lorne bay — lorne bay
35 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, przez jakiś czas nie tak dawno temu podróżował po Australii, próbując odnaleźć siebie. Nie jest pewien, czy odnalazł, ale wiedział, że to czas, aby wrócić w rodzinne strony - do Lorne Bay
Nie podobało mu się to, co zobaczył kilka chwil wcześniej. Chociaż oczywiście starał się nie dramatyzować. Powtarzał sobie, że przecież nie ma żadnego powodu do wszczynania paniki, bo... Bo... No właśnie, tu zaczynał się problem. Austin teoretycznie wiedział, że nie powinien dramatyzować, bo to trochę nie przystoi, żeby stary chłop wszczynał afery z byle powodu... Jednak w praktyce nie potrafił znaleźć żadnych sensownych argumentów, które pozwoliłyby mu zachować spokój. Umówmy się, wszystkie brzmiały jakoś idiotycznie. No bo niby dlaczego miałby nie robić wielkiej rzeczy z tego, że właśnie był świadkiem, jak z domu jego małej siostrzyczki wychodzi jakiś facet? Nie widział jego twarzy, ale nie mógł nie zauwazyć, że typ był ewidentnie starszy od niej (to chyba jego ubranie albo coś w sposobie poruszania - z daleka wcale nie wyglądał na gówniarza) i wcale mu się to nie podobało. Że niby to nie było tak, jak myślał? A niby jak? Austin nie był pierwszym z brzegu naiwnym, nikt mu nie wmówi, że typ był jakimś korepetytorem albo trenerem! Niby gdzie mieliby machać tymi jej wstążkami w jej małym domku? Tam zwyczajnie nie było na takie rzeczy miejsca! A w to że Lisbeth zapałała nagłą miłością do matematyki czy czegokolwiek innego również nie wierzył. Tak po prostu. Korepetytor odpadał. Typ nie wyglądał też na hydraulika, kominiarza, speca od elektryki ani kogokolwiek w tym stylu. Hayworth wykluczał tę możliwość z góry. Nie przekonałyby go też argumenty, że Lizzie była dorosła i w związku z tym mogła spotykać, z kim tylko miała ochotę. Dorosła jego dupa! Małolata ledwo skończyła dwadzieścia lat, jeszcze praktycznie wczoraj wchodziła na stojąco pod szafę - co niby ona mogła wiedzieć o prawdziwym życiu?! ...No, może ewentualnie kilka rzeczy, okej, nie była jakąś tam totalnie bezradną mała dziewczynką... Ale Austin i tak za swój obowiązek uważał chronić ją przed jakimiś obcymi starymi dziadami! Problem polegał na tym, że nie wiedział jak... A kiedy Austin nie wiedział, co robić i jak żyć, dzwonił do najbardziej zaufanej osoby - do swojego najlepszego kumpla.
- Hej, gdzie jesteś? - zapytał w ramach przywitania, jednak nie czekał z wielkim zniecierpliwieniem na odpowiedź. - Masz chwilę? - dodał. Godzina była dość wczesna i chociaż dla Austina w gruncie rzeczy godziny jako takie nie miały większego znaczenia, bo jego doba składała się z dyżurów w szpitalu i ewentualnego czasu pomiędzy nimi, jednak był w tym raczej odosobnionym przypadkiem. Remy mógł o tej porze nie chcieć gadać albo mieć inne zajęcia - jak na przykład spanie.

remigius soriente
powitalny kokos
anko
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
W zasadzie ze względu na przyjaźń z Austinem, Remigius patrzył na swoje zainteresowanie Lisbeth zupełnie w innych kategoriach, a przynajmniej na początku... Nie widział nic złego w chęci zaprzyjaźnienia się i otoczenia wsparciem małej Lisy, która zarówno dla Margot, jak i Tin Mana była istotnym człowiekiem. Przekorny los postanowił jednak poplątać wszystko i poprzez tysiące perypetii, trudnych rozmów, wydarzeń ostatecznie sprawił, że Soriente poczuł do Lisbeth znacznie więcej niż powinien. Walczył z tym. Był kiepskim partnerem o czym doskonale wiedział. W zasadzie od lat był sam dla siebie panem i robił co chciał uciekając od wszelkich zobowiązań. Problemem dla Remigiusa była także różnica wieku, między nim, a Lisą i chociaż brunetka nie widziała w tym nic złego, dla Soriente kwestia ta była dość drażliwa. Aczkolwiek nie to był najtrudniejsze. Remy był pewny swoich uczuć względem młodej Westbrook i dlatego zdecydował się ostatecznie z nią związać, bo kochał smarkulę jak diabli. Tylko, że to co dla niego było ucieleśnieniem szczęścia, dla innych mogło być całkiem trudną do przetrawienia sprawą, a do takich osób niestety, ale mógłby należeć na przykład Austin. Brat z innej matki. Człowiek, bez którego Soriente nie wyobrażał sobie życia.
Remy nie miał zielonego pojęcia jak porozmawiać z przyjacielem i póki ten znajdował się poza Lorne Bay, póty problemu nie było, ale obecnie... Nawet rodzice Lisy wiedzieli już o ich związku, a Austin nadal nie został poinformowany i jakby nie patrzeć było to niezwykle podłe zachowanie ze strony Soriente, ale ten najzwyczajniej w świecie nie wiedział jak do tego podejść. Był tchórzem, bo bał się, że zostanie źle zrozumiany (aczkolwiek wierzył, że Tin Man w końcu uwierzy w szczerość jego uczuć), ale też bał się ewentualnej złości bruneta. Nie oszukujmy się. Remy może do najmniejszych facetów nie należał, ale Austin potrafił być przerażający i żaden człowiek posiadający zdrowy rozsądek raczej nie chciałby wdawać się z nim w żadne konflikty.
- Hej.... - Umarł na kilka sekund. Właśnie wyszedł z domku Lisy i pytanie kumpla wydało mu się niesamowicie podejrzane. Nawet instynktownie rozejrzał się na boki przerażony, że ten mógł go rozpoznać. - Właśnie wsiadam do auta. Wiesz praca.... Ale spoko mogę gadać. Co tam? - Odpowiedział siląc się na swobodny ton i faktycznie podszedł do astona zaparkowanego całkiem spory kawałek od domu Lisy, bo tak na wszelki wypadek Remy wolał nie narażać się na rozpoznanie przez kogokolwiek, a co tu dużo mówić złota karoseria raczej rzucała się w oczy. - Stęskniłeś się za mną? W sumie miałem do ciebie dzwonić, ustawić się na jakieś piwko i pogadać... - Dodał lekko, ale tak naprawdę miał mini przedzawał. Odetchnął dopiero w chwili, w której znalazł się we wnętrzu wozu i oparł czołem o kierownicę oddychając głęboko.

austin hayworth
lorne bay — lorne bay
35 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, przez jakiś czas nie tak dawno temu podróżował po Australii, próbując odnaleźć siebie. Nie jest pewien, czy odnalazł, ale wiedział, że to czas, aby wrócić w rodzinne strony - do Lorne Bay
Austin, jakkolwiek nieskromnie może to zabrzmieć, uważał się za człowieka całkiem inteligentnego. W końcu Mama by głupich dzieci nie rodziła, prawda? I obiektywnie rzecz ujmując, faktycznie był na tyle inteligentny, na ile inteligentny powinien być człowiek, który bez problemów dostał się na studia medyczne i ukończył je z dobrymi wynikami. Problem polegał na tym, że kiedy przychodziło do relacji międzyludzkich i jakiejś inteligencji emocjonalnej, Austin czasami przejawiał w tym względzie skrajny kretynizm. Był tak bardzo zaabsorbowany własnymi wrażeniami dotyczącymi tego, co dopiero chwilę wcześniej widział, że całkowicie umknęło mu zdenerwowanie w tonie Remy’ego. Nie dosłyszał absolutnie nic podejrzanego, żadnej choćby trochę fałszywie pobrzmiewającej nuty mogącej wskazywać, że trafił na nie do końca odpowiedni moment. Nic. Zresztą, inna sprawa była taka, że też nie starał się tego szukać. Po pierwsze, był mocno zaaferowany, jak już zostało wspomniane, a po drugie Remy był jego najlepszym kumplem, bratem z innych rodziców i tak dalej. Ta pozycja w świecie Austina zapewniała Remy’emu absolutne zaufanie ze strony Haywortha, niezależnie od sytuacji. Austin nigdy by nie pomyślał, że kumpel mógłby zataić przed nim coś ważnego albo zwyczajnie kręcić. No nie. Niemożliwe. Nie Remy.
- Jasna sprawa. Pytasz, a wiesz! – odpowiedział wprost i z rozbawieniem, kiedy Remy spytał, czy za nim tęsknił. To chyba oczywiste, nie? Pierwszy mężczyzna jego serca i tak dalej, te sprawy. - Słuchaj. Martwię się o Lisę – wypalił prosto z mostu, nie bawiąc się w zbędne wstępy. W końcu komu jak komu, kumplowi mógł powiedzieć wprost. Zwłaszcza że Soriente człowiek głęboko zapracowany, głupio byłoby zawracać mu głowę dramatami młodszej siostry umawiającej się pod osłoną nocy z jakimiś dziadami. - Nie zauważyłeś, żeby ostatnio… Nie wiem… zachowywała się może jakoś… Nie wiem… Inaczej? – kontynuował, teraz już trochę klucząc, bo nie wiedział, jak ubrać w słowa to, co chodziło mu po głowie, nie wychodząc jednocześnie na idiotę. Przetarł dłonią twarz. - Dobra, może faktycznie umówmy się na to piwo i wtedy pogadamy – stwierdził po chwili, uznawszy, że przy alkoholu tego typu sprawy na pewno będzie im obu łatwiej poruszać. Austin wyleje swoje żale i obawy (co to za stary dziad i dlaczego Lisa nic mu o nim nie powiedziała???), a i Remy’emu pewnie łatwiej będzie tych wylewów słuchać, jeśli przyjmie coś mocniejszego.

remigius soriente
powitalny kokos
anko
Producent || Dokumentalista — Eclipse Pictures
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Razem z Lisą łatają swój pokiereszowany związek, ale jemu nadal marzy się ucieczka z Lorne bay; chociaż na kilka chwil.
Zaśmiał się nerwowo i dziękował losowi za to, że Austin nie mógł go widzieć w tamtej chwili. Od razu dostrzegłby, że Soriente stracił gdzieś swój zwyczajowy luz i spiął się niczym struna. Westbrook był dla Remigiusa jak rodzina. W Australii nie posiadał jakiś bliskich krewnych, a po śmierci Margot to w zasadzie tylko Austin mu pozostał. On i kilku znajomych, ale bez dwóch zdań to Westbrook zawsze odgrywał najistotniejszą rolę w życiu Remigiusa. W zasadzie to francuz byłby wstanie oddać w ręce przyjaciela własne życie, ale obecnie bardziej obawiał się, że z jego rąk je straci.
Nie powiedział mu o Lisie. Coś tam wspominał, że ma na nią oko, gdy Austin podróżował gdzieś po bezkresach Antypodów, ale jakby... Zapomniał wspomnieć o tym, że od jakiegoś czasu relacja łączące go z siostrą Westbrook zmieniła charakter na bardziej... bliski.
- Tak myślałem. Masz czas dziś wieczorem? - Wypalił. Trudno musiał mu wreszcie powiedzieć co jest grane. Nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz jaką zrobi w życiu. Był to winien kumplowi. - O Lisę? - Prawie zakrztusił się wypowiadając jej imię. W sumie... Nie tylko Austin się o nią martwił. Soriente wychodził z siebie, aby jakoś naprostować pokręcony żywot Lisbeth. Dobrze wiedział, że była mistrzem kamuflażu. Przejrzał ją już dawno temu i w pewnym sensie był pełen podziwu jak długo udawało jej się okłamywać bliskich, skrywając przed nimi dręczące ją problemy. - Ona? Nie... W sensie... A masz coś konkretnego na myśli? - Odpalił już papierosa, ale dłoń trzęsła mu się przy tym tak bardzo, że zapalniczka prawie wyleciała mu z palców. Przymknął oczy zaciągając się tytoniem i tłumacząc sobie, że wszystko będzie dobrze. Przecież to Austin, on na pewno zrozumie. Wie, że Remy nie zrobiłby krzywdy Lisie, nawet jeśli wcześniej daleko mu było do wzroku cnót. Z drugiej zaś sam Soriente starał się postawić w roli Westbrooka i co tu dużo mówić... Z chęcią by sobie przywalił. - No wiesz... Jak wolisz, ale skoro się tak martwisz... Może chociaż powiedz mi o co chodzi - podjął. Z chęcią uciąłby ten temat, ale z drugiej strony wolał wybadać grunt i wiedzieć co też zmartwiło tak Westbrooka. Zdawał sobie sprawę z tego, że ten wielki facet może i wyglądał groźnie, ale dla swojej małej siostry był niczym łagodny anioł stróż. To dla tych, którzy mogliby ją skrzywdzić mógł stać się potwornym demonem... Remigiusa przeszedł dreszcz, gdy pomyślał o Austinie pałającym do niego takowym nastawieniem. - No i jak ci pasuje to dziś w Moonlight koło dwudziestej? - Zaproponował, a wybierając miejsce miał na uwadze to, aby wokół było wiele osób... Tak na wszelki wypadek. Wierzył w miłość swojego brata z innej matki, ale trenował z nim kilka razy na siłowni i widział w akcji... Wolałby nie poczuć siły jego mięśni na sobie.

austin hayworth
lorne bay — lorne bay
35 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, przez jakiś czas nie tak dawno temu podróżował po Australii, próbując odnaleźć siebie. Nie jest pewien, czy odnalazł, ale wiedział, że to czas, aby wrócić w rodzinne strony - do Lorne Bay
W oczach Austina Remy był jedną z najbardziej godnych zaufania osób na całym świecie, bardzo niedaleko za mamą i porównywalnie chyba tylko ze Stanleyem. Wiedział, że przy nim Lisie nie grozi nic złego czy nieprzyzwoitego. Zostawienie Młodej pod okiem kumpla pozwoliło mu na uciszenie przynajmniej trochę wyrzutów sumienia z powodu tego, jak bezczelnie postanowił zostawić wszystkich z dnia na dzień tylko dlatego, że potrzebował odpocząć (niby kto w dzisiejszych czasach tego potrzebował, no bez przesady...). Za to był mu szalenie wdzięczny. Zresztą, obok wielu innych rzeczy, które zawdzięczał najlepszemu kumplowi. A ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że Remy troszczy się o Lisę w podobnym stopniu co on, musiał mu powiedzieć o tym, co odkrył. Jakiś dziad bałamucił ich małą Lisę - do tego nie mogli przecież dopuścić!
- No... - zaczął powoli, nie do końca wiedząc, jak odpowiedzieć na pytanie zadane przez kumpla. - Nie wiem w sumie. Dziwnie - sprecyzował bardzo konkretnie, nie precyzując tak naprawdę praktycznie niczego. Prawda była taka, że nie wiedział, co mógłby konkretnie mieć na myśli, jeśli chodziło o nietypowe zachowanie Lisy, zwłaszcza że sam nic takiego nie zauważył. Aż do dzisiaj. - No wiesz, jakby miała mniej czasu, zmieniła zainteresowania... Nie wiem, zaczęła się malować mocniej czy coś - palnął. Skąd on miał wiedzieć, jak się zachowywały małolaty, kiedy były bałamucone przez starych dziadów? Jak nietrudno się domyślić, na obecnym etapie bliżej mu było do starego dziada niż do małolaty. Westchnął ciężko i przetarł dłonią twarz. - Słuchaj, ja nawet nie wiem, jak ci to powiedzieć, to jakaś beznadziejna sytuacja... - stwierdził. Nie szło mu to najlepiej. Większość poważnych rozmów generalnie nie szła mu najlepiej. Zwłaszcza tych prowadzonych przez telefon. Umówmy się, rozmowy przy piwie były znacznie lepsze. Tylko że dzisiaj...
- Dzisiaj nie da rady - stwierdził, bo przeciez miał poważny plan porwania Lisy i zmuszenia jej do zeznań, bo już tak mu życie ułożyłam, upsi. - Musze załatwić pewną sprawę, wiesz, rozumiesz - powiedział wymijająco. Nie żeby coś chciał przed Remym ukrywać. Zwyczajnie musiał się przemyśleć. - Ale jutro? Moonlight, dwudziesta? Wtedy wszystko obgadamy - odwzajemnił się propozycją, która wydała mu się nawet lepsza. Był przekonany, że wtedy będzie już wiedział nieco więcej o całej sytuacji. I naiwnie liczył na to, że to cokolwiek poprawi...

remigius soriente
powitalny kokos
anko
ODPOWIEDZ