Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Chyba nie było niczego złego w tym, że rozmawiał ze znajomymi. Mógł mieć znajomych, tego nie można było mu zabrać. Acz istotnym było by się nie „upubliczniać” – cokolwiek to miało znaczyć. Inna sprawa, że nie bardzo mógł rozpowszechniać swoją paszczę na niedługo przed jakimkolwiek powrotem, w wolnym tłumaczeniu oczywiście. Zwłaszcza jeśli chodziło o wszelkie zmiany w wyglądzie. No ale czego nie rozwiąże czapka z daszkiem? Wtedy mógłby być nawet łysy i nikt by nie zauważył! Pod czapeczką dało się ukryć wszystko.
  Taką część garderoby wcisnął więc na głowę, zaraz po tym jak sprawdził czy panicz Damon nie planuje powrotu do dorma szybciej. Panicz Damon, jego współlokator, wyszedł na siłownię, więc powinien jeszcze tam posiedzieć. Oby tylko nie zapomniał o czymś takim jak leg day, bo będzie wyglądał wkrótce jak smutny bocian.
  A zaproponowanie FaceTime’u? Nie tyle, że zależało mu na udowodnieniu swojej racji, a bardziej na tym, że całkiem dobrze mu się pisało, a nawet pojawiła się myśl aby faktycznie spotkać. O ile to wszystkie nie potoczy się w jakąś dziwną stronę. Albo znowu panu P. dupa nie wybuchnie, maniakowi kontroli. W razie czego, gdyby to jednak wypłynęło na światło dziennie to pewnie obali się to krótkim „to zajebiście podobny look-a-like”. Czy coś?
  Po sprawdzeniu stanu dorma czy nie był zawalony burdelem – a kto jak kto, ale maniak porządku taki jak Moon raczej dbał o to by nie zapuścić tych kilku metrów kwadratowych, ułożył sobie sprytnie telefon na uchwycie, który nie raz, nie dwa mu posłużył do nagrywania czy streamowania dziwnych rzeczy, by zaraz potem wybrać wykonanie połączenia w aplikacji, która miała wywołać wideorozmowę.
  Sam zaś opadł na swoje miejsce na krzesełku biurowym, jak raz chyba czując tremę od dłuższego czasu. Streamowanie to jedno, a rozmawianie z „nieznajomymi”? To zupełnie inne rzeczy! Różniło to się od siebie, również, heh, legalnością. No i było to dla niego coś nowego. Jakby to nie brzmiało – jeszcze nigdy nie decydował się na takie coś. Ale tak jak pisał, jeszcze nigdy nie decydował się na odpisywanie losowym numerom, które do niego napisały. Przez przypadek czy umyślnie.
  Czekając na to, aż ktoś odbierze połączenie – nie był pewien czy to ta nadgorliwa koleżanka od PTSD czy jednak faktyczna właścicielka telefonu o wdzięcznym imieniu „Piana” (z błędu go wyprowadzić nie chciała), poprawił swoją czarną czapusię z daszkiem, sprawdzając by żaden czarny pukiel się spod niej nie wychylił. W razie gdyby wszystko wzięło w łeb to mniej przewinień po jego stronie.
  Przeniósł spojrzenie na telefon, kiedy pokazał się komunikat „nawiązywanie połączenia”, który informował o tym, że druga osoba faktycznie zaakceptowała.
  — Cześć — wypalił ze swoim firmowym, radosnym uśmiechem, witając się w języku ojczystym.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Szczerze mówiąc nie potrzebowała żadnych dowodów, zapewnień, ani niczego. Mało ją obchodziło czy jej nowy kolega faktycznie jest tym za kogo się podawał. W sensie… nawet nie wiedziała czym jest PTSD czy Isaac Moon, ale kojarzyła, bo jedna z jej przyjaciółek gadała o nich cały czas. Jakie więc było prawdopodobieństwo, że to właśnie ona pomyli numer i napisze do nikogo innego jak właśnie do niego? Praktycznie żadne, ale oto byli, rozmawiali przez smsy i całkiem gładko to szło. Ba, nawet zaprosiła go na wspólne wyjście nawet nie wiedząc, że byłoby to jakieś wielkie wydarzenie, które należałoby utrzymać w tajemnicy. Ona nie znała się na tych wszystkich zasadach panujących wśród koreańskich idoli, okay? Nie wiedziała, że nie można pokazywać zmian przed powrotem, nie można randkować przez jakiś tam okres czasu od debiutu, a kontrakt zakazuje jeszcze całej masy innych rzeczy. Pewnie uznałaby to za srogo pojebane tak ograniczać ludzi, no ale… to też inna kultura. I inni fani niż takich gwiazd z USA.
Tam wszystko musiało być idealne i nienaganne.
Kiedy padła propozycja FaceTime’a to w pierwszej chwili chciała odpowiedzieć, że jej niczego nie musi udowadniać, ale zbulwersowana ChiChi była innego zdania. Chyba chciała obalić to podszywanie się pod jej ukochanego idola… co więc jej zostało innego jak zgodzenie się na rozmowę? ChiChi wyglądała jak trochę obrażona. Skrzyżowała ręce na piersi w oczekiwaniu. Brakowało tylko, aby nóżką tuptała. Lilith przeczesała nieco potargane włosy, poprawiła swoją czarną, dwa rozmiary za dużą koszulkę i odwróciła telefon poziomo nawiązując połączenie. Nawet się nie stresowała, człowiek jak człowiek, lubiła nowe znajomości, poza tym… co się ma stresować?
Gdy ekran się zaświecił i na wyświetlaczu pokazał się chłopak, mimowolnie się uśmiechnęła, poprawiając swój siad po turecku na ziemi.
- Faktycznie nie wyglądasz na sześćdziesięcio pięcio letniego Romka. - powiedziała. - Więc
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAA
Lilith zerknęła zaskoczona w bok na koleżankę, dokładniej na ChiChi, zasłaniając przy tym ucho, które oberwało decybelami.
- Powaliło cię?
- OMÓJBOŻE, TO NAPRAWDĘ TY, LILITH TO ON, TO NAPRAWDĘ ISAAC MOON.
- Okay, ale nie musisz mi się drzeć do ucha.
- Aż się trzęsę, PATRZ…-- ChiChi pokazała drżące ręce przyjaciółce, której jedynie brew drgnęła w zdziwieniu i wyraźnym niezrozumieniu o co tyle szumu. - O matko! Tak strasznie super cię poznać! Jestem twoją największą fanką! Jestem Traumas jeszcze zanim debiutowaliście! - wepchnęła się przed kamerę.
- Ja zaraz dostanę traumy, ChiChi. - powiedziała, zabierając telefon sprzed twarzy przyjaciółki i wstać z ziemi, co by przenieść się na kanapę. - Boże, każda tak na ciebie reaguje? - spytała, zerkając na wyświetlacz. No ona nie zamierzała piszczeć z zachwytu. Nie trzęsła się… no ale to dlatego, że ona naprawdę nie miała pojęcia kim był Isaac Moon.
- RÓB SCREENY. SPYTAJ O COMEBACK! -
- O! O! Nie. - rzuciła do przyjaciółki, która chodziła po dywanie tam i z powrotem nie mogąc usiedzieć w miejscu. Mordę miała tak ucieszoną, że w życiu jej takiej nie widziała. - Teraz to ja się boję spotkać. Jeszcze ktoś mnie zaszlachtuje jak mnie z tobą zobaczy. - powiedziała ironicznie do chłopaka, uśmiechając się złośliwie kącikiem ust.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Odchylił się wygodniej, siadając głębiej w krześle, kiedy połącznie doszło do skutku, a dziewczyna nie okazała się (jeszcze) żadną psychopatką. Zdołał usłyszeć tylko jedno zdanie zanim jej koleżanka nie zaczęła zakłócać miru domowego swoimi okrzykami. Zarówno jego jak i Piany – okrzyki z głośnika dość mocno się poniosły.
  Przymknął tylko oczy, wysłuchując tej wymiany zdań z lekkim, ale bardzo uprzejmym uśmiechem, który miał już wypracowany na tyle, że dla niewprawionego oka wydawał się być naturalnym!
  — Cześć — przywitał się, nawet pomachał tej rozdartej dziewczynie. — Dziękuję ci z całego serca — położył dłonie skrzyżowane na klatce piersiowej, wyuczony gest sygnalizując, że faktycznie „z głębi serca” — za twoje wsparcie! Wiele to dla mnie znaczy. — Recytowanie takich formułek też miał dobrze opanowane. Ale mrugnął i do dziewczyny, niech ma!
   Boże, każda tak na ciebie reaguje?
  — Chyba nie każda. Ty na przykład nie krzyczysz. — Odpowiedział z lekkim uśmiechem, nieco innym niż ten, którym obdarował wrzeszczota, by zaraz potem usłyszeć kolejne okrzyki ze strony dziewczyny, którą Piana określiła jako „ChiChi”. Uśmiechnął się uprzejmie, wodząc spojrzeniem za tym kawałkiem sylwetki rozgadanej postaci, która przewijała się w tle.
  — Spokojnie, ChiChi — nieco ostrożnie wypowiedział to imię, o ile to było faktycznie imię. — Comeback będzie niedługo — chyba mógł tyle powiedzieć, to nie była żadna nowość — będzie moc. — I nawet pokazał jej ichniejszy gest „hwaiting”, bo przecież pracowali pełną parą nad tym, by wydać kolejny album, który by się dobrze przyjął. Ogólnie „dobrze” a nie tylko wśród zagorzałych Traumas, dla których wsyzstko było super i wszyscy byli zawsze piękni. On na przykład miał momenty, kiedy źle się czuł z nowym wizerunkiem
  — Nie będzie tak źle. Po pierwsze – nie jest wiadome, że wyjeżdżam do Australii, a już na pewno nie jest powiedziane dokąd. — Oznajmił, a to by znaczyło, że dzięki temu nie będzie wzmożonej czujności wśród całego fandomu. O ile w ogóle mieli fanów w tak małej mieścinie jak Lorne Bay. Z drugiej strony po niektórych „fanach”, ładnie określając, można się było wielu rzeczy spodziewać. Masowych migracji także. Bywało to męczące, część fandomu była jak taka dziewczynka przytulająca szczeniaczka. Tak mocno, że kark mu skręca. A szczeniaczkiem był zespół lub pojedyncze sztuki z zespołu. — I raczej wolałbym, żeby tak zostało. Proszę? — Dodał, przeskakując spojrzeniem na krążownik imieniem ChiChi. Wcale nic nie sugerował, nie chciał też zabrzmieć niegrzecznie, ale – dla niego było to nowe. Jego, heh, pierwszy raz, kiedy tak po prostu na luzie rozmawiał z kimś obcym. Pewnie inaczej by to było gdyby była fanką (jak taka Chiara), raczej by się nie zdecydował. Ale że zdawała się nie kojarzyć PTSD (i miała do tego pełne prawo) lub po prostu doskonale udawała, to się skusił.
  — To, Lilith, dalej mam przewodnika po mieście czy niekoniecznie? — spytał, posyłając jej delikatny uśmiech. Jeśli już grzeszyć za plecami pana P. to na całego. Czyli ustawiając się na spotkanie towarzyskie. Z drugiej strony – tego mu nie mogli zabronić. Zabraniali tylko angażowania się w relacje romantyczne.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Pewnie ta rozmowa byłaby o wiele bardziej płynna, gdyby nie jej dziwna koleżanka, której oczy w tej chwili świeciły się jak pięciozłotówki. Znaczy wiadomo, właśnie została zaskoczona przez swojego największego idola z którym rozmawiała ot tak, no ale… Lilith to patrzyła na nią trochę jak na wariatkę, bo pierwszy raz widziała ją w takim wydaniu. Pewnie, wcześniej opowiadała i zachwycała się tym całym PTSD, ale nie aż tak. Teraz to przechodziła samą siebie.
– Dla mnie ty wiele znaczysz! Moje życie nabrało barw odkąd was stanuję! Wiele razy wasze piosenki poprawiały mi humor, a z każdym comebackiem
–ChiChi, opanuj się. - mruknęła Lilith, chcąc chyba nieco zahamować przyjaciółkę, bo sama nawet czuła się już niekomfortowo. Chociaż on jako idol musiał być raczej przyzwyczajony do tego typu reakcji, nie? Znaczy, nie znała się, nie znała też zbyt wielu fanów i fandomów z kpopu, więc cholera wie, ale no na miejscu takiego Isaaca czułaby się co najmniej dziwnie jakby ktoś taki był mną tak… dziwnie zafascynowany. A to ich pierwsza rozmowa! Zaraz się chłopak rozłączy i tyle będzie z jej nowej znajomości.
– Daj mi porozmawiać z moim idolem! Byłam na każdym koncercie! Jestem przewodniczącą twojego największego international clubu, mam wszystkie karty i wszystkie albumy! Nie wiem czy mnie pamiętasz, ale na high touchu-
– Zachowujesz się jak psychofan, weź… uspokój się. - wtrąciła, a potem zerknęła przepraszająco w kierunku ekranu, kręcąc głową w niedowierzaniu.
Ty na przykład nie krzyczysz.
– Bo nie mam dodatkowego chromosomu. - mruknęła ciszej, ale i tak była słyszana.
– EJ. - oburzyła się dziewczyna, bo ona to po prostu była mocno podjarana i chyba trochę bliska płaczu, że chłopak podszywający się pod jej największego idola i biasa, jest faktycznie nim. Bez ściemy! Uśmiechnęła się jednak promiennie i nawet odgarnęła włosy za ucho chichocząc pod nosem gdy ten wypowiedział jej imię. – Na pewno! Będę czekać! A możesz coś jeszcze zdradzić? - zapytała zachwycona, bo może mogła mieć ploteczki z pierwszej ręki! Wtedy nikt by nie miał nic takiego poza nią, a jej fanpage zyskałby na popularności!
Lilith wywróciła oczami.
To było silniejsze od niej. Może ChiChi dalej była pijana? Skupiła się jednak na słowach chłopaka i uniosła lekko brew.
– O, wszystko w tajemnicy… normalnie aż czuję dreszczyk emocji. - rzuciła z uśmiechem. Przyjdzie im się kryć? Chodzić po kątach? Pod osłoną nocy? Jak w filmach! Zakazana znajomość była zdecydowanie w jej stylu, w końcu miała talent do pakowania się w kłopoty. – Będziesz w czapeczce, kapturze i okularach przeciwsłonecznych cały czas? - spytała zaciekawiona. No co? Niektórzy celebryci tak się ukrywali przed paparazzi, nie? Czy ona też będzie w takim razie musiała kryć swoją tożsamość? A co jak ktoś go rozpozna? Będzie drama? Lilith, ty się lepiej zastanów nad tym spotkaniem.
ChiChi ponownie oczy się zaświeciły i nawet się przeżegnała, a potem gestem zamknęła usta na kłódkę.
– Oczywiście! Dla ciebie wszystko! Słowem nie pisnę! - zapewniła chłopaka, bo jak idol ją o coś prosił, to ona zdecydowanie zamierzała się do tego dostosować. Pewnie jakby poprosił ją ładnie, aby skoczyła z mostu i się przy tym uśmiechnął, to by to zrobiła.
Oparła się wygodniej na kanapie, podkurczając nogi i opierając na zgiętych kolanach przedramię ręki w której trzymała telefon. Zastanowiła się z przedłużonym „hmmm” nad jego słowami.
– No nie wiem… ChiChi chętnie porobiłaby za przewodnika.
– OMG TAK! - wykrzyczała zachwycona tym pomysłem.
– Ale nie zrobię ci tego.- dodała, zerkając z powątpiewaniem na przyjaciółkę.
Tu dało się usłyszeć smutny jęk zawodu.
– Więc jak najbardziej. Potem ukradnę ci butelkę wody i chusteczkę, które sprzedam na Ebayu ze sporym zyskiem. - rzuciła ironicznie ze złośliwym, ale bardzo niewinnym uśmieszkiem. Na milion procent znalazłaby kupca. Chociażby w takiej ChiChi…
– A KIEDY PRZYJEDZIESZ? BĘDĘ MOGŁA CIĘ ZOBACZYĆ? OBIECUJĘ SIĘ ZACHOWYWAĆ.
– Czekaj. - mruknęła z westchnięciem, po czym wstała z kanapy i minęła ChiChi, która poszła za nią, ale Lilith z bezczelnym uśmieszkiem pomachała jej paluszkami i zamknęła drzwi przed nosem. – Boże, nigdy jej nie widziałam… takiej. Wybacz, zwykle nie jest upośledzona. - powiedziała przepraszająco w stronę chłopaka.
- EEEEEEEEEMIIIIIGROWAŁEEEEEEEEEM
– …ja pierdole.
Echo.
- Z OBJĘĆ TWYCH NAD RANEEEEM
Kolejna szybka ucieczka za inne drzwi.
– To była koleżanka od wódki. Nie, ona tak zawsze. Nie potrzebuje alkoholu… tak więc widzisz, samo wspaniałe towarzystwo na ciebie czeka. Nie obrażę się jak stwierdzisz, że jednak nie chcesz tu przyjeżdżać. - stwierdziła z szerokim uśmiechem. Po takiej reklamie, to ona skasowałaby ten numer. I zmieniła swój. Tak na wszelki wypadek.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Wśród fanów były osoby różne. Byli ci, którzy histeryzowali na widok idola, byli ci którzy dostawali zawału, byli też tacy, który próbowali idola porwać i przetrzymywać w piwnicy (tak słyszał). No i byli też normalni. Tacy co nie piszczeli na hi-touchu, tacy którzy nie chcieli cię momentalnie rozebrać, tacy z którymi dało się normalnie pogadać na fansign-ie. Krótko bo krótko, ale zdarzały się osoby, które przez ten krótki czas nie próbowały ci się przypodobać na siłę. No ale również też było łatwo o ludzi fałszywych. Temu też cała zgraja, niezależnie z której wytwórni podlegała ścisłemu nadzorowi – wiadomo, to nawet nie chodziło głównie o ich dobro, jako ludzi tylko o dochowanie tajemnicy. I oni w oczach właściciela wytwórni byli bardziej jak towar, który dawał zysk, więc czegoś takiego należało strzec! Najlepiej mnóstwem zakazów i ograniczeń.
No i uczono ich się zachowywać. Bo przecież nie tylko o taniec i śpiew się rozchodziło, ale też o to jak się prowadzili. W końcu im lepiej się przyjmowali publicznie tym większy rozgłos, większa sympatia, więcej fanów, czyli więcej kupionego merchu i większy zysk. Mniej-więcej tak to wyglądało.
Jemu pozostało już z tylko uśmiechać się uprzejmie do takiej Chichi – jedno z podstawowych zachowań wobec takiej wylewnej osoby jak ona. I to nie tak, że jej słowa do niego nie docierały, jej wyznania nie były istotne, ale patrzyła na to nieco przez inny pryzmat, nieco chłodniej. Z jednej strony był dumny, kiedy czytał komentarze typu „dzięki wam, mój dzień jest lepszy” ale z drugiej strony między takimi wyznaniami a obsesją była cienka granica i nie zawsze dało się od razu ją wybadać.
  Temu też nie wtrącał się w wymianę zdań między dziewczynami, jedynie przysłuchując się temu wszystkiemu. Jedynie mógł uśmiechnąć się raz jeszcze, w sympatyczny, wyćwiczony sposób, kiedy padły pytania co do tego całego ich, heh, powrotu. Nie odpowiedział nic, a jedynie przytknął palec do ust, symbolicznie ukazując ciszę.
  Naturalniej już zaśmiał się, czy raczej zachichotał pod nosem, kiedy zapytała go czy będzie w tym całym przebraniu przez cały czas.
  — Chyba nie będę musiał. A przynajmniej mam nadzieję. — Bo niby Lorne Bay było małe, niby nie powinno być stada fanów, ale oni byli teraz bardzo popularni. Bardzo. Jak miał być szczery to zaczynał się zastanawiać kiedy wytwórnia przejdzie samą siebie w podpisywaniu kontraktów z nowymi firmamy, użyczając im wizerunku chłopaków. Może jakiś McDonald’s?
  Odetchnął z ulgą kiedy druga dziewczyna została za drzwiami. Może to było niemiłe, ale teraz nieco się rozluźnił. Widać było to po pełnym wdzięczności uśmiechu, który pojawił się w kąciku jego ust. Zaraz jednak uniósł brew słysząc „śpiew” a potem siarczyste przekleństwo. W akompaniamencie śpiewu. To na szczęście zostało szybko uciszone kolejną zmianą otoczenia.
  Uśmiechnął się delikatnie pod nosem, z drobnym rozbawieniem w oczach.
  — Przyjechać przyjadę. Mam dziadków w Lorne Bay, których nie widziałem całe życie. No a że nierzadko zdarza nam się wolne to muszę to wykorzystać w jakiś ciekawszy sposób niż siedzenie u mamy. — Odpowiedział jej, by zaraz potem kiwnąć głową do samego siebie. — Pytanie czy będę chciał się spotkać! — Powiedział, niby z wielkim zamyśleniem nad całą tą sprawą. A jednocześnie wyglądał jakby o czymś zabawnym sobie przypomniał. — Nie różni się to aż tak bardzo od tego co mamy tutaj, w domu. Chłopaki mają różne pomysły. No i są różni. Ale też potrafią robić dziwne rzeczy. Jak zjeżdżanie po schodach w domu na desce do prasowania. Maratony karaoke też mamy, nie martw się — dodał, tutaj pijąc do tego, co przed chwilą słyszał. — Jestem raczej przygotowany. — Tutaj uśmiechnął się pociesznie. — No ale… Co do Australii… Pomijając górę memów, które widziałem to… Jak tam jest? Chyba nie tak jak na memach? — No przecież memy były zwykle prześmiewcze, przekoloryzowane. Nie trzymały się aż tak prawdy. A przecież on widział jakieś wielkie pająki i węże w kiblach!
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Nie poznawała przyjaciółki, ale była niesamowicie upierdliwa. Naprawdę. Nawet jej podnosiła ciśnienie. Znaczy, rozumiała to, że była fanką i była podekscytowana, ale zachowywała się naprawdę jak taki trochę obsesyjny fan, który bywał niebezpieczny. Znaczy, Lilith wiedziała, że daleko jej do niebezpieczeństwa, bo była jednym z najłagodniejszych stworzeń, ale mimo wszystko… przynosiła wstyd w tej chwili! Nawet normalnie się nie dało porozmawiać! Dlatego też musiała wyjść, a widziała w spojrzeniu i uśmiechu chłopaka, że chyba też był zadowolony, że Shelby się odizolowała od koleżanki. Koleżanek. Druga to była w swoim świecie śpiewając samej piosenki na pełny regulator. No co? Tak się świętowało weekend bez rodziców w domu. Sąsiadów nie mieli, aby im truli dupę czy nasyłali policję, że za głośno! Domki z dala od innych były jednak błogosławieństwem w tym wypadku.
Kąciki ust jej się podniosły na wspomnienie, że przyjedzie i tak bo ma tu dziadków. Ciekawe czy ich znała… może kiedyś pomagała im w zakupach? Albo opierdzielili ją za coś? Brew jej drgnęła w zaciekawieniu gdy stwierdził, że prawdziwym pytaniem było to czy on będzie teraz w ogóle chciał się spotkać. No… na jego miejscu, bo takim przedstawieniu zastanowiłaby się nad tym tak z cztery razy.
– Nie będę ci mieć za złe jak nie. - stwierdziła. Potem powiedziałaby ChiChi, że to jej wina bo zachowywała się jak pięciolatka w Disneylandzie, która zobaczyła Elsę. Teraz to Lilith pewnie nie będzie mogła się od niej odpędzić. Od niej i od jej sympatii do Moona. Oberwie w pysk wszystkimi faktami z jego życia o które nie prosiła. Czuła to w kościach.
– Ooo, już lubię twoich kolegów. Dogadalibyśmy się. - stwierdziła po opisie jego kolegów z zespołu. – Ilu was tam właściwie jest? - spytała, bo naprawdę kompletnie nie miała pojęcia czym jest PTSD. Wiedziała, że to zespół, ale to by było na tyle. Na ChiChi zwykła się już wyłączać gdy o nich opowiadała, bo wcześniej kompletnie jej to nie interesowało. Chyba nawet jednej piosenki nie słyszała… albo słyszała, ale nie wiedziała, że to oni.
Uśmiechnęła się wymowniej na jego zapytanie. Zerknęła na drzwi przy których siedziała i zjechała po nich plecami, aby klapnąć ostatecznie tyłkiem na ziemi z przykurczonymi kolanami.
– Huh? Mówisz o napadających cię kangurach, wielkich pająkach wielkości ręki w rogu pokoju, krokodylach jedzących rekiny i wężach pożerających psy? - spytała retorycznie. Pewnie sama też stworzyła niektóre z memów. – No to akurat prawda. Australia to żyjący, najprawdziwszy mem. To co opisują... no, no dzieje się. - wzruszyła ramionami. A bo to mało razy była świadkiem dziwnych rzeczy, które normalnie nie mają miejsca? Jak na przykład kangur atakujący psa? Albo napierdalający się z człowiekiem? Tu wszystko było dziwne. I wszystko mogło cię zabić… – Ale to bardziej na wsiach. W miastach jest tego o wiele mniej… Znaczy, Lorne Bay nie jest duże, ale nie ma tu aż tylu tego typu przypadków, spokojnie. - stwierdziła. Naprawdę! W centrum to w ogóle się nie zdarzało… sęk w tym, że ona to na przykład żyła nieco na zadupiu, na farmie z dużą, bardzo dużą działką i tu już spotkać można było więcej żyjątek. Im dalej od miasta, tym ciekawiej, więc… – Nie znaczy to, że nie spotkasz tu krokodyli, pająków czy węży. To mimo wszystko Australia. - dodała wielce niewinnie. No co? Australia to Australia! Szkoła przetrwania. Co go będzie oszukiwać? Jak przyjedzie to poczuje się trochę jak w memie, ale też wszystko zależy od tego gdzie będzie spać… i żyć. – Nie bój się, w razie czego cię ochronię. Mam już wprawę. - dodała z łagodnym uśmiechem. A bo mało przypadków już przerobiła? Pająki nawet nie robią już na niej wrażenia, nie mówiąc o wężach, które sama łapie w ręce kiedy chce się ich pozbyć. No do krokodyli lepiej się nie zbliżać, ale wiadomo… to też nie jest niecodzienny widok. Odpoczywający na słońcu gad to żadna nowość, zwłaszcza dla kogoś kto często jest nad wodą. – Chyba się nie boisz?
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Nie przeszkadzało mu to, jakie koleżanki miała. Znaczy – porównując faktycznie do jego kolegów z zespołu to one były mocno grzeczne. Albo to on już porządnie zaprawiony przez chłopaków. Swoje przecież też miał za uszami, aczkolwiek chyba nie aż tak. Czasami przecież zazdrościł im tej ich… odpałowości. Ba, były czasy kiedy myślał, że jest nudny w zestawieniu z nimi. Szczęśliwie fandom nie określał go jako nudnego a bardziej jako tego przeuroczego – chyba, że był to nowy synonim dla nudnego, wtedy się mocno zdziwi.
  I możliwie załamie.
  — Są świetni tylko… No czasami chcesz spokoju a go nie ma.
  Tak jak ona chciała teraz spokoju, a koleżanki nie dawały.
  Isaac z całej ekipy był chyba tym najgrzeczniejszym. Teoretycznie robił za sumienie. Och, no i to jemu szło najlepiej przepraszanie za wybryki kolegów, wstydzenie się za nich i świecenie za nich oczami. Oczywiście od tego mieli też lidera, a w zasadzie od tego, żeby się za nich faktycznie wstydził (i próbował zebrać do kupy, przywołać do porządku), ale podobnież razem raźniej. Można się łączyć w bólu. Ale tak, w imieniu zespołu to jego „przepraszam” się jakoś najbardziej sprawdzało. Jakiś wrodzony urok albo już po prostu nabyta i oszlifowana umiejętność. — W zespole jest nas sześcioro. Kiedyś było dziesięcioro, ale… No przeszliśmy pewne zmiany konceptu i tak dalej. A jeden przeszedł na karierę solową. — Wyjaśnił, podając same fakty. Niczego ściśle tajnego nie zdradzał, nie mogą mu za to urwać głowy! Więc nawet jeśli się okaże, że Piana jest naprawdę sprytną fanką, która zrobiła go w balona z tą całą pomyłką i tym, że nie wie kim jest, to absolutnie nic na niego nie mają! Przynajmniej w tej kwestii.
  Wysłuchał całej opowieści ze strony dziewczyny, przez cały ten czas się jej przyglądając (to był videocall, na co innego miał patrzeć?), mając na ustach delikatny uśmiech. W jednym momencie podnosił brwi w lekkim zdumieniu bądź zaciekawieniu – ciężko zinterpretować, ale ten grymas jak się przykleił tak został na jego twarzy. Przynajmniej do momentu, w którym przyznała, że on to nie ma czego się bać bo ona go obroni, w końcu ma wprawę. Wtedy to zaśmiał się cicho pod nosem, kręcąc przy tym głową, jak gdyby w wyrazie lekkiego niedowierzania.
  — Bać się? Nie, raczej nie. Znaczy… — tutaj uśmiechnął się, ale z lekkim zakłopotaniem, zakładając rękę za głowę, celem rozmasowania swojego karku. Spojrzał w róg sufitu, chyba w tym momencie szukając słów do dalszej części swojej wypowiedzi. — Wiesz, w Seoulu czy gdziekolwiek na świecie w hotelach takich atrakcji nie ma, więc niecodziennie spotykam się z rekinami, krokodylami czy wężami. W sumie… chyba też nigdy nie widziałem takiej krowy na żywo. Chyba, że w oddali, przejazdem. — Wyznał, przenosząc spojrzenie z powrotem na dziewczynę. Tu uniósł kącik ust do półuśmiechu, chyba nieco przepraszającego. — Nie wiem jak będę reagował na faunę australijską, to dla mnie nowe. — Wyjaśnił w końcu. Taka była prawda! Ciężko mu przewidzieć jak zareaguje, jeśli dane mu będzie wejść w interakcję z jakimś dzikim zwierzęciem, do tego na przykład niebezpiecznym.
  Przez moment jej się przyglądał, a raczej wyświetlaczowi swojego telefonu, jednocześnie uporządkowując otrzymane wcześniej informacje, ale także po prostu zastanawiając się nieco nad całą tą, nietypową dla niego, sytuacją. Och, a jednocześnie zastanawiając się o co wolno mu zapytać – z czystej grzeczności, żeby nie wyjść na nieuprzejmego, nachalnego czy wścibskiego.
  — No a ty? Mogę zapytać o ciebie? Co… uhm… robisz? W sensie: czym się zajmujesz? Skoro masz osiemnaście lat to chyba teraz masz przerwę od szkoły? — Choć nie było przecież powiedziane, że tej szkoły to nie rzuciła świeżo po osiemnastce, a może dokładnie tak było. — Od urodzenia mieszkasz w Australii?
  I gdy pytał o to wszystkie to z klasyczną dla takiego Koreańczyka (i jego wizerunku!) nieśmiałością. W końcu – nie był pewien, nawet mimo wszelkich zapewnień, że byłoby to w porządku gdyby tematy poruszył, czy w którymś momencie faktycznie nie wyjdzie na zbyt wścibskiego. A pytania z pozoru niewinne.
  Zawsze mógł pytać „czy już to robiła” albo „z iloma się lizała”. Pewnie któryś jego kolega wybiegłby naprzód z takimi pytaniami.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
- Mów mi więcej… - mruknęła, instynktownie zerkając przez ramię na zamknięte drzwi za którymi czekały jej dwie super koleżanki, jedna uprawiająca karaoke, druga tylko wyczekująca aż Lilith wyjdzie z pokoju, aby mogła wypytać się o wszystko i przeżywać to połączenie przez dni, tygodnie, miesiące… Ona już wiedziała, że będzie męczona.
Podniosła lekko jeden łuk brwiowy w zaciekawieniu. Dziesięcioro? W jednym domu? Czy oni raczej jak te amerykańskie gwiazdy i zespoły, każdy żyje u siebie, a spotykają się głównie na próby i całą resztę gwiazdorskich obowiązków? Ona to nawet nie wiedziała czym jest „trainee” i że oni przed debiutem faktycznie są szkoleni i trenowani przez wytwórnię, a niektórzy to nawet muszą przejść przez specjalny program survivalowy, po którym zadebiutują tylko jak dojdą na szczyt i nie zostaną wcześniej wyeliminowani. Dla niej abstrakcja, ok?
- I… wy tak wszyscy razem cały czas żyjecie? - spytała. No co? Dla niej to była nowość, nigdy się nie interesowała kpopowymi grupami, nie wiedziała jak żyją, jedynie tyle co ChiChi wspominała czy puszczała na youtubie, ale ona i Echo wtedy siedziały w telefonach odpowiadając nawet nie patrząc na ekran. - Nie zabijacie się nawzajem? - bo ona jakby miała tak dwadzieścia cztery na siedem żyć z Echo i Chiarą, to chyba kurwicy by dostała i zabiłaby albo je, albo siebie.
Australia była super, nie dało się tu nudzić, nawet podczas zwykłej drogi do pracy, bo mogłeś zostać napadnięty przez kangura czy podziwiać jak natura walczy o przetrwanie jakiś metr dalej. Mógł cię minąć wąż ciągnący za sobą szczura cztery razy większego od siebie… ludzie byli spoko, to zwierząt należało się obawiać. Nie zawsze! Ale głównie. Uniosła jednak w wyrazie zdziwienia jeden łuk brwiowy, gdy usłyszała jego kolejne słowa.
- Nie widziałeś krowy? Trzymali cię pod kloszem? - wypaliła, bo dla niej, osoby wychowanej na farmie, wśród masy przeróżnych zwierząt było to co najmniej dziwne. Znaczy, spodziewała się, że mógł nie widzieć takiego kangura czy krokodyla, ale krowy? Przecież one były wszędzie! Wystarczyło pojechać na wieś i tam już taka stała metr od ciebie. Zaraz jednak doszło do niej jak to mogło zabrzmieć, więc chrząknęła i uśmiechnęła się dość pociesznie. - Mamy sporo do nadrobienia, Niezn- Isaac. - poprawiła, bo przecież nie chciała go degradować! Skoro już znała imię, to do ksywek może ograniczy się kiedy indziej. - I can show you the world. - zacytowała z uśmiechem. Miała nadzieję, że bajki to znał! Jak nie, to z Australii do siebie wróci jako zupełnie odmieniony, nowy człowiek.
Zza drzwi dało się usłyszeć przytłumione słowa kolejnej piosenki Echo, która chyba nawet nie była świadoma tego co się działo z jej dwiema przyjaciółkami. Ona była w swoim świecie. Instynktownie zerknęła na zamknięte drzwi wsłuchując się w ten wątpliwy śpiew, zaraz jednak skupiając się z powrotem na jej nowym koledze. Kącik ust drgnął jej w odpowiedzi na zadane przez niego pytania.
- Yup, skończyłam właśnie ostatni rok w liceum. - stwierdziła. Teraz pewnie szykowałaby się na wyjazd na uczelnię, no ale… - Mam aspiracje na weterynarza, ale ze studiami pewnie trochę poczekam. - dodała, wzruszając przy tym ramionami. - I tak, całe życie w Australii, więc osiemnaście lat przeżyłam w tej szkole przetrwania. Mało teraz jest w stanie mnie zaskoczyć. - bo wiele widziała i przeżyła! No dobra, nie spodziewała się, że przypadkiem napisze do obcego typa, zwyzywa się, a on okaże się być jakąś gwiazdą z Korei. W dodatku uwielbianą przez jej przyjaciółkę, która cały czas o nim nawijała. No jaka była szansa? Praktycznie zerowa. - Mam rodziców Koreańczyków, ale przeprowadzili się tu kilka lat przed moimi narodzinami i zerwali, uhm, wszelkie kontakty ze swoim krajem, więc poza nimi i wyglądem nie mam nic wspólnego z Koreą. Znam chyba… z trzy, może cztery słowa jeśli to mnie jakoś ratuje. I niektóre ze zwyczajów, ale na dobrą sprawę jestem typową Australijką. - bo w Korei to zdecydowanie by się zagubiła. Pewnie nieświadomie by jeszcze wszystkich poobrażała i miała przypał za przypałem nie znając kompletnie ich kultury. Ciekawe ile razy w ciągu tej rozmowy już go przypadkowo obraziła! - A ty? W sensie, wiem już, że nigdy nie byłeś w Australii mimo posiadania tu dziadków, ale świetnie mówisz po angielsku. I masz mało koreańskie imię. - zerknęła na niego podejrzliwie. ChiChi to pewnie zaraz z chęcią wszystko by jej wyjaśniła… ale no nie chciała. - I pewnie większość informacji mogę wyczytać z internetu. Lub zapytać ChiChi… ale wolę się dowiedzieć od ciebie. Toooo, jaka jest twoja historia? W sensie, no wiesz, jak to się stało, że jesteś w tym całym zespole, jak długo i w ogóle. Nie żebym się tym nie interesowała, zabij mnie, ale zwykle przestaję słuchać jak Chiara zaczyna się wami podniecać. - to już był odruch bezwarunkowy. Echo miała taki sam. - Bez urazy. - dodała pospiesznie z jakże niewinnym, ale raczej mało żałującym wyrazem twarzy, bo co złego to nie ona! Po prostu należało się ratować, bo Chiara wchodziła wtedy w jakiś trans. Trans psychofana.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  — Cały czas to nie, zjeżdżamy też do domów jak jest możliwość, jak dostaniemy „wychodne”. Ale tak to mieszkamy razem. — Odpowiedział, nie mijając się z prawdą. Głównie jednak siedzieli razem, razem pracowali i tak było łatwiej mieć baczenie na to co robią, gdzie idą i kiedy idą. No a poza tym fani uwielbiali oglądać nagrywki ze wspólnego mieszkania.
  Dawało to zysk.
  — Czasem denerwujemy się na siebie, ktoś komuś zje ramyeon albo ktoś zapomni posprzątać, to normalne. Trochę jak w rodzinie.
  Chociaż co on wiedział? Z mamą miał naprawdę dobry kontakt, a jeśli chodzi o ojca to… no. Albo go nie widział wcale albo próbowali jakoś koegzystować obok siebie, nie wchodząc sobie w drogę, ale i tak przeważnie kończyło się to sporem i potem nie odzywaniem się do siebie. No ale podobnie tak było. Zresztą – facetom chyba łatwiej było się dogadać niż dziewczynom, zwłaszcza Koreańczykom, którzy z natury byli grzeczni i uprzejmi, a kwestia szacunku, zwłaszcza do starszych, była istotna. Fakt, że w grupie przyjaciół trochę się to zacierało, ale to są pokolenia manier i potem wkład własny rodziców w wychowanie. A poza tym z czasem uczyli się siebie nawzajem – co kogo wkurzało. I z reguły się pilnowało aby tego nie robić, ale czasami, z czystej upierdliwości się to wykorzystywało jako broń!
  — Nie, wychowywali mnie w wielkim mieście. — Odpowiedział z łagodnym uśmiechem. Mógł się pewnie obrazić za takie teksty, ale jako grzeczny chłopiec tego nie zrobił. No i miał też dystans do siebie – nie był maniakiem szacunku i dobrego wychowania. Tego oczekiwał głównie od siebie, nie od innych. — Trochę ciężko tu o krowę, która nie jest już w bułce. — Dodał, chyba w ramach żartu.
  Skinął więc głową, z koreańskim pomrukiem w ramach wyrażenia zgody, czy raczej potwierdzenia słów dziewczyny
  — Shining, shimmering, splendid — wskoczył melodyjnie nawet, bo piosenkę przecież znał! I nie, nie liczył jak niektórzy z Randki z Gwiazdą, że nagle się podnieci bo idol śpiewa. Po prostu lubił to robić, nie była to kwestia popisywania się. Ba, bardziej zaraz potem się zmieszał, przez co opuścił spojrzenie, uśmiechając się jakoś niewyraźnie przy tym. Tak, ktoś kto na scenie potrafił ociekać seksapilem i pewnością siebie realnie mógł jej nie mieć. Takie rzeczy też się działy! Poza tym jak słyszał komplementy to też się spalał z zawstydzenia.
  — Weterynarza! — Patrzcie jak się zachwycił, jakby mu powiedziała co najmniej, że zostanie astronautką. — A czekasz bo to ten cały gap year? — Choć to głupie. W jego czasie przecież przyszli studenci mieli „zdecydować” co tak naprawdę chcą robić. Z drugiej strony decydowali się też na podróże w tym czasie, bo kiedy jak nie właśnie wtedy.
  Na wspomnienie o tym, że jej rodzice zerwali kontakt z Koreą chciał zapytać czemu tak się stało, jednak zatrzymała go jego grzeczność i ostrożność w relacjach z osobami dopiero co poznanymi. Wścibstwo było bardzo niefajną cechą, potępianą w społeczeństwie. A on nie chciał być wścibski, tym bardziej że tematy zahaczały o rodzinne decyzje.
  Ale znała kilka słów po koreańsku! Kilka.
  — Trochę jak spora część Traumas. — Dodał z uśmiechem, bardzo pociesznym. W końcu też większość fanów z zagranicy nie potrafiło mówić po koreańsku a i tak to ich nie powstrzymywało przed śpiewaniem. Tworząc nowe słowa. Nowy język.
  — Moja mama jest nauczycielką angielskiego i koreańskiego, więc od małego dbała o to, żebym nauczył się i jednego i drugiego. Urodziłem się w Australii! Ale tylko dlatego, że postanowiłem urodzić się przed terminem, kiedy moi rodzice odwiedzali rodziców mojego ojca. W sumie babcia jest Australijką. No i to ona wymyśliła mi imię. Powiedziała, że skoro odbierała poród – bo nie urodziłem się w szpitalu – to ona mi nada imię. Isaac na pierwsze. Christopher na drugie – po taksówkarzu, który wiózł ich do szpitala, a u którego się urodziłem. — No przyszedł na świat w taryfie, wielka filozofia. Nie on pierwszy zresztą. I pewnie też nie ostatni.
  Kiwał tylko głową, kiedy uznała, że większość informacji to będzie mogła wyciągnąć z internetu.
   Bez obrazy
  — None taken. — Odpowiedział tylko, uśmiechając się zaraz potem. — Jak mam być szczery to cieszę się, że nie jesteś fanką. — Dodał. — O wiele milej jest móc porozmawiać z kimś właśnie o kimś niż słuchać o tym, jak to ktoś się cieszy, że mógł mnie spotkać i jak wielkim fanem jest. To miłe, naprawdę. Jestem wdzięczny za to, że mam takich ludzi wokół siebie, ludzi którzy doceniają mnie i którym podoba się to, co robię. Ale… — zawiesił głos, chyba zastanawiając się jak to jakoś zgrabnie ująć. Opuścił spojrzenie na blat stolika. — Relacje z nimi są płytkie. I jednostronne. — Wyjaśnił, by zaraz potem dodać. — No i właśnie - milej jest móc też opowiedzieć o sobie bo tak to wychodzi, że wszyscy o mnie wszystko wiedzą. — A nawet nie pytali. Wiedzą z mediów, z wywiadów, z filmików, część to jakieś teorie utworzone przez innych fanów. No i nie wszystko było prawdą. — Jeśli chodzi o to, jak to się stało że wylądowałem w PTS(D) to głównie zasługa mojej mamy. Pięć lat temu miałem zajawkę na punkcie jednego z zespołów i zacząłem się uczyć wszystkich choreografii. Nie wiem, maksymalnie tydzień po tym jak zacząłem to moja mama wpadła na pomysł, żebyśmy poszli na jedno z przesłuchań. Tak, ja. Człowiek, który śpiewał tyle co nic, a jeszcze tańczył o wiele mniej. Jak to ona powiedziała wtedy? Że powinienem spróbować, że na pewno się ośmieszę, ale dzięki temu zyskam doświadczenie do kolejnego podejścia. No i, że nie mam do stracenia nic – tylko własną godnośc. — Uśmiechnął się lekko pod głową. Historia znana, opowiadana parę razy i pewnie gdzieś uwieczniona na filmikach na YouTube. — Spodobałem się, nie wiem czemu. — Może kwestia mordy, może kwestia wdzięku a może wcale nie był tak beznadziejny. — Zostałem trainee. Półtorej roku trenowałem i potem był debiut właśnie z chłopakami. Ale czemu nasz zespół zyskuje popularność znacznie szybciej niż pozostałe zespoły to nie wiem. Inni są też naprawdę dobrzy i ciężko pracują. Jest mnóstwo chłopaków, którzy tańczą lepiej i naprawdę pięknie śpiewają. — No bo on zawsze doceniał „konkurencję” i uważał, że zasługiwali na więcej uznania, może więcej niż on!
   Może on miał po prostu więcej szczęścia?
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
- Ohh, to szanuję… my we trójkę pewnie byśmy się rozniosły jakbyśmy miały żyć wspólnie dłużej niż przez kilka dni. - no bo przyznajmy szczerze, każda z nich różniła się diametralnie. Pewnie, weekend był spoko w swoim towarzystwie, nigdy nie było nudno, ale problem w tym, że po tygodniu każda mogłaby już być zmęczona. - Nie żeby coś, kocham je, ale nie mogłabym z nimi mieszkać na dłuższą metę. - Echo żyłaby w swoim własnym świecie i śpiewała piosenki, Chiara dalej przeżywałaby każdą nowinkę ze świata kpopu i pisała po nocach swojego bloga, a Lilith byłaby po środku i starała się nie zwariować. Ciekawe czy chociaż w sprawach wspólnego życia jak gotowanie, sprzątanie czy korzystanie z łazienki by się dogadały.
Czasami nie potrafiła trzymać języka za zębami i szybciej powie niż pomyśli, no ale taka już była… w takim towarzystwie się też wychowywała! Z Echo znała się od zawsze, ok? To powinno mówić samo za siebie. Kącik ust jednak jej się uniósł lekko na jego odpowiedź. O, burgery. Kochała burgery.
- Zmienimy to. - stwierdziła, bo nawet doskonale wiedziała gdzie go zabierze! Jako, że mieszkała na farmie, to żyła w otoczeniu innych farm, a jej sąsiedzi hodowali wszystko. Od owiec przez krowy, byki i inne stworzenia. Skoro już będzie miała okazję robić za przewodnika i pokazać mu życie w Lorne Bay, to wykorzysta to w stu dziesięciu procentach.
Kąciki ust mimowolnie uniosły się w łagodnym uśmiechu słysząc odpowiedź na jej wstawkę Disneya. I to jaką dźwięczną!
- Pięknie, Alladynie. Wszystkie piosenki z bajek znasz? - spytała, unosząc wyżej łuk brwiowy w zapytaniu. Nie zamierzała się spuszczać, nie miała też mokro, nie przeszły ją dreszcze, nie chciała też się rozpływać z zachwytu, ale musiała przyznać, że głos miał ładny! Fani nie kochali go chyba tylko za względną mordę.
A czekasz bo to ten cały gap year?
Oparła tył głowy o drewniane drzwi.
- Huh, uhm… nie do końca. Widzisz, rodzice mają dość intensywnie prosperującą hodowlę koni i potrzebują rąk do pracy, więc na razie nie mogę sobie pozwolić na studia. - przyznała z łagodnym uśmiechem. Nawet jeśli mieli trochę pieniędzy, wszystko szło na interes, pracowników i przede wszystkim leczenie matki, a to pochłaniało całą masę pieniędzy, nawet jeśli białaczka zdawała się być w remisji.
- Swoją drogą, fantastyczna nazwa dla fanów zespołu PTSD. Nie wiem kto wymyślał, ale poślę mu kwiaty. - bo to faktycznie pasowało fantastycznie! Chociaż nie wiedziała, że zespoły mają fandomy. Naprawdę! Nigdy nie była w żadnym. Zna niektóre zespoły, zna piosenki i w ogóle, ale nigdy nie miała takiej fazy, aby faktycznie nazwać się jakąś Belieberką czy coś!
Wysłuchała jego opowieści i przysłuchiwała się mu z lekko przekrzywioną głową oraz jakimś takim łagodnym uśmieszkiem na twarzy. ChiChi pewnie wiedziała część z tych informacji, jak nie całość, bo ona to była bardzo namolną fanką, która chciała wiedzieć coraz więcej o swoim idolu, no ale Lilith nie patrzyła na chłopaka jak na gwiazdę. Zachowywała się raczej… normalnie, jakby chciała poznać go jako osobę, nie celebrytę, którym miał być.
- O widzisz, ja się rodziłam w stajni, bo mamie odeszły wody w siodle… czy to znaczy, że powinnam dostać drugie imię po koniu do którego należał boks? - zapytała żartobliwie. Patrzcie, już coś ich łączyło! Chociażby to, że nie urodzili się w szpitalu!
Uniosła lekko brewkę, którą zaraz potem opuściła. No tak, w sumie go rozumiała. Znaczy, nie była nigdy w jego butach, ale no relacja fan-idol ograniczała się jedynie do tego, a znalezienie prawdziwych znajomych i przyjaciół, którzy nie patrzyliby na ciebie tylko przez wzgląd na talent, sławę, pieniądze czy wygląd musiało być cholernie trudne, zwłaszcza w takim środowisku. Wysłuchała go w milczeniu, lustrując go dokładnie spojrzeniem, uśmiechając się pod koniec, kiedy nadeszła historia o mamie oraz godności. Tak, jej też nie słyszała.
- To musi być strasznie… dziwne. Znaczy, pewnie przyjemne, że tyle osób cię lubi, szanuje, słucha tego co mówisz i w ogóle, ale czy wy przypadkiem nie jesteście obserwowani na każdym kroku? W sensie, wszystko co powiecie, zrobicie, to jak wyglądacie, każdy gest nie jest poddawany potem ocenie? Nie żebym śledziła, ale czasami mi się zdarza słuchać tego co ChiChi powie czy podpatrzeć co ogląda i mam lekki cringe. Zwłaszcza jak czyta komentarze hejterów. - bo ona to się wtedy głośno oburza i wymachuje rękami, a potem naciska klawisze w klawiaturze tak mocno, że Lilith się cieszyła, że nie może zabijać swoją negatywną energią. Jakby nie było, jak ktoś obrażał ich idoli, to dziewczyna zmieniała się w maszynę do zabijania. Z uroczej i pozytywnej, w rozwścieczoną matkę niedźwiedzicę. - I to u was się trenuje, aby potem zadebiutować? Damn, myślałam, że… no wiesz, to wygląda jak „o, jesteś super, bierzemy cię, oni też są fajni, poznajcie się, debiut macie za miesiąc”. - no co? Z One Direction mniej więcej tak było! Byli w programie jako soliści, jury stwierdziło, że każdy jeden jest super, zrobili z nich zespół, wygrali program i potem już poszło. Nie trenowali tańca, śpiewu, ani całej reszty! No ale to amerykańskie gwiazdy, tam było więcej luzu i nie przykładało się tak dużej wagi do tego, aby idole byli „idealni w każdym calu”. - W każdym razie, powiem ci szczerze, że nie znam ani jednej waszej piosenki… chyba. Znaczy pewnie zdarzyło mi się coś słyszeć, bo jednak przyjaźnię się z ChiChi, a ona czasami wybiera muzykę, ale no. Nie odpowiem ci czemu właściwie jesteście popularni, na to pewnie odpowiedziałaby Chiara, ale to chyba dobrze, nie? Z drugiej strony im większa popularność tym więcej hejterów i większa presja, więc też słabo. - stwierdziła, zastanawiając się nad tym przez chwilę. - Boże, zdecydowanie nie mogłabym być sławna. - mruknęła. Kto jak kto, ale ona mocno byłaby krytykowana za wszystko, zwłaszcza, że czasami ma niewyparzoną gębę, która ułożonym fankom by nie podpasowała. No i… bycie ocenianym na każdym kroku, i obserwowanym przez tysiące? Nie, dziękuję.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Był zdania, że dało się przyzwyczaić do mieszkania z kimkolwiek. Niekoniecznie na przykład musiało się to podobać, ale dało się do tego przywyknąć. Chłopaki też bywali upierdliwi, on z Damonem niby się dogadywał, ale wiadomo jak to było – czasami się nie zgadzali. No ale jeszcze nikt się nie zabił! A przynajmniej on nie planował zamachu na współlokatorze.
  Nie był pewien jak Damon.
  Pokiwał dość entuzjastycznie głową na samo stwierdzenie, że to zmienią. Isaac zawsze był ciekawy świata i jak oglądanie krowy nie brzmiało jak jakaś niesamowita atrakcja to on jednak chętnie krowę by pogłaskał. Inna sprawa gdyby takie bydło mu wsadziło głowę przez okno samochodu. Wtedy mógłby się… przestraszyć.
  Zapytany zaś o znajomość „wszystkich piosenek z bajek” tylko jeszcze bardziej się zmieszał. Na chwilę.
  — Większość po koreańsku. — Odpowiedział. Po angielsku też znał sporo, bo też na piosenkach uczył się też języka z mamą. Kobieta dbała, ażeby Isaac językiem się nie znudził. Ani jednym, ani drugim. Tak więc znał sporo piosenek, w tym też sporo takich, których ona nie kojarzyła, a też były z bajek.
  Całkiem swobodnie się rozmawiało z dziewczyną, z tematu do tematu przechodziło się płynnie i nie było w tym żadnego problemu. On miał sporo do opowiedzenia i robił to chętnie, a i ona nie odpowiadała jakoś lakonicznie, półsłówkami co by znaczyło, że też nie musiała się do tej rozmowy zmuszać z jakiejś grzeczności bądź nie wiadomo czego.
  — Och, rozumiem. — Odpowiedział, opuszczając spojrzenie. Znów zamykał mu się temat. Niby nie tak oficjalnie, ale w tym wypadku chyba niewiele mógł zrobić. Jeśli nie było możliwości by teraz podjąć naukę na uniwersytecie bo musiała pomagać w rodzinnym biznesie to on, jako osoba z zewnątrz w dodatku obca nie miał co się mieszać. Znów – pozostawało to za jego mocą.
  W sumie za nazwę fandomu wyjątkowo odpowiedzialny był… fandom. Jeszcze kiedy nie byli zbyt popularni za granicą okazało się, że część fanów spoza Korei, anglojęzycznych, nazywa się właśnie Traumas, bo bardzo szybko wychwycili podobieństwo nazwy zespołu do przypadłości – coś co przegapiła wytwórnia. Nazwa fandomu jednak się przyjęła dość ciepło, bo miała też akcent humorystyczny. No i pasowało. Choć z traum nie wolno się nabijać.
  I kiedy on miał się rodzić w taksówce to ona z kolei w stajennym boksie. I to, co powiedziała, wywołało na nim dość osobliwą reakcję.
  — O-och. Nie… No to znaczy… Po prostu babcia taka jest. — Zmieszał się nieco słysząc jej słowa, chyba nie podłapując żartów. Oto czarowna różnica koreańsko-resztoświatowa. Czasami brali rzeczy zbyt na poważnie, a wychwycić sarkazm też nie było łatwo. Zwłaszcza jak było się takim grzecznym dzieckiem. Choć już trochę podniszczonym, swoje za uszami przecież miał. Chrząknął nerwowo, zakładając rękę raz jeszcze na kark celem rozmasowania go. Wyrobi się jeszcze chłopak, szybko się uczył życia. Ewentualnie zostanie podniszczony gdyby tak dalej nad nim popracować. Kwestia raczej tego jaki plan na niego miała wytwórnia.
  Wysłuchał jej pierwszej wypowiedzi, odnośnie tego, że podobnież ma być ciężko bo wszyscy na ciebie patrzą. Niby fakt. No i kwestia całego hejtu. A potem jeszcze jej spostrzeżenie, że trzeba trenować. Owszem, trzeba! Widać, że nie znała tej genre. To nic!
  — Trenuje się do bycia idolem. W zasadzie wszystko – to jak się prowadzić na scenie, poza nią, jak reagować na fanów, na ich wyznania, jak się ustawiać by wypaść dobrze na zdjęciach czy nagraniach. To nie tylko kwestia tańca i wokalu. — Wyjaśnił, by zaraz potem dodać: — Bo wiesz, jesteś wtedy już wizytówką wytwórni, musisz robić dobre wrażenie i ściągać uwagę. — I kraść serca coraz większej liczbie ludzi. I się dobre sprzedawać jako towar wytwórni. Czasami naprawdę się tak czuł. Ale momentami, bo zaraz potem uświadamiał sobie, że przecież miał super życie. I otaczali go wspaniali ludzie, którzy go wspierali, którzy cieszyli się z tego, co robił. Skandaliczne zachowanie może i robiło dużo szumu ale po pierwsze – w Korei nie było akceptowane, a po drugie – nie o taką uwagę chodziło. Nie chodziło o to by czytać czy oglądać czy mówić, ale głównie o to by płacić. Za merch,za albumy, za bilety, za hi-touche.
  Wysłuchał jej kolejnych słów, jej stwierdzenia, zastanawiając się nad nim przez chwilę. Chyba nieco inaczej się to prezentowało w jego oczach.
  — Do tego też się trenuje. Mama też od małego uczyła mnie by nie zważać na hejt a tylko przejmować się konstruktywną krytyką bo ona może coś wnieść. No i inna sprawa, że Traumas są liczne i zawsze stają w naszej obronie. — Inna sprawa, że niektóre były zbyt zagorzałe i absolutnie nic nie dało im się powiedzieć. Kochały ich mimo wszystko, pisały, że wyglądają wspaniale mimo, że wyglądali… no gorzej w jakimś wizerunku. — Wszystko ma swoje plusy i minusy. — Stwierdził w końcu, by zaraz potem zamilknąć, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Zaraz jednak w tle zaczęły się otwierać drzwi, na co chłopak odwrócił się i wyrzucił z siebie zdanie po koreańsku, więc drzwi się tak całkiem nie otworzyły. Odpowiedział mu inny głos, wywiązał się krótki dialog.
  Oto panicz Damon chciał wrócić na salony.
  — Widzisz, będę musiał kończyć. Zaraz i tak mamy kolejną próbę. No i muszę współlokatora wpuścić do pokoju. — Powiedział, uśmiechając się lekko kątem ust, a przy okazji w przepraszającym wyrazie. — Napiszę później, w porządku? — zagadnął jeszcze, sięgając po telefon, coby go z tego profesjonalnego statywu ściągnąć i przejąć do dłoni. —Mówiłem serio – chętnie się spotkam w Lorne Bay, jeśli się uda, Lilith. Chyba, że to ty zmieniłaś zdanie. — Może nie będzie chciała ryzykować, że ją jakieś Traumas, nie wiadomo skąd, zlicznują. Bo o ile były w stu procentach za chłopakami, o tym żadna jakaś dziewucha nie ma prawa się do nich zbliżać!
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Prawdopodobnie tak było, że ostatecznie, chcąc nie chcąc dało się przyzwyczaić do życia z kimś, nawet jeśli było to wyzwaniem oraz ograniczała was wytwórnia. Niby zawsze było można odejść, ale z drugiej strony.. należało wtedy poświęcić nie tyle co debiut, co wszystkie lata, które poświęciło się na trenowanie, szkolenie i przygotowywanie do bycia idolem, a to jednak lata, których się już nie odzyska. W sumie sama nie wiedziała jak by się zachowała na takim miejscu, ale ona była czasami dość trudnym osobnikiem we współżyciu… ale kto nie był? Każdy miał swoje wady i zalety, nie? Pewnie nawet taki Isaac też komuś podpadł w jakiś sposób.
Uniosła wyraźnie brew, ale zaraz potem uśmiechnęła się łagodnie na jego stwierdzenie, że większość piosenek zna po koreańsku. No… jakby nie było, na upartego dało się to połączyć. On będzie śpiewał męskie partie po koreańsku, ona kobiece po angielsku i jakoś dadzą radę, nie? Wystarczyła znajomość piosenki i tego gdzie kto kiedy śpiewał!
- Ok, ja po angielsku, ty po koreańsku. Damy radę. - stwierdziła i nawet puściła mu rozbawione oczko. Jak chcą, to będą mogli potrenować! Nawet przez FaceTime! To nie był problem… znaczy zawsze były jakieś opoźnienia w połączeniu, ale ostatecznie nawet to by mogli wypracować. Sęk w tym, że on miał o wiele mniej wolnego czasu niż ona.
Wzruszyła jedynie ramionami, bo chociaż bardzo chciała studiować, to nie mogła sobie aktualnie na to pozwolić przez chorobę mamy. Może i mieli dość sporo pieniędzy, ale nie mogli sobie pozwolić na zatrudnienie większej ilości pracowników, dlatego Lilith musiała zrezygnować ze swoich planów, aby ratować rodzinny interes, który mocno kochała. W tym się wychowywała. Nie widziała swoich rodziców w niczym innym jak hodowla koni. Może nie byli najmniejsi, ale najwięksi też nie, chociaż sukcesywnie co roku zdobywali coraz więcej rozgłosu. Czy mogła w takim razie siebie porównać do takiego zespołu kpopowego? Chyba nie, ona nie miała swojego fandomu. Po prostu mieli więcej klientów.
Uśmiechnęła się nieco rozczulona jego reakcją, zaraz potem podnosząc wolną dłoń w geście zahamowania go.
- Ej, ej, ej, spokojnie. To był żart… - rzuciła naprędce, bo przecież nie chciała, aby się chłopak tak zmieszał. Myślała, że jej ton głosu oraz mimika były wyraźne, no ale tu wychodziły właśnie różnice w kulturze, wychowaniu i środowisku. - Nie jesteś chyba zbyt biegły w sarkazmie i ironii, co? - mruknęła ironicznie, ale zaraz potem pokręciła głową w geście pozostawienia tematu. No nie każdy człowiek musiał łapać tego typu rzeczy, Lilith. Nie wszyscy wychowywali się przy takiej Echo!
Wysłuchała jego wyjaśnienia na temat tego całego trenowania do bycia idolem i nawet w zaciekawieniu przekrzywiła lekko głowę w bok. No nie spodziewała się, że w Korei faktycznie trenuje się nastolatków do bycia celebrytą. Jak to w ogóle brzmiało. Jakby się jednak w to bardziej zagłębiła i poznała inne zespoły, to zobaczyłaby jak bardzo jest to ważne i… jaki faktycznie ma to sens. Jakby porównała gwiazdy amerykańskie i koreańskie, a także ich kontakt z fanami, to różnica byłaby diametralna.
- Ohh… to, kompletnie różne od tego co wiem o gwiazdach. W sensie wiesz, jak już to znam takie One Direction, *NSYNC czy Backstreet Boys i oni chyba nie mieli takich restrykcji czy treningów. - stwierdziła z lekkim, ironicznym uśmieszkiem na twarzy. No dobra, nie żyła w czasach *NSYNS czy Backstreetów, ale widziała filmiki, ok? I widziała co odwalali celebryci teraz. Byli sobą, byli swobodni, mieli gdzieś opinie innych i to co myślą hejterzy. Korea chciała zadowolić wszystkich, aby zdobyć jak najwięcej fanów i rozgłosu. Musieli się wpasować w gusta i liczyć na to, że comeback się przyjmie. W Ameryce mieli… dość wyjebane.
- A to akurat bardzo dobry trening. I… w sumie chyba dobrze mieć kogoś, kto stanie w waszej obronie mimo wszystko, huh? - mruknęła, nie wiedząc jak to jest mieć fanów, no ale na pewno było miło mieć całą rzeszę ludzi, która walczyłaby o ciebie tak zażarcie. Przynajmniej się wiedziało, że nie było się w tym wszystkim samemu! Miało się fanów, ludzi, którzy brali twoją stronę cokolwiek by się nie działo. Ona miała… z kilku takich ludzi.
W pewnym momencie coś się zadziało. Mimowolnie zerknęła w kierunku otwierających się drzwi za plecami chłopaka, a potem wysłuchała kilku niezrozumiałych dla niej słów, nie wiedząc co się dzieje. Wyjaśnienia nadeszły jednak niebawem. Kącik ust jej drgnął w łagodnym uśmiechu.
Napiszę później, w porządku?
- Nie ma sprawy. - zapewniła, bo przecież spodziewała się, że nie może rozmawiać z idolem cały dzień, nawet jeśli rozmowa szła faktycznie gładko. To po prostu się działo, nawet się nie starała specjalnie, aby ją ciągnąć. Temat gonił kolejny temat… aż nie pojawił się współlokator, który zwiastował koniec FaceTime’a. - Myślałam, że zmienię… ale nie zmieniłam. Chętnie cię poznam osobiście, nawet jeśli mają mnie potem rozszarpać. - zapewniła z ironicznym uśmieszkiem, który był już jej charakterystycznym wyrazem twarzy. - Powodzenia w próbie. Do usłyszenia. - pożegnała się, a potem rozłączyła połączenie, po którym jeszcze przez chwilę siedziała pod drzwiami. Nawet nie wiedziała co o tym myśleć, bo z jednej strony rozmawiała z celebrytą, ale z drugiej… kompletne nie czuła się jakby faktycznie tak było. Mimo wszystko miał w sobie coś dziwnie przyciągającego i na tyle uroczego, tudzież łagodnego, że chciało się wrócić do rozmowy. Westchnęła potrząsając głową. Otrząśnij się, Lilith. Nie dla psa kiełbasa. Jesteście z dwóch różnych światów, a ty zdecydowanie nie chcesz się w to mieszać. ChiChi nie dałaby ci spokoju…
Wstała i schowała telefon do kieszeni. Teraz był czas starcia się z przyjaciółką. Przyjaciółką i jej tysiącem pytań dotyczących rozmowy, której nie mogła być świadkiem. Niech się dzieje wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba…


/eot
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
ODPOWIEDZ