about
Żona poprzedniego dyrektora szpitala w Cairns. Neonatolog, który przerywa urlop w Europie i wraca do Lorne Bay, by skonsultować pewien przypadek medyczny i przy tej okazji sprawdzić, co słychać u jej dorosłych dzieci, które zostały w mieście.
Przyszła na świat jako druga z trzech córek państwa Gardner - wojskowego i pielęgniarki. Dziś oboje są już oczywiście na emeryturze. Na co dzień opiekuje się nimi najmłodsza córka, która wraz z rodziną została w Alice Springs. Najstarsza z sióstr mieszka ze swoimi bliskimi w Europie. Dzięki nim Olivia ma cztery siostrzenice, trzech siostrzeńców i dwójkę chrześniaków.
Dorastała w typowym, konserwatywnym domu. Nie była buntowniczką. Doskonale znała panujące w nim zasady, bo panowały one we wszystkich domach w okolicy. Chodzisz do szkoły? Masz się uczyć. Wychodzisz z koleżankami? Wracasz przed 22. Chcesz spotkać się z kolegą? Okej, ale chcemy poznać jego rodziców. Idziecie razem na bal? Dobrze, tata nie zaśnie, dopóki nie wrócicie. Chcecie razem zamieszkać? Co z tego, że skończyliście już liceum i jesteście dorośli? Najpierw ma być ślub!
No to go wzięli.
Byli młodzi i chyba nie do końca wiedzieli wtedy, z czym to się je. Żeby uciec przed dobrymi radami rodziców i teściów, postanowili zmienić nieco klimat. I to jak! Wyjechali na drugi koniec kraju. On znalazł pracę na przystani, a wieczorami studiował, ona studiowała za dnia, a popołudniami opiekowała się dziećmi sąsiadów, żeby w ich domowym budżecie było kilka dolarów więcej, a tych naprawdę potrzebowali. Mieli do spłacenia kredyty, a Olivia planowała już zaciągnięcie kolejnego. Zamierzała zostać lekarzem. Ambitny cel, ale jak najbardziej realny, tak jej się przynajmniej wydawało, dopóki nie pojawił się największy wydatek, jaki może mieć młode małżeństwo na dorobku - na świecie miało pojawić się ich dziecko.
Gdy zaczynała studia medyczne, była mężatką z maleńkim synkiem. Kiedy je kończyła, syn był już odchowany, a ona była rozwiedziona.
Może byli wtedy zbyt młodzi? Może za bardzo chcieli? A może po prostu nie byli sobie pisani? Z czasem ich drogi zaczęły powoli się rozchodzić, zaczęło brakować im tematów do rozmów, Liv spędzała coraz więcej czasu z nowymi, wykształconymi znajomymi, no i...
Poznała kogoś.
Studiowali na tym samym roku. Był zupełnie inny, niż faceci, których do tej pory znała i chociaż na początku piekielnie ją irytował, to nie mogła powiedzieć, że był jej obojętny. Zdecydowanie nie był. Romans? Jeśli już, to czysto intelektualny. Każda ich rozmowa przeradzała się w dysputę, którą godzinami mogli kontynuować po zajęciach w jakiejś knajpce lub przy kieliszku wina. Ciągnęło ich do siebie, ale nigdy nie przekroczyli granicy, bo mieli swoje rodziny.
Gdy spotkali się ponownie, na rezydenturze w Cairns, byli już wolni. Nie czekali na kolejną szansę. Nie liczyła się dla nich opinia bliskich, którzy odradzali im związek z kobietą po przejściach / mężczyzną z przeszłością. To nic, że oboje mieli już wtedy dzieci z poprzednich związków. Kiedy zaczęli się spotykać na poważnie, podział jej syn / jego syn zatarł się zupełnie naturalnie. Od tej pory to byli ich synowie.
Tego lata będą świętować dwudziestą piątą rocznicę ślubu.
Nie planowali kolejnego dziecka.
Inaczej. Może i czasem w ich rozmowach przewijał się temat powiększenia rodziny, ale nigdy nie zabrali się za to na poważnie. Dwie kreski na teście ciążowym były dla nich małym zaskoczeniem, ale zarazem wielką radością, a ta była jeszcze większa, kiedy na świat przyszła dziewczynka. Mała Lisbeth (tak, wszelkie podobieństwa pomiędzy imieniem / zdrobnieniem imienia matki oraz córki są celowe) była idealna. Była ich. Jej narodziny nie oznaczały jednak, że starsi bracia nagle przestali się liczyć. Co to, to nie! Rodzice poświęcali uwagę całej trójce, choć trzeba przyznać, że nie było to łatwe zadanie. Dzieci miały przewagę liczebną (!), a rodzice też chcieli rozwijać się zawodowo.
Pediatrię wybrała po części ze względu na własne dzieci, po części kierowała się również tym, że przed laty dobrze radziła sobie jako niania. Nie chciała operować. Nie chciała być zabiegowcem. Szukała czegoś kobiecego i trafiła w dziesiątkę. Z czasem zaczęła specjalizować się w opiece nad najmłodszymi dzieciaczkami i dziś może chyba nieskromnie przyznać, że jest jednym z lepszych neonatologów w tej części kraju. Ma też spore doświadczenie. Nic dziwnego, że to właśnie jej zaproponowanie przejęcie schedy po dotychczasowym kierowniku oddziału. Ustawiła wszystko po swojemu, wprowadziła swoje sztywne, nieco konserwatywne zasady. To tu leczone są niemowlaki z całej okolicy, to na jej oddziale wcześniaki dochodzą do siebie w inkubatorach, to ona walczy z zarządem szpitala o każdego dolara niczym głodna lwica.
Czy czegoś żałuje? Tak. Tego, że praca w szpitalu oraz na uczelni pochłonęły ją do tego stopnia, że nie dostrzegła pierwszych oznak problemów własnej córki. Wydawało jej się, że wszystko jest dobrze, że Lisbeth doskonale wiedziała o tym, że zawsze, ale to zawsze, może do niej przyjść i z nią porozmawiać, a ona jednak coś przegapiła. Coś przespała.
Kiedy zdała sobie sprawę z problemu, wzięła dłuższy urlop, częściej bywała w domu i starała się robić wszystko, żeby nastolatka wiedziała, że ma w niej oparcie. Cholera, gdyby było trzeba, rzuciłaby dla niej wszystko. Dla niej i dla jej braci. Powinna być dla nich, dla niej, a przez tyle lat skupiała się na cudzych dzieciach. Nie chce być matką, która wciąż kontroluje swoje dorosłe dzieci. Nie chce też być kimś takim, jak jej rodzice, dla których przekroczenie pewnej granicy wieku oznaczała koniec dzieciństwa i jednocześnie koniec wsparcia ze strony ojca i matki. Trzeba jednak przyznać, że od niedawna, odkąd córka wyprowadziła się na swoje, ich duży dom jest dla niej przerażająco pusty. To dlatego małżeństwo zdecydowało się go sprzedać i kupić coś bliżej plaży. Kiedyś w końcu trzeba zacząć korzystać z życia, prawda?
Od lat kocha tego samego mężczyznę. Kocha trójkę ich wspólnych dzieci. Kocha również swoją pracę i do dziś próbuje to wszystko pogodzić, starając się być jednocześnie kimś, kto spiera i tym, kto zapewnia dystans. Boże, to tak trudna rola!
Dorastała w typowym, konserwatywnym domu. Nie była buntowniczką. Doskonale znała panujące w nim zasady, bo panowały one we wszystkich domach w okolicy. Chodzisz do szkoły? Masz się uczyć. Wychodzisz z koleżankami? Wracasz przed 22. Chcesz spotkać się z kolegą? Okej, ale chcemy poznać jego rodziców. Idziecie razem na bal? Dobrze, tata nie zaśnie, dopóki nie wrócicie. Chcecie razem zamieszkać? Co z tego, że skończyliście już liceum i jesteście dorośli? Najpierw ma być ślub!
No to go wzięli.
Byli młodzi i chyba nie do końca wiedzieli wtedy, z czym to się je. Żeby uciec przed dobrymi radami rodziców i teściów, postanowili zmienić nieco klimat. I to jak! Wyjechali na drugi koniec kraju. On znalazł pracę na przystani, a wieczorami studiował, ona studiowała za dnia, a popołudniami opiekowała się dziećmi sąsiadów, żeby w ich domowym budżecie było kilka dolarów więcej, a tych naprawdę potrzebowali. Mieli do spłacenia kredyty, a Olivia planowała już zaciągnięcie kolejnego. Zamierzała zostać lekarzem. Ambitny cel, ale jak najbardziej realny, tak jej się przynajmniej wydawało, dopóki nie pojawił się największy wydatek, jaki może mieć młode małżeństwo na dorobku - na świecie miało pojawić się ich dziecko.
Gdy zaczynała studia medyczne, była mężatką z maleńkim synkiem. Kiedy je kończyła, syn był już odchowany, a ona była rozwiedziona.
Może byli wtedy zbyt młodzi? Może za bardzo chcieli? A może po prostu nie byli sobie pisani? Z czasem ich drogi zaczęły powoli się rozchodzić, zaczęło brakować im tematów do rozmów, Liv spędzała coraz więcej czasu z nowymi, wykształconymi znajomymi, no i...
Poznała kogoś.
Studiowali na tym samym roku. Był zupełnie inny, niż faceci, których do tej pory znała i chociaż na początku piekielnie ją irytował, to nie mogła powiedzieć, że był jej obojętny. Zdecydowanie nie był. Romans? Jeśli już, to czysto intelektualny. Każda ich rozmowa przeradzała się w dysputę, którą godzinami mogli kontynuować po zajęciach w jakiejś knajpce lub przy kieliszku wina. Ciągnęło ich do siebie, ale nigdy nie przekroczyli granicy, bo mieli swoje rodziny.
Gdy spotkali się ponownie, na rezydenturze w Cairns, byli już wolni. Nie czekali na kolejną szansę. Nie liczyła się dla nich opinia bliskich, którzy odradzali im związek z kobietą po przejściach / mężczyzną z przeszłością. To nic, że oboje mieli już wtedy dzieci z poprzednich związków. Kiedy zaczęli się spotykać na poważnie, podział jej syn / jego syn zatarł się zupełnie naturalnie. Od tej pory to byli ich synowie.
Tego lata będą świętować dwudziestą piątą rocznicę ślubu.
Nie planowali kolejnego dziecka.
Inaczej. Może i czasem w ich rozmowach przewijał się temat powiększenia rodziny, ale nigdy nie zabrali się za to na poważnie. Dwie kreski na teście ciążowym były dla nich małym zaskoczeniem, ale zarazem wielką radością, a ta była jeszcze większa, kiedy na świat przyszła dziewczynka. Mała Lisbeth (tak, wszelkie podobieństwa pomiędzy imieniem / zdrobnieniem imienia matki oraz córki są celowe) była idealna. Była ich. Jej narodziny nie oznaczały jednak, że starsi bracia nagle przestali się liczyć. Co to, to nie! Rodzice poświęcali uwagę całej trójce, choć trzeba przyznać, że nie było to łatwe zadanie. Dzieci miały przewagę liczebną (!), a rodzice też chcieli rozwijać się zawodowo.
Pediatrię wybrała po części ze względu na własne dzieci, po części kierowała się również tym, że przed laty dobrze radziła sobie jako niania. Nie chciała operować. Nie chciała być zabiegowcem. Szukała czegoś kobiecego i trafiła w dziesiątkę. Z czasem zaczęła specjalizować się w opiece nad najmłodszymi dzieciaczkami i dziś może chyba nieskromnie przyznać, że jest jednym z lepszych neonatologów w tej części kraju. Ma też spore doświadczenie. Nic dziwnego, że to właśnie jej zaproponowanie przejęcie schedy po dotychczasowym kierowniku oddziału. Ustawiła wszystko po swojemu, wprowadziła swoje sztywne, nieco konserwatywne zasady. To tu leczone są niemowlaki z całej okolicy, to na jej oddziale wcześniaki dochodzą do siebie w inkubatorach, to ona walczy z zarządem szpitala o każdego dolara niczym głodna lwica.
Czy czegoś żałuje? Tak. Tego, że praca w szpitalu oraz na uczelni pochłonęły ją do tego stopnia, że nie dostrzegła pierwszych oznak problemów własnej córki. Wydawało jej się, że wszystko jest dobrze, że Lisbeth doskonale wiedziała o tym, że zawsze, ale to zawsze, może do niej przyjść i z nią porozmawiać, a ona jednak coś przegapiła. Coś przespała.
Kiedy zdała sobie sprawę z problemu, wzięła dłuższy urlop, częściej bywała w domu i starała się robić wszystko, żeby nastolatka wiedziała, że ma w niej oparcie. Cholera, gdyby było trzeba, rzuciłaby dla niej wszystko. Dla niej i dla jej braci. Powinna być dla nich, dla niej, a przez tyle lat skupiała się na cudzych dzieciach. Nie chce być matką, która wciąż kontroluje swoje dorosłe dzieci. Nie chce też być kimś takim, jak jej rodzice, dla których przekroczenie pewnej granicy wieku oznaczała koniec dzieciństwa i jednocześnie koniec wsparcia ze strony ojca i matki. Trzeba jednak przyznać, że od niedawna, odkąd córka wyprowadziła się na swoje, ich duży dom jest dla niej przerażająco pusty. To dlatego małżeństwo zdecydowało się go sprzedać i kupić coś bliżej plaży. Kiedyś w końcu trzeba zacząć korzystać z życia, prawda?
Od lat kocha tego samego mężczyznę. Kocha trójkę ich wspólnych dzieci. Kocha również swoją pracę i do dziś próbuje to wszystko pogodzić, starając się być jednocześnie kimś, kto spiera i tym, kto zapewnia dystans. Boże, to tak trudna rola!
Środek transportu
Od lat jeździ tylko SUVami. Dawniej - bo dzieci były małe i trzeba było wozić je na dodatkowe zajęcia, potem polubiła przestrzeń, a teraz... Teraz będzie gotowa na wożenie wnuków, kiedy już będzie je miała.
Związek ze społecznością Aborygenów
Brak. Jeśli jej dzieci jakieś mają, to po ich ojcach, bo w jej rodzinie nie było aborygeńskich przodków.
Najczęściej spotkasz mnie w:
Najczęściej, niestety, w pracy, chociaż stara się spędzać więcej czasu w domu lub wszędzie tam, gdzie może spotkać się z rodziną.
Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Stanley Westbrook
Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak
Od lat jeździ tylko SUVami. Dawniej - bo dzieci były małe i trzeba było wozić je na dodatkowe zajęcia, potem polubiła przestrzeń, a teraz... Teraz będzie gotowa na wożenie wnuków, kiedy już będzie je miała.
Związek ze społecznością Aborygenów
Brak. Jeśli jej dzieci jakieś mają, to po ich ojcach, bo w jej rodzinie nie było aborygeńskich przodków.
Najczęściej spotkasz mnie w:
Najczęściej, niestety, w pracy, chociaż stara się spędzać więcej czasu w domu lub wszędzie tam, gdzie może spotkać się z rodziną.
Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Stanley Westbrook
Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak
Olivia Westbrook
Naomi Watts
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy
w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej.
Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!