listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
13.


- Wiedziałaś, że pingwiny mogą być homoseksualne? Poważnie! - wypalił od razu, kiedy Jo odebrała telefon. - Osobniki płci męskiej łączą się w pary na całe życie, budują razem gniazdo i umieszczają w nim kamień, próbując wysiadywać go jak jajko. Jakby nie patrzeć, to urocze - Otis pół dnia w pracy spędził na wyszukiwaniu ciekawostek o pingwinach. Uważał, że są super najlepszymi ptakami na świecie (no może poza GOŁĘBIAMI) i fajnie byłoby mieć takiego w domu. Szkoda tylko, że mieszkał w Australii, gdzie klimat im nie sprzyjał i miał okazję zobaczyć je tylko raz, podczas szkolnej wycieczki do zoo w Sydney, a przewodnik pozwolił mu nawet nakarmić jednego małą rybą. Najwyraźniej, żeby być w posiadaniu takiego pingwina, Otisowi nie pozostało nic innego, jak przeprowadzić się na Antarktydę. Swoją drogą, ciekawe czy jego organizm nie doznałby szoku? Przez całe życie mieszkał w klimacie równikowym, a tu nagle BUM! Taka drastyczna zmiana i klimat podbiegunowy.
O ile nie lubił czytać (bo szło mu to strasznie opornie i miały całe lata świetlne, zanim kończył jakąś książkę), to lubił wyszukiwać ciekawostki w sieci. Raz, że były krótkie, a dwa - można było nimi zabłysnąć. A że inteligencją nie grzeszył, musiał sobie radzić w inny sposób. Czy można było uznać go za sprytnego? Po części na pewno, w końcu jakoś radził sobie w życiu i do tej pory jeszcze nie zginął. Tylko takie szperanie w necie bywało zgubne, bo już niejednokrotnie nadział się na coś, co później okazywało się nieprawdą. Albo na fake newsy i co? I przypał.
- Dopiero co wszedłem do domu, padam na mordę - oznajmił, ściągając niedbale buty, które po kopniaku wylądowały gdzieś przy drzwiach. - Chyba będę musiał zamówić jakieś żarcie, bo trochę przymieram z głodu. Wybierz numer od jeden do czterech - pod każdą z cyfr kryło się danie z dowozem do domu, więc nie pozostało nic innego, jak liczyć, że Jo wybierze akurat to, na co miał ochotę. - A ty co tam? Masz dzisiaj wieczorną zmianę czy jak? Znowu wymyślisz jakieś fikuśne, wielopoziomowe driny? - jakoś nie przypominał sobie, żeby dzisiaj wymieniali wiadomości tekstowe na temat jej pracy, stąd takie pytanie. Równie dobrze mogła mieć dzisiaj wolne, ale Otis nie znał grafiku Jo na pamięć, mimo że starał się zapamiętywać wiele szczegółów z życia sympatycznej, telefonicznej koleżanki. I szło mu to całkiem nieźle, serio! Skrupulatnie zapamiętywał różne detale, bo może i nie był zbyt mądry, to pamięć wciąż miał nienaganną. Jeszcze tego by brakowało, żeby miał z nią problemy. Nie dość, że głupi, to w dodatku sklerotyk. Zajebiście.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
009.


Lubiła kiedy dzwonił.
Lubiła moment, w którym telefon wykonywał szalone, lecz wciąż rytmiczne wibracje, zwiastując przychodzące połączenie, a na wyświetlaczu widniał mem z Toy Story w towarzystwie krótkiego Otis, tuż przy samej górze ekranu. Na twarzy pojawiał jej się wtedy ten cholernie niekontrolowany uśmiech a nastrój niezależnie od tego, jaki był jeszcze minute temu, poprawiał się do wysokiego stanu uniesienia.
Lubiła, gdy z momentem wciśnięcia zielonej słuchawki i przyłożenia telefonu do ucha on już mówił. Zaczynał opowiadać ciekawe zlepy słów, kiedy ona nawet nie zdążyła powiedzieć jeszcze zwykłego, szarego cześć.
Lubiła, kiedy pytał co u niej. Tak niewiele ludzi to robiło. Nikogo nie obchodziło co u niej. Nie interesowali się jej światem i pomimo łatki dobrej znajomej, czy przyjaciela i tak woleli przez większość czasu mówić o sobie, bez najmniejszego zainteresowania drugą stroną,
Lubiła naturalność w jego głosie, kiedy rozmawiali. Nie było wstydu, powstrzymywania się i długiego zastanawiania nad wypowiadanymi słowami, nim zdążą one wylecieć w eter. Opowiadał o swoim dniu i przeciętnej codzienności, jakby ta co najmniej była kilka centymetrów obok, dzieląc z nim te same chwile.
Lubiła donośny śmiech, jakim ją otulał, gdy powiedziała coś śmiesznego.
Lubiła w nim tę wyjątkową troskę, sympatie i milion innych rzeczy, na których wypisanie nie starczyłoby kartek w najbardziej obszernym zeszycie dostępnym w Pepco. Tak bardzo lubiła.
Homo pingwiny? — zaśmiała się, przytrzymując telefon ramieniem, kiedy dłonie zajęte były rozwiązywaniem czerwonych, błyszczących butów z logo Rudd’sChcesz mi powiedzieć, że znajdują sobie kamień, który wygląda na jajko i go sobie chowają jak własne? — zrzuciła buty, wyciągając spod ławeczki, na której aktualnie siedziała swoje własne, czarne conversy, zaraz potem wciskając je na niewielkie stopy — Urocze maks, ale jakie przykre w tym samym czasie. Przecież z tego kamienia finalnie nigdy nic się nie wykluje. Biedne pingwiny — zachlipała teatralnie ustami, imitując płacz i zajęła się rozpinaniem bawełnianego fartuszka, zawiązanego z tyłu wielką kokardą — Swoją droga, jak pojebane jest to, że pingwin tworzą zwiazki na zawsze. Że tak znajdują jednego odobwnika i po prostu z nim są? Na dobre i na złe. Nie ważne jakby się nie waliło i paliło, jak popierdolone ich życie by nie było, jak wiele gór lodowych trzeba by przejść i z iloma fokami zmierzyć - zawsze razem. To dopiero piękne. Szkoda, że ludzie wypadają przy tym tak brzydko — skwitowała, zarzucając kurtkę i łapiąc za zielony, workowaty plecach. Jej mózg nawet nie mógł ogarnąć tego całego procesu miłości wśród pingwinów. Jeden osobnik na zawsze? To bardzo piękna wizja miłości, ale w tym samym czasie tak bardzo nierealna.
Wstała na równe nogi zgarniając po drodze niewielką portmonetkę z napiwkami z dzisiejszej zmiany i wyszła z zaplecza, ruszając do wyjścia, po drodze kiwając na pożegnanie osobom za ladą, w tym samym czasie wciąż wsłuchując się w ciepły głos Otisa.
Hmm.. Waham się między dwa a trzy. Dobra. Niech będzie trzy — rzuciła po krótkim zastanowieniu, wychodząc na świeże powietrze. W końcu kurwa. Rozejrzała się dookoła, próbując ogarnąć, czy na świecie nie zadziały się jakieś większe, drastyczne zmiany, po czym powolnym krokiem skierowała w kierunku domu — Co wybrałam, coś dobrego? Powiedz, że coś dobrego — rzuciła błagalnie do słuchawki. Wiadomo, że chciała dla niego coś pysznego, z drugiej jednak strony nie miała pojęcia co tak naprawdę kryło się pod tymi numerkami.
Fikuśne drinki już porobione i z mych rąk więcej ich dzisiaj nie wyjdzie. Właśnie skończyłam prace i lece do domu. Miałam pierwszą zmiane. Nienawidzę pierwszych zmian. Głównie sprzątanie po wieczorze, czyszczenie kibli, przygotowywanie wszystkiego na wieczór i same drinki kawowe do zrobienia. Zero funu, za to porządny wycisk — opowiadała jak najęta, z kieszeni kurtki wyciągając złotą paczkę Malboro i odpalając jednego papierosa — Tak więc nie mogę się doczekać aż walne się na ten hamaczek, który tak dzielenie montowałam ostatnio w twoim towarzystwie — przewróciła oczami na samo wspomnienie. Nie dość, że biedna nie mogła sobie poradzić z ciągle plączącymi się linami, to jeszcze ciągły śmiech Otisa i jego mocna napierdalanie się wcale nie przyśpieszały tego procesu. Wręcz przeciwnie.
Ej a skąd zamawiasz to jedzenie? Może też bym zamówiła — zainteresowała się. Czuła jak burczy jej w brzuchu i skręca kiszki — To prawie jakbyśmy jedli razem — zaśmiała się do słuchawki, wyobrażając sobie idiotyczność tej sytuacji.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Każdego dnia lubił ją tak samo, tak samo intensywnie i z taką samą częstotliwością. Nigdy mniej, a nawet codziennie co raz bardziej i bardziej. Dziwne to było uczucie, lubić kogoś do tego stopnia, że nie wyobrażasz sobie bez niego kolejnych poranków i wieczorów. A co dziwniejsze, spędzać wspólny czas na odległość, nigdy przedtem nie widząc się na oczy. Ale kosmos staje się dopiero fakt, że i tak dalej macie ochotę ze sobą pisać i nie możecie doczekać się kolejnej rozmowy telefonicznej.
Otis wybierał numer Jo i zaczynał konwersację tak naturalnie, jakby po to się urodził. Dosłownie jakby nic innego w życiu nie robił, a jego profesja opierała się właśnie na takim bezustannym telefonowaniu do dziewczyny, którą poznał całkiem przypadkiem. Ale każdy przypadek zwierał trochę przeznaczenia i takiego małego tak miało być. Dokładnie tak, jak zawsze jest trochę prawdy w każdym żartowałem, trochę wiedzy w każdym nie wiem, trochę emocji w każdym nic mnie to nie obchodzi i trochę bólu w każdym u mnie w porządku. I dużo słońca w każdym tęsknię.
- Ej, co nie? - wszedł do swojego pokoju, otworzył okna na całą szerokością, żeby zaraz przycupnąć na parapecie i odpalić papierosa. - Całe to na zawsze jest strasznie popierdolone. Ja nie wiem, jak ludzie wytrzymują z jedną osobą po trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt lat. To znaczy, to jest mega niesamowite, ale równie mocni przerażające - przycisnął sobie fajkę do ust, opatulił płuca nikotyną i głośno wypuścił dym z ust. - Nie, żebym przyklaskiwał poligamii, ale czy w ciągu ćwierćwiecza nie da się zanudzić na śmierć z jedną osobą? - Otis niewiele wiedział o związkach, a jak już pakował się w jakieś relacje, to można było je o dupę potłuc, dlatego ciężko było mu zrozumieć te całe na zawsze.
Odliczył w myślach do trzech, próbując sobie przypomnieć, co takiego ukrył pod tym szczęśliwym numerkiem.
- Wylosowałaś burgera! - ucieszył się szczerze, bo soczysty burger chodził za nim już od kilku dni, jak nie dłużej. I tak się zbierał, żeby go zamówić, ale za każdym razem Calie przygotowywała jakieś zdrowe żarcie. Fuj! - Więc to coś naprawdę dobrego. Dzięki, Jo, jesteś najlepsza - pochwalił ją i to głupie, bo jeśli wypadłoby na chińczyka, pizzę albo sushi, to musiałby wtedy zamówić właśnie jedną z tych potraw. Nie byłoby wyjścia, w końcu Jo wybrała, los tak chciał i nie można było się mu sprzeciwiać.
Skrzywił się ostentacyjnie na wieści z pracy, które nie brzmiały zbyt optymistycznie. Brzmiały niczym porządny wycisk, czyli właśnie tak, jak ujęła to dziewczyna.
- Przejebane, wcale nie zazdroszczę - westchnął, przytrzymując komórkę ramieniem i strzepując popiół z parapetu; siostra go zatłucze jeśli dowie się, że palił przez okno zamiast wyjść na zewnątrz. Daleko nie miał, a jednak czyste lenistwo wygrało. - Wrócisz do domu i będziesz mogła bujać się na hamaku do później nocy. Właśnie, jeszcze się nie zerwał? - wcale nie sugerował, że Jo źle przymocowała linki, a tym bardziej to nie była aluzja do jej ciała. Owszem, trochę się napierdalał, kiedy tak zmagała się w boju, ale powinien dostać order za zasługi, bo dzielnie znosił każde stęchnięcie i wszystkie przekleństwa.
Zawtórował jej śmiech i zerknął na wyświetlacz, żeby zerknąć na dostępne w aplikacji restauracje. Nie było ich zbyt wiele, Lorne raczej trochę kulało w dostawach na wynos, więc w ogóle szok i niedowierzanie, że jakieś dwie knajpy na krzyż wisiały w apce. Zawsze można było zadzwonić, ale nie oszukujmy się, tak było znacznie wygodniej i od czasu do czasu można trafić na jakieś promocje typu darmowy dowóz, alebo dwadzieścia procent taniej na każde dostępne danie.
- Chyba zamówię coś z Salsa bar and grill. Mają dobre opinie i prawie pięć gwiazdek. I ceny dosyć przystępne - dopalił peta i wrzucił go do stojącego za oknem słoiczka z wodą. Popielniczka - ZRÓB TO SAM dla zaawansowanych. - Masz ochotę ta taki zestaw z frytkami i napojem? Bo jak nie, to ludzie piszą, że można tam zamówić wypasione steki - i chyba te steki miały lepsze opinie niż burgery, ale no trudno, najwyżej Otis skusi się na takowego następnym razem. Wprawdzie nie zamawiał zbyt często żarcia, bo to jednak dodatkowy wydatek, ale czasami głód i łakomstwo brały górę, a wtedy już nic nie było wstanie powstrzymać tej rozpędzonej do szaleństwa lokomotywy.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Również nie miała bladego pojęcia, jak ludzie wytrzymywali ze sobą po trzydzieści, czterdzieści lat. W ogóle nie rozumiała jak mogli tak po prostu ze sobą być. Dla Jolene koncept posiadania rodziny i tego jednego kogoś, z kim chce się spędzić resztę życia był mocno nierozwinięty. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyła, a otoczenie, w jakim dorastała zdecydowanie było temu dalekie. W domu od zawsze była tylko mama. Nie było taty, który wracałby do domu po ciężkiej pracy z wielkim uśmiechem na twarzy, witając rodzinę, dając małej Jo całusa w czoło, a własnej żonie serwując takiego bardziej soczystego, prosto w usta. Nie doświadczyła jak to jest mieć prawdziwą rodzinę, a tym bardziej funkcjonować w zdrowym, szczęśliwym związku, dlatego też pojęcie trzydziestoletniego stażu było w jej mniemaniu wręcz niemożliwe do osiągnięcia.
Sama nie wiem — wzruszyła ramionami, nie mając pojęcia co tak naprawdę odpowiedzieć w temacie. Przecież nie mogła podzielić się prawdziwymi przemyśleniami o braku miłości w domu dziecka. Za dużo kitów zdążyła mu wcisnąć o szczęśliwej rodzinie, w jakiej się wychowała — Może da się kimś nie znudzić. Może faktycznie da się z każdym dniem zakochiwać nawet bardziej, mocniej i prawdziwiej. Może kiedy przejdzie się już przez te wszystkie skały i pagórki problemów i przeskoczy wszystkie kłody, jakie niesie ze sobą związek potem wszystko jest łatwiejsze? Może jest taki moment, kiedy zaczyna być faktycznie z górki? Może. Nie wiem. Sama zakochana byłam tylko jeden raz, więc co ja tam mogę wiedzieć — prychnęła pod nosem, przywołując wspomnienia czekoladowych oczu Elijah, kiedy morką od oceanu dłonią gładził jej czerwone policzki i prawił komplementy usłane słowami, których nie powstydziliby się nawet najbardziej wykwintni pisarze. Wszystko było wtedy takie pięknie, tak niewinne i.. tymczasowe. Bo ta wyjątkowa na swój sposób relacja skończyła się prędzej czy później. I tyle z pieprzonej miłości, z której aktualnie zostały już tylko zatarte wspomnienia.
BURGERA? — podekscytowała się, czując jak własny żołądek wykonuje kilka obrotów na samą myśl o wielkiej, sezamowej bułce, sosie barbecue i pysznym, soczystym kawałku mięsa — Nie no nie ma innej opcji. Też zamówię. Co prawda miałam ambitny plan na ugotowanie obiadu, ale narobiłeś mi zbyt dużo smaka. Nie przeżyje teraz bez wielkiego burgera w moim życiu — rozmarzyła się, w głowie zastanawiając się już jakie dodatki weźmie do zestawu, oraz ile hajsu z napiwków będzie musiała na to przeznaczyć. No cóż, kasa wciąż się nie przelewała, a takie przyjemności kosztowały. I wcale nie był tak tanie jak 2forYou z maka. Ale wracając do tematu rozmarzenia się - tak się biedna zamyśliła, tak rozkminiała nad sosem do frytek, że nie zauważyła nawet chłopaka na desce, który nie wiedząc nawet jakim cudem pędził prosto na nią. Nim mózg zdążył zareagować i ruszyć kończynami, Jo już siedziała tyłkiem na podłodze, a telefon wyjebał kilka metrów do przodu.
Kurwa, ała — jęknęła, pocierając starty nadgarstek, próbując ogarnąć co właśnie się odpierdoliło. Chłopak najwyraźniej wylądował całkiem przyzwoicie, bo już wyrósł tuż przed nią, oferując pomoc i dopytując, czy aby na pewno wszystko w porządku — Jeszcze żyje, wiec tragedii jak widać nie ma. Swoją drogą mógłbyś bardziej uważać jak jeździsz po chodniku kurwa, bo wierz lub nie, ale ludzie tędy chodzą. Co jaka ścieżka rowerowa? No dobra, może i ścieżka rowerowa, ale twojego roweru wcale tu też nie widzę, wiec nie matkuj mi tutaj. Ja też nie mam roweru? No i chuj, ale przynajmniej mam napęd na dwie nogi, to prawie jak rower, kiedy tylko kolego masz wszystko zdublowane w tej swojej desce. No już, już, idź taranować ludzi gdzieś indziej. Palant — pogadała sobie, poburzyła się, przewróciła cztery razy oczami, trochę pomachała rękami i w końcu, kiedy bezczelny typ odjechał w przeciwnym kierunku, Jo podbiegła do telefonu i po ekspresowym ocenieniu strat w postaci lekko ubitego szkła wyświetlacza, przyłożyła go do ucha.
Kurwa. Halo, Otis? Jesteś? — upewniła się, bo przecież mogło przerwać połączenie, albo - co gorsza - Otis mógł się rozłączyć po wysłuchaniu tej żałosnej rozmowy, a raczej starcia Jo - Skejter — Jakiś kutas wjechał we mnie na desce — przewróciła oczami i na samo wspomnienie chłopaka, automatycznie odwróciła się za siebie, by zobaczyć, czy aby na pewno nie ma go jeszcze w zasięgu wzroku — O czym my to… A tak! Jedzenie! Salsa bar and grill brzmi dobrze. I tak, zdecydowanie mam ochotę na zestaw z frytkami. Może nawet powiększonymi, o. — zarządziła samej sobie, aż przyśpieszając kroku, by jak najszybciej znaleźć się w domu — Czyli co, randka przy telefonie i burgerach dzisiaj? Czy masz zamiar dać mi kosza? — rzuciła zaczepnie do telefonu, wypuszczając na twarz cwaniacki uśmieszek, którego on i tak nie był w stanie zobaczyć. A szkoda.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Otis znał pojęcie rodziny, bo ze swoją przez większość czasu był szczęśliwy, ale chciałby posiadać własną? Jakoś nie był co do tego przekonany. Na pewno nie chciałby być sam, ale niekoniecznie chciałby zostać ojcem. Dzieci to duże wyzwanie i trzeba brać za nie odpowiedzialność nie tylko do ukończenia przez nich pełnoletności, ale również do końca swoich dni. Dziwne to było przeświadczenie, że ludzie powinni łączyć się pary i przyczyniać do prokreacji. Nie fajniej było związać się z kimś i mieć tego kogoś tylko dla siebie? Korzystać z życia, poznawać, odkrywać, robić mnóstwo rzeczy po raz pierwszy, rzucić wszystko i zobaczyć kawałek świata? Właśnie taki żywot mu się marzył. Nie chciał skończyć jak jego rodzice, którzy nie dość, że właściwie nigdy nigdzie nie byli, przyrośli do jednego miejsca, skupiając się wyłącznie na pracy. A czy tutaj nie chodziło o to, żeby cieszyć się każdym dniem i nie myśleć tylko o tym, że zaraz trzeba kaszojada odebrać ze szkoły, a potem nie można nawet spotkać się ze znajomymi, bo trzeba z nim siedzieć? Jaki bezsens.
- Może nie da się kimś znudzić. A może tak się dzieje i wtedy czuje się tylko rozczarowanie, również sobą. Głupio wychodzi się za mąż, robi się coś durnego. Ale najważniejsze, to zebrać się na odwagę, nawet jak nie ma już czego ratować - Otis niewiele wiedział o relacjach. Jakichkolwiek. Wszystkie były popieprzone i nietrwałe. - Nie znam się na tym, ale na pewno wolałbym być do końca świata sam niż z poczucia obowiązku - bo ile było takich związków, w których trwało się z jakiegoś powodu. Bo dzieci, bo kredyty, bo ludzie krzywo spojrzą, bo rodzina będzie gadać. A co z pasją, co tym połączeniem, na którym to wszystko powinno być oparte? Zapomniane, zepchane na drugi plan, zgaszone przytłaczającą codziennością. Jeśli ktoś wybierał takie życie, to w głębi naprawdę musiał być niespełnionym, smutnym człowieczkiem.
- A co miałaś gotować? - dopytał, ale potem usłyszał tylko trzask i miał pewność, że Jo wypuściła go z rąk. To znaczy, nie tak dosłownie. Po prostu był przekonany, że telefon wyślizgnął jej się z dłoni, o czym świadczyły te charakterystyczne odgłosy, a później rozmowa w tle, z której niewiele zdołał zrozumieć. - Jo? Halo? - rzucił do słuchawki, gdy dziewczyna mówiła coś o ścieżce rowerowej, wyzywając kogoś od palantów. No nieźle. - Czy jest dzień, kiedy coś cię nie przejeżdża? - zapytał, bo szybko wyjaśniło się, że jakiś gość wjechał w Jo deskorolką. - Jak nie samochód, to deska. Na twoim miejscu zaryglowałbym się w domu i już z niego nie wychodził - parsknął śmiechem i rozsiadł się wygodnie na kanapie.
Nad Jo chyba wisiało jakieś fatum, skoro ciągle przytrafiały jej się takie rzeczy. Co niefart. A Otis myślał, że to jemu nic w życiu nie wychodzi i ciągle się potykał. Tylko jakoś wcale nie cieszyło go, że nie miał najgorzej, a w sumie to było mu przykro, że Jo miała większego pecha.
- Ale nic ci nie jest? Nie? - upewnił się, a kiedy dziewczyna przytaknęła, westchnął z nieukrywaną ulgą. - Bo inaczej musiałbym przypilnować, żebyś tym razem stawiła się w szpitalu na obserwacji. Ale jak wszystko git, to elegancko - aż podtrzymał sobie telefon ramieniem i przyklasnął z aprobatą w dłonie. Teraz to sobie wyobraziłam i kiedy to robił, to musiał wyglądać jak skończony debil. - W takim razie mogę zapewnić, że nie mam zamiaru dawać ci kosza. Możemy żreć burgery i gadać do rany. Też mam zamiar wziąć powiększony zestaw, ale czekam aż dotrzesz do domu. Raz, że chcę być świadkiem, jeśli coś miałoby cię znowu potrącić. A dwa, to musimy zamówić burgery w tym samym czasie, żeby je jeść jednocześnie. Bo inaczej to jedno będzie miało opóźnienie i będzie musiało wpierdalać zimne - a tego to chyba nie chcieli, prawda? PRAWDA? No właśnie.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Jo nie była taka pewna, czy wolałaby być sama niż z poczucia obowiązku. Jako osoba, która doświadczyła samotności, w dodatku tej najgorszej z możliwych, doskonale wiedziała, że samotność jest okropna. Niszczy człowieka bardziej niż niejeden popierdolony, czy nudny związek. Poczucie, że nie masz na świecie dosłownie nikogo, kto wyciągnąłby do ciebie pomocną dłoń jest obrzydliwie depresyjne. Dosłownie, bo rodziny przecież nie miała żadnej. Jedynym stałym punktem zaczepienia w jej życiu była Tessa (która do teraz nawet nie istnieje, bo wszyscy leją moczem na moje zajebiste szukajki, albo rezerwują i finalnie nie tworzą postaci spierdalając w siną dal, wiec nawet i ona na dobrą sprawę jest chujowym przykładem, ale let’s roll with that), która dzielnie stała u jej boku, posiadając miano najlepszej przyjaciółki. Na dobre i złe. Zawsze razem. Oczywiście - do czasu. Do czasu aż nie znajdzie sobie faceta, nie wyjdzie za niego i zapewne wyprowadzi się w pizdu, zostawiając Jo zdaną na siebie, widując się zapewne raz na tydzień, tak przy dobrych wiatrach. Takie życie. Z chwilą założenia rodziny ludzie po prostu nie mają już tyle czasu oraz energii na przyjaciół. Cicho liczyła, że chociaż Otis zostanie na nieco dłużej.
Mam dziwne wrażenie, że ty nigdy nie mógłbyś mi się znudzić — rzuciła do słuchawki, wypuszczając z ust pokaźną smugę dymu. Powolnym krokiem zbliżała się już do Sapphire River, co było równoznaczne z zamówieniem obiadu. I bardzo kurwa dobrze, bo brzuch już wirował od tej rozmowy o jedzeniu.
Myślałam o makaronie po chińsku z warzywami — odpowiedziała, gdy spytał co pierwotnie miała zamiar gotować — Lubisz? — oczywiście nie omieszkała zapytać, dodając kolejną cegiełkę informacji do ich fundamentu znajomości. Bo przecież tak to działało - z każdą rozmową, najmniejszym pytaniem dowiadujemy się najdrobniejszych szczegółów, które może z początku nieistotne, później składają się w piękną całość, tworząc wizerunek danej osoby w naszych oczach i chyba nie muszę nawet wspominać, że jak na razie Otis wyglądał w tych Jo całkiem nieźle.
Oj już tak nie przesadzaj z tym siedzeniem w domu. Zakuje się najlepiej do krzesła i nigdzie nie będę ruszać. I co mi z takiego życia, co? — prychnęła pod nosem. A bo jak on to sobie wyobrażał? Tak po prostu przestać wychodzić to świata tylko żeby nie zrobić sobie krzywdy? Bez sensu. Przecież właśnie na tym polegało życie. Na wzlotach i upadkach, o. A to, że dla Jo przez większość czasu wyłącznie na upadkach to już swoją drogą — Nic mi nie jest, doktorze. Nie musisz się tak martwić, chociaż musze przyznać - mega urocza jest ta twoja troska. Bardzo ładna cecha. Mówił ci to ktoś kiedyś? — rzuciła uśmiechnięta, wchodząc na niewielki, drewniany mostek prowadzący do domku 349. Nikt oprócz mamy nigdy się o nią nie troszczył, wiec kiedy Otis wykazywał nawet najmniejsze zainteresowanie jej stanem, było to dla niej bardzo wyjątkowe doświadczenie i cholernie miłe uczucie. Fajnie tak, kiedy ktoś się przejmuje. Kiedy komuś zależy.
Dobra, właśnie wchodzę do domu. Odpalaj apkę, bo zaraz umrę z głodu. Mam nadzieje, że szybko przyjedzie — nie kłopocząc się nawet z odpowiednim odłożeniem butów na miejsce, walnęła je w kąt i runęła na kanapę, przełączając Otisa na głośnomówiący — Dobra, ja biorę wołowego, z podwójnym serem, o i boczkiem. Do tego wielkieeeee fryty. W końcu jak szaleć to szaleć. A ty, Ooootis? — wrzuciła wszystko do koszyka i dopiero na znak chłopaka, że ten też jest gotowy, zapłaciła za zamówienie — Gotowe. Teraz tylko czekać — zaklaskała w dłonie i zerwała się na równe nogi, człapiąc do sypialni — Przydałoby się jakoś ubrać, w końcu jak randka to randka. Czy szary dres w towarzystwie wielkiej, czarnej bluzy brzmi jak odpowiedni strój na taką okazję? — zaśmiała się i tak właśnie zrobiła. Spięła włosiska w wysokiego koka i nałożyła na siebie jeszcze (chyba) czysty zestaw małego Seby-dresa. Piękny outfit. Nie jedna by pozazdrościła.
Myślisz, że jak podpierdole Tessie wino, to bardzo się obrazi? — Jo nie miała czasu wskoczyć do sklepu, ani zrobić żadnych zapasów, wiec musiała sobie przecież jakoś poradzić. A wiadomo, że piwo lub wino do burgera to czysty must-have.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Chyba mieli trochę inne priorytety, o czym nie zdawali sobie sprawy, bo nie rozmawiali o takich rzeczach. Może dlatego, że oboje kłamali, a może woleli poruszać inne tematy, które były mniej przygnębiające i poważne. W każdym razie Otis wolałby być sam niż z kimś, kto byłby patologiczny albo nudny jak flaki z olejem. I może powinien patrzeć na to inaczej, w końcu miał szczęśliwą rodzinę, z którą wychodził dobrze nie tylko na zdjęciach, a jednak wcale nie potrzebował tak, jak oni. Chciał tylko jedną osobą, dla której byłby w stanie zrobić naprawdę wiele i nie musieć się z nią nikim dzielić. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku, bo nie chodziło tutaj o przywłaszczanie. Ale fajnie byłoby mieć kogoś takiego, z kim nawet leżenie i nicnierobienie sprawiałoby mnóstwo satysfakcji i frajdy. Tylko Otis nie wiedział, jak naprawdę wygląda życie Jo. Może gdyby go uświadomiła, zrozumiałby jej światopogląd, w końcu jego ojciec też wychowywał się w sierocińcu, a od zawsze jego marzeniem było posiadanie dużej rodziny czyli czegoś,
- Serio? - zdziwił się szczerze, podkładając sobie małą poduszkę pod głowę. - A mi się wydaje, że jestem totalnie nudny - parsknął w słuchawkę zduszonym śmiechem. I w rzeczywistości faktycznie nie był zbyt ciekawą osobą, a wszystko to, co naopowiadał dziewczynie, nie miało zbyt wiele wspólnego z prawdą. Nie było programowania, tworzenia aplikacji i stawiania witryn internetowych. Nie było też żadnej kontuzji, która w przeszłości rzekomo przekreśliła jego szansę na dostanie się do ligi NBA. Nie było nawet bogatej rodziny, chociaż powiedział, że z takowej pochodził. Było za to żałosne dostarczanie listów, rzucanie do kosza z kolegami na starym, betonowym boisku i rodzina, w której kiedyś bieda aż piszczała.
- Lubię wszystko - odparł i w tej kwestii akurat nie kłamał. A najbardziej ciebie. - Mówiłem ci, że jestem wszystkożerny. Ale jak w tych warzywach miałaby być papryka, to fuj, musiałbym wygrzebać - to nie tak, że nie tknąłby jej albo porzygał zaraz po wpakowaniu warzywa do ust. Po prostu były rzeczy, za którymi nie przepadał, ale świat nie kończył się po zjedzeniu ich. Mimo to, jeśli była taka możliwość, zwyczajnie odkładał je ba bok. - Ej, a ty czego byś nie zjadła? I rozmawiamy tutaj o realnym jedzeniu, więc nie wyskakuj mi z jakimiś byczymi jądrami i świńskim mózgiem - zastrzegł natychmiast, bo po Jo to można było spodziewać się wszystkiego. Dosłownie.
Czy ktoś mówił mu, że jego troska była urocza? Chyba nie, ale miał świadomość, że dbał o bliskich. O siostry, na przykład. A z dnia na dzień telefoniczna koleżanka stawała mu się coraz bliższa. I trochę to go przerażało.
- Dobra, już dobra. Muszę się trochę martwić, skoro taka z ciebie pierdoła - dogryzł jej świadomie i zerknął na wyświetlacz telefonu, na którym już czekała otwarta aplikacja. - Ja biorę tego na ostro z jalapeno. Z podwójnym mięsem i grillowanym serem. Do tego fryty i mrożona herbata. Kurwa, ale się nawpierdalam - już nie mógł się doczekać, aż poklepał się po brzuszku, a w głowie przebierał nogami na myśl o tym super żarełku. - Ubrać? Po co? - uniósł brwi, czego Jo oczywiście i tak nie mogła widzieć. - Ja mam dziurawe skarpetki. Powinienem je zmienić? - spojrzał na swoją stopę; spod materiału wydostawał się duży, owłosiony paluch, którym poruszał, więc wyglądał teraz jak jakiś robal. - A jebać to. Bardzo cenię sobie wygodne ubranie na randkach - on sam wciąż miał na sobie jakieś rozciągnięte portki z roboty i koszulkę polo z firmowym logiem poczty. Nawet mu się przebrać nie chciało, a co dopiero myć i ubierać w coś innego. Dlatego będzie sobie jadł i śmierdział, a jego rozmówczyni i tak niczego nie zobaczy ani nie wyczuje. IDEALNIE.
- Wino do burgera? Średnio jakoś pasuje - podsumował, bo poważnie jakoś mu się to nie zgrywało. - Lepsze byłoby piwo. Chyba, że zamierzasz je wypić przed tym jak dostarczą ci żarcie, to nie było tematu. I nie znam twojej współlokatorki, więc nie wiem jak bardzo jest związana ze swoim alkoholem. W ogóle jak można pić wino? Ani to dobre, ani nie klepie - wzdrygnął się na samo wspomnienie o tym trunku. - Jasne, z braku laku wypiję, ale żeby się w tym smakować, to nie ma mowy - Otis wychodził z założenia, że wino najlepiej wchodziło na raz, żeby nie trzeba było go sączyć w nieskończoność. Lepiej wypić od razu wszystko i mieć to już za sobą.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
To tak samo jak ja — Jolene również lubiła jeść wszystko. Nie było wielu rzeczy, za którymi nie przepadała, a jeśli takowe istniały, to po prostu jeszcze nie miała szansy ich spróbować i się o tym przekonać — Chociaż kiedyś strasznie nienawidziłam groszku i marchewki z puszki. Bleh. Potem już jakoś się oswoiłam ze smakiem, ale na początku zbierało mi się na wymioty, za każdym razem jak chociaż mały kawałek lądował mi w ustach — wzdrygnęła się na samo wspomnienie. Kiedy trafiła za ściany bidula był to jeden z podstawowych elementów każdego objadu - gotowane warzywa z puszki. Obrzydlistwo. Nikt nie lubił tego gówna. Wszyscy trzymali się od niego z daleka i nie raz wymyślano przeróżne sposoby na pozbycie się ich z talerza, bo wiadomo obiad musiał być zjedzony. Cały. Dziewczyny chowały go nie raz do kieszeni fartuszków, wrzucały pod stół, albo przekładały komuś innemu na talerz, kiedy nikt nie patrzył. Z czasem jednak szło się przyzwyczaić do nieprzyjemnego zapachu i mocno słabego smaku, by finalnie, zamiast kombinować, Jo po prostu zjadała wszystko.
Powinnam się obrazić za tą PIERDOŁE? — rzuciła podniesionym tonem to telefonu, siląc się na udawane oburzenie, chociaż w rzeczywistości totalnie zgadzała się z tym stwierdzeniem i nawet nie kłóciłaby się, że jest inaczej. Była niezdarna, niekiedy nawet bardzo, łatwo się rozpraszała i pierwsze robiła, a dopiero potem myślała, co jak wiadomo było idealnym przepisem na katastrofę — No już dobra, dobra Panie Perfekcyjny. Nie wszyscy mogą być tacy SUPER jak ty — zacmokała w powietrzu, zanosząc brudne ciuchy z roboty do łazienki i umieszczając je w wielkim, szarym koszu na pranie (no i chuj z tego jak pewnie zapomni tego wybrać zupełnie tak jak ja skarpetek i będzie musiała iść jutro do pracy w worku na śmieci albo skarpetach w mikołaje).
To był sarkazm, głupku — przewróciła oczami aż żałując, że nie mógł tego zobaczyć — Przecież nie będę się dla ciebie stroić. Jeszcze tak mnie nie pojebało — prychnęła do słuchawki. No co on poważny? Wiadomo, gdyby mieli się widzieć na żywo pewnie ubrałaby coś bardziej wyjściowego niż brudny dres i może nawet umalowała ładnie buzinkę, ale przecież Otis znajdował się po drugiej stronie telefonu. Oczywistym więc było, że wygląd nie miał tu absolutnie żadnego znaczenia — Dziurawa skarpeta? Coś pięknego. Zostaw. Laski kochają takie rzeczy. Pomachasz takiej palcem i każda twoja — wydała z siebie cichy śmiech i ruszyła do kuchni w poszukiwaniu różowej butelki Fresco, którą Tessa kupiła całe dwa dni temu. Przecież musiała gdzieś tam być. No i była, nawet na swoim miejscu, kto by pomyślał? Well, na pewno nie Jo, bo ona nie dość, że nie myślała, to jeszcze w życiu nie pomyślałaby, że ktoś faktycznie mógł odstawiać rzeczy na swoje miejsce. Normalnie magia. Prawdziwa, niespodziewana magia.
Wino do wszystkiego mój drogi — rzuciła, wyciągając z szafki wysoką szklankę, mającą na celu imitować odpowiedni kliszek — A poza tym, to jedyny alkohol, jaki jest na stanie, a ja do tych, co wybrzydzają zdecydowanie nie należę — nalała prawie do samego czubka, a w połowie pełną butelkę wsadziła na boczną półkę lodówki. W końcu wiadomo, że najlepsze smakuje na zimno, odpowiednio schłodzone — Nie rozumiesz jak można pić wino, bo po prostu najwyraźniej nigdy nie piłeś go w odpowiednim towarzystwie. I wcale nie sugeruje tutaj mojej skromnej osoby, ale no cóż. Pokazałabym ci, jak dobrze pić wino — dodała zaczepnie, w końcu kierując się na miejsce docelowe, jakim był kolorowy hamak zawieszony między wielkimi filarami domku na środku tarasu. Przysunęła taboret, żeby było gdzie postawić alkohol i nie czekając na nic więcej WYJEBAŁA się na hamaczysko, wywalając nogi wysoko w powietrze. Coś pięknego. Nie dość, że był cholernie wygodny to Jo była pod ogromnym wrażeniem, że faktycznie trzymał cały jej ciężar.
Jezu jak dobrze — huśnęła się delikatnie, przymykając oczy i mrucząc pod nosem z przyjemności — Nie ma nawet opcji, że wstanę teraz po jedzenie — rzuciła rozmarzona, pozwalając, by ciepłe promienie słońca otuliły jej drobniutką, lekko uśmiechniętą twarz.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
- Pokaż mi drugą osobę, która w przeciągu miesiąca wpadła pod samochód i została prawie przejechana przez jakiegoś marnego skateboardzistę - no co? Ciężko o taki przykład, więc miał prawo, żeby nazywać ją pierdołą, prawda? No właśnie. Pewnie w międzyczasie prawie wpadła pod koła rozpędzonego do szaleństwa rowerzysty, ale teraz nie chciała się przyznać. A i jakiś kilkulatek cudem nie rozjechał jej na swojej plastikowej, trójkołowej hulajnodze. Na bank tak było, ale Jo wstydziła się dalej ciągnąć ten temat. - Za każde takie niepokojenie mnie będziesz dostawała puszkę marchewki z groszkiem - to nie była żadna groźba, to było LOJALNE ostrzeżenie.
Trochę przesadziła z tym perfekcyjnym, ale jak tak ładnie się do niego zwracała, to nie miał zamiaru tego negować. Otis często żartował, że był chodzącym ideałem, ale daleko było mu do kogoś bez wad. Po prostu w swojej pustej głowie był doskonały. Tak, jak był w niej programistą i niespełnionym graczem NBA.
- Jak to? Nie wystroisz się dla mnie? - udał wielce obruszonego. - Nie no, to się nie godzi. Powinnaś szybciutko ubrać jakąś kwiecistą kieckę. Natentychmiast - gdyby siedziała obok, pewnie wymierzyłby w nią palcem. Możliwe, że tym dużym, wystającym przez dziurę w skarpetce. - Przyznam szczerze, że trochę mnie teraz rozczarowałaś - westchnął ciężko, normalnie najciężej na świecie i poprawił się na wyrku. Tym samym, w którym jakiś czas temu (w sumie wcale nie tak dawno, ale tylko przez krótką chwilę) smacznie kimała sobie Jolene z Rudds.
- Mógłbym zrobić z mojej stopy pacynkę. Zrobiłaby furorę - właściwie to sama stopa też mogłaby taką zrobić poprzez sam swój rozmiar. Nie każdy mógł pochwalić się numerem buta w rozmiarze czternaście. Czyli to będzie czterdzieści dziewięć rozmiaru europejskiego. Wielka Stopa, a to nawet nie ona.
Prychnął trochę pogardliwie, kiedy tak zachwalała wino. I tym razem prychnięcie nie było udawane, bo serio ugodziło go to trochę w serducho. Nie był zwolennikiem wina i nie lubił, jak ktoś próbował go przekonywać do swoich racji, nawet w żartach i poprzez sugerowanie alkoholiozwania się w dobrym towarzystwie.
- I że niby ty jesteś tym dobry towarzystwem, co? - zaśmiał się, jednak bez żadnych złośliwości. Akurat to nie podlegało dyskusji, bo Jo była świetną kompanką i pewnie wszystko robiłoby się z nią super, łącznie z piciem paskudnego wina. - Umiem pić wino, nie potrzebuję do tego specjalnych pokazów i jakiegoś specjalnego instruktarzu - zapewnił, a wolną ręką poklepał pościel w poszukiwaniu słuchawek. Bez jaj, musiały tutaj gdzieś być. - Odkorkowujesz butelkę i pijesz. Żadna filozofia - co ona myślała? Że Otis bawił się w jakiegoś konesera i degustatora w jednym? No chyba nie. - Leżysz w hamaczku? Ale bym cię z niego zrzucił - zażartował, bo nie zrobiłby tego. Chyba. Już jedną laskę ostatnio zrzucił, ale z łóżka, więc można było spodziewać się po nim takich ekscesów. - To jak nie masz zamiaru wstawać po żarcie, to weź tam krzyknij dostawcy, żeby przywiózł do mnie twoje zamówienie. Chętnie opierdolę drugą porcję - duży był z niego chłopiec i na luzie zmieściłby dwa burgery i dwie porcje frytek, nawet tych powiększonych. A wszystko popiłby mrożoną herbatę i znalazłby jeszcze miejsce na jakieś dobre ciacho. Na przykład na bezę z powidłami i masą budyniową w wykonaniu jego mamy. Tak, niewątpliwie pani Goldsworthy robiła najlepszą bezę na świecie.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
No juz dobra dobra! — krzyknęła rozbawiona do słuchawki, poprawiając jasny kosmyk włosów, który niespodziewanie zeskoczył prosto na twarz — Może i jestem kompletną kaleką, ale za to NIEZNISZCZALNĄ — podciągnęła beke z samej siebie. No ale trzeba było przyznać - może i Jo faktycznie ciągle wpadała pod samochody, jednak jakimś pieprzonym cudem udało jej się wychodzić z tego obronną ręką i to w dodatku w jednym kawałku. Nie jeden już dawno by się zabił na którejś z tych rzeczy. Let’s be honest. Ludzie potrafili ginąć od tak durnych rzeczy jak wsadzenie żarówki w usta, podczas suszenia włosów, czy nawet żucia gumy balonowej. Swoją drogą w necie można znaleźć kilka zajebistych, najbardziej idiotycznych śmierci jak na przykład ta: 13-letni Charnchai Puanmuangpak używał niewielkiej pompki, której koniec wsuwał sobie do odbytu i pompował powietrze, ale to mu się znudziło. Wraz z kolegami zakradł się więc na stację benzynową i użył… kompresora. Chłopiec po prostu eksplodował. No proszę. A według Otisa to Jo była pierdołą. W takim razie strach pomyśleć jak nazwałby Charnachaia.
No nie wystroje się dla ciebie, a jeśli myślisz, że posiadam w swojej szafie coś takiego jak sukienka w kwiatki to grubo się mylisz — prychnęła śmiechem, bujając kościsty tyłek na kolorowym hamaku — W mojej szafie widnieją tylko ciemne kolory ciuchów, ewentualnie czasami i od święta znajdzie się tam coś kolorowego, ale żadnych kwiatków — przedstawiła chłopakowi jak wyglądała sytuacja, bo najwyraźniej miał o niej zdecydowanie mocno nagięte mniemanie, jeśli uważał ją za kwintesencje kobiecości. Do tego akurat było jej bardzo daleko — No chyba, że widzielibyśmy się twarzą w twarz - wtedy wystroiłabym się tak, że szczęka by ci opadła, chłopcze — zacmokała w powietrzu, wypuszczając na twarz cwaniacki uśmieszek. Oczywiście, nie uważała się za osobę wyjątkowo ładną, a co dopiero z sortu tych, na których widok facetom opadała szczęka. Ni to nic nie miała zrobione z ryjem - zero botoksu, zero poniesionych powiek i nabitych policzków, do tego zero powiększanych piersi i dupy. Kto by tam na nią nawet spojrzał.
Nie mówię, że nie wiesz jak się otwiera i pije wino, zjebie — przewróciła oczami — chodziło mi o to, że w odpowiednim towarzystwie wino po prostu smakuje lepiej. Tyle. Zdaje sobie sprawę, że masz dwie rączki i doskonale wiesz jak ich używać, nie tylko do otwierania butelek — no bo oczywiście na sto procent umiał też sznurować buty, zakładać portki, pisać, zmywać naczynia i masę innych rzeczy, do których wymagane były dłonie. Taki zdolny. Patrzcie wszyscy.
Już była gotowa rozpoczynać kolejną walkę na przekomarzanie się, gdy ten wspomniał o zrzucaniu z hamaczka, kiedy wybrzmiał donośny dzwonek do drzwi, zwiastujący kuriera z jedzeniem. No albo listonosza… chociaż miała szczerą nadzieję, że była to pierwsza opcja.
Ejjjjj, mam chyba jedzenie! — podekscytowała się, niezdarnie zrywając z hamaka — Poczekaj chwilkę — odstawiła telefon tuż obok szklanki z pół wypitym winem i poczłapała otworzyć drzwi. Chyba nie muszę nawet pisać, jak wielką ulgę poczuła Jolene, kiedy w jej oczom ukazał się nie kto inny jak kurier z wielką, papierową torbą. Z ogromnym uśmiechem na ustach wyciągnęła łapska, odbierając zamówienie i zaraz po wyjątkowo grzecznym podziękowaniu, ruszyła do kuchni wszystko rozpakować. Nie miała zamiaru przekładać wszystkiego na talerz - jeszcze tak jej nie pojebało, ale potrzebowała zabrać kilka potrzebnych rzeczy jak sztućce i ketchup z lodówki. Jo należała do ludzi, którym sosów zawsze było za mało. Nie lubiła wcinać suchych frytek, a to niewielkie pudełeczko, w którym serwowali dip starczy jej może na jedną trzecią opakowania.
JESTEEEM, mam jedzenie!! — krzyknęła, wychodząc na taras, jednak nie usłyszała żadnej odpowiedzi — Otis?? — sprawdziła połączenie, czy aby na pewno nic ich nie rozłączyło. Wszystko wydawało się działać. Dziabła więc frytkę przekonana, że Otis poszedł właśnie odebrać swoją kolację. Kurwa, szybki ten kurier.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Otis był innego zdania, bo Jo ciągle robiła sobie jakąś krzywdę, więc taka niezniszczalna wcale nie była. Wprawdzie nie wsadzała sobie końcówki pompki w odbyt (chociaż kto ją tam wie, może to był jej najskrytsza tajemnica?) i nie bawiła się kompresorem na stacjach benzynowych (ale czy na pewno?), jednak ciągle coś jej się przytrafiało. A Otis, szczerze powiedziawszy, zaczynał się poważnie martwić czy któregoś dnia rzeczywiście nie stanie jej się coś poważnego. O czym i tak zapewne by nie wiedział, bo nikt by go o tym nie poinformował, No bo niby kto? Nie znał rodziny i przyjaciół dziewczyny, a oni na stówę nie znali jego. Ewentualnie, gdyby zginęła w jakichś dziwnych okolicznościach, dowiedziałby się o tym z mediów. Tylko i tutaj mógłby pojawić się problem, bo nawet nie znał jej nazwiska. Ale gdyby usłyszał, że komuś wpadły klucze od domu do kanału ściekowego, więc włożył tam głowę i utonął albo ktoś zginął, grając w nietypową rosyjską ruletkę i zamiast pistoletu, umieszczał sobie w ustach petardę - pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, że mogłaby to być Jo. Niejednokrotnie przekonał się, że miewała szalone pomysły i nudna śmierć na pewno do niej nie pasowała, więc śmierć pod kołami samochodu była za bardzo mainstreamowa.
- A kto w ogóle powiedział, że lubię dziewczyny w sukienkach? - zapytał i o ile jego koledzy oglądali się za odsłoniętymi nogami z wywieszonym jęzorem, to on jakoś nieszczególnie zwracał na to uwagę. Właściwie wygląd nie miał dla Otisa znaczenia - jeśli z kimś masz vibe, to po prostu go masz, niezależnie od płci. I mimo że on sam uważał się za zatwardziałego, heteroseksualnego mężczyznę, to kto wie, może gdyby spotkał na swojej drodze faceta, z którym miałby połączenie jak z nikim innym, to dałby sobie zawrócić w głowie? Od zawsze uważał, że człowiek zakochuje się w duszy, a nie w tym, jak ktoś wygląda i ważniejsze dla niego było, w co druga osoba wierzy, jakie ma przekonania polityczne i czy była dobrym człowiekiem, niż płeć. - Już nie pierdol, że tak byś się dla mnie odjebała - dodał po chwili z nieukrywanym śmiechem. Gdyby kiedyś serio przyszło im spotkać się twarzą w twarz, to Otis nie oczekiwał, że Jo wystroi się dla niego jak stróż w boże ciało albo szczur na otwarcie kanału. Bez przesady. Wolał zaglądać jej w głowę, a nie oceniać co na siebie założyła.
Z tą umiejętnością pisania to dziewczyna trochę się zagalopowała. Prawda była taka, że Otis ledwo składał zdania i gdyby nie to, że słownik poprawiał wyrazy albo je podkreślał, to ciężko byłoby go zrozumieć. Błąd na błędzie błędy poganiał. Ale cicho, Jo wcale nie musiała o tym wiedzieć. Niech żyje sobie w pięknej nieświadomości, że Otis był pseudointeligentem, który w dupie był i gówno widział. Bez ambicji, bez większych zainteresowań, bez przyszłości. Ale najważniejsze, że był dobry, co nie? Głupi jak but, prostolinijny, niedouczony, na niczym się nie znał, ale przynajmniej nikogo nie prześladował i nie ranił z premedytacją. Faktycznie, wielki wyczyn. Zupełnie jak wiązanie butów i zasunięcie zamka błyskawicznego. Powinien dostać za to jakąś nagrodę. Najlepiej specjalną, taką dla upośledzonych.
- Wino ssie, niezależnie od towarzystwa - tkwił przy swojej racji i nie miał zamiaru zmieniać zdania. Zresztą, kim on był, żeby chlać wino? Jakąś babą czy co? Wolał mocne alkohole, a nie jakieś kilkunastoprocentowe szczochy. - Co? Już masz żarcie? Ja jeszcze nie mam - posmutniał momentalnie, czekając aż Jo wróci do telefonu. Ale nie doczekał się na nią, bo po chwili po domu rozległ się dźwięk dzwonka, więc Otis zostawił na chwilę swoją komórkę i popędził drzwi, przywalając po drodze piszczelem o kant ławy stojącej w salonie, co wiązało się z donośnym przekleństwem. Na szczęście w całości udało mu się odebrać zamówienie i mógł wrócić do swojego pokoju.
- Dobra, kłamałem, jednak mam - żeby oszukiwał tylko w takich kwestiach, to byłoby dobrze. On sztućców nie potrzebował. Ani dodatkowych sosów, które potrafił sobie ładnie rozłożyć w czasie jedzenia. Po prostu wgryzał się w bułę, tak jak to zrobił właśnie teraz i dopychał wszystko frytką. - No powiem ci - odezwał się dopiero, jak już przełknął pierwszego kęsa. - Całkiem zajebisty. Fajne mięso, taki soczyste. Smakuje ci? I mam pytanie za sto punktów - nawet nie zauważył, że ketchup z frytki spadł mu na koszulkę od pracowniczego uniformu, ale kto by się tym przejmował? - Twoja ulubiona potrawa, bez której nie wyobrażasz sobie życia tooo? - nie oszukujmy się, każdy miał jakieś ulubione danie. Albo przynajmniej znaczna część ludzi, z którymi Otis obcował. Bo nawet jak lubił się wszystko, to było to jedno danie, za które człowiek oddałby serce, nerkę, jedną jedyną wątrobę. I duszę całą, o.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
No jak to kto? — zaśmiała się głośno — Sam przed chwilą powiedziałeś, że raz-dwa miałam lecieć się przebierać w sukienkę w kwiatuszki — przywykła już, że Otis czasami chciał być na tyle zabawny, że sam siebie negował byleby ciągnąć żarcik i finalnie nic z tego nie miało sensu, jednak Jo wciąż lubiła mu to wytknąć, zamiast po prostu przemilczeć. Taka już była ta ich relacja: wielka kula żartów i dogryzania, opleciona w miłe słowa od czasu do czasu, trochę troski i dużą ilość ciepłych uczuć. Mieszanka na pierwszy rzut oka wyjątkowo wybuchowa, jednak w praktyce sprawdzająca się wyjątkowo dobrze. Dogadywali się. Dobrze. Co do tego nie było najmniejszych wątpliwości. Co więcej, niekiedy wydawali się naprawdę dopełniać i idealnie współgrać, co poważnie zaczynało przerażać Jo. Zazwyczaj odpychała od siebie ludzi, nie dając się poznać, tym samym nie wystawiając się na późniejsze cierpienie. Problem w tym, że Otis już dawno przeszedł te wszystkie przeszkody i zajął honorowe miejsce w jej sercu.
A może bym się odjebała, może nie. Guess you’ll never know — podsumowala, WCALE nie nawiązując do faktu, że to Otis był tym, który tak naprawdę odmówił spotkania twarzą w twarz. Osobnikiem, który przekreślił ich dalszy rozwój znajomości, ograniczając ją tylko i wyłącznie do tej telefonicznej. Kto wie, może tak naprawdę Jo była dla niego tylko chwilową znajomością, z którą wcale nie wiązał większych planów. Może miał już inny obiekt westchnień. Może po prostu nie była warta jego czasu. No cóż, lepsze to niż nic dodała szybko w myślach, mimowolnie wzruszając ramionami. Rozmowy też były super, wiec nie powinna narzekać i oczekiwać czegokolwiek więcej.
No taki właśnie z ciebie KŁAMCA — skwitowała, uchylając wieczko i wbijając wzrok w pięknego, soczystego, prawie błyszczącego burgera z podwójnym serem i idealnie wysmażoną wołowinką — Ciekawe w ilu sprawach jeszcze tak naściemniałeś — prychnęła pod nosem, oczywiście żartując, nie mając bladego pojęcia, że w rzeczywistości faktycznie był z niego pieprzony kłamca. Zupełnie tak jak z niej. Bo przecież Jo również nie była bez winy. Sama stworzyła wyimaginowany świat pełen miłości i wspierających członków rodziny, kiedy w realu była samotnym jak palec człowiekiem.
Smakuje, smakuje. W skali od jeden do Jojo, zdecydowanie mocne osiem — rzuciła z pełną buzią, plując przy tym przed siebie gorzej niż nie jedna lama. No taki już miała ten swój osobisty urok. Wpierdalała jak pojebana, jakby się bała, że zaraz ktoś przyjdzie i jej to wszystko zawodowo zje, a to byłoby BARDZO PRZYKRE.
Muszę wybrać jedno? — odpowiedziała pytaniem na pytanie chłopaka, po czym spojrzała gdzieś w przestrzeń, wciskając do ryja gorącą frytkę — Sama nie wiem. Chyba pizza? Tak, tak, myślę, że Pizza. Niezależnie jaka, niezależnie od tego co na niej jest i jak grube ma ciasto - pizza jest najlepszym przyjacielem człowieka. A ty? — rzuciła dumnie, zadowolona z wyboru. Oczywiście, obstawiała jeszcze inne rzeczy jak makarony i jajecznice z rana, ale przecież bez tego spokojnie by przeżyła. Bez pizzy? Nie ma, kurwa, mowy.
— Dobra, Otis — cmoknęła zaraz po profesjonalnym wyzerowaniu szklanki wina — Skoro tak się tutaj aktualnie RANDKUJEMY, to powiedz mi — przedłużyła ostatnie słowa, obracając puste szkło w dłoni i intensywnie zastanawiając się nad pytaniem, które wypadałoby zadać — Co jest dla ciebie najważniejsze w związku? — wyrzuciła naturalnym tonem, jakby właśnie informowała go o pogodzie na dzisiejszy wieczór. Nie miała problemu z zadawaniem bezpośrednich pytań, tych bardziej lub mniej wygodnych. Była dość bezpośrednia.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
ODPOWIEDZ