Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Dobra. Może faktycznie nie było co myśleć na zapas i wybiegać z planami aż tak bardzo do przodu. W końcu pięć lat to kupa czasu. Duża kupa. Bardzo. Nie mogła przecież wymagać od niego, że w jakimkolwiek stopniu będzie wiedział gdzie dokładnie widzi się za ten czas. Nikt przecież nie wie tak do końca. Poza tym życie bywa tak przewrotne i niezawodne, że tak naprawdę nigdy nie wiadomo, kiedy nagle zmieni kierunek lub zawodowo wypierdoli wszystko do góry nogami. A przyszłości nie był w stanie przewidzieć nikt - nawet wróżki prosto z rumuni. O sto dolców idę, że żadna nie zobaczyłaby w swojej kuli półnagiej Jo, odzianej jedynie w czerwony kocyk, kierującej się prosto do domów sąsiadów i napierdalającej im po drzwiach o drugiej w nocy, żeby zapytać się, czy ich pralka chodzi, bo tak naprawdę założyła się ze swoich telefonicznym przyjacielem, którego nigdy nawet na oczy nie wiedziała, że właśnie to zrobi. Brzmi pojebanie? No cóż. You would be suprised.
Wróciła do domu w towarzystwie głośnego śmiechu Otisa, który ciepło otulał jej uszy i samopoczucie. Lubiła jego śmiech. Ten głośny, prawdziwy. Lubiła, kiedy śmiał się z jej żartów, a niekiedy i z niej, bo palnęła coś głupiego i nieprzemyślanego. To były jedne z jej ulubionych chwil.
- Mój drogi, żołądek to cię pewnie rozbolał z nadmiaru alkoholu, a nie napierdalania się. Poza tym przynajmniej teraz już wiesz co ja z Tobą mam, kiedy mnie kurwa rozśmieszasz co dobre dziesięć minut - pokręciła głową, kierując się do kuchni. Z lodówki wyciągnęła niewielkich rozmiarów karton z sokiem pomarańczowym i wcześniej jeszcze wsypując do szklanki kilka kostek lodu zalała ją do połowy - Mm, ale idę o dwie dyszki, że finalnie i tak pewnie poszła sprawdzić tę pralkę, tak wiesz na wszelki wypadek, czy aby na pewno jeszcze tam jest - prychnęła, upijając łyk soku. Przeniosła się z powrotem na balkon, zasiadając w wygodnej pozycji. Odszukała paczkę papierosów i widząc, że to już ostatni pokręciła głową zrezygnowana. No i chuj, nie będzie co palić rano. Dzięki, Otis.
- Koniecznie wracaj już do domu! - skarciła go szybciutko, że jeszcze tego nie zrobił - Zostane z tobą na telefonie aż nie usłyszę jak przekręcasz zamek. Muszę mieć pewność, że przeżyłeś tę wielką podróż w nieznane - rzuciła żartem, chociaż tak naprawdę serio się o niego martwiła. Wiadomo, był już dużym chłopcem, ale o tych dużych też trzeba się czasami martwić. Zawahała się na moment przy jego prośbie o opowiedzenie sposobów na zaśnięcie za dzieciaka. Nie chciała o tym opowiadać. Nie czuła komfortu dzielenia się z pijanym Otisem jak przez większość nocy po prostu płakała tak długo aż nie była wykończona, a oczy same zdawał się zamykać. Albo o tym jak wyobrażała sobie śpiew zmarłej matki, ściskając mocno do piersi ukochanego pluszaka, wmawiając sobie, że to jej mały braciszek. Nie nie nie. Nie było potrzeby by wiedział. Oparła się więc wygodnie i zapodała mu kolejną, pieprzoną ściemę o szczęśliwej rodzinie, jak to mama i tata bujali ją do snu i czytali bajki o długowłosych księżniczkach.
- Otis - zagaiła cicho, kiedy przez moment to on opowiadał o swoim dzieciństwie, po czym zamilkła na moment, słysząc jedynie delikatne dyszenie po drugiej stronie słuchawki - Lubie się, wiesz? Bardzo. Czasami aż za bardzo. - wyznała szczerze, no bo przecież i tak nie będzie nic z tego jutro pamiętał.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie potrafił wybiegać myślami daleko w przyszłość. Nigdy nie oczekiwał zbyt wiele od życia, a życie nauczyło go, że bywało różnie i podłużnie. Miał to szczęście, że wychował się w dużej, kochającej rodzinie i jednego, czego był pewien, to tego, że w przyszłości pragnął stworzyć z kimś coś podobnego. Że kiedy włosy dziewczyny, którą kiedyś pokocha zaczną siwieć, będzie mógł oznajmić, że jest jak dobre wino - z wiekiem coraz lepsza. Bo to od rodziców nauczył się, że prawdziwa miłość zaczyna się od przyjaźni. Pocałunek w czoło, nocna randka, niewymuszone przeprosiny po kłótni. Potrzeba było w tym dużo cierpliwości, a przede wszystkim połączenia. Takiego, że kiedy spojrzysz, to już wiesz o co chodzi. A przede wszystkim dużo śmiechu i dystansu do świata. Obracania drobnych niedopowiedzeń w żart. Dużo żartowania!
Każdy potrzebował w swoim życiu kogoś, z kim będzie mógł się zestarzeć i jednocześnie czuć się młodo. Bratniej duszy. Pozwalać mu wygrywać w scrabble i złościć się, gdy druga strona daje ci fory, bo przecież trzeba przegrywać z honorem. I jak ciało się zmienia, pojawiają się na nim blizny, które opowiadają o przeszłości i zmarszczki, które sprowadził czas, móc wyszeptać do ucha: wyglądasz zajebiście. I Otis też chciał kogoś, kto pokocha go tak, jak jego mama pokochała jego tatę. Z tymi wszystkimi niedogodnościami, bo tak naprawdę dopiero wtedy jest idealnie.
Co będzie za pięć lat? Nie wiedział. Nie wiedział, co będzie jutro jak już przetrwa kaca, a co dopiero za tak długi okres czasu. Wiedział jednak, że rozmowy z Jo stały się jego codziennością i nie chciał tego zmieniać. Nie chciał, żeby nagle zniknęła, bo wtedy na pewno strasznie cicho zrobiłoby się w jego świecie bez niej.
Parsknął głośno do słuchawki, próbując iść prosto; przez taką dawkę śmiechu zdołał już nieco wytrzeźwieć, więc nie miał już takich problemów z utrzymaniem równowagi.
- Byłbym bardzo zawiedziony, gdyby nie sprawdziła tej pralki - odparł wesołym tonem i skręcił w lewo z przekonaniem, że obrał właściwy kierunek do domu. I nie mylił się, bo już w oddali widział szereg chatek przy dorzeczu Sapphire River. Oby tylko swoim powrotem nie obudził siostry.
Słuchał o tym, jak rodzice Jo kołysali ją do snu, nie zdając sobie sprawy, że nie było w tym krzty prawdy. Uraczył ją również swoją historią z dzieciństwa, kiedy to mama i tata zabierali go swojej sypialni i kładli między sobą, aby mógł bezpiecznie zasnąć.
- Hm? - mruknął w momencie zeskakiwania na drewniany pomost. Chyba narobił tym skokiem niezłego rabanu, bo jakiś podstarzały sąsiad wyjrzał przez okno zza zasłony i pogroził mu palcem.
Lubie się, wiesz? Bardzo. Czasami aż za bardzo.
Mimowolny uśmiech pojawił się na jego twarzy i poczuł, jak fala ciepła oblewa mu żołądek. I to wcale nie były skutki picia wódki.
- Ja też cię lubię - powiedział cicho, jednak nie aż tak, żeby dziewczyna go nie usłyszała. - Czasem bardziej niż powinienem - dodał ze świadomością, że drugiego dnia będzie mógł zgonić wszystko na alkohol. - Dziękuję, że odprowadziłaś mnie pod same drzwi - dodał i chociaż nie odprowadziła go dosłownie, to jednak cały czas dotrzymywała mu towarzystwa. - Dobranoc, Jo - wyszeptał na zakończenie, a po tym, jak dziewczyna odpowiedziała mu tym samym, zakończył połączenie, przekręcił klucz w zamku i bezszelestnie wpełznął do domu. I można byłoby ściemnić, że na drugi nie pamiętał prawie nic z tej rozmowy, a tak naprawdę pamiętał wszystko, a przynajmniej to, co chciał zapamiętać.

/zt x2

Jo King
towarzyska meduza
-
ODPOWIEDZ