Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
No właśnie nie była taka pewna co do tego, że ktoś na pewno pojechałby z nią pod namiot. W tym właśnie tkwił w problem - nie było nikogo takiego. Ogólnie życie Jo było dość samotne. Jasne, miała jakiś tam znajomych, z którymi wychodziła od biedy na imprezy, czy najebać się w plenerze i kilku, z którymi biegała mazać graffiti po nocach, jednak żadna z tych osób nie była jej na tyle bliska, by wybrać się za miasto, odjebać biwakowanko, nadziać kiełbaski i smażyć je w akompaniamencie znanych i lubianych piosenek turystycznych.
Miała w zwyczaju zwalać brak przyjaciół na swoją przeszłość. W końcu całe młodzieńcze lata przesiedziała w bidulu, zamiast tworzyć relacje, uczyć się rozmawiać i poznawać masę nowych ludzi. Lubiła tłumaczyć sobie, że to pieprzona dorosłość nie pozwala jej na rozwijanie znajomości, chociaż prawda pewnie była zupełnie inna. Problem był z nią, nie z wiekiem. To ona była zepsuta. Nie potrafiła trzymać przy sobie ludzi, nie potrafiła zainteresować ich na tyle, by zostali. Przeżywała przypadkowe romanse, które kończyły się głuchą ciszą po drugiej stronie słuchawki i przyjaźnie, po których nie było śladu tygodnie później. Czasami więc dziwiła się mocno, że Otis wciąż był. Że dalej chciał z nią rozmawiać, że widział w niej coś interesującego i co więcej, nie miał zamiaru się nigdzie wybierać. Nie miała pojęcia, skąd i jakim cudem sobie na to zasłużyła.
No chyba żartujesz — prychnęła głośno, zwracając na siebie uwagę randomowego typa po drugiej stronie ulicy. Zignorowała to jednak i przewracając oczami, kroczyła dzielnie przed siebie, kuśtykając na prawą nogę i ciągnąć ze sobą poobijany rower — ej Otis W ŻYCIU ci nie uwierzę, że żadna cię nie chce — pokręciła głową z niedowierzaniem, absolutnie nie dopuszczając do siebie tej informacji. No bo przecież jak to tak? Jak to możliwe? — Przecież ty jesteś najbardziej zajebistym człowiekiem stąpającym po tej planecie, wiem co mówię. Jasne, czasami wkurwiasz i siorbiesz do słuchawki, ale poza tym wszystko jest z tobą jak najbardziej w porządku. Gdybym ja cię miała obok to bym się.. — no właśnie, co by się? Zamilkła na moment, próbując ogarnąć potok słów, który niekontrolowanie wyleciał z jej ust. Przecież tak nie można. Nie można mówić, że coś by się chciało, a kiedy faktycznie ma się to na wyciągnięcie ręki nic z tym nie robić. Przecież mogła zaproponować spotkanie, mogła łatwo dowiedzieć się gdzie mieszka, bo Otisów w Lorne było niewiele (sama znała tylko dwóch, z czego jeden był pierdolniętym listonoszem), spokojnie mogłaby więc zapukać do jego drzwi i z wielkim uśmiechem zrobić mu mniej lub bardziej miłą niespodziankę. A jednak nic z tego nie zrobiła. Ba, nawet nie podjęła żadnego małego kroczku w tym kierunku. Nie miała więc prawa gdybać sobie na głos czego to by z nim nie robiła.
Oczywiście, że chce z tobą gadać i nie sądzę, żeby kiedykolwiek się to zmieniło, wiec jakby to powiedzieć.. Jesteś na mnie skazany — zagroziła, chociaż pewnie koło faktycznej groźby to wcale nie stało. Pchnęła mocniej za ramę kierownicy, wdrapując się na niewielki korzeń wystający z leśnej ścieżki, na którą właśnie wkroczyła.
Słuchała uważnie opowieści Otisa, co kilka sekund wybuchając głośnym śmiechem. Uwielbiała jego historie. Uwielbiała go słuchać. Sposób, w jaki opowiadał wydawał się jej wyjątkowo przyjemny. Nigdy nie mówił monotonnie, zawsze odpowiednio akcentował i modulował głos w sposób, który dodawał jeszcze większego klimatu do każdej z historii, jaką się z nią dzielił. Uśmiechnęła się po nosem, wyobrażając sobie jak jego stary rzyga ze wycieńczenia a mały szczyl wciąż przerwała się na rowerze, bo nie potrafi utrzymać prostej równowagi. Kurwa, takie hity to tylko u Otisa i Bubka w rodzinie. Hit.
Przystanęła na moment na jego pytanie, zastanawiając się nad odpowiednią odpowiedzią. Rozważała obrócić to wszystko w żart i pociągnąć rozmowę na luźniejszy tor, jednak dzisiejszy dzień wyprał ją z energii i humoru na wymyślanie żarcików. Postawiła więc wyjątkowo na szczerość. Tak po prostu.
To nie tak, że nikt mnie nie chce czy mam za duże wymagania — zaczęła powoli, przeciągając słowa — Ja po prostu nie nadaje się do związków. Nie umiem — wzruszyła ramionami, przystając ponownie i opierając rower o drzewo. Sama zasiadła na niewielkim pniaku i z kieszenie kurtki wyciągnęła ukochane Marlboro. W końcu przerwy przy ciężkiej pracy były wręcz zalecanie, nie? No właśnie — Za nudna jestem, żeby z kimś być, no serio. Wszyscy się mną nudzą i odchodzą, zanim cokolwiek zdąży się rozwinąć. Tak wiesz, tak o, bez powodu. Po prostu znikają z mojego życia. Po co więc szukać i pakować energię w relację, która i tak po tygodniu kopnie cię w dupę? — Spytała retorycznie, chociaż już dawno znała odpowiedź: Nie pakować się - proste. Jak się nie zaangażujesz automatycznie oszczędzisz sobie złamanego serca. Czy to nie tak właśnie działało? Odpaliła papierosa i zaciągnęła się gorzkim, palącym w gardle dymem.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie uważał, żeby była nudna czy mało interesująca. Wręcz przeciwnie, widział w niej dużo dobrego i szczerze powiedziawszy dziwił się, dlaczego taka dziewczyna marnuje na niego swój czas. Nie uważał, żeby był odpowiednią do tego osobą, bo sam siebie uważał za kogoś, kto jest zwyczajny. Najzwyczajniejszy w świecie. Nie miał zbyt wiele do zaoferowania, niewiele potrafił. Jego rady zwykle nie były trafne i choć zawsze chciał dla każdego jak najlepiej. Ale umiał być. Słuchał i rozumiał. Pewnie dlatego, że sam nigdy nie miał w życiu łatwo. I pewnie, gdyby był wobec Jo od początku do końca szczery, rozumiałby jeszcze lepiej. Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że też był okłamywany. A właściwie nie mówiono mu do końca całej prawdy, o czym kompletnie nie wiedział.
- Gdybyś ty miała mnie obok siebie, to co? Brałabyś się za mnie? ZAKOCHAŁABYŚ SIĘ? - trochę ją podpuszczał, stąd ten zadziorny ton głosu. Drażnił się, ale była to nieodłączna część ich rozmów. I mimo powagi sytuacji, jakim był rowerowy wypadek, Otis naprawdę chciał poprawić jej humor. Nawet, jeśli wychodził na totalnego idiotę, którym tak naprawdę w rzeczywistości był. I chyba nawet mu się to udało, kiedy skończył opowiadać Jo żenującą historię z dzieciństwa. A takich miał mnóstwo, mógł sypać z nimi jak z rękawa. Jego ojciec był niesamowicie zabawnym człowiekiem. Może i nie był uczonym, ale miał niesamowitą charyzmę i najwyraźniej jego syn posiadł to w genach,
Słysząc, że odpala papierosa, wyciągnął ze spodni paczkę swoich i umieścił jednego w ustach. Chwilę zajęło mu, zanim odszukał zapalniczkę, ale finalnie znalazł ją w tylnej kieszeni.
- Może po prostu trafiasz na nieodpowiednie osoby? - zapytał, oddalając się nieznacznie od polany gdzie kolegom w końcu udało się rozpalić ognisko. - Ale masz rację, nie warto zawracać sobie głowę kimś, kto całkiem bez powodu zaczyna mieć cię w dupie. To z nimi jest coś nie tak, nie z tobą. Z tobą jest wszystko w jak najlepszym porządku. I wiesz co? - zrobił pauzę, żeby zaciągnąć się mocno papierosem. - Ja to bym brał cię w całości. Serio. Nawet, jak czasem mnie trochę denerwujesz, to jesteś super. Kurwa, Jo, jesteś zabawna, elokwentna i w dużej mierze moje samopoczucie zależne jest od twojego. To bardzo dziwne, ale właśnie tak jest. I to głupie, ale uważam, że bylibyśmy dla siebie dobrzy. Takie idealne dopasowanie, bo pomimo różnic, więcej nas łączy niż dzieli. A to już połowa sukcesu - gdyby dziewczyna stała teraz obok niego, pewnie wymierzyłby w nią papierosem, chcąc tym sposobem przekonać ją do swoich racji. Ale czy Otis w ogóle taką miał? Może w życiu liczyło się coś więcej. Może czasem po prostu nie wystarczyło się dobrze dogadywać i śmiać z tych samych żartów. Może nie chodziło o podobny gust muzyczny i nocne rozmowy. Może chodziło o to, żeby znaleźć kogoś, kto potrzebował i marzył tak samo, a na tej płaszczyźnie pewnie gdzieś się rozmijali.
Tylko Otis podświadomie chciał, żeby Jo okazała się tą osobą, która marzy dokładnie tak, jak on. Nie przyznawał się do tego na głos w obawie o rozczarowania. Tak było po prostu łatwiej, a na pewno bezpieczniej, żeby przypadkiem niczego nie spierdolić, bo bardzo nie chciałby, żeby to cokolwiek między nimi zmieniło.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Jo również nie miała wcale wiele do zaoferowania. Bo co ona mogła? Żyła z dnia na dzień, od wypłaty do wypłaty, starając się jakoś odnaleźć w tym wielkim świecie. Nie miała stałej roboty, odłożonego majątku, i odpowiedniej miłości w sercu, która mogłaby odpowiednio zadowolić tę drugą stronę. Bywałą samolubna, nie potrafiła stawiać dobra innych nad swoje, nie szukała kompromisów i lubiła sama podejmować decyzję. Chyba oczywistym więc było, że nie była wystarczająca, by zasługiwać na kogoś. By poświęcać się w wystarczających ilościach, opiekować, troszczyć i kochać. Kochać tak mocno, że każdy nerw w ciele zdaje się sprawiać autentyczny, fizyczny ból.
Poprawiła się na pniaku, przewracając charakterystycznie oczami na słowa Otisa. Sama nie wiedziała, co by zrobiła. Nie zdążyła tego wszystkiego przemyśleć, przeanalizować. Urwała ciąg słów, których sama nie była pewna, zanim jeszcze zdążyły ewoluować w konkretne zdanie, prychając głośno do słuchawki.
Może i bym się brała — wzruszyła ramionami, chociaż on i tak nie był w stanie tego zobaczyć. Zaciągnęła się papierosem, pozwalając, by silny tytoń zapiekł na całej długości płuc — Może rzucałabym ci zdecydowanie za długie spojrzenia w oczy, przypadkowo łapała za rękę i szukała kolejnego już powodu, żebyś znowu mnie przytulił — rozkręciła się dziewczyna, spoglądając gdzieś w niebo i zaczepijąc wzrok na kompletnie nieznanej konstelacji gwiazd, uświadamiając sobie, jak desperacko tak naprawdę potrzebowała tego w swoim życiu. Jak bardzo potrzebowała Otisa. Nie przez telefon. Nie w smsach, memeach i głupich tekstach, ale na żywo, w pełnej pieprzonej okazałości. Westchnęła głośno, odpychając od siebie te wszystkie myśli, jednak on nie odpuszczał.
Ciągnął dalej tą pieprzoną rozmowę, z każdym kolejnym słowem dosłownie rozpierdalając ją na milion maleńkich kawałeczków. Tamtego wieczoru była wyjątkowo wrażliwa podatna na emocje - przechodziła cholerny rolloercoaser, ocierając się o poważny wypadek, poprdając w jednodniową depresję - a on tak po prostu, jawnie i beczelnie atakował ją milionem pięknych słów, których z ręką na sercu, jeszcze ani razu od nikogo nie usłyszała. Uderzał w samo epicentruum emocji, wywołując mimowolny gorąc w okolicach brzucha i pieczenie w oczach, z których już po chwili spłynęło kilka samotnych łez.
Otis.. — wyszeptała pod nosem, próbując jakoś przerwać jego wypowiedź. Na marne — Otis, przestań — rzuciła jeszcze ciszej, czując jak skorupa, która resztakmi sił trzymała wszystko w kupie tak po prostu zaczynała pękać. Burzył ją kawałek po kawałeczku, kompletnie nieświadomy jak wielkie spystoszenie siał. Wstała na równe nogi, zaciągając się fajką i przenosząc ciężar z jednej na drugą nogę. Nosiło nią. Nie wiedziała co ze sobą zrobić, nie wiedziała co powiedzieć, jak się zachować. Rozjebał ją na kawałeczki, poruszając strefy emocjonalne, o których istnieniu nie miała bladego pojęcia.
Kurwaa — kuśtykając na prawą nogę, okrążyła drzewo, uderzając kilkakrotnie otwartą dłonią w szeroki konar. Zamilkła na moment, usiłując zebrać się do kupy, złożyć jakoś zbitkę chaotycznych myśli, które mieszały w głowie. Próbowała wyprzeć to, co naprawdę chciała. A chciała dużo.
Chciała, żeby był. Tak prawdziwe - mową i ciałem.
Chciała bezczelnie wpatrywać się w niego godzinami, chodzić na nocne spacery i budować coś wyjątkowego.
Chciała, żeby wziął ją w całości.
Chciała go denerwować, bawić i wpływać na samopoczucie.
Chciała być dla niego dobra. Idealnie dopasowana, bo pomimo różnic, wiele ich łączy niż dzieli.
Chciała być jego połowa sukcesu.
Chciała.
Chociaż dobrze wiedziała, że chcieć nie znaczy móc.
Żółć podeszła jej do gardła na samą myśl pytania, które nagle cisnęło sie na język, a żołądek wykonał kilka nerwowych ucisków. Okrążyła ponownie drzewo i opadając na korę plecami, nabrała zdecydowanie za dużo powietrza.
Otis — ponownie wypowiedziała jego imię, tym razem tonem zapowiadając ciąg dalszy, wciasz przetrzymując w płucach resztki powietrza — Spotkamy się? — dwa na pozór niewielkie i błahe słowa opuściły jej usta, wywołując momentalny odruch wymiotny. Było jej niedobrze. Po chuj, Jo? Po chuj tak wszystko pierdolić? Ale nie mogła juz inaczej. Nie mogła być wiecznym tchórzem. Nie mogła ciągle uciekać, gdybając na lewo i prawo co by to mogło być gdyby mogło jakoś być. I pomimo, że od razu pożałowała swoich słów, jakaś niewielka część niej była cholernie ciekawa nachodzącej odpowiedzi. O ile w ogóle takowa miała nadejść. (Bo kto wie co bubek odjebie)
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Raz na milion znajomości poznajesz taką osobę, na którą tylko spojrzysz i już wiesz - z nią możesz wszystko. Ona ma coś takiego na twarzy, w oczach, w uśmiechu, że ty również mimowolnie się śmiejesz. To ktoś, z kim jest ci po drodze, bo łapiecie taki sam klimat. Jesteście ulepieni z tej samej gliny. I co najdziwniejsze - przyciągacie się jak magnes. Nie zakochujesz się w niej od razu. To jest długi spacer przez wszystkie tajemnice. Zakochujesz się w jej spojrzeniu, później w tym, jak cudownie przytula, a na końcu rozumiesz, że nie chcesz więcej całować innych ust. Wzbudza w tobie takie uczucia, które władają wszystkimi twoimi zmysłami. Oddychasz nią. Smakujesz. Wiesz, że twoje serce znalazło w końcu dom. I sama myśl, że możesz zobaczyć ją trzymającą za rękę kogoś innego powoduje dziwny, niekontrolowany ścisk w żołądku. Ktoś wykorzystał twoją szansę. Nie zauważy cię, bo będzie zajęta śmianiem się z jego głupiego żartu. Nie z twojego. A świadomość, że nie jesteś tego powodem, spali twoje serce. I wtedy do ciebie dotrze: to ona. To zawsze była ona.
Otis nigdy nie widział Jo. Nigdy nie miał okazji jej dotknąć. Nigdy nie splatał palców z palcami jej dłoni. Nigdy nie przytulił i nie poczuł zapachu jej włosów. Nigdy nie poznał błyszczących oczu, w których tańczą wesołe iskierki, kiedy ją rozśmieszał. A jednak ta więź, którą mieli powodowała, że przez pół nocy potrafił wpatrywać się w sufit i zastanawiać się, czy zdoła przejść resztę życia, nie całując jej ust. Ust, których nigdy nie posmakował.
- Musiałabyś wymyślić jakiś dobry pretekst, żeby się do mnie przytulać - powiedział niebagatelnym tonem, ale tak naprawdę nie mówił tego poważnie. Podejrzewał, że nie potrzebowałaby żadnego powodu, żeby wtulić się w jego ramię. I ani jednego, żeby sprzedawać mu buziaki. - Masz rację, chyba trochę się zagalopowałem - dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, jak głupio to musiało brzmieć. Wbiegał myślami gdzieś daleko przed siebie, w coś kompletnie odrealnionego. W coś, co mogło nigdy się nie wydarzyć. Po prostu odnosił wrażenie, że to właśnie Jo była tą jedną osobą, którą poznaje się pośród miliona innych znajomości. Albo po prostu bardzo chciał, żeby to ona się nią okazała. Może za dużo sobie wyobrażał, kiedy w rzeczywistości do niczego to nie prowadziło. Idiota. Skończony idiota.
Już miał zapytać czy dotarła do domu, jednak pytanie, które zdała sprawiło, że znieruchomiał. Dosłownie. Ręka z ledwo żarzącym się papierosem bezwładnie zwisała wzdłuż prawego boku, a on tępo wpatrywał się przed siebie, nie dostrzegając zupełnie niczego, chociaż naprzeciwko, gdzieś ponad koronami drzew, niebo było całe pomarańczo - różowe od zachodzącego słońca. I było piękne.
- A chciałabyś? - zapytał bardzo, ale to bardzo głupio. Jakby nie chciała się spotkać, to by o to nie pytała, debilu. - To znaczy... Ja bym na pewno chciał. Tylko... - urwał na moment, ciskając niedopałkiem w trawę i przydeptał go czubkiem buta. Później to sprzątnie. - A co, jeśli nie będzie tak fajnie, jak jest teraz? Jak będzie dziwnie? Co, jeżeli się mną rozczarujesz? - brzmiał trochę tak, jakby pytała w jaki sposób go rozpozna. Wtedy musiałby odpowiedzieć, że jak zauważy jakiegoś gościa, którego nie chciałaby zobaczyć, to pomyśli: błagam, byle to nie był on. A to będzie on. Nie, żeby miał sobie cokolwiek do zarzucenia, prezentował się nienagannie, ale zawsze istniała pewna obawa, że coś pójdzie nie tak. Na przykład wszystko. I stracą to, co zbudowali do tej pory. Otis naprawdę nie chciał tego popsuć. Nie chciał jej stracić.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
To nie tak, że powiedział coś złego. Wręcz przeciwnie. Plótł najpiękniejsze obrazy, starannie dobierając nici w postaci słów i odpowiednio mieszając kolory, tworząc coś naprawdę wyjątkowego. Coś pięknego. Coś czego nie można po prostu spotkać na skrzyżowaniu ruchliwej ulicy, czy zakupić w sklepie z nawet najstaranniej wyselekcjonowanym asortymentem. Coś co zburzyło jej gardę i uświadomiło jak bardzo jej na nim zależało.
Jasne, wiedziała wcześniej, że dobrze im się rozmawia. Miała doskonałą świadomość wspólnych tematów, zabawnych żartów oraz nienagannego gustu muzycznego. Czuła, jak dobrze się dogadywali i rozumieli, jednak nigdy wcześniej nie dopuściła do siebie myśli, że Otis mógłby być kimś więcej. Do teraz. I teraz nie miała bladego pojęcia jak naprawić bałagan, który właśnie zrobiła. A zrobiła.
Uświadomiła to sobie dopiero, gdy usłyszała jego niepewny siebie głos. Usłyszała nutę zawahania i ewidentnego szoku, spowodowanego propozycją, która chwile temu padła z jej ust.
Nie, wiesz co? Masz racje. Nie ważne. Zapomnij — pokrecila głową, odbijając się od drzewa — to był chyba najgłupszy pomysł na jaki kiedykolwiek wpadłam. Przepraszam. Może faktycznie będzie dziwnie, może niefajnie, może masz rację i wszystko co sobie zbudowaliśmy tak po prostu przepadnie. Zapomnij, że cokolwiek proponowałam. Zostańmy przy telefonie — podzieliła jego zmartwienia, dodając jeszcze kilka swoich i chociaż głos miała pewny siebie i stanowczy, przy dokładniejszym nasłuchaniu dało się w nim usłyszeć zawód. Zawód i ciche cierpienie. Bo chociaż przyznała mu rację, gdzieś głęboko w sercu bardzo chciała go spotkać. Dotknąć, przytulić, zaciągnąć się zapachem męskich perfum i szamponu do włosów.
Ona również nie chciała go stracić i Boże jak głupia była, że pozwoliła sobie przez kilka sekund opuścić gardę i zapragnąć niemożliwego. Zapragnąć czegoś co i tak nigdy nie mogło mieć miejsca. Czegoś, co wykreowała w swojej durnej głowie. Czegoś co nie istniało.
Żałosna, żałosna, żałosna, żałosna.
Słowa odbijały się w jej głowie jak piłeczka kauczukowa, przyprawiając o prawdziwy ból głowy. Co ona sobie w ogóle myślała? Rozglądnela się dookoła i już po chwili przyjebals zdrowa nogą w oponę ledwo zioiącego roweru. Tak JO jeszcze trochę i drugą nogę tez sobie spierdolisz.
W życiu nie byłabym toba rozczarowana — stanęła na baczność, siląc się na stanowczy ton — Welu w życiu nie wiem, wielu nie rozumiem, często się mylę, ale tego akurat jestem pewna jak nic innego na świecie. W życiu nie byłabym toba rozczarowana. Pod żadnym, ale to żadnym względem — dodała przekonana, bo co jak co, ale Otisa pokochałaby w każdej okazałości. Była tego pewna.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Pierdolił jak potłuczony, a teraz pluł sobie w brodę, że w ogóle poruszył temat jakichś relacji, związków, a także samotności. Po co? No na co mu to było? Lepiej siedzieć cicho i nie obnażać się ze swoich myśli, nie wyrzygiwać się z uczuć, żeby niczego nie utrudniać. A Otis bardzo nie lubił utrudniać sobie życia. I tak nie miał łatwo, a przez takie gadanie mógł zniszczyć to, co budowali z Jo przez te wszystkie miesiące. Z jednej strony chciałby czegoś więcej, a z drugiej... Z drugiej strony wiedział, że dziś już nie umiera się z miłości.
Teraz, w tym świecie, to było po prostu niemodne. Bez metki renomowanej firmy odzieży szytej ze skrawków markowego życia, nie wypada tak po prostu z tej miłości umrzeć. Można, co najwyżej, trochę popłakać. Ale i to nie za wiele, bo i depresja, i od razu szef źle spojrzy, a kolega złośliwie zaszepce. Można się czasem zamyślić, przeglądając stare rachunki za światło i bilans ubiegłorocznych wydatków. Można zmienić trasę codziennych spacerów, byle nie ta aleja i nie ta ławka, gdzie kiedyś… Można.
Ale trzeba być twardym. Rano wstając z łóżka, biec w codzienne zajęcia jak na wojnę – tak bardzo bojąc się stereotypu przegranego w walce żołnierza, bić się do upadłego, z szefem, z czasem, ze sobą. Wieczorem paść na łóżko i zasnąć kamiennym snem. A jeśli nawet zasnąć się nie uda, połknąć kilka proszków ze szklanej fiolki stojącej na nocnej szafce.
Sen w pigułce.
Spokój w proszku.
Tabletki na wszystko - na cerę, włosy, paznokcie, zgrabne uda.
Szkoda, że nikt nie może wypisać recepty na życie.
- Teraz wychodzi na to, że wcale nie chcę się spotkać - mruknął pod nosem, trochę zły na siebie, bo wypowiedział na głos wątpliwości, które powinien trzymać w najodleglejszym zakątku swojej głowy. - A to nieprawda. Chciałbym się z tobą zobaczyć, Jo. Ale mam jakieś pojebane wrażenie, że to wszystko pryśnie jak bańka mydlana. Nie chcę, żebyś myślała, że nie chcę się z tobą zobaczyć, bo cię nie lubię. Właśnie chodzi o to, że cię lubię. Czasem nawet za bardzo - westchnął, kopiąc niezgrabnie jakiś kamień i brudząc sobie przy tym białą gumę trampka. Lubił ją za bardzo i to wydawało mu się niewłaściwie. Jakby przekraczał jakąś granicę, której nie powinien naruszać. Jakby zrywał pakt zawartej przyjaźni, chcąc wspiąć się na wyższy poziom. I o ile w jego głowie wyglądało to dobrze, to strach, jaki go paraliżował od wewnątrz, niszczył tę piękną wizję.
- No nie wiem, Jo - odniósł się do jej zapewnień. Czy nie byłaby nim rozczarowana? Wątpliwa sprawa. Za daleko zabrnął we własne kłamstwa, w których powoli się gubił. Co innego, gdyby od początku postawił na szczerość, a teraz nawet nie było jak z tego wybrnąć. Nie mógł jej nagle powiedzieć, że wcale nie jest bogaty, wcale nie miał szansy grać w światowej lidze koszykówki i wcale nie skończył uniwersytetu w Sydney. To wszystko było jedną wielką ściemą, a na prawdę było już za późno. - Jak się czujesz? Jak twoja noga? Daleko masz jeszcze do domu? - bezpieczna zmiana tematu, żeby złapać grunt i nie pogrążać się jeszcze bardziej. I tak już wyszedł na debila, trzeba zachować chociaż resztki jakiejkolwiek godności. Odrobinę.
Nawet, jeśli chciał ją zobaczyć i mówić o różnych rzeczach. O minutach, które dzięki niej ożyły i o godzinach, które były martwe beze niej. O gwiazdach, świecących blaskiem jej oczu. O zmarszczkach na poprzecieranym materiale życia, które udało jej się wyprostować, o cieple, które dla niej przyniósł i o wszystkim, czym dla niego była. Radością, nadzieją, niepojętym szczęściem. Pragnął powtarzać, jak cudownie pachną jej włosy. Chciał mówić wiele rzeczy. Tak pięknie, jak nigdy nie będzie umiał.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Jo również przyjęłaby taką niezawodną receptę na życie. Przepis na szczęście, zamknięty w niewielkiej pigule, który po zażyciu odprawi wszystkie problemy i zmartwienia w daleko w kąt. Poprawi nastrój, podreperuje samoocenę i otworzy oczy na rzeczy ważne i istotne, nie przejmując się drobnostkami. A czy to nie tak właśnie działały narkotyki? A wcale, że nie. Narkotyki były fajne na chwilę, krótki moment, który odcinał rzeczywistość, przenosząc do kompletnie innego wymiaru. A potem budziłeś na zjeździe, mając jedynie ochotę wpakować sobie pieprzoną kulkę w łeb.
I właśnie tak czuła się w tamtym momencie Jo - chodząc nerwowo dookoła wielkiego pniaka, kuśtykając na jedną nogę - czuła się jak na jedynym zjeździe. Na jednym, obrzydliwym, ponarkotykowym kacu mordercy. W gardle czuła suchość, głowa pulsowała w tyle sobie znany rytm, a niekontrolowany smutek i zawód nagle zawładnął jej całym ciałem. Wplątali się w jebane limbo, z którego teraz nie było ucieczki. Podłożyli sobie pod nogi kłody, których teraz po prostu nie potrafili przeskoczyć.
Dobrze, rozumiem — siorbnęła noskiem, wycierając kilka samotnych łez na pełnych policzkach. Usiłowała skoczyć tę wymianę zdań, która ewidentnie nie była komfortowa dla żadnej ze stron. Po co więc było to dalej ciągnąć? — Przepraszam, że w ogóle zaczęłam ten temat. Po prostu poczułam taki nagły przypływ.. chwili, kurwa, sama nie wiem. Coś poczułam, no. Ostatnio w ogóle coraz częściej coś czuję. Poruszasz we mnie rzeczy, których nikt wcześniej nie zdołał, Otis i też czasami lubię cię aż za bardzo — nie była pewna czy zabrzmiało to jak niewielkie wyznanie miłości, jednak miała nadzieję, że on nie weźmie tego dosłownie do siebie. Zdecydowanie nie potrzebowali dodawać do swojej znajomości jeszcze tak poważnych uczuć, skoro nawet ze zwykłym spotkaniem w cztery oczy nie potrafili sobie odpowiednio poradzić. Chociaż oboje chcieli. A nie potrafili. O ironio.
Dobra, zróbmy tak — wyciągnęła kolejnego już papierosa i wsadzając go między zęby, sięgnęła po zapalniczkę do obszernej kieszeni kurtki. Przykucnęła na moment pod drzewem, jakby to miało pomóc jej w zebraniu myśli — Spotkamy się, jak przyjdzie na to odpowiedni czas. Może to nie będzie teraz, może nie zaraz, może nawet nie przez następne kilka tygodni, miesięcy, lat, ale może kiedyś nadejdzie no wiesz taki dzień, w którym oboje stwierdzimy, że fajnie byłoby się w końcu zobaczyć i wyskoczyć na kawę. I tak właśnie zrobimy. A kiedy to się stanie na pewno będzie zajebiście. Bo my jesteśmy zajebiści. I chuj i cześć — skwitowała, doprawiając lekkim śmiechem. Mocno wierzyła w to, że kiedyś w końcu się zobaczą. Że złapie go za materiał kurtki i przyciągnie do siebie, by już po chwili zamknąć w najszczelniejszym uścisku świata. Że spojrzy w jego pełne oczy i zakocha się w nich kolejne tysiąc razy. Że usłyszy na żywo ten charakterystyczny rechot, który zazwyczaj był nieodłącznym elementem ich rozmów. Wierzyła w to. I na razie sama wiara musiała jej wystarczyć. Nie mogła go naciskać. Miał swoje obawy, a ona powinna to uszanować, czy jej się to podobało, czy nie.
Tak, już jestem pod domem — skłamała, zaciągając się fajką pod wielkim drzewem — Możesz spokojnie wracać do chłopaków. Dziękuje, że ze mną porozmawiałeś i byłeś, kiedy potrzebowałam. Jesteś najlepszym przyjacielem pod słońcem — rzuciła szczerze, odgarniając z czoła niesforne kosmyki włosów. Otis powinien dostać kurwa jebany order za najlepsze wsparcie. Taki z ziemniaka najlepiej, w dodatku z wygrawerowanym żarcikiem na tyle.
Otis? — dodała cicho po chwili, kiedy ten już się żegnał — Między nami wszystko okej, nie? — musiała się upewnić. Nie potrafiła tak po prostu zostawić tego pytania we własnej głowie bez najmniejszej odpowiedzi. Za bardzo jej zależało. Na nim. Na nich. Na tej całej, mocno pojebanej relacji.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie był zwolennikiem substancji psychoaktywnych. Raz w życiu próbował coś, co niby było rozgniecionymi kryształkami amfetaminy, ale wtedy prawie dostał zapaści (true story) i więcej nie tykał się tego gówna. Nie wyobrażał sobie, żeby narkotyki mogły dawać jakiekolwiek poczucie szczęścia. Może dzięki nim człowiek na chwilę zapominał, przez moment pozwalało mu to nie myśleć o istotnych sprawach, ale nic poza tym. Złudna radość, która znikała wraz z pojawieniem się zwały, w trakcie której człowiek myślał, że to jego ostatni dzień na tym świecie. Okropne uczucie, Otis nie poleca i ja też nie, hatfu!
Nie uznał jej słów za wyznanie miłości. Sam też przed chwilą powiedział coś podobnego, ale nie myślał o tym w tych kategoriach. Może dlatego, że niewiele o miłości wiedział. Miał w domu idealny wzorzec w postaci swoich rodziców i ich małżeństwa, ale doświadczenie w związkach miał nikłe. Jak już w jakieś się pakował, to wszystkie kończyły się szybciej, niż w ogóle zdążyły porządnie rozkręcić. I Otis już nie wiedział czy chodziło tutaj o niego, czy o te wszystkie osoby, z którymi kiedykolwiek był.
- Nie ma nic lepszego od tego, że mnie lubisz - zaśmiał się pogodnie do słuchawki, choć nie wiedział, że po drugiej stronie Jo ocierała samotne łzy. Wtedy to zrobiłoby mu się przykro.
Jej pomysł bardzo mu się spodobał, ale wpierw Goldsworthy musiał wyprztykać się z tych wszystkich kłamstw, jakimi ją uraczył, dopiero wtedy będzie gotowy na spotkanie. Chyba nie umiałby spojrzeć dziewczynie w oczy, gdyby finalnie nie zdobyłby się na szczerość.
- W porządku - przytaknął jej, prześlizgując się przez gęstwinę, bo chyba za daleko zapuścił się w ten las. Na szczęście miał dobrą orientację w terenie. Zalety wychowywania się na wsi. - Spotkamy się, kiedy oboje będziemy na to gotowi - to był dobry układ. Najlepszy z możliwych. Grunt, to umiejętność stawiania na kompromisy. - Na pewno mam wracać? - zapytał, gdy Jo oznajmiła, że jest już pod domem. Mógł dotrzymać jej jeszcze towarzystwa, jeśli tego potrzebowała. W ogóle dla nie był skłonny do wielu pięknych rzeczy, a wcześniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że mógł być dla kogoś dobry. Otis nigdy nie oczekiwał wtedy niczego w zamian, a w przypadku Jo w ogóle niczego nie oczekiwał. Tak kompletnie niczego. Po prostu chciał być dla niej dobry. Chciał dla niej być. - A ty jesteś najlepszą przyjaciółką pod słońcem, Jo. Straszny ze mnie farciarz - bo przecież nie każdego kopał taki zaszczyt, żeby móc cieszyć się taką przyjaźnią. Przyjaźnią, która była nieco skomplikowana i której Goldsworthy trochę nie rozumiał. Trochę bardzo.
Bo jak można przyjaźnić się z kimś, kto ma najpiękniejszy głos i rozbawia cię do łez? Jak można przyjaźnić się z kimś, o kim myślisz pół nocy, a jego obecność, choć daleka i nienamacalna, wypełnia znaczną część twojego dnia?
- Jasne, że między nami wszystko okej - powiedział natychmiast, żeby dziewczyna nie miała przypadkiem żadnych wątpliwości. - Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. To co, jesteśmy w kontakcie? - zapytał, powoli wracając do siedzących przy ognisku chłopaków. Poczekał jednak aż Jo zapewniła go, że na pewno się odezwie i dopiero wtedy zakończył połączenie, żeby móc spędzić czas z kumplami, których olał na jakiś czas dla telefonicznej przyjaciółki. I wiecie co? Było warto.

/zt x2

Jo King
towarzyska meduza
-
ODPOWIEDZ