komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Jakie to było durne. Wpatrywał się w tę kartkę na lodówce i miał wrażenie, że jednorazowe znajomości nie powinny kończyć się ciągiem cyfr. Każda taka zakładać miała, że trzasną drzwi i zostaną tylko wspomnienia, owiane papierosowym dymem. Te z gatunku łatwiejszych – czytaj: pośpieszne rozbieranie – ale i trudniejszych, które przewidywały nawet rozmowę o ich matkach. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że jeszcze nie przyszło mu do głowy sprawdzić, czy aby numer ten jest prawdziwy. Znając fantazję tego bajkopisarza z highway to hell mógł przypuszczać, że koślawe cyferki zawierały przekłamania tak subtelne, że po wykręceniu kilku zbitek okaże się, że dodzwonił się do zakładu pogrzebowego.
Albo do więzienia stanowego, gdzie połączą go z duchem Dahmera. Wszystkie te opcje Dick Remington brał pod uwagę i każda napawała go zarówno obrzydzeniem, jak i ciekawością. Zdążył już pojąć, że znajomość z tym bezimiennym chłopcem będzie zawierać się właśnie w tych dwóch kategoriach, zupełnie jakby sfery profanum i sacrum tłukły się ze sobą w klatce i miała zwyciężyć ta silniejsza. Najwyraźniej jednak albo za dużo walczył albo za często chodził do kościoła (w poszukiwaniu ducha zmarłej córki), bo ostatnio o trzeciej nad ranem wpadał na takie pseudofilozoficzne rozkminy zamiast po prostu wziąć mu wysłać smsa z ponownym adresem swojego mieszkania. W razie gdyby zapomniał.
Nie sądził, że to możliwe (nie o takim ciele i nie o luksusie), ale ludzie bywali boleśnie skomplikowani i prymitywni, a Dickowi skończyły się ulubione fajki i zanim zdążył przemyśleć to i owo oraz ustalić przebieg tej rozmowy, która koniecznie musiała się odbyć w nocy, po prostu nacisnął zieloną słuchawkę.
Trzy sygnały i się rozłącza i nie będzie tłumaczyć się nikomu, że się dobija tak późno. Na pewno to dziecko się przeraziło i zostawiło mu kiepski numer telefonu. Bo fałszywy, a przecież w pokręcony sposób zależało mu na tym kontakcie, choć to wydawało mu się niepokojące.
Dobra, jeszcze tylko jeden sygnał ekstra i idzie po fajki.

hector silva
kelner — beach restaurant lorne bay
21 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Kończę się w twoich oczach
Umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie
xx grudzień xx
Z domku pod numerem pięćset dwadzieścia osiem na Sapphire River musiał być kawałek do stanowego więzienia, choć - jakby dla zrównania sił - do zakładu pogrzebowego nie było stąd przesadnie daleko. Za fikuśnym, niskim ledwie do pół uda płotkiem (bo do płotu było mu jeszcze daleko), ciągnęła się wzdłuż prostej linii ścieżka (ale nazwać ją prostą byłoby przesadą, z uwagi na jej wyboistość; żadna inna ścieżka w tej części Lorne Bay nie nie miała na sobie tylu krwi ze zdartych, dziecięcych kolan), a u jej końca jeden krzywy próg i drzwi, niezbyt kuszące pordzewiałą klamką. Dla niektórych ten nisko wsparty domek przy skraju osiedla był więzieniem, zupełnie jak Dania dla Hamleta - ale zdecydowanie mniej patetycznie. Zbyt dużo było tu robaków, obłażących niezbyt szykownie obrzeża śmietnika pod zlewem, za mało zaś szerokich korytarzy i wysokich sufitów; Sapphire River, jeśliby je przyrównać do Danii, stanowić mogło jedynie jakieś jej zdjęte z afiszu katakumby, skąd - nawiasem mówiąc - nie było też daleko do zakładu pogrzebowego.
Jeżeli coś było istotnie pogrzebywane na Sapphire River, to były to wspomnienia o jednorazowych przygodach (które gromadziły się już całymi tonami gdzieś na tyłach hectorowej głowy), o błędach popełnianych jednorazowo, ale bezpowrotnie (jak wtedy, kiedy wezwał karetkę do matki, która pijana przewróciła się i rozbiła głowę o róg stołu - długo potem musieli tłumaczyć się z takiej sytuacji przed różnymi instytucjami; miał trzynaście lat i po raz pierwszy wprost usłyszał od niej, że do niczego się nie nadaje) i o ciężkich słowach, które dziewięcioletnie usta potrafiły wymierzać zbyt celnie, żeby na pewno dotarły tam, gdzie trzeba (jak to pytanie, dlaczego, skoro nigdy nie ma w domu na nic pieniędzy, nie pracuje więcej, chociaż mógł - bo nie chciał - nie chciał, nie chciał, nie chciał - ale słowa nie potrafiły wydostać się na zewnątrz, bo łatwiej było kłamać, unikać i odmawiać oddanie tej resztki siebie, która była wolna na rzecz dobrobytu całej rodziny). Patrick, który Patrickiem był tylko w jego wyobraźni (ale to i tak bez znaczenia) zdążył już rozmyć się w cieniu innych, z którymi było mu niemniej przyjemnie - chociaż nie wszystkim zostawiał przecież numer na lodówce, w tak przekornie kliszowy sposób. Z nich wszystkich może jeden zdecydował się oddzwonić. Na razie. Podświadome przeczucie nakierowywało go jednak na myśl, że Patrick zadzwoni. Kiedyś. Może nie w tym miesiącu, może nie w tym roku, ale w końcu wystuka ten jego przeklęty numer we własnym telefonie i - jeśli szczęśliwym unikiem Hector nie zdąży go przypadkiem zmienić - dźwięk dzwonka zbudzi go ze snu.
Czujnego i jakby gotowego na ten bodziec - tak jak teraz.
To nic, że ta gotowość wynikać mogła z tak wielu czynników i to nic, że kiedy odbierał, naprawdę szczerze nie miał pojęcia, kto dobija się o takiej godzinie, ale wiedział tylko, że skurwysyna rozniesie, bo Nullah miał jutro ważny test z przyrody i jeśli będzie niewyspany, to kompletna kicha. Ze swojej miejscówki do spania na kanapie sięgnął (w ruchach niekryjących irytacji) po dzwoniące badziewie.
- Halo? - choć starał się brzmieć (i myśleć) trzeźwo i świadomie, chyba nie do końca mu to wyszło. Z rozpędu jednak podniósł się do siadu, kryjąc nieeleganckie ziewnięcie w zgięciu łokcia. Ja pierdolę.

Dick Remington
niesamowity odkrywca
kaja
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Dzwonienie do ludzi, z którymi przeżyło się niesamowitą noc (nie wiedział, czy to prawdziwe odczucie czy kwestia idealizacji pewnych wspomnień) miało jeden mankament, który miał wkrótce się ujawnić. Otóż w dużej mierze – właściwie zawsze – Richard Remington nadrabiał wyglądem. Nie posiadał umiejętności oratorskich, bo i jego zasób słów był niewielki. Nie miewał też absolutnie wiedzy bezużytecznej, która mogłaby zaprocentować jakże udanym small talkiem, który poruszałby się na granicy dobrego smaku i flirtu. Właściwie można by rzec, że bez białej substancji na języku był człowiekiem smutnym, któremu jedynie w umiejętnościach wynagradzał dolar australijski.
Tyle, że przez telefon jakoś zupełnie nie umiał tego zaprezentować, wręcz poczuł się nagi, a sekundy płynęły. Dobrze, że ktoś przed laty wymyślił rozliczanie właśnie w ten sposób, bo na jego niezdecydowaniu zarobiłby krocie firmy komórkowe. Obecnie jednak doszedł do momentu przełomowego – albo coś powie albo rozłączy się i zacznie figurować w spisie tego chłopaczka jako pomyłka. Wprawdzie żadne z nich nie znało swoich danych personalnych, a RODO lubiło to zachłannie, ale do cholery, i tak czuł się dziwnie z faktem, że siedzi na łóżku, jest późna godzina, a on nie umie zagaić w odpowiedni sposób rozmowy, która powinna przebiegać płynnie i bezproblemowo. Tak na zasadzie, że było fajnie i że ten kawaler mógłby czasami wpaść powspominać czasy minione, gdy znajdował się pod nim.
To właśnie zapewne chciał usłyszeć już kilka godzin po północy, gdy ledwo powstrzymał ziewnięcie. Tak sobie Dick czule i zupełnie po megalomańsku sobie myślał i dlatego nadal wisiał na połączeniu.
Wreszcie jednak zdobył się na odwagę (zupełnie jakby wspinał się na Mount Everest swoich zdolności komunikacyjnych) i rzucił sobie beztrosko:
- Znalazłem mordercę autostopowiczów w Australii. Chcesz o nim posłuchać? – bo to odpowiednia pora, tak.
Mógłby nawet się założyć, że z fajką między zębami brzmiał iście seksownie i uwodzicielsko, o ile ten chłopak nie zabije go za dobijanie się po nocy i sprzedawanie newsów z kryminalnych zagadek Australii.

hector silva
kelner — beach restaurant lorne bay
21 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Kończę się w twoich oczach
Umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie
O idealizowaniu wiedział dużo więcej, niż można by było przypuszczać. Wierzył na przykład w to, że matka kiedyś pójdzie na porządny, prywatny odwyk i wróci zupełnie zdrowa, taka, jaką pamiętał ją (jak przez mgłę, ale lepsze to niż nic) ze wspomnień z wczesnego dzieciństwa. Wierzył też, że na Nullahu w ogóle nie odbije się fakt, że czasem w środku nocy w salonie wybucha awantura, w której tłuką się naczynia, a kurwy i chuje rozbijają lustra swoimi ostrymi krawędziami. Wierzył, że naprawdę da się wyżyć z socjalnych dodatków i jego chujowej pracy, w której wyrabiał jakieś śmiesznie małe godziny; i wierzył, że fakt, że tych godzin jest tak mało, był jego świadomą decyzją, uwzględniającą przestrzeń na samorozwój i dążenie do jakiegoś wewnętrznego zen. Tylko że, o dziwo, zenem nie było odbijanie się od ścian nieswoich mieszkań i uporczywe skubanie strupków na ustach, które goiły ranki wykute przez cudze zęby. W osiągnięciu zen nie pomagało także zapewne zrywanie się w środku nocy, żeby odebrać telefon dzwoniący z nieznanego numeru. Czy to kolejna rzecz na długiej liście tego, co udowadniało twardo jego nieskończoną obłudę?
Cisza po drugiej stronie starła się w jego zaspanej świadomości w jakiś nieokreślony bliżej szum. Nie wiedział czy to jakieś zwarcie po drugiej stronie, czy wytwór jego nieskupionej wyobraźni, czy może w ogóle skutek niedawnego zalania telefonu gorącą herbatą, na którą ryż nie do końca pomógł, bo trzeszczenie w słuchawce zostało - nieważne teraz. Ważne, że zdążył już ściągnąć mocno brwi i podciągnąć nogi z powrotem na kanapę, gotowy, żeby rozłączyć się i powrócić do ukochanego stanu spoczynku, ale wtedy dobiegł do niego głos. Przez krótką chwilę wyrwany z pięknego snu mózg nie skojarzył, kto mówi, ale z kolejnymi sylabami, które składały się w słowa, tożsamość tajemniczego dzwoniącego została odkryta. Najpierw docierały do niego dźwięki, dopiero potem sens tego, co słyszał, dlatego uśmiechnął się płytko i opadł z powrotem na poduszkę, zanim odpowiedział:
- Chcę. - Nie obchodziło go to ani trochę, ale był gotów słuchać - w głównej mierze dlatego, że słyszenie go tylko, bez możliwości zobaczenia wyrazu jego twarzy ani gestykulacji, wydawało mu się odpowiednią rozrywką na środek nocy. Wyobrażał sobie go jak siedzi u siebie i mamrocze te farmazony o autostopowiczach, w jakimś pijackim albo szaleńczym amoku (może oszalał przez czytanie o sprawach kryminalnych w najbliższej okolicy). - Co im robił? - Ułożył sobie pod głową rękę, która nie przyciskała telefonu do policzka. Mówił cicho, głosem oscylującym między średnim a głośnym szeptem, na uwadze mając śpiącego za ścianą brata. Lepiej, żeby śniła mu się lacha z przyrody niż mordowanie autostopowiczów.

Dick Remington
niesamowity odkrywca
kaja
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Ostrzegali go, te skurwysyny z terapii. Może najpierw nie słuchał ich z winy rozpraszających go bodźców zewnętrznych, bo światła jarzeniówki były zawsze ostre, a język stawał się kołkiem w najmniej oczekiwanym momencie, ale potem była ta świadoma nonszalancja człowieka, który na nałogach zjadł zęby. Nie, nie tych z gatunku swoich i najbardziej zjadliwych, ale cudzych i wyrytych krwią, flegmą i wymiocinami matki. Mimo wszystko Dick przypuszczał, że wie i ci jajogłowi eksperci od czyjegoś popranego życia nie mogą powiedzieć mu czegoś odkrywczego. A przecież on był taki edgy, że słowa sączyły się mu jak ten atrament, który wprawdzie zostawia ślady, ale przelewa się przez kartkę i z czasem staje się nieczytelny.
Jak te ich pieprzone ostrzeżenia z terapii dla ludzi opóźnionych w chemicznym rozwoju, którzy do życia potrzebują kilku związków z układu okresowego pierwiastków. Mawiali mu (im), że pojawi się zagrożenie w postaci innego nałogu. Prosta kalkulacja dla ludzi, którzy matematykę ogarniali na tym samym poziomie co chemię. Równanie zawsze zakładało, że musi być jakaś niewiadoma i rozwiązanie, do którego będą dążyć jak nawiedzeni epileptycy. Dotychczas wszelkim iksem, igrekiem i każdą inną literą z greckiego alfabetu była kokaina, ale wieszczyli już, że zjawi się coś innego. Jak to proroctwo o Dzieciątku Jezus – z tym, że ono miało zbawić świat, a jego następny nałóg ściągnąć go na sam koniec łańcucha pokarmowego.
Z tym, że Richard Remington był bardzo niepokornym, prawdziwym Żydem w tej kwestii, więc nie wierzył w żadne nadejście, zapowiadane nawet przed światłych proroków z dyplomem Harvardu w kieszeni. A potem zjawił się ten autostopowicz i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (naprawdę była magiczna?) mógł jedynie złorzeczyć na swoją bezsilność i dostrzegać klasyczne symptomy wpadania prosto w objęcia innego rodzaju uzależnienia.
Palącego, związanego z wilgotnym ciałem, które wprawdzie nie było obok niego, ale od czego jest ta wyobraźnia, która równie dobrze mogła kierować swoje palce w zakazane rejony? A czy to coś niegodnego, że śmierć stała się tematem ich wieczorynki dla dojrzałych chłopców? Sam Dick nie miał nic przeciwko, dzieląc się wiedzą dla średniozaawansowanych w temacie zbrodni doskonałej.
- Milat uwielbiał polowania, wiesz? I postanowił zabić kogoś już jako dziesięciolatek, a nieujarzmiona agresja w końcu znalazła swój finał i zginęło aż siedem osób – to były kronikarskie informacje, wyczytane na pierwszej lepszej stronie, bo nawet ktoś tak bezczelny jak Dick potrzebował palącego pretekstu.
Pieprzone dziadki z terapii, mieli rację z tym uzależnieniem na zastępstwo.

hector silva
kelner — beach restaurant lorne bay
21 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Kończę się w twoich oczach
Umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie
Nie chwalił się nigdy nikomu swoim sceptycyzmem względem terapii i wszystkich innych prób naprawy czegoś, co gniło w środku już długo i zdrowo, jak za pomocą czarodziejskiej różdżki - krótkiej gadki-szmatki, szeregu sztucznych uśmiechów i podsuwanych pod drżące dłonie opakowań chusteczek. Specyficzne wyobrażenia, które wyniósł z internetu i oglądanych kątem oka seriali były jego najbliższym doświadczeniem tego typu psychologicznego wsparcia, dopóki jedna ze szkolnych psycholożek nie zdecydowała się wziąć Nullaha w obroty. Na początku wybitnie mu się to nie podobało, bo zdawał sobie sprawę z tego, jakie bzdury brat może zaraz nawymyślać (jego dziecięca konfabulacja sięgała niekiedy wyżyn absurdy - innym razem boleśnie ocierała się o szorstką prawdę, którą Hector starał się przecież z całej siły odsunąć zarówno od młodego, jak i od zewnętrznego świata). Nie potrzebowali więcej zainteresowania niż wzbudzała - po wielu miesiącach, które przekuwały się w latach - walająca się po przystankach i parkowych ławkach matka. Zbyt dobrze znał się już z dzielnicowym, który łaskawie przymykał oko, mając na względzie dobro małego, jak twierdził, chociaż Silva uważał, że nikt, kto miał na uwadze dobro dziecka, nie pozwoliłby mu zostać w tym patologicznym domu. To tylko niechęć do tej głupiej papierologii i biurokracji ratowała teraz ich dwuosobową rodzinną komórkę, o którą Hector dbał wytrwale i pielęgnował, łudząc się, że to wystarczająco. Nie było.
- N i e u j a r z m i o n a - powtórzył za nim wyraźne, z cieniem rozbawienia i być może odrobinę głośniej niż powinien. To słowa w zabawny sposób nie pasowało mu do szerokiego podbródka i głęboko osadzonych oczu, które zapamiętał w nim najbardziej. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, Patrick. Mówisz o bzdurach, bo lubisz wiedzieć, że słucham - stwierdził lekko i bez zawahania, choć był to przecież całkiem śmiały wniosek. Prawdą było jednak, że Hectora te wszystkie zabijaki i zamykanie gałek ocznych w piwnicznych słoikach interesowało tak długo, jak opowiadał o nich ktoś, z kim mógł dzielić się swoją specyficzną energią; kodować informacje w gestach i spojrzeniach. Przez telefon było inaczej. Dziwnie, ale w ten zabawny, nie żenujący sposób - choć może te dwa przymioty szybko mogły się ze sobą połączyć. - Co sprawia, że myślisz w środku nocy o seryjnych mordercach? Uciekasz przed czymś? - Coś cię goni?, siliło mu się na ustach, ale zastąpił je w porę innym określeniem. Jeśli nie chciał nie musiał odpowiadać. Mógł zbyć go milczeniem albo opryskliwością, albo odwróceniem kota ogonem, albo zwykłym naciśnięciem czerwonej słuchawki. Wyjątkowość całej tej sytuacji polegała na tym, że żadna z tych rzeczy zupełnie by Hectora nie zadziwiła ani nie zawiodła.
Każde milczenie było przecież niewerbalną zapowiedzią wiszącej ciężko na niebie zapowiedzi nadchodzącej burzy - nie wiadomo było, kiedy się zacznie, ale absolutnie jasne stało się, że kiedy huknie, to rozpada się na dobre.

Dick Remington
niesamowity odkrywca
kaja
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Szukanie dziury w całym było domeną umysłów głębokich i niestandardowo myślących. W końcu podążanie utartą ścieżką (nawet jeśli była biała, bezzapachowa i drażniła przyjemnie) nosek) było dobre dla tych z gatunku homo sapiens, co prochu nie wymyślą. Nie, żeby osoba pokroju Richarda Remingtona, juniora miała dojść do podobnych odkryć, ale przynajmniej starał się wychodzić czasami ze strefy komfortu, zupełnie jakby nasłuchał się tych szalonych coachów od osobowości. Wprawdzie żaden nie miał doświadczenia z narkotykami miękkimi, twardymi i al dente, ale jeśli chodzi o całą resztę, sprawdzali się. I dlatego chłopiec ten (mężczyzna, bo przekroczył już granicę z trójką z przodu) telefonował późną porą do pewnego bruneta, o którym wiedział tyle, że nosił obciachowe i tanie koszulki oraz że bez zastanowienia pakował się do jego auta.
Użycie seryjnego mordercy jako wytrychu prosiło się samo przez siebie, ale do podobnych konwersacji należało mieć jeszcze wrodzony talent, a Dick (nazwany tutaj z lubością Patrickiem) poza wyglądem nie miał za wiele do zaoferowania. Ot, było z niego piękne sreberko, w które ktoś owinął bardzo przestarzałą czekoladę albo książka z cudną okładką, która okazywała się żałosnym bełkotem literata ze Stanów, który już zarzucił pisanie nowel na rzecz kolejnych marvelowskich scenariuszy.
Tak widział to wszystko Remington, który speszył się okrutnie jak tylko może człowiek o tak płaskim charakterze i przekonaniu o swojej wyjątkowości.
- A skąd mam wiedzieć, że lubisz słuchać? – odbił piłeczkę jak zawodowiec. – U mnie usta miałeś zajęte czymś innym i nie zdążyłem się nawet zorientować jak na ciebie wołała matka z patologii – powinien docenić, że szorstko i bezczelnie, ale przynajmniej zapamiętał ten drobny szczegół, choć inne detale z ich spotkania czmychały jak szalone, bo inne przeżycia rozpychały się łokciami w jego pamięci. A nadal była dziurawa jak sito po tej całej terapii ze wstrząsami i z flashbackami od kwasu. Mimo to chłoptaś od autostopu i kiepskiego numeru, zapisanego pochyło na żółtej karteczce na lodówce wyrył się w jego mózgu jak gwoździem i równie boleśnie nakazywał mu teraz zastanawiać, czy nadal ma na sobie tę obleśną koszulkę made in China, a może już śpi półnago i kruche obojczyki przyprawiają kogoś innego o bolesną erekcję.
Tyle pytań, tak mało odpowiedzi w minutach na satelicie. Kiedyś był młodszy i fascynowała go tego rodzaju technika, teraz jak przystało na zblazowanego spadkobiercę jedynie puszczał z dymem swoje płuca i uśmiechał się pod nosem, gdy przyszło temu dzieciakowi podejrzewać go o ucieczki.
- Powiedział chłopak, który łapał samochód, bo wracał niewiadomo skąd w tym ostatnim słowie zawarte było pytanie, choć nie wypowiedział je na głos, ale przecież utarte schematy i pytajniki były dla tych idących wprost, a oni błądzili i szukali zaczepienia.

hector silva
kelner — beach restaurant lorne bay
21 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Kończę się w twoich oczach
Umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie
Obciachowe i tanie koszulki pewnie przeszły więcej niż ten rzężący mu do ucha przez zalany telefon Patrick kiedykolwiek na oczy widział - a przynajmniej z takiego założenia wyszedłby śmiało Hector, gdyby wiedział, że to przez ich pryzmat został zapamiętany. Całe szczęście, że po jednym spotkaniu nie było co oczekiwać po człowieku zgłębienia (a co dopiero zapamiętania) wszystkich mroków i jasnych miejsc życia, bo chyba byłoby po prostu nudno.
- Nie potrzebuję ust, żeby słuchać, Patrick. Chyba jesteś przemęczony - wytknął mu natychmiast, chociaż to on przecież był właśnie zbudzony w środku nocy ze spokojnego snu. - I nie mówiłem, że ja to lubię, tylko że tobie sprawia przyjemność, jak cię słucham. Połóż się lepiej, bo godzina ci nie służy. - On sam natomiast całkiem się już rozbudził, co miało okazać się przekleństwem kolejnego ranka. Zawahał się przez dłuższą chwilę nad tym czy powinien pozostawić jego zaburzające chwalebną niestałość ich relacji pytanie bez odpowiedzi. Noc była na tyle duszna, że w końcu odrzucił kołdrę na bok. - Słonko - odparł wreszcie, uśmiechając się do siebie kwaśno pod nosem. - Tak na mnie wołała - dodał jeszcze, żeby Patrick nie pomyślał zaraz, że to jemu tak słonkował przez telefon. Nie kłamał; Tallulah Silva swojego czasu była wyjątkowo emocjonalną osobą (w pozytywnym tego słowa znaczeniu - nie w tym powiązanym ze stanem upojenia) i prawdę mówiąc rzadko sięgała po jego imię, kiedy się do niego zwracała. Częściej już nazywała go synkiem niż Hectorem, co wspominał z goryczą i poczuciem niesprawiedliwości - do Nullaha nigdy nie zwracała się w podobnie sentymentalny sposób, zazwyczaj po prostu perfidnie ignorując jego obecność. Nic dziwnego, że chłopiec starał się zaznaczyć ją tak dobitnie i widowiskowo; czasem Hector miał wrażenie, że zrobiłby cokolwiek, żeby tylko dostać matczyną uwagę. On sam teraz bywał Słonkiem tylko po którejś z bardziej wybuchowych kłótni, z rodzaju tych, podczas których matczyne pazury ryły sobie szlaki po jego skórze albo dłoń uderzała z hukiem w policzek.
Skąd?
- Nieważne, skąd jesteś, ważne, dokąd...
- Z kim rozmawiasz?
Na dźwięk znużonego pobudką, dziesięcioletniego głosu prawie upuścił telefon. Poderwawszy się do pozycji siedzącej, odsunął komórkę od twarzy, żeby zderzyć się spojrzeniem z zaspanym bratem.
- Z nikim, wracaj do łóżka.
- Ale ja nie mogę spać, jak ty tak gadasz i gadasz. - Pod tą rozdzierającą głos pretensją z pewnością ugiął się cały świat.
- Już kończę, Nullah, idź się położyć, bo nie wstaniesz rano - nakazał ze zniecierpliwieniem, za które skarcił się zaraz w myślach.
- A ja pójdę jak skończysz - oznajmił, zaraza przeklęta, i jakby nigdy nic usiadł w progu odzielającego pokój od salonu. Hector aż zamrugał szybko, nie wiedząc zupełnie jak zareagować, aż w końcu przycisnął telefon z powrotem do ucha.
- Okej. Muszę kończyć, bo taka jedna kanalia właśnie szantażuje mnie emocjonalnie. Odezwij się częściej niż raz na miesiąc, co? I może nie w środku nocy. Napisz najlepiej, kiedy się widzimy i gdzie. Będę na pewno. - I, zanim zdążył nacisnąć czerwoną słuchawkę, wcześniej wspomniana kanalia zdążyła jeszcze zakrzyknąć:
- ZAPROŚ JĄ NA URODZINY, HE... - Odgłos rozłączonego połączenia. -... CTOR!
- Do łóżka. Już - fuknął, mrożąc go surowym spojrzeniem, z którego nie zwalniał go do momentu, w którym młody wreszcie (przewróciwszy oczami i pokręciwszy się odpowiednio długo w miejscu) zniknął za drzwiami swojego pokoju.

k o n i e c
niesamowity odkrywca
kaja
ODPOWIEDZ