, w razie gdyby zbierało jej się na jakiś komentarz, cofnął się po inną kulę i postanowił zmienić kochankę, więc wybrał inną. Zaraz potem posłał ją na tor, ale chyba chemii nie było, bo sfera wpadła do rynny, nawet nie racząc zbić tego narożnego pionka. Westchnął i zadarł głowę, by spojrzeć na monitor z punktacją.
  — Oszukałaś mnie. — Powiedział, niby wielce oburzony. — Wcale nie dostałem za to więcej punktów. — Poskarżył się, schodząc ze strefy, gdzie się rzucało. — Chyba, że była mowa o punktach u ciebie. To jak tam ranking? — spytał, zaraz potem przenosząc spojrzenie na jej super kolegę, który z bardzo niezadowoloną i służebną miną przyniósł im drinki. Tak, drinki! — Jestem w nim wyżej czy niżej niż kolega? — spytał dziewczyny, wracając spojrzeniem do niej. Jakoś mu nie przeszkadzało obgadywanie kolegi w momencie, kiedy on do nich podchodził. Gdy wyciągnął terminal z kwotą, Rhys sięgnął po telefon by zapłacić nim za przyniesione napitki. Jak będzie grzeczny to mu nawet napiwek będzie kazał wliczyć, choć zostawianie napitków było takie… niekoreańskie!
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Nieźle, ale nie ma szans. - doceniła jego podpuszczanie, całkiem dobra zagrywka, no ale… nie zamierzała się mu dać. Znaczy, wiadomo, jak wygra z nią rundę to oczywiście umowy dotrzyma, bo była słowna, ale nic wcześniej! Jednak fakt, miał bajerę, miał gadane i potrafił prowokować. Kitty to pewnie już by mu udowadniała, że wcale się niczego nie wstydzi! Ale ona to była bardzo naiwnym człowiekiem jak było widać. No i ona nie musiałaby czekać na jakąś grę, aby go pocałować, bo sama by do niego lgnęła. Jak trzy czwarte Traumas.
No była zadowolona ze swojego rzutu! Musiała mu go wetrzeć w twarz, zupełnie jak on jej swoje poprzednie, udane próby. I miała szczerą nadzieję, że dalej też jej pójdzie równie dobrze, jej mały diabełek z rządzą wygranej się wtedy uciszy. Uśmiechnęła się jednak do niego wyraźnie nieprzekonana w to jego oburzenie, przekrzywiając głowę na bok.
- Pewnie, że tak. - wzruszyła ramionami wielce niewinnie, bo przecież nie zamierzała się kryć z tym, że jak rzucał, to patrzyła mu się na dupę. Zwłaszcza, że spodnie miał tak idealnie dopasowane, że grzechem byłoby nie obczajać. Poza tym, była tylko prostą samicą, która doceniała walory innych, ok? Zwłaszcza kiedy chodziło o płeć przeciwną. Kącik ust jej jednak drgnął wyżej, gdy przyznał się, że on też jej się gapił na dupę. - Dobrze, masz na co. - powiedziała, bo… no jednak była latynoską i w dodatku była dumna ze swojej wytrenowanej dupy! Mogą się patrzeć, byle nie dotykali bez pozwolenia.
Wróciła na swoje miejsce, rzucając mu po drodze bardzo cenną, ważną radę od doświadczonej w kręgle koleżanki i odwróciła się przy stoliku zerkając na niego podejrzliwie, zwłaszcza kiedy patrzył się na nią w ten dziwny sposób. Przeskoczyła spojrzeniem na tor, jego kulę, niego, znowu tor i znowu na niego.
- Nawet nie próbuj. - powiedziała ostrzegawczo, na ustach jednak mając ten swój nieco rozbawiony, ale złośliwy uśmiech. Nawet paluszek w niego wycelowała. - Jestem mała, ale waleczna. Wydrapię ci oczy. - a to akurat była prawda. Paznokcie też do tego miała. Biła się już wielokrotnie i to od dzieciaka, więc wiedziała gdzie oraz jak uderzyć, aby zabolało. Zwłaszcza faceta! Ezra też jej mówił gdzie ma bić! Była niska, zwinna i szybka! I bardzo elastyczna.
Przycupnęła sobie na tym stoliku i przekrzywiła lekko głowę, obserwując jak mu tym razem pójdzie i… no nie poszło najlepiej. Nie mogła się na to nie uśmiechnąć wymownie. Teraz to ona chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała, bo jej wyraz twarzy wyrażał o wiele więcej niż słowa. W milczeniu więc oglądała jak wymienia kulę i robi kolejny rzut, który tym razem ląduje w rynnie, nie zahaczając żadnego z pionów. Na jej twarz wpełzł sztuczny, zmartwiony wyraz, kiedy wyrzucił jej, że go oszukała.
- Ojoj, jakim cudem? Zwykle działało! - powiedziała w wielkim niedowierzaniu, bo naprawdę, ta metoda to był przepis na sukces! Tylko nie powiedziała czyj dokładnie. Zerknęła zaraz w kierunku kolegi, który przyniósł im drinki, uśmiechając się do niego przyjaźnie, bo to był dobry kolega, ale szybko wróciła do Rhysa, bo ten najwyraźniej myślał, że ona prowadzi jakiś ranking chłopaków. Brewka jej drgnęła na jego słowa, a Chris kiedy kładł drinki na stoliku wyglądał na bardzo… skwaszonego. - Jesteś na 6823 miejscu, tuż przed ebolą, zaraz za rzeżączką. - odpowiedziała złośliwie, nie zdradzając czy jest przed, czy za kolegą od drinków. Ten za to uśmiechnął się jakoś tak dziwnie pod nosem, ale zaraz potem podał Rhysowi terminal z dość… no sporą kwotą. Przynajmniej jak na niego!
Effie podeszła do stolika, aby sięgnąć po jednego z kolorowych drinków, co by go sobie siorbnąć przed rzutem, a wtedy kolega się trochę zbliżył, aby ją sneaky zaczepić.
- Uhm… Effie, możemy potem porozmawiać?
- Mów teraz, bo rzucam. - powiedziała z uśmiechem odstawiając drinka i odwracając się na pięcie, aby podejść do toru.
- Nie no - zerk w kierunku Rhysa - poczekam.
- No dawaj, Chrisu. Co jest? Coś się stało? Wkurwiający klient?- spytała, sięgając po kulę, patrząc na niego przez ramię. Jak wkurwiający klient to pewnie Rhys.
- Uhm, nie… - się chłopak zmieszał, nie będąc chyba pewnym czy powinien o to pytać przy jej koledze, ale z drugiej strony chyba też się bał, że może potem nie mieć okazji! I to właśnie przez kolegę. Raz kozie śmierć! - Idziesz z kimś jutro na imprezę halloween do Chase’a?
Wycelowała, przytuliła kulę do piersi.
- A co?
- Uhm… a nie chciałabyś pójść ze mną?
- Co? - rzuciła i kula to jej się wymsknęła z dłoni, a przez to poleciała krzywo i zbiła tylko cztery piony. - O no nie. - rzuciła zawiedziona, bo wynik właśnie jej się popsuł! Zaraz jednak spojrzała zaskoczona na chłopaka, ale ten zerknął na Rhysa, potem na nią i się wtrącił.
- No chyba, że idziecie razem, to wtedy zapomnij. - hehe, się biedny zawstydził, ale przynajmniej spróbował!
- Idziemy? - spytała, bo ona to nawet nie wiedziała czy jego w ogóle interesowałaby wyprawa na jakąś randomową, biedną domówkę!
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
  Będzie musiał zapamiętać, żeby sprawdzić czy za umieszczenie Effie w rynience dostanie jakieś dodatkowe punkty. A może to nią powinien rzucić po torze, żeby zgarnęła wszystkie kręgle i zapewniła mu strike’a. I nie wyglądał na przejętego tą groźbą wydrapania oczu.
  — Jeśli sięgniesz. — Rzucił tylko. No bo oczy miał wysoko, skoro cały był wysoki. A ona była mała. Bardzo mała. Zawsze myślał, że to Kang jest mały. Potem taka Lilith, z bliższego otoczenia, ale ta tutaj? Ta to w ogóle była kurduplem. I jeszcze chciała do niego startować z pazurami. On się z Wonho mierzył (i dostał wpierdol), więc nic nie było mu straszne! Wonho to przynajmniej był wielki. I pewnie jakby chciał to by nawet Rhysa wyruchał i ten by nic mu nie mógł zrobić. Dobrze, że ten to nie miał na niego ochoty.
  I tak oto skiepścił swój rzut. Choć na dobrą sprawę spodziewał się tego, bo te dwa poprzednie to były po prostu faktycznie oparte na jego szczęściu, a nie jego skillu, jeśli chodziło o tę grę. Bo skilla to nie miał żadnego. Podstawy podstaw znał. Takie jak: nie rzucaj w sufit, ani w sweepera. No i unikaj rynienek, ale to w teorii. Choć nic nie stało na przeszkodzie by to akurat zrzucić na dziewczynę, skoro to ona mówiła, że najwięcej punktów za to będzie miał.
  Kłamczucha!
  I oczywiście, że kolega Zwis, czy jak mu tam, mu się nie podobał. Bo od początku pan recepcjonista/barman/jestembiednyidorabiamnakręgielni się zachowywał nieładnie. A to podobno Rhys był tutaj atencyjną bezą, a to tamten cały czas tańczył wokół Effie – o boże Effie to randeczka, ooo znam numer twojego buta, pewnie te buty po tobie potem wącham całą noc.
  — Dziwne rzeczy cię kręcą, ale nie będę kink-shameował. — Odparł jedynie, bo skoro miała w rankingu takie pozycje na rzeżączka i ebola, w rankingu punktowym, gdzie te punkty miała za coś przyznawać, to cóż. Nie będzie oceniał! Co kto lubi.
  W zasadzie to nawet nie patrzył na to ile płaci. Nie spojrzał na kwotę wskazywaną przez terminal, więc równie dobrze można było go naciągnąć! Ale też chyba nie martwił się tym, że za drinki można zapłacić jakieś bajońskie sumy. Wiadomo, że w takich lokalach było drożej, bo marża i tak dalej, bo w sumie też monopol, ale wciąż. Tej płatności to on nie odczuje pewnie. Jak kiedyś straci pracę i dochody jakimś cudem to ciekawe jak on przeżyje. Musząc robić zakupy w Walmarcie i ubierać się w prostych sklepach. Jak ten cały New Yorker.
  Zerknął jednak na kolegę Effie, który myślał, że jest taki sniki-sniki i zaczepił Effie. I tak wzroczył na niego z uniesioną brwią, z ramionami skrzyżowanymi na torsie – właśnie z takim widokiem mógł się chłopaczek zmierzyć, jak już w końcu sprawdził, co u niego. Tak, ziomek. Widzę cię. Kradniesz mi moją uwagę. Nie polubimy się. I wzroczył na niego przez cały czas nieprzychylnym wzrokiem, a to też głównie dlatego, że odwalał teraz chujówkę, jeśli chodziło o męski kodeks, bo się podwalał do laski, która była z innym typem. Jakakolwiek nazwa by tu nie panowała – randka, srandka, wyjście, spotkanie – to jednak było to spotkanie 1:1. A nie 1:1+żebrak na doczepę „Ifi idzisz ni imprizi?”. Nawet nie zauważył, że tamta skiepściła rzut, bo jak już tamten odpalił się z tą swoją propozycją to mu kurwa ręce i nogi opadły. Spojrzenie Rhysa to już teraz było identyczne, jakim celował w Mingiego, kiedy miał go zbesztać za to, co odjebał. I żeby było jasne – ludzie umierali ze strachu pod tym spojrzeniem. Przynajmniej chłopaki, bo no to oznaczałoby, że jest mocno niezadowolony.
  A to nie była już nawet kwestia zazdrości, tylko po pierwsze – ziomek to chyba cierpiał na stulejkę, bo nie potrafił wyczekać, aż Rhys z Effie nie skończy na dzisiaj (a może nie zamierzał, ale to trudno), a po drugie – i najważniejsze – zabierał mu jego uwagę. Więc niech umiera, zwłaszcza że z tym spojrzeniem bazyliszka to się potem spotkał.
  Się „zawstydził”. Zdechnąć powinien.
  Odwrócił wzrok, wciąż zniesmaczony postacią tego całego Zwisa czy innego debila na Effie.
  — Nie zapraszałaś mnie. — No bo nie. O imprezie dowiedział się teraz, o tym że miałby ewentualnie iść to też tak teraz. — A kolega wygląda jakby miał się rozpłakać, jeśli byś mu odmówiła na rzecz mnie. — Dodał jeszcze, nawet już się nie oglądając na tego smroda. A że był w tym momencie bezlitosnym palantem to już sam sobie załatwił coś takiego. To nie zazdrość! Nie kradnie się uwagi po prostu. Ale może właśnie oddawał mu przysługę, bo Effie się nad nim ulituje w końcu, zwłaszcza gdyby faktycznie miał się popłakać. Kto by tam chciał, żeby ludzie płakali przez nich, prawda? No Rhysowi to różnicy nie robiło za bardzo.
  — Więc albo wolisz złamać mu serce, skoro tak to I’m down if you’re top. — Jeśli nie, bo ojej szkoda Chrisa, a jeszcze Rhys się do niego nieładnie przypierdala to co mu zostanie? Szukanie swojej atencji w innym miejscu. — Albo zaraz wam włączę careless whisperer w wersji shittyflutted.
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ohoho. Jeśli sięgniesz. Aby się nie zdziwił pewnego dnia. Wszyscy ją zwykle lekceważyli jak im groziła, a potem biedni musieli spieprzać tam gdzie ich nogi poniosły, bo wkurwiona Meksykanka jest gorsza od rozszalałego psychopaty. Nie była taka jak Wonho, nie miała prawie dwóch metrów wzdłuż i wszerz, jednym ciosem nie zabijała, ale całą ich serią! Już miała wyrobioną pięść! I wysoko skakała. Naprawdę wysoko. Jak się jeździ figurowo to musiało się mieć mocne wybicie, więc nawet te ponad dwadzieścia centymetrów różnicy jej nic nie robiło! Jakby chciała go dopaść, to by dopadła!
Kolega to chyba chciał spróbować, po raz kolejny, swoich szans, bo jak zobaczył z kim miał się mierzyć, a wiadomo, że wziął Rhysa za przeciwnika na tym polu, to najwyraźniej uznał, że nie ma czasu do stracenia. No i nie znał go! A także nie lubił, pewnie przez to jak ten się na niego patrzył. Więc chyba miał gdzieś ten męski kodeks w tym przypadku. Jakiś randomowy typek w odjechanym stroju przyszedł podwalać się do jego crusha, to patrzcie jakiej motywacji nagle dostał.
Effie uśmiechnęła się krótko na odpowiedź Rhysa, ale zaraz potem skupiła się na recepcjonisto-kelnerze. Kolega to pewnie zauważył, że Rhys nawet nie patrzy ile płaci, co jedynie bardziej go podirytowało! No bo wiadomo, czuł się jakiś gorszy nagle, męska duma czy coś. On tu dorabia na kręgielni, aby móc sobie pozwolić na dodatkowe atrakcje w życiu, a jakiś ziomek nawet nie patrzy ile płaci w kręgielni za drinki! A to była jedna z lepszych kręgielni w LA, więc i marżę mieli większą. Chyba chciał zobaczyć jakieś zaskoczenie na jego mordzie czy coś, a tu nic. Oj Chris, ty nawet nie wiesz kim był kolega! Zacznij słuchać kpopu!
Effie to przede wszystkim skupiała się na swoim koledze, który tam się jakoś przełamał i próbował swoich sił. I to w zasadzie nie pierwszy raz, więc dla niej to nic nowego, ale myślała, że po ich ostatniej rozmowie to już mają sprawy załatwione, bo dała mu wyraźnie do zrozumienia, że między nimi raczej nic nie będzie. No, ale chłopak był nieugięty, plus za wytrzymałość. A Chris? No, on to wyczuwał spojrzenie Rhysa na sobie, ale starał się je ignorować, bo przecież nie wystraszy go jakiś random, nie? Trochę się zmieszał, bo on tu wychodził poza swoją strefę komfortu i to jeszcze przy kimś, kto wyglądał jakby faktycznie zaraz miał mu wyjebać, ale skupiał się głównie na dziewczynie.
Effie w końcu zerknęła w kierunku Rhysa i brewka jej drgnęła wyraźnie na jego słowa, jakoby jej kolega za chwilę miałby się rozpłakać. Ten to się oburzył wielce i nawet na niego spojrzał!
- Wcale nie. - rzucił, mierząc go nieprzychylnym spojrzeniem. Meksykanka westchnęła cicho pod nosem, słysząc kolejne słowa Koreańczyka. Starcie samców, fantastycznie.
- Chris, misiu, czy to ma być randka? - spojrzała na niego łagodnie z jakimś takim uśmiechem jakby właśnie mówiła do dziecka. Do dziecka, które bardzo nie rozumiało aluzji oraz odmowy i chciała mu je wytłumaczyć.
- Uhm, nie… znaczy, tak? No bo-
- Jesteś słodki, ale już ci mówiłam - jesteś bardziej jak brat, a ja z braćmi nie randkuję. - powiedziała, podchodząc do chłopaka i kładąc mu ręce na ramionach.
- Nie chcę być br-
- Chris, masz rację, porozmawiamy później, hm? - spytała, patrząc się na niego bardzo wymownie, bo on… nie wypadało tak rozmawiać o jakiejś ewentualnej randce jak była tu z kimś innym! Jej wina, że napierała, aby jednak mówił co mu leży na sercu, no ale naprawdę nie spodziewała się, że to chodzi cały czas o to samo! Myślała, że to już mają za sobą.
Kolega przytaknął i raz jeszcze nieprzychylnie spojrzał w kierunku Rhysa, bo ten go obrażał odkąd tylko tu wszedł z jego cholernymi drinkami, a potem wziął swoją tacę i terminal i wyszedł, zamykając za sobą drzwi od sali. Effie przerzuciła swoje spojrzenie w kierunku alvaro.
- Straszny z ciebie dupek. - a bo ty byłaś przyjemniejsza jak Kitty przy tobie się podwalała do Rhysa. Tyle, że ona nie była miła! - Nie musiałeś mu jeszcze dopierdalać, był wystarczająco zestresowany. - powiedziała, sięgając po tą swoją kulę, aby wykonać drugi rzut uzupełniający, co by strącić pozostałe kręgle, ale nie wszystkie, bo dwa się ostały. Wycofała się z powrotem do stolika, aby sięgnąć po swojego drinka, którego już zdążyła posmakować. - I nie zapraszałam cię, bo po pierwsze - nie miałam okazji, po drugie - nie wiem czy byś się dobrze bawił na jakiejś biednej domówce, po trzecie - będzie tam milion tych waszych fanek, a Kang by mnie pewnie zabił jakbym cię tam wzięła i naraziła na plotki, zdjęcia i filmiki, które mogłyby zaszkodzić jego przyjacielowi. - bo tam to raczej nikt nie będzie zabierał telefonów na wejściu, a fanki jakby ogarnęły, że pod przebraniem jest nie kto inny jak sam Rhys z PTS(D) to by kręciły i robiły zdjęcia jak opętane, aby potem się pochwalić na mediach społecznościowych!
ambitny krab
Effie Michaelson
lorne bay — lorne bay
26 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh yeah I did it again I’m drunk I’m feeling good now
   Wcale nie. A co to za odpowiedź? Z przeszkola? Dobrze, że mu jeszcze nie odpyskował “chyba ty”, wtedy to dopiero by klasę pokazał. Znaczy nie żeby Rhys pokazywał też jakąkolwiek w tym momencie, bo ewidentnie przypierdalał się do tego kolegi Effie. No, ale to ten typek zaczął! Jakby się jeszcze ładnie zachował i poczekał z tym podbijaniem do dziewczyny to może by to się tak nie potoczyło, ale skoro zaczął to... No Rhys już raz pokazał, że potrafi być bezlitosny. Tutaj chłopaczek i tak dostał ulgowe traktowanie, bo zachował pracę. Na razie! Chyba, że znowu coś odwali, to wtedy się skończy rumakowanie. I pracowanie na kręgielni. I wyrywanie klientek.
   Lider to patrzył na chłopaczka z pewnym protekcjonalizmem, bo oto słyszał, jak tamten jest wyjaśniany - bardzo delikatnie – przez swoją ulubioną koleżankę. I pomyśleć, że dziewczyna miała jednak w sobie trochę subtelności.
   Oczywiście, że widział jak tamten na niego łypnął. Prawie się przestraszył. Co? Skrzyknie kolegów i go napadną potem? Powodzenia! Już niejeden wpierdol chłopak zebrał. Jak nie od Wonho, to od Meksykaninów, ale przynajmniej wyruchać się wtedy nie dał.
  — Pa, Chris-misiu — rzucił za nim, posyłając mu dalej to nieukontentowane spojrzenie, którym traktował go od samego początku, jak wystąpił z tym swoim „pijdzisz zi mni ni imprizi”. Drinków to on już u niego zamawiał nie będzie, chyba że je wcześniej przepuści przez Effie, tak na wszelki wypadek. Chyba, że Chris-miś to już i tak do nich pluł, żeby sobie potem wmawiać, że wymieniał się śliną z Effie.
   Spojrzał na swoją koleżankę, żeby usłyszeć od niej podsumowanie, o które nie prosił, ale które dostał. W pierwszej reakcji uniósł brew, a w drugiej:
  — Ja jestem dupkiem? — spytał, w zasadzie neutralnie, bardziej chyba po niej powtarzając. — Ja. — Prychnął. I to nie było niemieckie potaknięcie, a jakby chęć upewnienia się, że właśnie to miała na myśli, choć tego potwierdzenia nie potrzebował. Bo też bardziej to „ja” wyrzucił z siebie oznajmiająco, z nieco niedowierzającym, a nieco kpiącym wydźwiękiem. Wywrócił oczami, kiedy pouczyła go, że nie musiał mu dowalać. Oczywiście, że nie musiał, ale chciał. Tak się nie robiło. Jeśli Effie jednak zgodzi się pójść z tamtym ziomeczkiem na randkę czy jakiekolwiek inne wyjście we dwójkę, które tamten będzie brał po cichu za „jednak randkę” to Rhys upewni się, żeby tam wbić i rozkręcić bajerę. Może i nie ciągnęło go aż tak do rywalizacji, ale był bardzo mściwy i bardzo pamiętliwy. No i faktycznie był dupkiem. Ale tak o nim samym mógł mówić tylko on!
  — Co to za biedna domówka na której ma być milion Traumas? — Rzucił, unosząc tylko wymownie brew. Bo choć domyślał się o co chodziło, że jednak mogłaby być tam ważąca ilość fanek – przykładowo przewaga liczebna, to jednak nie milion. No z milionem by sobie nie poradził, z kilkoma… no już szybciej. — Poza tym, powinnaś wiedzieć, że to ja wychowuję Kanga, a nie on mnie. Już pomijając fakt, że to on jest mistrzem debilnych decyzji, który potem sam żałuje. — Więc wykazałby się hipokryzją, gdyby czepiał się tego. Poza tym Song nie jeden taki Rhysa wypad przeżył. Fakt, że z mediami mógłby być problem, bo za ostatni taki wypad, na którym go przyłapano na Hongdae miał złapać zawieszenie, ale… Cóż. — No i przy okazji, to podobno impreza Halloween. — No a czy na takiej to się nie przebierano? Właśnie laski za slutty wiedźmy, slutty policjantki, slutty urzędniczki, slutty wampiry i generalnie wszystko co będzie w wersji “slutty” na dobrą sprawę przejdzie. No a u facetów to tam różne takie, czasami nawet maski. Rhys oczywiście w masce nie zamierzał wystąpić, bo twarz miał za piękną, żeby ją zakrywać. — Mogę być incognito, jeśli nie chcesz się dzielić z koleżankami. — Zaoferował się. Chociaż znając jego to naprawdę się nie przebierze, ale wszystkim będzie wmawiał, że przebrał się za Lim Jongina z PTS(D), znanego bardziej pod pseudonimem Rhys. Ciekawe czy coś takiego by przeszło?
   Chociaż w tym wszystkim najważniejsza była jedna kwestia, którą oczywiście zamierzał poruszyć. Wlepił w nią swoje spojrzenie, na mordzie majac swój firmowy półuśmiech.
  — Ale skoro już mnie zapraszasz — bo nie powiedziała, że nie chciała go zaprosić, tylko że nie było okazji, no i inne takie. Te inne takie zbił — to wolę wiedzieć czy to ma być randka? — zagadnął, przechylając się nieznacznie w jej stronę. Bo przecież podobnym pytaniem potraktowała Chris-misia, kiedy to on zapytał czy nie poszłaby z nim na imprezę.
But these devils tryna pull me
ObrazekObrazek
Off from my 영광 from my heaven
ambitny krab
Gunslinger#1001
lorne bay — lorne bay
22 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Biedny chłopak, chyba się trochę przejechał na tej swojej próbie poderwania wieloletniej koleżanki i to nie pierwszy raz, tylko tym razem natrafił na ciężkiego przeciwnika. No, ale to nie wina Effie, że… no nie darzyła go większym uczuciem. Pewnie, lubiła go, ale ona była bardzo towarzyską i otwartą osobą z masą znajomych. I wrogów. Jej grono bliskich osób było naprawdę wąskie i ograniczało się do ludzi, których spokojnie mogła policzyć na palcach jednej ręki, a Chris… no on był naprawdę jak brat, bo znali się też od zawsze tylko, że to był ten rodzaj znajomości, który nie przerodził się w miłość. Przynajmniej nie z jej strony. Więc biedny utknął we friendzonie.
No, a Effie to miała do niego i tak spore pokłady cierpliwości, głównie dlatego, że znali się bardzo długo. Takim randomowych typom od razu odpowiadała, a jak nie rozumieli, to potrafiła bardzo dobitnie dać komuś do zrozumienia, że ma spierdalać. Jak nie słownie, to fizycznie. A teraz to była zdania, że Rhys zachował się jak dupek i to nieczuły, bo naprawdę nie musiał mu jeszcze dopierdalać widząc, że chłopak jest na straconej pozycji. W dodatku był strasznie zestresowany. I tak szanowała jego wytrwałość i samą próbę. Znaczy, pewnie zwykle miałaby wyjebane, ale ta konkretna osoba to nie był taki byle kto, więc…
- Ty. - potwierdziła mu jeszcze, jakby dalej nie wierzył w to co usłyszał. No nie zachował się fajnie w stosunku do jej kolegi, to musiała mu to powiedzieć. Poza tym, sam chyba był tego świadomy, nie? Nie?
Westchnęła cicho pod nosem. Biedne domówki to były jej żywioł. Czerwone, plastikowe kubeczki, jakieś lighsticki, kolorowe opaski kto jest zajęty, kto wolny, a kto przyszedł się tu głównie zabawić, przebrania, zawsze jakaś drama i mnóstwo alkoholowych zabaw. Piętro zawsze zajęte przez jakieś pary, a jako, że Chase ma basen, to czasami jakiś śmieszek wlewa do niego płyn do kąpieli i robi się piana party. Zależy od tego kogo i jak poniesie, ale zawsze się coś działo. Nie było ani jednej imprezy bez przypału!
- Domówka po studencku, z tanim alkoholem, tanim żarciem i dziewczynami, które doskonale wiedzą czym jest PTS(D) i nie mówią o stresie pourazowym. - wyjaśniła, bo przecież miała koleżanki, które wielokrotnie się jej wypytywały o Kanga jako, że się z nim przyjaźni. A czy mogą go poznać, a czy ma jakieś zdjęcia z nim, albo jego, a czy może powiedzieć o nim coś więcej niż jest w internecie, a czy załatwi im autografy, albumy, bilety, cokolwiek z merchu… no niektóre to się nie patyczkowały. Były Traumas do kwadratu i się obrażały z jakiegoś powodu, kiedy Effie kazała im spierdalać. Tak więc jakby jutro pojawiła się z Rhysem, całkowicie by im odwaliło. - Nie musi cię wychowywać, aby się o ciebie martwić jak o przyjaciela. - odpowiedziała, bo przecież nie mówiła tego jakoby to Kang miał być teraz rodzicem, no ale się przyjaźnili, nie? A Song dbał o swoich przyjaciół, każdy kto był z nim blisko to wiedział, więc jakby Effie wjebałaby go w jakieś party po którym by miał kłopoty… to no. A nie chciała go zawodzić! Co prawda Rhys był dorosłą osobą, która odpowiadała za samego siebie, no ale no. Nie chciała żadnych kłopotów dla żadnego z nich!
Prawda, to była impreza Halloween, gdzie wszyscy będą przebrani w najróżniejsze stroje, a laski to jak wiadomo - wszystkie ubiorą slutty wersje księżniczek, wampirów, pielęgniarek, a nawet kosza na śmieci. Ważne tylko, aby się odsłonić… i to niby byłby faktycznie jakiś sposób, aby przemycić Rhysa na imprezę bez większego ryzyka. Chyba, że ktoś by się jednak ogarnął. Kącik ust jej drgnął jednak w momencie kiedy ten powiedział, że może się przebrać, jeśli ona się nie chce nim podzielić z koleżankami. A chciała?
- Nienawidzę się dzielić. - zwłaszcza facetem, bo jak to latynoska była bardzo terytorialną osobą. Tyle, że oni nie byli razem. - Ale nie zamierzam cię ograniczać… zwłaszcza, że Kitty pewnie się pojawi. Nie mówiąc już o tych wszystkich napalonych fankach. Nie będziesz mógł się odpędzić od adoratorek. - powiedziała z uśmieszkiem na mordzie, okrążając go, aby od tyłu, zza niego sięgnąć ponownie po swojego drinka, co by go trochę sipnąć i skierować się z powrotem na swoje miejsce przy stoliku o który oparła się tyłem.
Uniosła wyżej jeden łuk brwiowy słysząc jego zapytanie, a zaraz za nim poszedł kącik ust w złośliwym uśmiechu. Przekrzywiła lekko głowę w bok, lustrując go swoim ciemnym spojrzeniem.
- Jeśli to miałaby być randka, to już bym cię ograniczała… - a przecież tego nie chciała! - No ale jakbyś nie wiedział, to jestem super skrzydłowym. - dodała, biorąc kolejnego łyka. Mogłaby mu naganiać laski jakby chciał. Co prawda chyba nie potrzebował takiej pomocy, bo sam sobie świetnie radził, wystarczyło, że się na taką Kitty tylko spojrzał, no ale… - Poza tym - podeszła bliżej, aby tyknąć go palcem w pierś. - Nie umawiam się z dupkami. - powiedziała konspiracyjnym tonem, ale z jakimś takim zagadkowym uśmiechem, bo… no wiadomo, potrafiły być wyjątki od reguły! Nie żeby on miał być tym wyjątkiem, w końcu bardzo nieładnie potraktował jej dobrego, miłego kolegę! Z drugiej strony wyjebał za nią Marshallowi, więc chyba się jakoś zerowało.
Wycofała się te dwa kroki do tyłu, aby znowu się oprzeć o ten swój stolik.
- Rzucaj, carino. Jeszcze kilka rund.
ambitny krab
Effie Michaelson
ODPOWIEDZ